sobota, 26 stycznia 2013

Odc. 4: Sam na sam



Witajcie moje kochane! :)
Sesja trwa, ale staram się ze wszystkim nadążać. O uzupełnieniu linków pamiętam wkrótce to zrobię :)
A swoją drogą - powstało nowe jednoczęściowe opowiadanie autorstwa mojego i Rogogon! (Rogo na facebooku). Niedługo zostanie opublikowane, damy Wam znać :)  
Zapraszam!

 Odcinek 4: Sam na sam
 
Kris wraz z Martinem zajmowali miejsce przy niedużym biurku i wspólnie komentowali wydarzenia minionego tygodnia. Kiedy Allen otworzył czarno-biały brukowiec, drzwi otworzyły się gwałtownie.
- Jak leci? – Rzucił Adam, podchodząc do swojego biurka. Zdjął płaszcz, portfel oraz klucze wylądowały na parapecie. Nawet nie zauważył zdziwienia, jakie wywołała jego obecność.
- Stary, ty chyba powinieneś siedzieć w domu przez najbliższy miesiąc?
- Mam zwolnienie na dwa tygodnie – Odparł Adam, ocierając z czoła zimny pot – Nie warto tracić czasu na siedzenie w domu.
- Jesteś chory.
- Wiem.
- Na głowę.
Brunet roześmiał się – Muszę wam pomóc. A właściwie to chcę o czymś porozmawiać.  Kris – Adam usiadł na krawędzi stołu – Liczę na ciebie.
Brązowe oczy przeniosły swój punkt zainteresowania na błękit błyszczących oczu.
- Hm?
Lambert oparł dłonie o drewniany blat – Potrzebuję tego chłopaka. Chcę prowadzić jego sprawę – Rzekł bez zawahania.
Kris westchnął cicho – Ratliff?  Wykluczone.
- Jasna cholera, co za różnica! – Adam ześlizgnął się z brązowej powierzchni.
- Czekałem na ten przypadek przez wszystkie lata mojej kariery, sam chciałem go wywalczyć, ale ostatecznie trafił w ręce Simona. Z resztą nie możemy przekazywać między sobą spraw bez zgody prokuratury, a tej na pewno nie dostaniesz – Odparł Kris, wracając do czytanego wcześniej artykułu.
- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi – Rzekł oschle Lambert, zakładając ręce na piersi. Wiedział, że zwróci uwagę młodszego mężczyzny.
- Bo jesteśmy. Ale na płaszczyźnie zawodowej osobiste sympatie muszą być wykluczone. Nie nauczyłeś się tego. Dlatego nie dostaniesz gówniarza i nawet nie zamierzam się o to zatroszczyć.
Czarnowłosy roześmiał się nerwowo – Przez trzy lata prowadziłem najtrudniejszych przestępców, spędzałem całe dnie pośród morderców i popieprzeńców, a ty twierdzisz, że nie poradzę sobie z dupkiem, który ma czystą kartotekę?
- A co ci tak na tym zależy, hm? – Mruknął Kris podchodząc do lady, na której stała pusta szklanka, której zawartość wypełniła się po chwili brunatną cieczą.
- Intryguje mnie – Odparł brunet – Chcę wiedzieć, co siedzi w jego głowie. Chcę w nią wejść.
Kris upił łyk whiskey i wzruszył ramionami –  Trzepałeś do American Psycho?
- To nie są żarty – Westchnął Adam – Jestem pewien, że sobie poradzę.
- Skoro już tu jesteś – Allen zmierzył wspólnika wzrokiem – Zajmij się swoim stażystą. Gówniarz kręci się od rana i szuka sobie zajęcia. Dobrze by było, gdybyś kazał mu pozamiatać korytarze.
- Chrzań się – Warknął Lambert, po czym opuścił pomieszczenie. Niemal wpadł na Ronniego, który próbował wybrać numer do przyjaciółki.
- Za pół godziny wykład, jeśli są chętni. Daj znać dyżurnym, oni zajmą się resztą.
- Jasne – Chłopak uśmiechnął się, po czym wykonał powierzone mu zadanie.
***
Choć złość przeminęła, nadal czuł się źle. Zaczął nawet żałować, że nie posłuchał Almy i nie został w domu. Był spóźniony już piętnaście minut. Spodziewał się, że sala będzie pusta. Nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił.
Ponad pięćdziesiąt osób zajmowało już swoje miejsca. Nikły uśmiech wstąpił na rozgorączkowane oblicze. Spiesznie próbował odszukać na sali tę twarz, którą bardzo chciał zobaczyć.
- Czy ktoś napisał wypracowanie? – Spytał, siadając na biurku. Rozpiął górny guzik koszuli i poluzował krawat.
- Ja – Odezwał się jeden z mężczyzn, zajmujący miejsce w ostatnim rzędzie.
- Chętnie posłuchamy. Zacznij, proszę – Rzekł Lambert.
Kiedy długowłosy szatyn rozpoczął przemowę dotyczącą jednej z koncepcji Nietzschego, oczy Adama odnalazły w tłumie postać blondyna.
„Porozmawiamy”.
Tommy nie zwracał na niego uwagi. Wpatrywał się za to w tablicę za jego plecami. Drzwi ponownie się otworzyły.
- Jeszcze ja – Dodał Ronnie, wbiegając na salę. Usiadł za biurkiem, rzucając torbę na stół.
- Moralność niewolnicza to rozbudowane pojęcie odnoszące się do…
Blondyn zsunął biodra z krzesła, po czym delikatnie się uśmiechnął. Zwilżył wargi językiem, a następnie wziął głębszy oddech.
- A jeśli chodzi o pojęcie dionizyjskości, należy wspomnieć, że mówimy tutaj…
Rozchylił kolana,  a jego dłoń powiodła na udo. Wymownie uniósł brew.
- Stan upojenia, ekstazy, chaotyczność i nieokiełznanie prowadzące do…
