sobota, 29 czerwca 2013

Odc. 25: Idaho



W końcu odetchnęłam na dobre! Z wyników egzaminów jestem zadowolona, dzięki za wsparcie i cierpliwość. Teraz będę nadrabiać blogowe zaległości :) W dodatku – wkręciłam się w Dextera. Seriale to straszne pożeracze czasu.
Jeśli Wasz blog nie znajduje się po prawej stronie layoutu, podrzucajcie adresy. Czasem coś mi umykało.
Koniec tego gadania, zapraszam do odcinka!
25. Idaho

Czy nie powinienem teraz cierpieć? Mieć świadomość, że muszę nosić to brzemię do końca swoich dni? Czy jestem aż tak nieczuły, czy po prostu wypełniam się złem, którym karmi mnie Tommy?
Brunet zwrócił twarz w stronę Ratliffa, który spał, co kilka minut poprawiając swoją głowę, niewygodnie ułożoną na masce czarnego forda. Świt miał nadejść wkrótce.
Kim ty jesteś, Tommy? Psychopatą, za którego wszyscy cię mamy? Nie potrafiłbyś kochać, czuć, współczuć. Przecież psychopaci są wypłukani z jakiejkolwiek empatii. Krew w ich żyłach jest lodowata. Popychasz ludzi do krawędzi i każesz im skakać. Ale widziałem łzy na twojej twarzy i to cię zgubiło.
Zsunął się z samochodu, by rozprostować kości. Od północy drogę przeciął tylko jeden samochód.
Mam wierzyć słowom notorycznego kłamcy czy ufać własnej intuicji – mam ufać sobie, kiedy zawiodłem i złamałem cały system zasad? Uczucia są tobie tak obce, że moje wyznanie niczego nie zmieni. Czy ja cię kocham?
- To dziwne uczucie – Wypowiedział na głos.
Miłość kojarzy mi się z beztroskim, górnolotnym stanem uniesienia. Z tym co pierwsze i niezapomniane. Z uśmiechem i szczęściem. Czy jestem szczęśliwy? Co za bzdura. Boję się. Jestem przerażony wszystkim, co dzieje się dookoła, uciekam jak wystraszony pies, taranując wszelkie przeszkody, a ty trzymasz moją smycz. Czasami czuję się pionkiem w twojej grze. Nawet gdybym chciał, nie zbudowałbym z tobą normalnego życia. Z resztą jeśli nie potrafisz czuć, to… niech to szlag…
Westchnął pod nosem i kopnął pustą butelkę whisky. Za jego plecami rozbrzmiał cichy pomruk.
- Co to za „dziwne uczucie”? – Tommy podparł się na łokciach i rozejrzał dookoła. Po raz pierwszy od czterech dni poczuł głód.
- Nic takiego. Potrzebowałem obecności swojego głosu – Odparł z nikłym uśmiechem Adam.
- Jasne. Zdrzemnę się jeszcze na kilka minut – Odparł blondyn i zmrużył powieki.
To musi być bardzo męczące spać na ciągłym czuwaniu. Przy stałym stosowaniu valium zanika zdolność do wejścia w fazę REM. Tommy potrafi naturalnie kontrolować swój sen. Niesamowite.
Przez dłuższy czas patrzył na blondyna. Wcisnął ręce w kieszenie swoich spodni.
Musiał mi zaufać. Przecież mógłbym go teraz zabić. Wie, że jestem do tego zdolny. A jeżeli on ma uczucia, tylko skrywa je przed światem? Jeżeli nie wie czym jest miłość, może mimowolnie jej spróbuje? Mówią, że miłość polega na wzajemnym czynieniu dobra. A czym nazwać wspólną potrzebę czynienia zła?
Uśmiechnął się pod nosem i obszedł samochód, otwierając klapę bagażnika. Sięgnął po dwie puszki konserw i kawałek chleba. Jeszcze nigdy nie jadł śniadania przed wschodem słońca.
***
- Żadnych poszlak, panie Allen.
Kris westchnął i przetarł dłońmi zmęczone powieki. Druga doba bez snu. Katy już nawet przestała dzwonić, gdy zbyt dosadnie poprosił ją o spokój.
- Przyjmijmy, że Adam potencjalnie mógł wyruszyć z Tommym. Jeżeli tak się stało, szukamy grupy.
- To tylko przypuszczenie.
