niedziela, 28 kwietnia 2013

Odc. 17: Kolaboracja



Mam nadzieję, że zdającym egzaminy poszły świetnie, a ci, przed którymi matura – powodzenia!
GlitterAngel: Jak pozyskuję czytelników? Nie mam na to recepty :) Po prostu zaczęłam pisać i każde opowiadanie prowadziłam do końca. W dodatku Rogogon (klik!) w trakcie Piaskowego Gołębia założyła jego fanpage :)
Udanej majówki, Skarby!

17. Kolaboracja

Szli ramię w ramię poprzez ciemną noc. Ulice świeciły pustkami, światła w oknach zgasły. Adam spojrzał w kierunku Tommy’ego.
- Dlaczego nie przeszedłeś pod tunelem sam?
Ratliff wcisnął ręce w kieszenie czarnych spodni – Pewnie masz wiele pytań. Przyjdzie czas, gdy na wszystkie poznasz odpowiedź.
- Co z Almą? Żyje?
Tommy wzruszył ramionami – Przecież nie jestem za nią odpowiedzialny.
- Pieprzysz. Na pewno wiesz, co ją spotkało. Nawet jeśli nie ty, to Brian.
Blondyn pokręcił głową – Więc pytaj jego. Nie mieszam się do spraw tego człowieka.
Adam parsknął śmiechem – Jesteś mu podległy. Nie spodziewałem się, że ktoś może brać nad tobą górę.
- Minie wiele czasu, nim poznasz wszystkie zasady – Rzekł Tommy, przekręcając klucz w drzwiach.
- Mam do ciebie pytanie – Zaczął Lambert, opierając się o framugę – Musisz odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Zabiłeś człowieka?
Blondyn spojrzał w błękit dużych oczu. Zaskakiwał go spokój, który zawsze wyczekiwał w czarnych źrenicach.
- Nie. Wielokrotnie powtarzałem, że nie jestem…
- … psychopatą. Wiem. Czyli nie zrobiłeś tego?
Tommy wzruszył ramionami – Nie.
Wszedł do domu, rozglądając się dookoła. Brunet podążył za nim. Zajrzeli do salonu.
- Mam prośbę, Tommy – Rzekł Adam, kładąc dłonie na ramionach chłopaka – Masz odtwarzacz muzyki?
Ratliff uśmiechnął się – Znajdę coś. Jutro będę potrzebował twojej pomocy.
Patrzyli sobie w oczy, wzajemnie czując drażniące ich dreszcze. Moment wyczekiwania zaczynał ich przerastać.
- Dobranoc – Rzekł cicho Tommy, bojąc się przerwać panującej między nimi ciszy.
- Dobranoc… - Odparł Adam, zbliżając się do łagodnie rozchylonych ust. Gdy złączył się z nimi, poczuł silny impuls, przeszywający jego ciało od klatki piersiowej aż do podbrzusza. Zachłanne dłonie zsunęły się z ramion na biodra.
- Nie pozwolę ci zasnąć tej nocy – Wyszeptał Adam, chwytając rękę chłopaka.
Blondyn odsłonił rząd białych zębów – Cóż, nie mogę się doczekać…
- Nikt nie będzie nam przeszkadzał… - Wyszeptał, spoglądając w kierunku zapalonego światła w toalecie. Uśmiechnął się chytrze.
Tommy odwrócił się – Mimo wszystko bezpieczniej będzie w samochodzie.
***
Oddechy pożerały głuchą ciszę. Dźwięk klamry od paska, ciche błaganie o przyspieszenie.
Adam czuł drżenie swoich rąk, gdy trzymał Tommy’ego nad swoimi biodrami. Mocnym ruchem pozbawił go spodni i bielizny, ściągając je do połowy ud. Czuł szczupłe palce, wbijające paznokcie w jego ramiona. Uwolnił swoją męskość spod napiętego materiału i zsunął się z fotela. Powolnym, lecz zdecydowanym ruchem wdarł się w szczupłe ciało, które zaczęło konwulsyjnie drżeć.
Ocierali o siebie rozgrzanymi ciałami, wzajemnie chłonąc ulotną chwilę. Nieprzerwanie wpatrywali się w swoje oczy, pragnąc przejąć dominację choćby spojrzeniem. Adam przygryzł dolną wargę, przyciskając chłopaka jeszcze mocniej do swoich bioder. Spotkał się z przeciągłym jękiem i cichym postękiwaniem do swojego ucha. Jasne kosmyki włosów oblepiły mokrą od potu twarz, a spierzchnięte usta wydawały nieprzyzwoicie kuszące odgłosy.
