Dziś bez wstępów, a powód poznacie na końcu :)
51. Początek
I wanna take you somewhere so you know I care
~ Tom Odell – Another Love
- Drodzy
pasażerowie Garuda Airlines, informujemy, że przylot na miejsce zostanie
opóźniony o trzydzieści pięć minut. Przepraszamy za niedogodności i życzymy
udanej podróży. – Młoda stewardessa życzliwie wygłosiła krótką przemowę, po
czym rozpoczęła spacer wzdłuż podwójnych rzędów foteli niedużego samolotu.
Nut nie odezwał się ani słowem,
odkąd wkroczyli na pokład. Ściskał w dłoni książkę przygodową, której nawet nie
zamierzał czytać. Wpatrywał się w grupkę młodych ludzi, dyskutujących o minionych
wakacjach na Bali.
Tommy wpatrywał się w widok za
małą szybą. Natłok myśli spowodował chaos w jego głowie, przez co pulsowanie w
skroniach zaczęło narastać. Pozostało jedynie kilkadziesiąt minut do
rozpoczęcia nowego życia.
***
- Długo ich
nie ma…
- Adam,
powtarzasz to pięć razy w przeciągu kwadransa. Daj spokój. – Rzekła Jane,
siadając na niewysokim murku. – Może wpadli w burzę.
- Burzę? –
Czarnowłosy skierował wzrok ku przypalonemu słońcem niebu. Słońce skrywało się
już za horyzontem, oblewając złocistymi promieniami cały zasięg widnokręgu. To
miejsce nadawało się na tygodniowe wakacje, ale żeby żyć w ten sposób na stałe?
Czy można się przyzwyczaić do wszechobecnej ciszy po trzydziestu latach
spędzonych w tłocznym mieście?
- Patrz, idą!
Odwrócił głowę i ujrzał dwie
postaci, które zmierzały w ich stronę. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego
twarzy; przyłożył dłonie do ust, z niedowierzaniem kręcąc głową. Czy to mogło
dziać się naprawdę? Czy to tylko sen, z którego wybudzi się nad ranem?
- Nareszcie
jesteś… - Wyszeptał, przytulając blondyna. Nie mieli w zwyczaju czule ze sobą
obcować, jednak z każdym dniem drobne gesty stawały się coraz bardziej
naturalne. Drobne dłonie spoczęły na jego biodrach.
- Byłeś tutaj
wcześniej? – Spytała Jane, zarzucając swoją torbę na ramię.
- Kilka razy. –
Tommy cofnął się o krok. – Pół godziny spaceru i krótka podróż łodzią. Niedługo
będziemy w domu.
Zapadła cisza. Cała czwórka
spoglądała na siebie.
- Z nas
wszystkich chyba tylko Adam kiedykolwiek miał dom. – Zauważyła Jane,
wymieniając spojrzenia pomiędzy Nutem a Tommym.
***
Dotarli do niedużego portu, gdzie
zacumowanych było kilka łodzi i dwa jachty.
- Chodźcie. -
Zawołał Tommy, wchodząc na wąski, ruchomy pomost. Naprzeciw jemu wyszedł
ciemnoskóry, starszy człowiek, który przywitał wszystkich życzliwym uśmiechem.
- Kita bersama-sama.
– Powiedział Tommy, wprawiając przyjaciół w osłupienie. - Kami ingin berlayar ke pulau.
Nut oraz Jane
spojrzeli po sobie, natomiast Adam uniósł brwi, próbując znaleźć wytłumaczenie
dla zastanej sytuacji. Nie wiedział, że Ratliff zna jakikolwiek język obcy poza
językiem swojego ego.
- Aku sedang menunggu untuk Anda. Merasa,
merasa! – Starszy mężczyzna zapraszającym gestem zawołał wszystkich na starą
łódź.
- No co jest? – Spytał Tommy, odwracając wzrok. – Wsiadajcie.
***
- Nie żartuj.
To jest pieprzony raj! – Zawołał najmłodszy, wyskakując na piaszczystą plażę.
- Saya
memiliki dolar.
– Tommy wdzięcznym gestem podał mężczyźnie banknot, po czym pożegnał znajomego
machnięciem ręki.
- Nie spodziewałem się… - Wyszeptał Adam, spoglądając w górę stromego
klifu, gdzie pomiędzy drzewami usytuowany był nieduży, parterowy dom.