Tym razem uśmiechnął się szerzej, ukazując rząd swoich białych zębów. Nacisnął językiem na policzek, przywodząc na myśl jednoznaczne skojarzenie.
- Niekiedy prowadzące do tragedii…
Adam wziął głęboki oddech i przeniósł wzrok na pozostałych więźniów. Wpatrywali się oni w ten sam punkt, co Tommy.
Brunet gwałtownie odwrócił głowę i poczuł, jak jego serce zamiera. Ronnie, siedzący tuż za nim wysyłał w kierunku Ratliffa jednoznaczne komunikaty. I co gorsze – dostawał na nie odpowiedź.
- Tam – Wstał, po czym wskazał we właściwym kierunku – są drzwi.
Jego wypowiedź zabrzmiała tak surowo, że na sali zapadła cisza, co nie zdarzało się prawie wcale. Ronnie posłusznie zabrał swoje rzeczy, po czym opuścił pomieszczenie.
Adam przez dłuższą chwilę wpatrywał się w blondyna. Czuł przepełniające go złość i roztargnienie. Gorączka uderzyła ponownie.
- Kontynuuj – Rzekł w stronę mężczyzny, który przedstawiał kolejną z teorii.
Napięcie rosło. Tommy wraz z Adamem wpatrywali się w siebie wzajemnie. Próbowali sobie udowodnić, kto nad kim ma przewagę w tej relacji. Brunet zacisnął zęby. Czuł dreszcze na całym ciele i niepohamowaną żądzę przejęcia dominacji. Do czasu, gdy miękkie wargi ponownie się rozchyliły i wyszeptały bezgłośnie dwa słowa. Adam nie był pewien czy dopełnieniem „fuck” jest „me” czy „you”.
Na moment zacisnął powieki, nie dopuszczając do siebie wizji, które usilnie próbowała podsunąć mu wyobraźnia.
- Koniec zajęć. Ty zostajesz – Rzekł, mierząc wzrokiem w kierunku Tommy’ego.
Dopiero w tej chwili uświadomił sobie, że na sali nie znajduje się żaden ochroniarz czy policjant. Miał przeczucie, że do pułapka, w jaką sam dał się złapać. Ciche szepty wypełniły pomieszczenie, które po dwóch minutach opustoszało. Zostali sami. Spojrzenia tym razem nie mówiły wiele.
- Powinieneś trafić do boksu za takie zachowanie.
- Masz prawo to zrobić – Rzekł Tommy, podchodząc do Lamberta.
Patrzył w niebieskie tęczówki. Zaczął się uśmiechać. W końcu śmiał mu się w twarz, nie cofając się nawet na krok. Lambert stracił kontrolę. Pchnął chłopaka na ścianę i ścisnął jego gardło.
- Jeśli nie nauczysz się szacunku, to dostaniesz dodatkową piątkę do wyroku.
Próbował coś wycedzić, krztusząc się. Co zdziwiło Adama – nie bronił się.
- Chcesz tu skończyć, gówniarzu? Nie cieszy cię myśl o wolności? – Zacisnął mocniej dłoń na jego gardle, czując pod palcami pulsującą tętnicę. Jego ręka drżała. Zbliżył się, czując na swoim udzie wzwód chłopaka. Kolejna fala gorąca. Odsunął się gwałtownie, po czym złapał blondyna za ramię. Popchnął go przed siebie i szedł, naciskając drugą dłonią na szczupłe plecy. Dotarli do celi. Adam otworzył uchylone drzwi, po czym wraz z Tommym wszedł do środka.
- Spędzisz tutaj resztę życia, przyrzekam ci to – pchnął go na łóżko – Zbliż się do mnie jeszcze raz, a pożałujesz tego bardziej, niż wszystkich chorych rzeczy, których  kiedykolwiek się dopuściłeś.
Brązowe oczy patrzyły na niego niepokornie.
- A gdybym złożył wniosek, że chcę, byś został moim opiekunem?
Czytasz w moich myślach? Skąd mógł przewidzieć, że największe zawodowe zamiary Adama dotyczą jego osoby?
- Chyba tylko ty potrafisz mnie zrozumieć – Rzekł, zbliżając się do krawędzi łóżka, na którym siedział – Miałbyś mnie na wyłączność. Opowiedziałbym wszystko. Poznałbyś mnie całego.
Patrzyli na siebie nieprzerwanie. Adam opuścił celę, zatrzaskując drzwi i dwukrotnie przekręcając w nich klucz. Kiedy zmierzał do swojego gabinetu, zaczął słyszeć szumy. Zakręciło mu się w głowie, oparł się o ścianę. Pamiętał już tylko, jak ktoś krzyczał jego imię.
***
Senne marzenie nawiedziło go tuż po tym jak stracił przytomność. Znajdował się w tej samej celi, co kilka minut wcześniej. Z tym samym mężczyzną. Czuł niesmak; prześladująca woń piżma i anyżu. Zaczął poddawać się destrukcyjnej sile. Brązowe oczy wpatrywały się w niego z góry, a gorące krople potu spływały drobnymi strumieniami na jego brzuch. Jednostajne tempo. Dźwięki odbijające się głuchym echem od pustych ścian. Lepiej jest nie żyć, niż żyć w ten sposób.
Nie chciał otworzyć oczu. Bał się miejsca i sytuacji, którą zastanie.
- Jest przemęczony – Usłyszał znajomy głos. Uniósł powieki, po czym ujrzał Krisa rozmawiającego z Almą.
- Wszystko w porządku… - Rzekł brunet, rozglądając się dookoła. Znajdował się we własnym łóżku. Odetchnął z ulgą. Miał wrażenie, że minione wydarzenia to tylko zły sen, z którego właśnie się obudził.
- Za dwa tygodnie Simon wydaje bankiet. Zaproszenia dostaniecie pocztą, ale informuję was już teraz. Do tej pory zjawisz się na swoim nowym stanowisku, Almo – Rzekł z uśmiechem Kris, kładąc dłoń na ramieniu zadowolonej kobiety.
- Wody… - Wymamrotał, biorąc głęboki oddech. Miał wrażenie, że jego ciało zaraz spłonie od rosnącej temperatury.