- Wiem – Odparł Kris – Tommy nie potwierdził, że działa z zespołem, ale nie możemy tego wykluczyć. Znikają ludzie, nie mamy ani śladów, ani nazwisk. Chłopak dwukrotnie zwiał, raz z więzienia i raz z aresztu. Ktoś musi mu pomagać i nie sądzę, by była to jedna osoba, działająca bez profitów. To musi być grupa, spotykająca się w określonym czasie. Działają na terenie całych Stanów, albo wędrują wspólnie.
- Jak wataha wilków – Rzekł Jack – Obierają kurs i zmierzają w podobnym kierunku, by sobie pomagać.
- To nie ma sensu – Westchnął James – Adam i Tommy mogą tworzyć duet i działać bez pomocy. Znają się na rzeczy i nie zostawiają po sobie śladów. Jeden to recydywista i genialny psycholog, a drugi detektyw i psychiatra. Tam nie ma miejsca na pomyłkę, dlatego nie możemy ich znaleźć.
- To również bez sensu – Odparł Jack – Tommy zawsze działał sam. Szukał swojej ofiary i wchodził z nią w kontakt. Adam nie nadaje się na ofiarę i Ratliff dobrze o tym wie.
- Będziemy czekać na jakiś znak – Rzekł Kris – Na razie mamy związane ręce.
Pamiętał, że w szufladzie wciąż trzymał list od Adama. Choć kariera zawodowa była dla niego priorytetem, chciał pozostać wierny swojemu najlepszemu przyjacielowi. Musiał go chronić jak najdłużej.
***
- Znasz to miasto? – Spytał Adam, rozglądając się dookoła.
- Wystarczająco dobrze, bym znalazł to, czego szukam – Odparł Tommy, skręcając w długą ulicę. Mieściły się przy niej restauracje i hotele. Z pewnością była to jedna z uboższych, lecz najbardziej tętniących życiem dzielnic.
Samochód zaczął zwalniać, a Tommy zwrócił wzrok za szybę.
- O nie – Zaprotestował Adam – Nawet nie mów, że o tym myślisz.
- Tylko patrzę – Odparł Tommy, spoglądając na prostytutki, stojące przy krawężniku. Bacznie obserwowały samochód.
- Tylko spróbuj… Ratliff! – Warknął Lambert, gdy chłopak zatrzymał samochód i pociągnął za klamkę. W ostatniej chwili chwycił go za nadgarstek – Zwariowałeś?
- Spokojnie – Uśmiechnął się blondyn – Może coś wiedzą na temat mojego zaginionego kuzyna. Kręcił się w tej okolicy. Idziesz ze mną?
Brunet przewrócił oczami – Załatwimy to szybko, jasne?
- Nie ma sprawy – Odparł Ratliff, wysiadając z samochodu. Rozejrzał się dookoła, lecz nie odnalazł wzrokiem nikogo z mundurowych. Tuż po chwili obok niego i Adama zjawiły się dwie nastolatki.
- Za dwadzieścia zrobię wszystko, czego sobie zażyczysz – Rzekła jedna z nich. Lambert z całych sił pragnął mieć teraz przy sobie odznakę i wylegitymować pół tego miasta. Przeklął pod nosem.
- Szukam dzieciaka – Odparł Tommy.
- Och, co za perwersja – Uśmiechnęła się rudowłosa – Na końcu ulicy powinieneś znaleźć to, czego szukasz. Gdybyś jednak zmienił zdanie, to czekam.
- Jasne – Tommy kiwnął głową i poklepał Lamberta po plecach – Chodź. Chcę byś towarzyszył mi w rozwiązaniu jednej sprawy. Zaginął mój przyrodni brat – Mówił blondyn, gdy szli wzdłuż ulicy – Podejrzewam, że zwinęli go handlarze. Mieszkał w tej okolicy, stary zupełnie go nie pilnował. Któregoś wieczoru po prostu wyszedł i nie wrócił.
- Nie sądzisz, że może po prostu chciał uciec? – Spytał Adam, spoglądając na restauracje – Zjedzmy coś. Niedobrze mi na myśl o cholernej szynce z puszki.
- Gdy będziemy wracać. Nie, nigdy nie skarżył się na warunki w domu.
Adam czuł coraz bardziej dokuczające mu burczenie w brzuchu. Pragnął zacząć kontrolować swój głód, tak jak Tommy robi to ze snem. Kilka minut później atmosfera miejsca zmieniła się na co bardziej cichą i spokojną. Ratliff podszedł do młodego chłopaka, opierającego się o mur. Wyciągnął z kieszeni zdjęcie.