- Robi wrażenie, co? – Ratliff uśmiechnął się pod nosem. – Schody może
są prowizoryczne, ale bezpieczne. Jeśli będziecie zbyt pijani, śpijcie na
plaży, bo nikomu nie życzę runięcia z dwudziestu metrów. Uprzedzając wasze
pytania – tak, będziemy tutaj sami.
- Łał… - Jęknął brunet, wchodząc na górę. Widok z tej wysokości robił
jeszcze większe wrażenie. Kiedy przekroczyli próg domu, poczuli zapach świeżego
drewna.
- Może być trochę kurzu i pajęczyn, ale poza tym wszystko jest w
świetnym stanie. Miejsca wystarczy dla każdego z nas. Mufid co tydzień będzie
dostarczał nam zaopatrzenie, mamy swoją łódź, więc jeśli ktoś będzie miał
ochotę, może wybrać się na targ. Nie będę was oprowadzał, rozejrzyjcie się
sami.
- Nut… - Jane położyła rękę na ramieniu chłopaka. – Chodźmy.
Tommy wraz z
Adamem dyskretnie wymienili spojrzenia. Odprowadzili wzrokiem parę, która
zniknęła w jednym z pokojów.
- Chyba ktoś będzie musiał przemówić gówniarzowi do rozumu. –
Skomentował Tommy, otwierając szafkę. – Wino, whisky czy tequila?
- Whisky? Nigdy więcej… - Odparł Adam, opierając się o ladę. – Nie wspominałeś
mi o tym miejscu.
- Nigdy nie spodziewałem się, że sprowadzę tutaj kogoś poza samym
sobą. – Rzekł Tommy, sięgając po cztery kieliszki. – Nie umiem nawet ocenić, w
którym momencie zacząłem widzieć cię w swojej przyszłości.
Adam uniósł
kąciki ust i założył ręce na piersi. Syknął cicho.
- Wszystko gra? – Spytał Ratliff, podchodząc do bruneta. Zaczął
rozpinać jego koszulę. Bandaż był zabrudzony krwią. Zaczął go zdejmować,
odrywając zaschniętą tkaninę od skóry.
- Powinno się zagoić… - Szepnął Adam, spoglądając na rozszarpany
fragment ciała. – Myślałem, że cię zamorduję. Wsadzałeś mi palce w ciało…
Tommy zaśmiał się
pod nosem, sięgając do apteczki. – Wierz mi, dla mnie było to równie
nieprzyjemne. Gdyby nie adrenalina, to siedziałbym obok ciebie, czekając, aż
się wykrwawisz.
- Dobrze wiedzieć, że można na ciebie liczyć. – Mruknął Lambert.
- Zamknij się. Dzięki mnie żyjesz.
- Życie za życie?
- Ocaliłeś mnie przed Brianem. Nie zapomnę tego. – Rzekł, opatrując
ranę. W San Diego… Jezu, to było jakieś cholerne piekło. Miasto wypuściło setki
najgroźniejszych przestępców. Nie chciałbym tam wracać.
- Tommy… czy to wszystko już się skończyło? – Adam podniósł wzrok. – Trudno
mi uwierzyć, że kolejnego ranka będę budził się ze spokojem, pośród ciszy.
Trudno uwierzyć, że będziesz obok i nie znikniesz. Spodziewałem się, że już
nigdy cię nie zobaczę, że zgniję w tym więzieniu.
- Najgorsze były izolatki. Po tygodniu myślałem, że oślepłem.
Adam zwrócił
wzrok za okno, gdzie błękit morza zalany był soczystymi czerwieniami. Piach
mienił się w dole niczym szczere złoto, a łagodny szum wprawiał go w monotonię.
***
Jane i Nut weszli do niedużej
sypialni. Rozglądali się dookoła, upatrując ciekawych przedmiotów.
- Będziemy
spać w jednym łóżku? – Zapytał Nut.
- Zapomnij.
- Ale nie ma
dwóch…
Jane odwróciła wzrok. –
Rzeczywiście. Mam nadzieję, że nie będziesz zabierał kołdry.
Chłopak usiadł na krawędzi
materaca, opierając łokcie o kolana.
- Umówiłem się
z Tommym, że zapomnimy o naszej przeszłości. Jaki on był?
Brunetka przesunęła palcem po
powierzchni brązowego regału. – Zapamiętaj go takim, jakbym był za czasów
twojego dzieciństwa. Każdy z nas poszukuje swojej drogi. Myślę, że dobrze
postąpiliście. Nie warto rozdrapywać starych ran.