Brunet, nie mogąc się pohamować, przycisnął wargi do zaczerwienionej szyi, czując pod językiem silnie pulsującą tętnicę. Ich zbliżenie nigdy nie było tak intensywne. Oddali się sobie w pełni, walcząc zaciekle o osiągnięcie najwyższego ze szczytów.
- Adam, dochodzę…
Czarnowłosy zmrużył powieki, łapiąc męskość chłopaka w swoją dłoń. Czuł, że lepki, przezroczysty płyn pomaga mu w szalenie przyjemnej pieszczocie.
- Och…
Połączyli się w namiętnym pocałunku, tak agresywnym, że zaczęli kąsać swoje usta. Metaliczny posmak krwi dodawał pikanterii wchodzącej na wyżyny ekstazie.
- Mocniej, kochanie… - Wycedził przez zaciśnięte zęby Tommy. W tym momencie wstrzymał oddech, a silna dłoń zacisnęła się na jego wargach. Adam widział jedynie zarys klatki piersiowej, która unosiła się i opadała tak gwałtownie, że niestłumiony orgazm zbudziłby wszystkich ze snu. Poczuł jak gorący płyn konwulsyjnie zalewa jego podbrzusze, a silne skurcze ciała chłopaka prowadziły Adama na sam szczyt. Mięśnie zaciskały się na jego członku na tyle mocno, że ciało przeszyła seria silnych dreszczy. Poddał się sile swojego orgazmu, wykonując kilka ostatnich, coraz słabszych ruchów. Głowa Tommy’ego opadła na ramię bruneta, a ręce objęły go za kark. W powietrzu nadal unosił się niebezpiecznie erotyczny zapach, ciała zroszone były świeżym potem, zamglone spojrzenia trafiały na siebie ślepo co kilka chwil. Bicie serc nie spowalniało.
***
Adam obudził się w swoim łóżku. Otworzył oczy, wpatrując się w sufit. Od razu poczuł czyjąś obecność. Nie musiał podnosić głowy.
- Nadal wspominam…
- Nie na to czas – Odparł Tommy, siadając przy krawędzi łóżka – To dla ciebie – Rzekł, kładąc na kołdrze przestarzały odtwarzacz muzyki – A teraz trudne zadanie przed tobą. Pojedziesz z Brianem na wymianę broni. Swoją zachowaj, nawet nie mów, że ją masz. Dostaniesz drugą. Musisz dać mi czas, więc zajmij Briana w dowolny sposób, bo sama sprawa zajmie wam góra pół godziny.
Adam wziął ciężki oddech – Straciłem ochotę na śniadanie.
- To dobrze, bo ktoś dosypał do jedzenia nieprzyjemnych leków – Rzekł z uśmiechem Tommy.
Adam przekręcił głowę w bok – Skąd wiesz?
Ratliff wzruszył ramionami – Brian miał ciężką noc. Ledwo żyje. Sprytny jesteś, bo sam się nie domyślił, że ubyło kilka tabletek.
Adam pokiwał głową – Dlaczego z nim nie pojedziesz?
- Muszę załatwić ważną sprawę. Powodzenia – Rzekł Ratliff, opuszczając pokój. Zostawił za sobą zapach perfum tych samych, co zawsze.
***
Adam zajął miejsce pasażera. Zacisnął wargi, próbując nie wydusić z siebie choćby najmniejszego westchnienia. Liczył, że podróż upłynie szybko.
Nie odzywali się do siebie ani słowem. Wpatrywali się w puste drogi wiodące aż do miejsca „wymiany”. Adam sięgnął do kieszeni po niebieski odtwarzacz. Miał ślady po kleju, brakowało zaślepki. Włączył sprzęt. Trzydzieści pięć procent baterii. Wystarczy na jakiś czas…
Założył słuchawki na uszy, chłonąc pierwsze dźwięki przypadkowego utworu. Kojące dźwięki instrumentów wywołały poczucie spokoju i złudnego szczęścia.
Pragnę odkryć nieznane, rzucę życie swe na szalę lub na stos!