sobota, 19 stycznia 2013

Odc. 3: Gorączka



Wasze linki uzupełnię w najbliższym czasie :) Wygram z sesją i już jestem dla Was! 

Dziękuję za Wasze komentarze. Zapraszam na trójkę :)


3. Gorączka

- Martin! – Adam zawołał do jednego z mężczyzn, którego pas wyposażony był w pęk kluczy – Pozwól na moment. Pięć dwa siedem.
Kiedy czarnoskóry klawisz otwierał pomieszczenie, obok Adama stało już dwóch policjantów. Siermiężne, metalowe drzwi powoli otworzyły się. Tuż za nimi stał niskiego wzrostu, drobny blondyn. Jego nadgarstki połączone były srebrzystym łańcuchem. Lambert spojrzał w kierunku jednego z mundurowych.
- Tylko więźniowie we wschodnim skrzydle mogą być skuci we własnych celach. Tutaj mamy areszt tymczasowy. Ile razy można to powtarzać? – Adam nerwowo zacisnął wargi i podszedł do blondyna – Trzymasz się obok mnie. Żadnych gwałtownych ruchów. Wykonujesz moje polecenia. Plac jest strzeżony przez wartowników, za nami idą policjanci. Nawet nie próbuj żadnych sztuczek.
Tommy przechylił głowę – Nie traktuj mnie tak samo, jak tych wszystkich tępych gówniarzy – Rzekł ze spokojem w głosie. Powolnym, lecz zdecydowanym krokiem ruszył głównym korytarzem, dorównując kroku Adamowi.
Szli ramię w ramię, nie patrząc na siebie wzajemnie. Brunet pomimo świetnego zabezpieczenia i świadomości, że Ratliff jest absolutnie bezbronny, czuł się złapanym w pułapkę. Pchnął drzwi wiodące na zamknięte podwórze i wraz z Tommym wyszli na pusty plac.
Westchnął pod nosem, wyobrażając sobie sytuację ludzi, którzy spędzą tutaj całe swoje życie. Wielu z nich przegrało walkę o lepsze życie.
- O czym chciałeś porozmawiać? Skończyłem już pracę, więc nie nadużywaj mojej życzliwości – Rzekł Lambert, patrząc na jednego z wartowników. Starał się zachować kamienny wyraz twarzy.
- Jaki jest pana ulubiony artysta?
Adam miał wrażenie, że właśnie się przesłyszał. Zwolnił kroku, co uczynił również jego rozmówca. Lambert spojrzał na chłopaka, stojącego tuż przed nim.
- Nikomu o sobie nie mówię, takie mam zasady.
Nieprzerwanie lustrował twarz chłopaka, nie mogąc odczytać z niej żadnych emocji. Wpatrywał się w bystre, przymrużone oczy, lekko rozchylone usta. Poczuł skurcz w żołądku.
- Przecież nie poznam całego twojego życia, kiedy usłyszę nazwisko faceta, którego cenisz – Rzekł z uśmiechem, cofając się na krok. Wpatrywał się wyczekująco w twarz bruneta.
- Co z tobą jest nie tak? – Spytał Adam – Widziałem cię na zajęciach dwukrotnie. Zdaje się, że masz szeroką wiedzę na wiele tematów. Potrafisz rozmawiać i nie myślisz schematem typowym dla niepoczytalnych. Wydajesz się być inteligentny. Spędzasz całe dnie w kajdankach, a twoja kartoteka jest czysta. Kto cię wpakował w to gówno, co?
Chłopak zachłysnął się powietrzem i przygryzł dolną wargę. Wziął głębszy oddech i wzruszył ramionami. Dystans zmniejszył się o odległość jednego kroku.
- Ludzie… - Westchnął – Są zbyt słabi, bym mógł z nimi żyć.
Adam zmarszczył brwi – Co przez to rozumiesz?
- Panie Lambert… - Leniwie uniósł powieki – Proszę wybaczyć, ale moją sprawę prowadzi Simon. Tylko z nim mam prawo do podobnych rozmów.
Brunet westchnął cicho, po czym przewrócił oczami – Masz rodzinę?
- Miałem.
- Co się z nimi stało? – Spytał niewzruszenie. Choć odpowiedzi na to pytanie niejednokrotnie zmroziłyby krew w żyłach, Adam po wielu latach w zawodzie nauczył się przyjmować wszelkie zeznania ze spokojem. Każda rozmowa była podobna do rutynowej czynności.
Blondyn zbliżył się powoli, trzymając ręce przy sobie.
- Przyjdź po mnie jutro i weź mnie na rozmowę. Opowiem ci więcej… - Wyszeptał do ucha. Adam wzdrygnął się, po czym absolutnie zamarł. Był pewien, że miękkie usta otarły o krawędź jego ucha – Odpowiem na wiele pytań. Teraz jestem zmęczony… - Mówił, nie cofając się nawet na krok – Zabierz mnie do pokoju. Długi sen dobrze mi zrobi.
Czarnowłosy odsunął się z odrazą i odwrócił spiesznie, nie oglądając się za siebie – Zaprowadźcie go z powrotem - Rzekł, przyspieszając kroku. Miał prawo posunąć się do każdego czynu i w tym momencie ze wszelkich sił pragnąć zacisnąć dłoń w pięść, a następnie wymierzyć nią wprost w twarz młodego chłopaka. Powstrzymał się z jednego powodu – nie tolerował przemocy. Złość zaczęła nad nim dominować. Nigdy nie ulegał wpływom, nie pozwalał sobie na manipulacje, a tym razem coś wyrwało się spod jego kontroli.