- Widziałeś tego chłopaka?
Nieletni zerknął na zdjęcie, po czym zrobił krok w stronę blondyna – Nie, ale widziałem wiele innych rzeczy. Podzielić się nimi z tobą?
Adam zachrząkał. Chłopak przeniósł na niego wzrok – Nie widziałem. Nie obsługuję gówniarzy.
Tommy westchnął pod nosem – Podobno są tutaj ludzie, którzy mają dostęp do dzieciaków.
- Dolly! – Zawołał w stronę bruneta, dopalającego papierosa – Pozwól na moment. Coś dla ciebie.
Nieznajomy zbliżył się do Tommy’ego i Lamberta – W czym mogę pomóc?
- Szukam nastolatka – Blondyn pokazał fotografię – Wiem, że mógł tutaj trafić.
Dolly zaciągnął się papierosem, po czym podniósł wzrok – Nie przypominam go sobie. Jeśli nie chcesz mieć kłopotów, to szybko załatw co masz do załatwienia i znikaj stąd. Ci w oknach widzą, gdy ktoś zaczyna węszyć.
Ratliff dyskretnie uniósł wzrok – Wracamy. Nic tu po nas – Rzekł, odwracając się na pięcie – Nic sami nie wskóramy. Potrzebujemy wsparcia.
- Mieliśmy zgłoszenia z podobnych miejsc. Jeżeli twój brat został porwany, niełatwo będzie do niego dotrzeć. Zapewne już zmienił swoją tożsamość – Odparł Adam, gdy szybkim krokiem wracali do samochodu.
- W Hummingbirds są ludzie, którzy rozwiążą każdą sprawę, ale najpierw muszę zasłużyć na ich pomoc. Jeżeli nie chcesz zaliczyć swojego zadania poprzez minione wydarzenia, to zrealizujesz zadanie, które będzie przepustką do odnalezienia Cody’ego.
- Dlaczego ci na nim zależy? – Spytał Adam.
- Nieważne – Uciął Tommy, po czym pchnął drzwi restauracji – Chodź. Zmieść się w pięciu dolcach.
Brunet wziął głębszy oddech i pokręcił głową – Weź cokolwiek. Zajmę miejsce – Rzekł i skierował się ku wolnym stolikom z dala od okien. Blat pokryty był powierzchnią okruchów i rozlanego sosu, ale w tym momencie nie miało to znaczenia. Zjadłby nawet surowe mięso kojota, gdyby miał je w zasięgu ręki. Tommy wrócił tuż po chwili i usiadł naprzeciwko Lamberta.
- Cholerny tu syf – Mruknął pod nosem – Żarcie będzie za dziesięć minut. Pewnie muszą je rozmrozić, albo wyjąć psu z gardła.
Brunet przewrócił oczami – Wszystko smakuje lepiej od tego, co trzymasz w bagażniku. Hektolitry whisky, konserwy i suchy chleb.
- Mi to wystarcza. Z resztą czuję się zdrowo na niskokalorycznej diecie.
Lambert mruknął coś pod nosem i podniósł wzrok, gdy ujrzał, że Tommy nawiązał z kimś kontakt.
- Musiałbyś nisko upaść – Rzekł, komentując szczupłego chłopaka, który najwyraźniej zapraszał go do toalety.
Blondyn uśmiechnął się szeroko – Mam kilka minut.
- Cholerny tu syf – Chrząknął Lambert – Syf – Powtórzył – On rżnie wszystko, co się nawinie.
- Jakoś mi to nie przeszkadza – Odparł Tommy, spoglądając w oczy Adama – Za pięć minut wracam.
- Stop – Adam złapał go za rękę – Nie zrobisz tego.
- Słucham? – Tommy parsknął śmiechem.
- Ty narzuciłeś mi pewien kodeks, a teraz, gdy jesteśmy partnerami, też mam coś do powiedzenia. Nie będziesz pieprzył się z dziwkami.
- Skarbie, jaki ty radykalny… - Uśmiechnął się Ratliff – Chcę się pieprzyć i nie widzę żadnych przeszkód.
Lambert rozejrzał się dookoła i nachylił nad blondynem – Obiecuję ci, że nie będziesz mógł się ruszyć, gdy pozwolisz mi na to, czego oczekujesz od tego sukinsyna przy drzwiach. Zgadzasz się?
- Brzmi nieźle… - Odparł Ratliff – Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.