Uśmiechnął się łagodnie. Znał utwór z tego musicalu. Podczas jednej ze służbowych podróży do Nowego Jorku, miał okazję odwiedzić  teatr na Broadwayu. Poczuł bolesne ukłucie w sercu na myśl o dawnym życiu.
Samochód zatrzymał się. Tuż przed nimi stała grupa dorosłych mężczyzn.
- Wysiadaj – Rzekł Brian. Były to jego pierwsze słowa skierowane tego dnia do Adama.
  - Zgodnie z umową – Rzekł najwyższy z obcej grupy, kładąc na czarnej masce dwa pistolety. Sisley przekazał jedną ze swojej kabury oraz drugą zza paska.
- Kto to? – Spytał jeden z „nich”. Lambert poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku i przez moment miał wrażenie, że niewiele dzieli go od drugiego ze światów.
- Nowy. Własność Tommy’ego. Gliniarz z San Diego.
Nieznajomy z aprobatą pokręcił głową – Odezwę się do Ratliffa w tej sprawie – Dodał, mierząc bruneta wzrokiem. Wraz ze swoją grupą oddalili się w stronę stojącego dalej vana. Brian w tym czasie zbliżył się do Lamberta.
- Nawet nie myśl o tym, by do nich dołączyć. Wsiadaj, wracamy.
Adam posłusznie wykonał polecenie. Nim Sisley zdołał położyć rękę na dźwigni hamulca ręcznego, Lambert położył dłoń na jego kroczu. Poczuł na sobie gniewny, pełen niepewności wzrok.
- Powinniśmy załagodzić ten konflikt – Rzekł, zaciskając palce w okolicach rozporka. Brian sięgnął po pistolet i odbezpieczył broń.
- Jeden błędny ruch, a Tommy będzie czyścił tapicerkę.
- Nie musisz się o to martwić – Rzekł brunet, sięgając ręką pod materiał spodni chłopaka. Zaczął masować jego twardniejącą męskość.
- Nawet nie próbuj mnie całować.
Adam uśmiechnął się – Wolałbym zdechnąć niż to zrobić.
Czuł odrazę, lecz ryba połknęła haczyk. Obawiał się, że będzie o wiele trudniej. Spowolnił ruchy ręki, dbając o czas. Tommy, nie wiem do czego potrzebujesz pustego domu, ale będziesz musiał mi słono za to zapłacić.
***
Złamał hasło. Momentalnie zajął się przeglądaniem zwartości dysków i historii przeglądarki. Minęło ponad czterdzieści minut. Czasu było coraz mniej.
- Działaj… - Szepnął pod nosem, gdy komputer ładował pliki. Jednocześnie przeglądał miniatury filmów oraz posty na forach udostępnione przez  Briana.
Elektrostymulacja przy użyciu wysokiego napięcia.
Zaczął czytać o wykonywaniu przeróżnych sadystycznych praktyk o podłożu seksualnym. Zimny pot oblał jego ciało na myśl o wpisywanych przez Sisley’a hasłach. Postanowił wejść jeszcze na pocztę. Przeglądał tytuły przypadkowych wysłanych wiadomości. Trafił na jedną zatytułowaną „klatka”.
Mam chłopaka w piwnicy. Nie wiem od czego zacząć. Trzymać go w kajdankach czy w klatce? Przer*nąłem go na wszystkie strony, ale wciąż mi mało . Jak zaspokoić nienasycony głód?
Wylogował się i zamknął system. Wziął głęboki oddech i szybkim krokiem udał się do piwnicy. Nie myślał nad tym, co robi. Przekręcił klucz wetknięty do drzwi, wszedł do środka i zapalił światło. Pomieszczenie było psute.
- Co tu się do cholery dzieje… - Wymamrotał pod nosem. Wrócił do pokoju i usiadł na kanapie. Zaczął zastanawiać się, w jaki sposób Adam przedłużył spotkanie. Co tak właściwie mogło się wydarzyć.
Poczuł zazdrość. Po raz pierwszy od momentu poznania Lamberta, zapragnął mieć go przy sobie.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Odc. 16: Tunel