Zimne powietrze wypełniło płuca. Adam poklepał kieszenie w poszukiwaniu kluczy do samochodu. W myślach błagał, by znajdowały się one wraz z portfelem. Nie chciał wracać do swojego gabinetu. Nie chciał w ogóle wracać do murów tego miejsca.
Mam kobietę. Ona mnie potrzebuje. Nie powinienem tracić czasu na popaprańców. Muszę wrócić do Almy.
Krew wrzała w jego żyłach. Słyszał w uszach pulsujące tętno oraz te lekkie, swobodnie płynące słowa grające przeklętą melodię. Przyjdź po mnie jutro.
- Szlag! – Warknął, otwierając drzwi czarnego forda. Zajął miejsce kierowcy i bez zwłoki przekręcił kluczyk w stacyjce. Chciał uciec; nie wiedział przed „czym”, ale czuł, że właśnie „to” zaprowadzi go do zguby.
Wskazówka prędkościomierza minęła już numer pięćdziesiąty, sześćdziesiąty i po chwili siedemdziesiąty. Powietrze groźnie uderzało w przednią szybę. Palce mocniej objęły kierownicę.
***
- Kochanie? – Zawołał, przekraczając próg domu. Zajrzał do kuchni, gdzie Alma przygotowywała kolację. Odwróciła się powoli.
- Adam, zdejmij buty, czyściłam po… Adam! – Krzyknęła, gdy dłonie mężczyzny powiodły na jej szczupłe biodra, po czym przesunęły się na drobne piersi. Biały fartuch zaszeleścił pod naciskiem silnych dłoni. Namiętne pocałunki połączyły ich usta.
Przyjdź po mnie jutro dźwięczało mu w głowie, lecz każdy kolejny pocałunek i dotyk odwodził go od tego prześladującego tonu.
Dłonie wkradły się pod długą spódnicę.
- Adam, co ty ro… co ty robisz? – Oparła dłonie o jego tors, jednak gest ten przypominał bardziej odepchnięcie niż przemawiającą przez nią troskę.
- Tęskniłem – Wysyczał. Słyszał jak kłamstwo zagnieżdża się w jego wypowiedzi. Czuł do siebie potworne obrzydzenie.
Przyjdź po mnie jutro. Porozmawiamy.
Widział w jej dużych oczach strach oraz niepewność. Stała nieruchomo jak marmurowy posąg. Patrzyła w niebieskie tęczówki.
- Przygotowałam kolację. Rozbierz się. I umyj ręce – Rzekła beznamiętnie. Ucałowała miękki policzek i poprawiając wymięty fartuch podeszła do piekarnika, z którego unosił się aromatyczny zapach pieczonego mięsa.
Lambert czuł, jak nieznany mu żar rozpala całe gardło. Gorycz wypełniała jego usta.
- Przepraszam, Alma – Zdołał wydusić i zdjął kurtkę, odwieszając ją w przedpokoju. Udał się do łazienki. Nie domknął drzwi, odkręcił wodę i spojrzał na przypadkowy przedmiot, znajdujący się w zasięgu jego wzroku. Rozpalone wargi zadrżały, gdy ujrzał własne odbicie. Czuł przepełniające go dziwne pragnienie. Czuł również ucisk w spodniach. Wyszedł z łazienki, popychając drzwi.
- Zapomniałem telefonu. Muszę wrócić do samochodu, będę za moment – Zawołał, nawet nie patrząc w kierunku kuchni. Wyszedł na dwór w samej bluzie, nie zważając na ujemną temperaturę. Wsiadł do samochodu, przeklinając w myślach własne imię.
To był impuls. Przyciągający żeliwo stop, czekający na rozmagnesowanie. Najpierw guzik w spodniach, następnie rozporek. Silna dłoń wślizgnęła się pod materiał luźnych jeansów oraz bielizny. Wstrzymał powietrze i zacisnął powieki, ściskając swoją męskość w dłoni. Wystarczyło zaledwie kilka ruchów, by po jego palcach rozlała się gęsta, ciepła wydzielina. W tej chwili gorącym ciałem nie wstrząsnęła zniewalająco gwałtowna fala rozkoszy i spełnienia. Było to raczej uwolnienie się od prześladującego, ciężkiego podniecenia, które niespodziewanie go zaatakowało. Wziął głęboki oddech i zmrużył powieki.
***
Zbliżała się północ. Brunet przekroczył próg sypialni i zmierzał w kierunku łóżka. Usiadł na jego krawędzi i przetarł zmęczone oczy dłońmi.
- Powinieneś odpocząć, Adam. To już nie są żarty.
Co ty możesz wiedzieć, pomyślał. Mruknął pod nosem i opadł na poduszkę, zakrywając się miękką kołdrą. Wpatrywał się w ciemność za oknem. Powierzchnię jego skóry pokrył płaszcz drobnych kropli zimnego potu.
- Kochanie… - Usłyszał kojący szept przy swoim uchu. Delikatna, kobieca dłoń zsunęła się po jego brzuchu, po czym zanurzyła się pod materiałem luźnych bokserek.
Zamknął oczy. Jego ciało nie reagowało na dotyk. Uczucie choć przyjemne, nie wywoływało żadnej reakcji. Ciepłe palce masowały męskość Adama, który za wszelką cenę próbował przywołać w głowie jakiekolwiek erotyczne wspomnienie.
Bystre, pewne siebie spojrzenie. Oddech tuż przy policzku. Zapach ciężkich, przeklętych perfum. Anyż i opium. Nie znosił tego połączenia. Było skrajnie mdlące, słodko-gorzkie, nie do zniesienia. Dotyk miękkich warg przy krawędzi ucha. Szyderczy uśmiech. 
 