Do stolika podeszła kelnerka, kładąc tacę z dwoma talerzami.
- A woda?
- Skończyła się.
- Do jasnej cholery, zapłaciłem za nią.
Kobieta oddaliła się w mgnieniu oka. Tommy przewrócił oczami – Smacznego – Rzekł, łapiąc za swoją porcję. Musiał przyznać; nawet najtańszy fast food w obskurnym lokalu był lepszy od zimnych kawałków wieprzowiny w galarecie, którą karmił się od kilkunastu miesięcy.
***
- W końcu normalne łóżko, wiesz ile czasu na to czekałem? – Westchnął Tommy, przekręcając klucz w zamku – Zapraszam – Rzekł z uśmiechem, przekraczając próg pokoju.
Adam trzasnął drzwiami i zamknął je na klucz. Złapał blondyna za ramiona i przycisnął go do ściany.
- Zaśniesz o poranku – Rzekł, spiesznie rozpinając klamrę paska jego spodni.
- W tym tempie już za godzinę zapomnę, co się działo – Odparł Tommy, sięgając do krawędzi koszulki Adama. Ściągnął ją jednym ruchem, odsłaniając umięśniony tors.
- O to się nie martw – Odparł z uśmiechem brunet, zbliżając swoje rozchylone wargi do miękkiej skóry szyi. Rozpinał guziki koszuli jeden po drugim, by pozwolić zachłannym dłoniom dostać się do szczupłego brzucha i wąskich bioder. Objął chłopaka w pasie i ruszył w stronę łóżka, na które nagle runęli.
Silna, długo skrywana żądza zaczęła całkowicie ich pochłaniać. Podniecenie sięgało zenitu, gdy dwa pragnące siebie ciała czekały na moment, by znów się połączyć. Migocząca żarówka zupełnie zgasła, zamykając przestrzeń pokoju w neonowych blaskach szyldów wiszących na sąsiednich budynkach.
- Nie mogę się doczekać – Wyszeptał Tommy, kładąc dłonie na ramionach Adama, gdy zostali absolutnie nadzy. Ich ciała ocierały się o siebie, wytwarzając kurtynę ciepła, osłaniającą ich skórę.
Adam wypuścił z ust powietrze i zacisnął powieki. Czuł jak uda chłopaka łagodnie się rozchylają. Serce biło niesamowicie szybko, jakby miało zaraz wyrwać się z piersi. Lambert zaczął całować klatkę piersiową, brzuch, biodra, wodząc wargami po udach i wracając znów do góry. Miękkie włoski przyjemnie łaskotały jego nos, gdy zatrzymywał się co kilka centymetrów, by złożyć kolejny pocałunek na wilgotnej skórze.
- Co ty robisz…
Uśmiechnął się pod nosem. Tommy próbował wyrazić dezaprobatę i znów wyjść na sukinsyna, któremu zależy tylko na pozbawionym czułości seksie. Teraz prężył się i dawał pociągać za sznurki niczym marionetka, reagująca na najdrobniejsze ruchy palców Lamberta.
Chciałbym pocałować każdy fragment twojego ciała, nim w pełni będziesz mój. Jestem taki szczęśliwy, gdy cię mam. Jesteś mój. Zasługujesz na to.
- Adam… - Wysyczał, gdy poczuł, że przezroczysty płyn zaczyna sączyć się z jego męskości. Czuł, że traci kontrolę. Nie wiedział co się dzieje, ale nie chciał tego przerywać.
Miękkie pocałunki przesunęły się w górę ciała, aż zaczęły trafiać wprost na rozchylone wargi. Adam ujrzał szeroko otwarte brązowe oczy. Kurczliwy dreszcz przeszył jego ciało, gdy chude ręce oplotły kark.
Powolnym, lecz zdecydowanym ruchem wtargnął w drobniejsze ciało, które wygięło się w łuk, w geście skropionego rozkoszą bólu.
- Bądź delikatny – Wyszeptał Tommy, ufnie patrząc w niebieskie oczy.
Co? Adam ledwo powstrzymał się przed zadaniem tego pytania. Masochista oczekuje ode mnie delikatności?
Przeniósł trochę śliny z ust między ich ciała i mocniej przylgnął do chłopaka, podpierając się na łokciach. Wykonał pierwszy, głęboki ruch, co spotkało się z donośnym okrzykiem. Każde kolejne pchnięcie przychodziło im łatwiej. Tommy, chciwie łapiąc oddech uniósł powieki, by spojrzeć w niebieskie tęczówki. Lambert nachylił się, całując czoło, policzki, wargi chłopaka, jakby robił to pierwszy raz. Szczupłe palce zaciskały się kurczliwie na beżowej narzucie wąskiego łóżka, a ciała pokrywały się kolorowymi światłami migoczących neonów.