Widzę zgodność w komentarzach, że spodziewacie się Almy :) Już dziś wszystko się wyjaśni. 

AniaGlambert1 i GlitterAngel: Obie spytałyście o tytuł poprzedniego odcinka. Jest to zobrazowanie uczuć Adama, który chce zbliżyć się uczuciowo do Tommy’ego, a jednocześnie nie może oswoić się z nienawiścią, która go przepełnia. Stąd bulimiczne serce, które najpierw wypełnia się pozytywnymi emocjami, a później opróżnia ze wszelkich górnolotnych uczuć. Zainspirowałam się słowami z utworu Kasi Nosowskiej „Nomada”.

 16. Tunel

Od momentu opuszczenia domu przez Tommy’ego oraz Briana minęło ponad pięćdziesiąt minut. Przez cały ten czas Adam rozmyślał nad jednym – zejść do piwnicy czy nie? Trzymał w dłoniach broń, gładząc jej metalowy szkielet. Zacisnął wargi, odbezpieczając pistolet. Wstał i dzielnie ruszył przed siebie.
Stopnie wiodące do piwnicy zdawały się być coraz wyższe, droga wydłużała się z każdą kolejną mijającą sekundą. Zatrzymał się, by wziąć głębszy oddech. Przekręcił klucz i wszedł do środka.
Nieprzyjemny zapach przybrał na sile. Adam stawiał kolejne kroki bardzo ostrożnie. Zastanawiał się, czy wrócić po latarkę.
- B… Brian? – Usłyszał cichy, stłumiony głos.
Adam zatrzymał się, wstrzymując oddech. Wycofać się? Na to już za późno.
- Nie.
Zapanowała cisza. Głośny oddech przyspieszył – Światło… Po lewej stronie światło.
Czarnowłosy powoli zbliżył się do ściany. Odnalazł po omacku włącznik. Żółte promienie zalały pomieszczenie ponurym blaskiem.
- Boże – Szepnął pod nosem Lambert.
Młody chłopak leżał na cienkim kocu. Oba jego nadgarstki skute były ciężkimi kajdanami, a te zostały przymocowane do szarych murów pomieszczenia. Tuż obok jego głowy stały miski, kolejno z jedzeniem oraz świeżą wodą. Oczy nieznajomego pełne były strachu i szaleństwa. Nagie ciało zdobiły linie blizn i świeżych ran. Mokre od potu włosy przyklejały się do szczupłej twarzy.
Bez zastanowienia zbliżył się do młodzieńca, przyklękając na jedno kolano – Jak mogę ci pomóc? – Spytał, przyglądając mu się uważnie.
- Jeśli mnie uwolnisz, Brian cię zabije – Wycedził młody – Gdzie on teraz jest?
- Wyjechał z miasta, wróci za kilka godzin.
- Jesteś z nimi?
Lambert przekręcił głowę, po czym westchnął – Nie.
- Uwięzili cię?
- Nie… To bardziej skomplikowane, niż może ci się wydawać – Rzekł.
Chłopak spróbował usiąść, jednak nie starczyło mu na to sił – Ubłagaj go, żeby mnie uwolnił.
Adam westchnął pod nosem – Nie sądzę by było to takie proste. Nie rozmawiam z nim. Szczerze mówiąc trzymam się od niego z daleka.
Patrząc na chłopaka, sięgnął po kawałek leżącej obok ścierki i zanurzył ją w stojącym dalej wiadrze z czystą wodą. Wrócił do blondyna, po czym łagodnie przemył jego twarz.
- Jak często Brian składa ci przykre wizyty?
Chłopak wzruszył ramionami – Dwa razy dziennie.
- Zadbam o to, byś do jutra miał spokój. Tylko tyle jestem w stanie zrobić – Rzekł, biorąc głęboki oddech.
- Jesteś bardzo spokojny…
- Tego wymagał ode mnie zawód – Odparł Adam, siląc się na uśmiech – W jaki sposób się tutaj znalazłeś?
Młody oparł skroń o chłodny, zawilgocony mur. Wzruszył ramionami – Poznaliśmy się w klubie. To miała być kolejna jednorazowa przygoda. Jestem tutaj od kilku dni. Uciekaj, póki możesz. To potwór, nie człowiek…
Naiwny dzieciak chciał się tylko zabawić. Przecież to samo mogło spotkać mnie. Trafiłem na tę drugą połowę szaleństwa, która choć trochę troszczy się o moje życie. Być może Tommy wcale nie jest psychopatą, skoro daje mi broń i przynosi jedzenie. Nawet jeśli jest nienormalny, to koniec końców – śpię w pokoju, nie w piwnicy.
Adam czuł dreszcz przebiegający po jego plecach. Zabezpieczył broń i schował ją za pasek swoich spodni. Kiedy znalazł się tutaj po raz pierwszy, spodziewał się ujrzenia kilku martwych ciał. Ku jego zdziwieniu cała piwnica należała tylko do jednego chłopaka, w dodatku nadal żywego.  Bez słowa opuścił piwnicę i skierował się w stronę kuchni.