Błagam, nie wyszeptał w myślach i prędko uniósł powieki.
- Jesteś już gotowy… kochaj się ze mną.
- Alma, nie dam rady… Przepraszam – Zwrócił się twarzą w kierunku kobiety. Ze zrozumieniem kiwnęła głową. Kochali się raz na trzy, cztery tygodnie, a w ostatnim kwartale nie mieli ze sobą żadnych, choćby najdrobniejszych ekscytujących doznań. Życie erotyczne nie miało dla nich dużego znaczenia. Pozbawione było spontaniczności, uniesienia i ekstazy. Nie mieli sobie tego za złe; czuli się ze sobą szczęśliwi.
- Dobranoc, Adam.
- Dobranoc.


Kiedy otworzył oczy, w pokoju nadal panowała ciemność. Alma spała na boku zwrócona w kierunku ściany. Brunet czuł zimny pot spływający po jego czole. Oddychał ciężko, a jego ciało drżało w konwulsjach gorączki. Nie pamiętał kiedy ostatni raz czuł się tak źle.
***
- Mleko z imbirem i miodem. Dobrze ci zrobi.
Brunet westchnął głośno i przyjął do rąk kubek aromatycznego napoju. Wodził wzrokiem za Almą.
- Czy rozmawiałeś już z Krisem? – Spytała po chwili.
- To nie jest najlepsza decyzja. Wierz mi. Jesteś zbyt delikatna. Poza tym mamy wolne miejsce jedynie dla roznoszącego posiłki. Nie chcę, byś miała kontakt z tymi chorymi wariatami.
Kobieta wyprostowała się i zwróciła przodem do Adama.
- Mielibyśmy wtedy więcej pieniędzy. I pracowalibyśmy razem… - Usiadła tuż obok na miękkiej kanapie –  Codziennie jeździsz do San Diego samochodem. Zabieralibyśmy się we dwoje.
Czarnowłosy spojrzał w jej kierunku – Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł. Jesteś zbyt delikatna, by spędzać czas wśród takich ludzi. Wiesz z jaką presją się to wiąże? Gdy zobaczą kobietę, nie dadzą ci żyć. Warczą, plują w twarz. Do tej roboty potrzeba twardego faceta, a nie skromnej, drobnej dziewczynki.
- Uważasz, że do niczego się nie nadaję, tak?
- Dobrze, już dobrze! – Adam podniósł głos, po czym złapał się za obolałe gardło – Dwa tygodnie na okresie próbnym. Daję ci gwarancję, że wspomnisz moje słowa.
Alma uśmiechnęła się szeroko i ucałowała bruneta w rozgrzany policzek.
- Oby to nie ściągnęło na nas większych kłopotów – Dodał bez przekonania niskim, cierpkim tonem głosu.

piątek, 11 stycznia 2013

Odc. 2: Po godzinach



Jak wspaniale znów czytać Wasze komentarze! Brakowało mi Waszej obecności przez cały ten długi czas.