- Chyba
potrzebuję z kimś porozmawiać. Jane?
Dziewczyna odwróciła się, powoli
zmierzając w stronę Nuta. Usiadła tuż obok niego.
- Boję się. –
Rzekł półgłosem – Kiedy staję przed lustrem, każda blizna przypomina mi osobę,
z którą się widziałem. Nie czuję się człowiekiem. Ludzie mają honor, ja nawet
nie wiem, czym on jest. Czuję się zupełnie pusty, tam w środku. – Rzekł,
uderzając dłonią o swój tors – Nie wiem, jak to jest… jak to jest być z kimś.
Blisko.
- Co masz na
myśli? – Jane przechyliła głowę.
- Nigdy nie
miałem nikogo. To znaczy… jako partnera. Mam poczucie, że każdy będzie się mną
brzydził. Że mam skazę, która przyćmi moją twarz.
- Nut, to tak
nie działa… - Brunetka odgarnęła swoje włosy. – Jesteś jeszcze młodym
dzieciakiem. Za miesiąc opuścimy to miejsce i znajdziemy sposób na życie dla
każdego z nas.
- Ale ja nie
chcę się z tobą rozstawać. – Rzekł łagodnym lecz zdecydowanym głosem. – Jesteś jedyną
osobą, która dała mi tak wiele. Nie potrzebuję niczego więcej, po prostu…
- Stop. –
Brunetka przerwała mu w połowie zdania. – Wiem, że mogłeś się zauroczyć, ale
musisz zrozumieć, że jestem od ciebie dwukrotnie starsza. Nie umiem żyć z mężczyzną,
a ty jesteś dla mnie dzieckiem, młodszym bratem. Zdaję sobie sprawę z tego, że
jesteś dojrzalszy nawet od Tommy’ego, ale są rzeczy nie do przeskoczenia. Będę
ci pomagać tak długo, aż będziesz mnie potrzebował, ale pewnego dnia u twojego
boku pojawi się ktoś bardziej odpowiedni.
- Co jest we
mnie nie tak? – Spytał, pochylając się w jej stronę.
- Będę
szczera, ale nie bierz tego do siebie. – Rzekła, zakładając ręce na piersi. –
Nie wyglądasz na swój wiek. Podobasz mi się i myślałam o tobie.
- W jaki
sposób?
- W każdy
możliwy. – Odparła, unosząc kąciki ust. – Nie mogę cię skrzywdzić. Nie mogę
podjąć złej decyzji, więc nie wymagaj ode mnie niczego, na co się nie zgodzę.
Nie miej mi tego za złe, Nut… - Rzekła, ujmując jego twarz w swoje dłonie. –
Życzę ci szczęśliwego życia i pomogę ci w realizacji każdego celu, bo na to
zasługujesz. Wiesz o tym?
Uśmiechnął się, spuszczając
wzrok. Dotknął jej rąk, czując elektryczny bodziec.
***
Tę noc spędzali w salonie. Wiatr
rozrzuciłby karty, w które grali między długimi rozmowami a kolejnymi kolejkami
tequili. Zmieścili się na miękkim dywanie, wokół którego rozstawione były
butelki z alkoholem i egzotyczne owoce, których mieli próbować.
- Wariatko! –
Zawołał Tommy, rzucając papają w stronę Jane. – Oszukujesz!
- Nie… Nie. –
Odparła przez śmiech rozrzucając swoją talię. – Chrzanić to, nie wiesz nawet na
czym polega poker.
Nut z Adamem wymienili uśmiechy.
Adam puścił w jego kierunku perskie oko, po czym przeniósł wzrok na blondyna.
- Nie
bulwersuj się. Zawsze po alkoholu masz ochotę wszystkim wydłubać oczy. Wiecie,
że połowę tras pokonał mając we krwi ze dwa promile? – Zagadnął Lambert.
- Nie
przypominam sobie. – Mruknął Tommy, porządkując rozrzucone karty.
- Bo żyłeś na
urwanym filmie.
Jane uśmiechnęła się szeroko,
poklepując Adama po zdrowym ramieniu. – Skarbie, potrzebujesz czegoś?
- Wszystko mam.
– Odparł wdzięcznie. – Nut się chyba nudzi.
- Nie… -
Odparł cichym głosem. – Wszystko gra.