Odnalazł szafkę z medykamentami. Znalazł wiele niepodpisanych próbek, jednak trafił także na zwyczajne leki. Z chytrym uśmiechem sięgnął po środki przeczyszczające. Pozostała jedynie kwestia ich podania.
***
Tommy wpatrywał się w widok za oknem. Nie zwracał uwagi na Briana, który prowadził samochód i w milczeniu spoglądał na drogę. Ciszę przerwał szorstki głos.
- Co z nim zrobimy?
- To mój problem – Odparł Tommy.
Chłopak zatrzymał auto na poboczu. Sięgnął do kieszeni po chustkę i złapał Ratliffa za głowę. Zawiązał kawałek materiału na jego oczach, a chwilę później ruszyli w dalszą drogę.
Oddech blondyna przyspieszał. Choć jego oczy były zamknięte, dotarło do niego, że słońce zaczyna zastępować mrok. Zimny dreszcz przeszył całą linię kręgosłupa.
- To już?
- Nie – Skłamał Brian – Nie odzywaj się.
Tommy był pewny, że wjechali do tunelu. Czuł otaczającą go ciemność. Oczami wyobraźni widział zwężające się ściany.
- Brian, zawróć – Wyszeptał, zaciskając dłonie na krawędzi fotela – Zawracaj!
- Milcz.
Ze wszystkich skojarzeń, które kiedykolwiek podsunęła mu wyobraźnia, bał się jedynie dwóch. Były  to „Brian” oraz „tunel”.
Nie potrafił przezwyciężyć swojego strachu, gdy otaczała go mroczna ciasnota. Widział zapadające się mury, liczne samochody, które utykają w połowie drogi, a ludzie pozostawieni na pastwę losu zaczynają gnić w blaszanych puszkach. Jasność stopniowo powracała. Samochód zatrzymał się na poboczu.
Tommy zdjął opaskę, po czym wysiadł z samochodu. Okrążył go, przysiadając na masce. Słońce oślepiło jego zmęczone oczy. Po chwili znalazł się w cieniu Briana.
- Chcę, byś spełnił moje pragnienie.
Tommy uniósł wzrok – Spełniam każde. Robię, co tylko zechcesz.
- Przesunęliśmy granicę – Rzekł, wkładając ręce do kieszeni – To wciąż za mało.
Ratliff westchnął pod nosem, po czym wzruszył ramionami – Posuwasz się za daleko. Rany uniemożliwiają mi pracę. Nie jestem w stanie trenować.
Widział, jak nabrzmiałe wargi zaczynają drżeć. Starał się zachować surowy wyraz twarzy.
- Chciałbym spróbować twojego ciała – Wyszeptał Brian, wyciągając rękę w kierunku bladej skóry, po czym pogładził ją z delikatnością – Wyobrażam sobie ten smak. Wiem, że nikt ciebie nie zastąpi. Jestem spragniony…
Ratliff poczuł odrazę, która przepełniła jego wnętrze. Zsunął nogi z maski pojazdu.
- Tego już za wiele.
- Zobowiązałeś się!
- Jesteś coraz bardziej popieprzony! – Krzyknął Ratliff. Brian w odpowiedzi wyciągnął pistolet.
- Mógłbym zrobić to nawet teraz – Mówił drżącym głosem – Powinienem mieć cię w środku. Tego domaga się moje ciało.
Tommy podszedł do chłopaka, łapiąc go za nadgarstek – Spróbuj tknąć mnie albo jego bez wcześniejszej zgody, a wypatroszę cię, sukinsynu – Rzekł, wracając poboczem drogi. Kilka chwil później poczuł silne uderzenie w plecy, tępy ból głowy oraz słowa, które zlały się w niezrozumiały bełkot. Stracił przytomność.
***
Adam wiedział, że przyrządzenie posiłku oraz podanie go Brianowi sprowadzi same kłopoty. Postanowił więc sproszkować tabletki oraz dodać substancję do niemal wszystkich produktów w lodówce. Wcześniej uprzedzi Tommy’ego o swojej małej złośliwości. Chciał jedynie pomóc chłopakowi więzionemu w piwnicy. Wpadli w to samo bagno, z tą różnicą, że Adam ma realne szanse na ratunek.