Chce troszkę uzupełnić linki i promować twórczość Glamberts, więc pozostawiajcie Wasze adresy (nawet te, które już znam!).



2. Po godzinach



Uniósł zmęczone powieki, gdy słoneczne promienie wlały się do przestronnego pomieszczenia. Wziął głęboki oddech, czując niemiłosierny ból wszystkich mięśni. Przed oczami malował mu się obraz rozrzuconych dokumentów i notatek. To już poranek? Pomyślał, tępo wbijając wzrok w uginające się pod naciskiem wiatru gałęzie.
Usłyszał ciche kroki i skrzypnięcie drzwi.
- Znowu pracowałeś w nocy? – Rozbrzmiał delikatny, kobiecy głos.
Adam odwrócił głowę, uśmiechając się ciepło w kierunku Almy – Obiecuję, że to ostatni raz.
Powolnym krokiem podeszła do niego, przysiadając na krawędzi biurka – Musisz mieć trochę czasu na odpoczynek – Rzekła, odgarniając z czoła kosmyk swoich jasnych włosów. Wsunęła chłodne dłonie w kieszenie szlafroka, po czym spojrzała na jedno ze zdjęć. Przedstawiało ono młodego, przystojnego chłopaka. Zignorowała fotografię, po czym przeniosła wzrok na błękit zaspanych oczu – Przygotowałam śniadanie. Na którą zmianę idziesz?
Brunet zamyślił się  – Na popołudnie, ale muszę być wcześniej. Mamy dużo pracy, chcę pomóc Krisowi. Obiecałem mu to.
Alma patrzyła smutnym wzrokiem, po czym kiwnęła głową – Siostra z Paryża zaprasza nas do siebie na kilka dni. Może weźmiesz wolne?
Westchnął, przecierając powieki – Przepraszam, nie teraz. Ale obiecuję ci, że niedługo gdzieś się wyrwiemy. We dwoje – Dodał z uśmiechem.
- A gdybyśmy wrócili we troje?
Miał wrażenie, że powietrze, którym właśnie się zachłysnął zaczęło wypalać jego płuca i przełyk. Choć  życie było dla niego słodką monotonią, a on sam dojrzał wystarczająco, by założyć rodzinę, nadal nie czuł się gotowy na dziecko.
- Porozmawiamy o tym – Rzekł, siląc się na uśmiech. Wstał i ucałował kobietę w miękki policzek – Muszę wziąć prysznic. Zaraz przyjdę do kuchni – Dodał, unikając jej wzroku. Skierował się w stronę łazienki, by choć na moment poczuć odprężenie.
Pierwszy, gorący strumień zalał jego ciało. Odetchnął i oparł się o chłodne kafelki, czując na plecach przeszywające go dreszcze. Wyrzuty sumienia znowu zaczęły go prześladować. Zamiast spędzić noc przy Almie, po raz kolejny zasnął nad zdjęciami psychopatów i nieletnich wandali. Nie wiedział w jaki sposób powinien się nią opiekować, jak spełniać jej pragnienia. Silna dłoń z niezwykłą delikatnością przesunęła się po jego brzuchu i podbrzuszu, natrafiając na linię gęstych włosów. Wziął głęboki oddech i łagodnie przygryzł dolną wargę, gdy opuszki jego miękkich palców powiodły w dół.
- Telefon do ciebie!
Przeklął pod nosem i pokiwał głową. Alma miała rację. Przydałby mu się krótki odpoczynek.
***
Szybkim krokiem zmierzał w kierunku gabinetu. Wiedział, że jego przyjaciel pracuje od bladego świtu. Gorąca kawa, którą trzymał w dłoni nieco go rozgrzewała. Pchnął drzwi i kiwnął głową w kierunku Krisa.
- Cze…
- Stary, w dwieście trzy czeka na ciebie niespodzianka – Rzekł Allen, wyciągając dwie teczki z górnej szuflady – Załatw to szybko i wracaj, mam dla ciebie bojowe zadanie.
Adam westchnął głośno i opuścił gabinet, zmierzając w kierunku drzwi ewakuacyjnych, przy których umieszczona była mała sala konferencyjna. Wziął łyk gorzkiego napoju. Przywitał się z detektywami, którzy zmierzali właśnie na spotkanie z nowym świadkiem w sprawie zaginięcia słynnego profesora jednej z amerykańskich uczelni. Brunet przyłożył kartę do czytnika, po czym wkroczył na salę; spodziewał się obecności innego człowieka niż tego, którego właśnie zastał.
Zupełnie obcy mu, młody rudowłosy chłopak zajmował jedno z miejsc na samym końcu prostokątnego stołu. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat; zieleń jego oczu biła z odległości kilkunastu metrów. Kiedy ujrzał Adama zaczął powoli zmierzać w jego kierunku.
- Podobno jesteś moją niespodzianką – Rzekł Lambert, śmiałym krokiem idąc w kierunku rudowłosego.
Nieznajomy uniósł kąciki ust, po czym przymrużył oczy. Zatrzymał się przed Lambertem, powoli mierząc go wzrokiem.