- Adam… - Wycedził Tommy, przełykając ślinę, zbierającą się na końcu języka – Mocniej…
Czarnowłosy przycisnął swoje wargi do ust chłopaka, tłumiąc głośne odgłosy wydobywające się z jego gardła. Wzajemnie spełnienie było coraz bliżej. Czuł kolejne fale mrożących skórę dreszczy, gdy brązowe oczy patrzyły wprost na niego, pozwalając na wgląd w głąb duszy. Nigdy wcześniej nie czuł, że zbliżenie może być tak górnolotne. Gdy paznokcie przesunęły po jego plecach, poczuł silny impuls, który dotarł aż do jego męskości. Kilka sekund później runął plecami na twardy materac, a Tommy usiadł na jego biodrach, naprowadzając pulsującą męskość na siebie. Czarnowłosy zmrużył powieki. Docierał do niego obraz ciała, ginącego w grze cieni. Torsu, prężącego się bezwstydnie na jego oczach. Przesunął dłońmi po nagiej klatce piersiowej i zsunął ręce na biodra, by móc kontrolować ruchy, które stawały się coraz głębsze. Po chwili palce zawędrowały na drobne pośladki i zacisnęły się na miękkiej skórze. Złapał blondyna za ramiona i przycisnął do siebie, czując, że za moment ogarnie go fala konwulsyjnych dreszczy. Seria krótkich, pełnych ekstazy odgłosów wypełniła hotelowy pokój, a ciążące, gorące i duszne powietrze nie pozwalało na zaczerpnięcie choćby jednego, sycącego oddechu. Pojedyncze krople potu spływały po zlepionych kosmykach jasnych włosów wprost na twarz Adama. Ich wzajemny uścisk zaczął słabnąć.
***
Brunet zbudził się w środku nocy. Poczuł ciepło ciała, leżącego u jego boku.
- Tommy? Nie śpisz? – Wyszeptał, przysuwając palce do twarzy.
- Pamiętasz, co mówiłem? Żadnych uczuć…
Czarnowłosy uśmiechnął się – Ale kto tu mówi o uczuciach? To był tylko seks.
Wiedział, że tymi słowami wywoła burzę w głowie Tommy’ego. Blondyn zmrużył oczy.
- Nie wyglądało na to… Nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego.
- Sam mówiłeś – Rzekł Adam – Żadnych uczuć, tak? Gdybym miał cię kochać, musiałbyś mnie zabić.
- Tak – Odparł zgodnie Ratliff.
Widocznie nie masz nic więcej do powiedzenia. Chyba sam zaczynasz się gubić w swoich postanowieniach.
- Dobranoc – Rzekł Adam, odwracając się plecami. Dopiero teraz zauważył, że czerwono-niebieskie poblaski neonów wypełniają przestrzeń pokoju. Nie było to ani trochę czarujące; to obraz podrzędnego motelu w mieście Burley.

wtorek, 25 czerwca 2013

Odc. 24: Grzesznicy



Już po egzaminach! Teraz tylko czekam na wyniki :) Dziękuję za pozostawione komentarze, a teraz zapraszam do odcinka.

Odc. 24: Grzesznicy

Wszechobecna ciemność. Cisza. Umarłem?
Uniósł powieki jeszcze raz. Auto. Tak, na pewno był w samochodzie. Spał. Musiał spać bardzo długo…
- Tommy? – Wyszeptał słabym głosem, próbując podeprzeć się na łokciach. Odpowiedział mu głuchy pomruk. Poczuł chłód ręki na swojej dłoni.
- Jak się czujesz?
Głos docierał jakby znikąd. Adam opuścił powieki, bo niewiele dostrzegał w głębi mroku. Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
- Czuję pustkę.
- Wiem, że to trudne. To zawsze przychodzi ciężko.
Zapadła długa, wymowna cisza. Adam próbował scalać minione fakty.
- Przyrzekałeś, że nikogo nie skrzywdziłeś.
- Nie chciałem, byś mnie przekreślił.
Adam nie odpowiedział. Przycisnął dłonie do zamkniętych powiek. Chwilowy przypływ ulgi przyniósł chwilowe ukojenie.