Kiedy usłyszał warkot silnika, niczym czekające na powrót rodziców dziecko zbiegł na dół, by powitać Tommy’ego. Ten jednak nie zjawił się u boku Briana. Krew w żyłach pulsowała mocniej.
- Gdzie on jest?
Sisley wzruszył ramionami – Wróci w ciągu dwóch godzin. Poradzi sobie.
Lambert zacisnął dłonie w pięści – Co mu zrobiłeś?
Chłopak zmierzył go morderczym spojrzeniem. Zacisnął nerwowo wargi.
- Najprawdopodobniej znajdziesz go przy siódemce. Nie chciał ze mną wracać.
- Wcale mu się nie dziwię.
Brian zmierzył wzrokiem Adama od stóp do głów, po czym wszedł do kuchni. Lambert opuścił dom i ruszył piechotą w stronę odległego o trzy kilometry miasta.
***
Szedł dzielnie przed siebie, nie zważając na chłodne podmuchy wiatru i spadające z nieba krople deszczu. Mijały go nieliczne samochody – wtedy schodził z jezdni, kryjąc się za drzewami. Liczył się z tym, że Brian mógł posłać go w zupełnie innym kierunku, jednak nikt inny nie mógł wskazać mu właściwej drogi.
Po prawej stronie ujrzał stację benzynową. Zatrzymał się na moment, czując, że przegrywa z poczuciem głodu i pragnienia, z drugiej strony ryzykował zbyt wiele. Ostrożnie zbliżył się do głównej witryny, widząc tam żebraka przeliczającego ostatnie grosze. Podchodząc do niego czuł się jak bandyta na kilka chwil przed zdemaskowaniem.
- Przepraszam – Rzekł grzecznie – w  tym miejscu pracuje moja była dziewczyna. Jestem pewien, że nie chciałaby mnie widzieć, jednak potrzebuję zjeść i wypić coś ciepłego, a akurat tędy przejeżdżam. Czy mogę prosić o zrobienie dla mnie drobnych zakupów? – Spytał, wyciągając z kieszeni dziesięciodolarowy banknot – Kawa i zestaw obiadowy na wynos. Resztę może pan zatrzymać.
Starzec szeroko otworzył oczy, po czym sięgnął po pieniądze – Z nieba mi spadłeś! – Rzekł z entuzjastycznym uśmiechem, a po chwili zniknął za drzwiami stacji.
Adam pamiętał o monitoringu. Poruszał się bezpiecznie po nieznanym terenie. Rozejrzał się dookoła, analizując swoje położenie. Potarł chłodne dłonie i odwrócił się. Postanowił udać się do miasta i zawrócić. Jeśli Tommy’ego nie ma na tym odcinku drogi, na pewno się nie odnajdą.
Poczuł dłoń na ramieniu – Mogę spytać o pańskie imię?
Odwrócił się – Ryan – Odparł naturalnie. Czuł, że tą odpowiedzią przekreślił całą swoją tożsamość. Odebrał posiłek, po czym uśmiechnął się ciepło. Nie wypowiadając ani słowa więcej, wrócił na główną drogę.
Nie istniała przyjemność równająca się tej, której właśnie zaznawał. Ból żołądka przestał wypełniać jego myśli, siły powoli wracały. Gorący napój zwilżył suche gardło. Czuł się jak nowonarodzony. Poczuł dumę, że dał sobie radę. Teraz nawet błahe sprawy wymagały od niego wiele odwagi.
Idąc pod tunelem, dostrzegł w oddali klęczącą przy drodze postać. Przyspieszył kroku.
- Tommy? – Spytał, zbliżając się do postaci – W końcu… - Westchnął, kucając. Uniósł głowę chłopaka, podpierając podbródek. Ujrzał na twarzy zaschnięte ślady krwi, będące wynikiem upadku na żwir.