- Wiedźmo,
proszę na moment… - Tommy zawołał Jane teatralnym gestem, po czym spróbował
wstać, podpierając się o ścianę. Podążył w stronę wąskiego korytarza, gdzie się
zatrzymał.
- Czego
chcesz? – Spytała, nie tracąc uśmiechu.
- Ciężko mi to
m… Boże, mówić. – Wybełkotał, odbijając się od ściany – Ale przprzeprzeleć go. –
Rzekł z poważną miną, na co Jane zareagowała gromkim śmiechem.
- Adama?
- Tylko
spróbuj… - Mruknął z niezadowoleniem. – Wiemy, o kim mowa.
- Rozmawiałam
z nim…
- Wiem. –
Odparł Tommy – Zgasiłaś jego… może dokończmy w toalecie… zapal. – Odparł,
zmierzając w stronę łazienki, by opłukać twarz zimną wodą. – Rano umrę na kaca.
Jane oparła się o framugę – To przyniesie
mu jedynie nadzieję. Nie chcę go zranić.
- Przestań
pierdolić, niech ma coś gówniarz z życia. Jedna noc nie oznacza małżeństwa
zaraz, nie? Z resztą co ci zależy, nie masz faceta, a Nut to… - Przerwał,
siadając na krawędzi wanny. – No nie lubisz go?
- Ta rozmowa
nie ma sensu.
- Czekaj! – Zawołał
Tommy, gdy dziewczyna miała zamiar opuścić pomieszczenie. – Pieprzyłaś połowę
Ameryki, a dzieciak będzie miał frajdę. Zwłaszcza, że się w tobie kocha jak
wariat. Niech ma wspomni… nie, pamiątkę. Niech ma pamiątkę. Jak chce
oczywiście, a chce, a ja mam dosyć słuchania o twoich pięknych oczach i mokrych
włosach, które doprowadzają go do obłędu. No Jane, wiem, że też na niego lecisz…
Brunetka roześmiała się,
opuszczając łazienkę. Wróciła do chłopaków, siadając między nimi.
- To co,
kolejka? Tommy będzie chwilowo nieobecny.
***
O piątej nad ranem zaczynało
świtać. Adam wraz z Tommym zasnęli na szerokiej kanapie w salonie już dwie
godziny wcześniej.
- Może stąd
pójdziemy. Jestem trochę zmęczony. – Rzekł najmłodszy, próbując wstać. Jego
nogi były obolałe po całej nocy spędzonej na podłodze.
- Jasne.
Impreza już dawno się skończyła. – Rzekła Jane, zmierzając w stronę pokoju.
Odstawiła szklankę wody na przypadkowy regał i weszła do pokoju. Jednym ruchem
zdjęła bluzkę i w tym samym momencie poczuła na sobie czyiś wzrok.
Odwróciła się w stronę Nuta,
biorąc głęboki oddech. Śmiałym gestem rozrzuciła swoje włosy na ramiona i
zaczęła rozpinać spodnie.
- Co tak
stoisz?
- Znęcasz się
nade mną. To nie jest fair…
- Przygotowuję
się do pójścia spać. Aż tak trudno ci się powstrzymać?
Chłopak nieśmiało odwrócił wzrok.
Nie odpowiedział, zdołał jedynie przełknąć ślinę, czując ból w przełyku. Na
jego policzki wpłynął rumieniec, którego nie potrafił ukryć. Łagodne dłonie
spoczęły na jego ramionach; wzdrygnął się.
- Całowałeś
się z kobietą? – Spytała, odwracając go w swoją stronę. Nie czekając na
odpowiedź, złączyła swoje wargi z miękkimi ustami młodego chłopaka i musiała
przyznać, że naprawdę sprawiło jej to przyjemność. Łagodnie ujęła wargami jego
wargę, czując, jak wszystkie mięśnie blondyna zastygają w bezruchu. Odsunęła
się, gładząc jego twarz.
- To na tyle. Wskakuj do łóżka. Wezmę jeszcze prysznic. Mam
nadzieję, że poprawiłam ci humor?
Na młodym obliczu zagościł
nieśmiały uśmiech.
***
Adama zbudził szum wody spod
prysznica. Przetarł zmęczone powieki i zsunął nogi z kanapy, czując zdrętwienie
całego ciała. W jego skroniach pulsowało, a w ustach brakowało śliny. Poklepał
kołdrę, upewniając się, czy Tommy aby na pewno tam jest. Był i nigdzie się nie
wybierał.