- Zabiłeś człowieka, Tommy.
- Ty również.
- Zrobiłem to, by ratować ciebie. Musiałem cię ratować.
Ratliff zapalił światło. Blady, żółty poblask wypełnił niedużą przestrzeń wnętrza samochodu.
- Zależy ci na mnie, prawda? – Spytał blondyn, zwracając się twarzą ku Adamowi.
Brunet otworzył oczy. Ujrzał łagodne rysy twarzy, której widok nieco go uspokoił.
- Bardzo mi na tobie zależy… - Wyszeptał, czując w głębi serca, że to niejedyne słowa, które chciał w tym momencie wypowiedzieć. Nawet nie próbuj, bo wszystko spieprzysz. Milcz.
Ratliff po chwili znalazł się na tylnym siedzeniu i kucnął obok Lamberta. Pochylił się nad jego twarzą, spoglądając w niebieskie tęczówki.
- Przesiąkam twoim złem - Wyszeptał Lambert.
- Po prostu stajemy się podobni - Odparł Tommy, kładąc dłoń na szorstkim od zarostu policzku Adama – Brzmi lepiej, prawda?
Brunet pokręcił głową – Nie oczyszczaj mojego sumienia. Jesteśmy mordercami. Rozumiesz, Tommy?
Chłopak nerwowo przeciągnął językiem po swoich wargach – Źli ludzie muszą ponieść konsekwencje.
- Z natury każdy jest zły.
Ratliff łagodnie wzruszył ramionami – Zgadza się, każdy jest grzesznikiem. Nie ma ludzi, którzy zasługują na życie bardziej lub mniej. Zło jest złem, bez znaczenia czy stoi za nim kradzież czy gwałt.
Brunet rozchylił usta, by zaczerpnąć głębszego wdechu powietrza – Jesteś… Tak bardzo inny. Nieschematyczny. Kpiłem z ludzi, których owinąłeś sobie wokół palca, a udało ci się zawładnąć nawet moim życiem. Popchnąłeś mnie do morderstwa. Czym ty jesteś?
Tommy jedynie zacisnął wargi – Tym, czego wszyscy się boją.
- Więc dlaczego ja się nie boję? – Brunet uniósł powieki, wywołując swoim spojrzeniem dreszcz, przeszywający plecy pokryte siecią blizn – Zaczynasz oddychać przez moje ciało. Wykorzystujesz mnie do realizacji swoich celów. Nie jestem wybranym, jestem jednym z wielu. Jestem twoim narzędziem Tommy, przyznaj to.
Ratliff przechylił głowę, unosząc kąciki ust – Nie.
Lambert wziął głęboki oddech, czując duszne powietrze, wypełniające jego płuca – Nawet nie wiesz jak bardzo przeraża mnie ten uśmiech. Muszę wyjść na zewnątrz – Rzekł, po czym złapał klamkę i odepchnął drzwi od siebie. Z trudem wydostał się na zewnątrz, jednak nogi odmówiły posłuszeństwa. Upadł na mokrą trawę.
- Jezu – Szepnął pod nosem, próbując odepchnąć od siebie nawiedzające go wspomnienia. Ból głowy nie ustąpił, lecz zamienił się w tępe pulsowanie. Żołądek skurczył się do tego stopnia, że przyjęcie czegoś do picia stanowiłoby teraz problem. Z trudem podciągnął się na kolana i podpierając o karoserię samochodu, wstał. Z każdej strony otaczała go ciemność. Na studiach poświęcił swój czas na zagłębienie się w temat traumy. Tommy już swoją miał. Adam zastanawiał się, co spotka jego. Czy będzie podręcznikowym przykładem mordercy, bojącego się – w tym przypadku krwi, ciemności, broni, kajdanek?
Szczerze w to wątpię.
Ruszył przed siebie, pokonując kilka metrów, aż ponownie się zatrzymał. Spoglądał w pełne gwiazd niebo. Wzdrygnął się, gdy poczuł znajomy dotyk. Szczupłe dłonie przesunęły się po biodrach i zatrzymały na brzuchu. Do pleców przylgnęło drobne ciało.
- Stąd ten strach? – Spytał Adam – Brian mówił prawdę?
Tommy znacząco pokiwał głową, po czym oparł czoło o ramię Lamberta.