- Hmm… - Zawiesił ręce na biodrach – Szczerze mówiąc chciałbym nią być.
Adam uniósł brwi, czując dreszcze kumulujące się w okolicy żołądka. Pojedynczy skurcz napiął mięśnie jego pleców.
- W czym mogę pomóc? – Odparł chłodno, wpatrując się w kocie oczy.
- Zostałem przyjęty na staż – Odparł chłopak – Mam pomagać wydziałowi kryminalnemu. To chyba twoja działka?
- Po pierwsze – Rzekł Adam – Nie przeszliśmy na „ty”. Po drugie nie życzę sobie takich zaczepek. Masz dokumenty  potwierdzające nabyte kwalifikacje?
- Nie ukończyłem jeszcze studiów – Odparł młody.
- To co chcesz robić na kryminalistyce? – Adam wziął łyk kawy – Zamiatać podłogę?
- Jeśli już jesteśmy tacy zasadniczy, panie Lambert, proszę z szacunkiem. Ronnie Deen. Miło poznać  - Rzekł, wyciągając dłoń w kierunku bruneta.
Czarnowłosy uśmiechnął się łagodnie, patrząc na niższego od siebie, drobnego chłopaka.
- Chyba łapiesz o co w tym wszystkim chodzi. Będziesz pod moim okiem. Sam niczego nie dotykaj, jasne?
Chłopak uniósł dłonie w geście poddania, po czym odwzajemnił łagodny uśmiech.
- Witaj na pokładzie, panie Deen.
***
Zegar wybił godzinę szesnastą, co dla licznej grupy więźniów oznaczało jedno – dwie godziny spędzone z człowiekiem zasługującym na ich szacunek oraz sympatię. Sala wypełniona była po brzegi, niektórzy zajęli miejsce na podłodze pod ścianą. Nie tylko wpisani na listę chcieli brać udział w zajęciach prowadzonych przez najbardziej lubianego pracownika zakładu karnego w San Diego.
Adam wszedł do sali, grzecznie przepraszając za spóźnienie. Położył na biurku trzy książki, po czym odruchowo spojrzał w kierunku tablicy. Żadnych głupich żartów, ciemna płyta pozostała czysta. Westchnął z uśmiechem.
- Moi drodzy, chciałbym porozmawiać dziś z wami na temat sztuki i kultury.
Pierwsze odgłosy dezaprobaty dotarły do uszu Adama, który uniósł ręce – Obiecuję, że was nie zanudzę. Chcę dowiedzieć się czegoś na temat waszych zainteresowań związanych z rzemiosłem artystycznym – Mówił, wodząc wzrokiem po sali – Może Alan? – Wskazał na bruneta siedzącego pod oknem. Zapadła długa cisza.
- Jareth? A może nasz zdolny, nowy kolega, Tommy? – Uśmiechnął się w kierunku niskiego blondyna.
Mężczyzna wzruszył ramionami – Nie oceniam sztuki. Nie znam się na tym. Ale jeśli miałbym wybierać to Caravaggio, Goya i Munch.
Adam zaczął szukać wspólnego związku między wymienionymi malarzami. Zmarszczył brwi i przysiadł na krawędzi stołu.
- Duża rozbieżność.
Blondyn uśmiechnął się łagodnie i przechylił głowę – Mogę spytać o pańskie wykształcenie, panie Lambert?
Adam przechylił głowę – To żadna tajemnica. Kierunki humanistyczne stały obok mojego kierunku wiodącego.
- Jest pan psychiatrą? – Zagadnął Tommy, nie zrywając kontaktu wzrokowego z brunetem.
- Psychiatrą kryminalnym.
- Duża rozbieżność… - Ratliff uniósł brwi, po czym delikatnie uniósł lewy kącik ust – Jeśli psychiatrą i filozofem może być jeden człowiek, to Goya, Caravaggio oraz Munch również mogą mieć ze sobą wiele wspólnego.
Czarnowłosy zmrużył powieki, czując, że głos staje mu w gardle. Jasny umysł. Analityczny, składny, logiczny. Fantastyczny przypadek.
Zachłysnął się powietrzem, próbując wydusić z siebie kolejne słowa. Pochylił się, opierając dłoń o udo. Psychopata nie rozumie estetyki.
- Zemsta, psychoza i szał.
Ratliff znacząco kiwnął głową – Bingo, panie Lambert.
Pozostali patrzyli po sobie, niewiele rozumiejąc z tej rozmowy. Adam zauważył zdezorientowanie na sali. Wziął głęboki wdech.
- Caravaggio w swoim szale atakował ludzi stojących mu na drodze, nieomal zasztyletował swojego brata w murach kaplicy. Pragnął otrzymać odkupienie, przedstawiając się we własnych obrazach jako grzesznik i skazaniec. Goya w okresie swojej choroby oraz depresji stworzył cykl czarnych obrazów. Przedstawiał psychotyczne wizje cierpienia i śmierci, umieszczając malowidła na ścianach swojego domu. Munch w swoich obrazach wyrażał lęk wobec świata i wewnętrzny konflikt z istotą bytu. Wszyscy oni byli geniuszami. Szalonymi, niezwykle bogatymi wewnętrznie więźniami własnych chorych umysłów. Pan Ratliff nie miał na myśli twórczości wymienionych artystów, oceniał ich dzieła przez pryzmat biografii.