Lambert wziął głęboki oddech i
powolnym krokiem zbliżył się w stronę drzwi wyjściowych. Rozsunął drzwi tarasu
i podszedł do barierki, o którą się oparł. Świeże, poranne powietrze zmierzwiło
jego czarne włosy, a szum fal wzbierających się do odpływu koił jego zmysły.
Jeżeli kiedykolwiek miał podjąć się
spowiedzi, wybrałby właśnie ten moment. Jego życie przestało być balansowaniem
na krawędzi; stało się zapisaną kartą w księdze, która zajmuje bezpieczne
miejsce. Wzrokiem błądził między czerwonymi krabami, które gęstą falą zalały
brzeg. Uśmiechnął się w duchu.
Kiedy nazywałem moje życie katastrofą, okazało się, że był to początek
drogi ku rewolucji. Poświęciłem wszystkich najbliższych dla jednego człowieka,
a ten jeden człowiek poświęcił swoje życie dla mnie. To niesamowite, jak
wszystko może się zmienić. Ja przestępcą? Tommy i jakikolwiek pomysł na życie?
Nie spodziewałem się po nim wielu rzeczy. Tak bardzo mnie zaskoczył…
Ptactwo przeleciało tuż nad jego
głową, a donośne odgłosy zaginęły pośród wysokich drzew.
Miłość. Czy całe nasze życie jest ułudą? Czym jest ta miłość, której
wszyscy pragną? Przecież uczyliśmy się, że to górnolotny stan, który dodaje
sił. Nasza droga może i była usłana różami, ale ciernie swoimi kolcami
przerastały najświeższe pąki. Po prostu mieliśmy szczęście. Trafiliśmy na
siebie i to nas ocaliło.
- Nie śpisz…? –
Usłyszał mamroczący głos za swoimi plecami – Chyba nie mamy kawy…
Adam uśmiechnął się pod nosem,
czując ciepłe dłonie na swoich nagich biodrach.
- Skoczę do
Mufida, niech zrobi zapasy. - Dodał, stając obok Adama. Spojrzał w dal,
obserwując morze, odsłaniające kolejne płaszczyzny mokrego piachu. Westchnął,
przymrużając oczy. Chłonął ciszę i spokój, które powoli uczyły go na nowo być człowiekiem.
Adam zwrócił wzrok ku Tommy’emu.
Ile dojrzałości mogło być w ich związku? Związku?
Przecież my nigdy nie nazywaliśmy się związkiem. Cóż, chyba nie było nam to
potrzebne.
Miał świadomość, że Tommy nie
będzie jednym z tych, którzy dostarczą mu śniadanie do łóżka, czy we wspólnych
objęciach zasną przy ulubionej komedii. Wiedział, że ten człowiek nie otoczy go
nadmierną czułością, że nie będzie wplatał poważnych wyznań między słowa.
Wiedział, że nigdy nie usłyszy z jego ust żadnej obietnicy czy deklaracji.
Pozostało mu tylko ufać i wierzyć, że jutro znów wzejdzie słońce.
Ta miłość, jakkolwiek patologiczna uczyniła moje życie kompletnym. Dziękuję
ci, Tommy.
_______
KONIEC
Aż trudno uwierzyć, że od
publikacji pierwszego odcinka upłynął już ponad rok. To Nasze drugie rozstanie,
ale głowy do góry! Wkrótce, bo w przeciągu miesiąca zacznę pisać kolejny
wielopart Adommy. Mogę jedynie zdradzić, że klimatem będzie bardziej nawiązywał
do Piaskowego Gołębia niż Klatki dla
Kolibrów :)
Nie spodziewałam się, że aż tak z
wielu zostanie ze mną na czas drugiego opowiadania, które było dla mnie dużym
eksperymentem, chociażby ze względu na tematykę. Ale udało się i choć końcówka momentami
przeciągała się w czasie (opóźnienie publikacji ze względu na studia)
zamknęliśmy wspólnie już drugie opowiadanie.
Liczę, że będziecie obecni także
przy kolejnym autorskim opowiadaniu. Dziękuję Wam wszystkim i każdemu z osobna
za pozostawione komentarze, za wszelkie dedykacje, pozdrowienia, odwiedzanie
bloga.
Jesteście jedyną drużyną, na którą mogę liczyć, Glamberts!
Do usłyszenia już niedługo!
Wszelkie newsy jak zawsze pod adresem fanpage