To nie był pierwszy raz, kiedy trzymał w dłoni broń, ale na pewno pierwszy, kiedy miał jej użyć. Przekładał palce na metalowym szkielecie, wsłuchując się we własny oddech. Między plecami, a murem, do którego przylgnął poczuł wzbierającą się powierzchnię zimnego potu. Opuścił powieki, by wytężyć zmysły. Nie miał wyboru. Pozostawiony na własną łaskę zgniłby w więzieniu. Jeśli wykona zadanie, bractwo zawsze wyciągnie do niego pomocną dłoń. Poświęcenie jednego życia, dla ocalenia drugiego to naturalna kolej rzeczy. Przynajmniej tak sobie wmawiał.
Rozbrzmiały pierwsze kroki, wywołujące echo w długim tunelu. Tommy przez moment miał nadzieję, że to kolejne przesłyszenie, niestety; ton stawianych kroków przybrał na sile. Mogły dzielić ich jedynie metry. Oby ten obcy się nie spłoszył, bo drżące nogi nie pozwolą na podjęcie gonitwy.
Blondyn wychylił się zza muru, idąc wprost na chłopaka. Wystarczyła sekunda, by obraz jego twarzy przeniknął do pamięci Ratliffa na całe życie.
Nieznajomy momentalnie zatrzymał się, gdy blondyn podniósł broń. Tracąc kontrolę nad swoim ciałem, nieznajomy upadł na kolana.
- Błagam, nie! Niczego nie zrobiłem…
Tommy wiedział, że nie powinien słuchać tych słów. Za każdy pojedynczy wyraz, jego sumienie będzie płaciło wysoką cenę. Dałby wszystko, by w tym momencie zamknąć oczy i nie widzieć całej sceny. Nie było mu to dane. Musiał przecież wymierzyć prosto w głowę.
Padł strzał. Odwrócił się i niczym aktor schodzący ze sceny po zakończonym akcie, ruszył w stronę Briana.
- Witamy w Hummingbirds.
Minął go, nawet nie chcąc patrzeć w pełne pogardy oczy. Nie chciał mieć z tym człowiekiem nic wspólnego. Z tym, który zniszczył jego życie, stawiając przed niemożliwym do dokonania wyborem.
Adam wziął głębszy oddech – Co wtedy czułeś?
- To samo, co ty.
- Czyli nic?
Ratliff przygryzł dolną wargę i cofnął się na krok – Uratowałeś mi życie. Lider chce, byś dołączył do bractwa. Zgodził się na zaakceptowanie ostatnich wydarzeń, biorąc je za zadanie.
Adam uniósł powieki i zmarszczył czoło – Nie ma mowy. Nie chcę wejść do grupy w ten sam sposób, co ty. Nie za zabicie człowieka. Nigdy.
Tommy westchnął pod nosem – Jeszcze nie wiesz, co cię czeka. Nie bądź głupi, nie ryzykuj.
Lambert odwrócił się w stronę chłopaka i założył ręce na piersi – Nie mam w tobie autorytetu, wybacz. Wiesz już, jak będzie wyglądało moje zadanie?
Blondyn pokiwał głową – Tak. I wolałbym, by wykonał je ktoś inny. Nikogo nie skrzywdzisz, ale sam psychicznie możesz tego nie utrzymać.
Brunet zacisnął palce na swojej koszuli, gdy oparł dłonie o biodra – Nie rozumiem.
- Nie mogę teraz o tym mówić – Wyszeptał Tommy – Dowiesz się przy okazji najbliższego spotkania. Zastanów się jeszcze raz, czy aby na pewno chcesz puścić ostatnie morderstwo w niepamięć i nie mieć z tego żadnych profitów.
- Mam ciebie – Adam położył dłonie na karku blondyna i przysunął go do siebie, wpijając się w miękkie usta. Chociaż w takich momentach czuł swoją przewagę.
- Potrzebujemy oczyszczenia – Rzekł Ratliff, kierując się w stronę samochodu – Pojedziemy się rozerwać.
Brunet parsknął śmiechem – Uważasz, że mam nastrój na imprezowanie? Jesteś nienormalny…
- Powinieneś spróbować stanu nie czuć – Rzekł, otwierając bagażnik – Skoro nigdzie nie dasz się porwać, będziemy świętować zgon tego dupka w szczerym polu – Dodał, sięgając po dwie butelki whisky.
- Dlaczego tak niewzruszenie o tym mówisz? – Adam zbliżył się do Tommy’ego, by nie przegapić żadnych emocji malujących się na jego twarzy – Po raz pierwszy widziałem, żebyś płakał.