- Szalonych powinno się zamykać w zamkniętych zakładach. Są dla nas zagrożeniem. Prawda?
Czarnowłosy nie spuszczał wzroku z brązowych oczu patrzących na niego nieprzerwanie.
- Jak sam udowodniłeś, nawet szaleńcy mogą być geniuszami.
- Ilu geniuszy widzisz na tej sali? – Tommy lekceważąco zmierzył wzrokiem najbliższe otoczenie.
Adam zmarszczył brwi – Mamy tutaj wielu zdolnych…
- Czy to nie trudne uczucie żegnać ukochaną żonę, dawać dzieciakom buziaka w czoło, po czym przekraczać mury wypełnione po brzegi cuchnącymi zboczeńcami, którzy podczas rozmowy z tobą zastanawiają się…
- Dość – Przerwał Lambert, czując jak fala gorąca zalewa jego ciało – Wracajmy do tematu.
Choć spodziewał się kolejnych komentarzy z ust blondyna, ten nie odezwał się słowem do końca zajęć.
***
Słońce już dawno zniknęło za linią horyzontu, a niebo przykryte było granatowym płaszczem. W jednym z gabinetów we wschodnim skrzydle nadal paliło się światło. Czarnowłosy mężczyzna ziewnął po raz kolejny, wczytując się w życiorys nieznanego mu mężczyzny. Fotografia przedstawiała nastoletniego, uśmiechniętego chłopaka. Drzwi otworzyły się gwałtownie.
- Kazałem do cholery pukać, tak trudno zapamiętać? – Warknął na stażystę, który zwolnił kroku. Ronnie wzruszył ramionami i poprawił kaptur swojej bluzy.
- Podobno jestem niespodzianką. Mogę wpadać bez zapowiedzi – Powiedział, odsłaniając rząd swoich białych zębów – Pytają czy rozmawiałeś już z jakimś… - Zwrócił wzrok w kierunku sufitu – David z LA. Jakiś gówniarz, którego wczoraj dostałeś.
- Właśnie przeglądam jego kartę – Odparł brunet, zawieszając rękę na karku – Powiedz im, że jutro mam z nim wywiad.
- Co z nim nie tak? – Spytał Ronnie, przysiadając na krawędzi biurka. Odgarnął włosy z czoła i przechylił głowę, by lepiej przyjrzeć się zdjęciu.
- Ze wszelkich sił próbuje dostać się do szpitala dla umysłowo chorych i musimy ocenić czy jego zachowanie jest pozorowane. Umieścili mu dziewczynę w psychiatryku, od tego czasu zachowuje się,  jakby postradał zmysły. Psychiatra u którego się leczył nie wydał zaświadczenia o schizofrenii, bo chłopak z pewnością jest zdrowy. Trzeba tylko to udowodnić.
Młody chłopak spuścił wzrok, uśmiechając się łagodnie – Chyba wszyscy jesteśmy wariatami. A już na pewno w miłości.
Adam westchnął ciężko nie dając odpowiedzi. Wpatrywał się w zdjęcie nastolatka i pokiwał głową. Odsunął dokumenty na bok i przysłonił twarz dłońmi. Był tak zmęczony, że przeszkadzało mu nawet tykanie zegara.
- Skończyłeś robotę godzinę temu. Zjeżdżaj do domu – Rzekł do chłopaka, nie podnosząc wzroku.
- Szkoła płaci mi od godziny. Dziś nie mam żadnej imprezy, więc posiedzę tutaj. A ty? Zostajesz na noc? – Spytał, uśmiechając się w kierunku Adama.
- Wezmę taksówkę i wrócę do domu.
- Może cię podrzucić? – Zaproponował Ronnie.
- Poradzę sobie. Muszę jeszcze zajrzeć na oddział i upewnić się, czy wszystko jest w porządku – Rzekł Lambert, po czym wstał od biurka i bez słowa ruszył w stronę drzwi, które wiodły w kierunku głównego korytarza. Pchnął je i przecierając powieki ruszył przed siebie.
Echo odbijało się od białych ścian, jasne żarówki oświetlały hall wschodniego skrzydła. Brunet trzymał w ręku notes. Szedł w kierunku izolatki, by sprawdzić czy jest już wolna.
- Panie Lambert? – Usłyszał łagodny, znajomy już głos. Zwolnił kroku i rozejrzał się dookoła – Pięć dwa siedem.
Powoli podszedł do drzwi podpisanych tym właśnie numerem. Zza wąskiej szczeliny patrzyła na niego para brązowych, bystrych oczu. Od razu wiedział do kogo one należą.
- Słucham? – Zagadnął, zachowując bezpieczny dystans.
- Mam prośbę. Jedną. Chciałbym wyjść na spacerniak. Mam zalecenie od lekarza.
- Spacery są od siódmej rano – Rzekł Adam – Poczekasz do rana.
- To tylko dziesięć minut. Chcę z Panem porozmawiać, panie Lambert – Kiedy w uszach Adama znowu rozbrzmiał delikatny głos, nie potrafił odmówić. Zwłaszcza, że nie miał ku temu powodów.