Blade wargi łagodnie się rozchyliły – Nie opłakiwałem jego, tylko chłopaka, którego spotkałem w tunelu.
- Spotkałeś… - Mruknął pod nosem Adam.
- Zamknij się – Warknął Ratliff, zatrzaskując klapę bagażnika. Obszedł auto, by usiąść na masce mustanga. Poprawił spodnie i oparł się plecami o przednią szybę.
- Co z Brianem? – Spytał Lambert, siadając tuż obok blondyna. Otworzył butelkę wypełnioną brunatną cieczą.
- Zajęli się nim – Odparł krótko Tommy i wziął łyk – Nie interesują mnie brudne sprawy. Nie lubię babrać się w krwi.
Adam znacząco pokiwał głową – Też nie miałem z tym styczności. Zajmowałem się głównie psychiką.
- Zaintrygowałeś mnie.
- Czym? – Lambert położył się na masce samochodu i zwrócił twarzą ku towarzyszowi.
- Pierwszy raz widziałem, że między więźniami a gliniarzem istnieje jakakolwiek więź. To było niesamowite obserwować, jak mocno skupiasz ich wokół siebie. Robiłeś to przy pomocy słów. Zupełnie jak ja. Jesteśmy podobni. Zawsze byliśmy.
Adam kiwnął głową – Z tą różnicą, że ja przywracałem ludzi do życia, a ty pchałeś ich ku autodestrukcji.
- Proszę cię, zamknij się wreszcie- Szepnął Tommy, siadając Adamowi na udach. Wziął łyk whisky i pochylił się nad pełnymi wargami, przelewając do nich gorzki alkohol. Brunet poczuł elektryzujący wstrząs, który uderzył w jego podbrzusze. Nikt wcześniej nie pociągał go tak mocno. Chłodny wiatr koił rozpaloną skórę twarzy. Usta zderzyły się ze sobą, a języki brutalnie na siebie natarły. Wzajemnie czuli gorzki smak i zapach mocnych perfum. Zmysły blondyna były znacznie bardziej wyostrzone. Czuł specyficzny, łagodny zapach skóry, rosnącą temperaturę ciała, będącego pod nim, wpatrywał się w co chwilę rozszerzające i kurczące źrenice.
Krew musi teraz płynąć szybciej, rozpychając żyły i tętnice. Serce kurczy się gwałtownie, wypluwając z siebie czerwone źródło. Oddech przyspiesza.
- Tommy! – Głośny szept przywołał go do rzeczywistości. Na ramionach Adama widniały znaczne ślady po paznokciach, wargi zaczerwieniły się pod wpływem agresywnych pocałunków – Zwolnij…
Ratliff zamrugał dwukrotnie, po czym parsknął śmiechem – Co, chcesz to zrobić „z miłości”?
Adam odpowiedział jedynie nikłym uśmiechem. Przesunął palcami po miękkiej skórze szyi chłopaka. Złapał go za kark i przysunął do siebie, obejmując jednym ramieniem.
- Dobrze, że jesteś cały. Nie poradziłbym sobie bez ciebie.
- Ja bez ciebie również, Adam.

niedziela, 23 czerwca 2013

Ogłoszenie

Kochane! Ostatni egzamin piszę jutro. Odcinek jest rozpoczęty, publikację przewiduję na wtorek :) Podrzucam dwa fragmenty na pocieszenie.



Adam nie odpowiedział. Przycisnął dłonie do zamkniętych powiek. Chwilowy przypływ ulgi niewiele zdziałał.
- Zabiłeś człowieka, Tommy.
- Ty również.
- Zrobiłem to, by ratować ciebie. Musiałem cię ratować.
Ratliff zapalił światło. Blady, żółty poblask wypełnił niedużą przestrzeń wnętrza samochodu.
- Zależy ci na mnie, prawda? – Spytał blondyn, zwracając się twarzą ku Adamowi.
Brunet otworzył oczy. Ujrzał łagodne rysy twarzy, której widok nieco go uspokoił.
______



- Nie mogę teraz o tym mówić – Wyszeptał Tommy – Dowiesz się przy okazji najbliższego spotkania. Zastanów się jeszcze raz, czy aby na pewno chcesz puścić ostatnie morderstwo w niepamięć i nie mieć z tego żadnych profitów.
- Mam ciebie – Adam położył dłonie na karku blondyna i przysunął go do siebie, wpijając się w miękkie usta.


Do usłyszenia, Skarby! <3