Adam poczuł rosnącą w nim złość, starał się jednak zachować nad nią kontrolę.
- Czemu nie wróciłeś do domu? Masz problem z nogą?
- Boję się tunelu.
- Słucham?
Tommy uniósł wzrok – Nie jestem w stanie pod nim przejść.
Lambert uniósł brew – Przecież ty niczego się nie boisz.
Ratliff wstał, otrzepując spodnie z pyłu – Możesz mieć mnie za wariata, ale nadal jestem tylko człowiekiem.
Lambert westchnął, wciskając dłonie w kieszenie – W takim razie jak mamy dotrzeć do domu?
Ratliff podał brunetowi kawałek materiału – Sam nie dam rady. Pójdziesz ze mną?
Adam poczuł bolesny skurcz w brzuchu, który tym razem nie miał nic wspólnego z poczuciem głodu czy sytości.
- Oczywiście – Odparł bez zawahania. Zasłonił oczy Tommy’ego chustką, po czym położył dłoń na jego ramieniu. Zrobili pierwszy krok w stronę ciemności.
Do uszu blondyna zaczęło docierać echo stawianych kroków. Adam czuł rosnące w nim zdenerwowanie, liczył się z mogącym nastąpić atakiem histerii. Spotykał ludzi z fobiami i niejednokrotnie musiał im pomagać. Gdy zaczął słyszeć przyspieszający oddech, zsunął rękę z ramienia na dłoń, po czym ścisnął ją mocno.
- Spokojnie. Zostało jedynie kilka kroków.
Blondyn zatrzymał się – Nie… Nie, nie…
Lambert pociągnął go stanowczo za rękę – Chodź za mną. Chodź. Chcę być już w domu. Ty również, prawda?
Ściągnął chustkę. Stali piętnaście metrów od ostatniego z filarów. Ratliff odetchnął, po czym uniósł wzrok. Po chwili milczenia wtulił się w tors bruneta. Zacisnął powieki. Silne ręce objęły go stanowczo, a ciepły głos koił rozszalałe zmysły.
- Skąd się tutaj wziąłeś?
Blondyn pokręcił głową – Jutro o tym porozmawiamy. Muszę przejrzeć telefon oraz laptop Briana, w tym czasie zajmiesz go czymś innym. Liczę, że wpadniesz na dobry pomysł.
Adam rozchylił wargi, próbując coś powiedzieć.
- Nie zadawaj żadnych pytań. Mam dość na dziś – Rzekł Tommy, pocierając nagie ramiona.
- Zimno ci? – Spytał brunet – Chcesz kurtkę?
Po chwili poczuł na sobie spojrzenie, któremu nie mógł się oprzeć. Szeroko otwarte brązowe oczy patrzyły na niego nieprzerwanie.
- Mógłbyś mi zaufać?
Lambert parsknął śmiechem – Nie wymagaj zbyt wiele.
Wymienili spojrzenia. Uśmiechnęli się wzajemnie, idąc ramię w ramię poprzez czarną noc, zatracając się w głuchej ciszy. A jednak istnieją chwile, gdy zło i szaleństwo gubią swoją drogę.

sobota, 13 kwietnia 2013

Odc. 15: Bulimiczne serce



Kircia: Oczywiście, nadrobię zaległości i zajrzę do Ciebie, gdy tylko będę miała wolną chwilkę! :) Oraz dziękuję za nominacje :*


Dziś bez wstępów, godzina późna, więc przechodzimy do sedna! :)


15. Bulimiczne serce

Dochodziła północ. Tommy siedział przy niedużym biurku, mając przed sobą rozłożony pistolet. Czyścił jego poszczególne części. Już dawno nie używał broni, ale troszczył się o nią jak o najlepszą przyjaciółkę.

Pogrążony w myślach wpatrywał się w świat za oknem. Tam, gdzie odbywa się niesprawiedliwa walka dobra ze złem. Unieszczęśliwił kolejnego człowieka, lecz nie potrafił go porzucić tak, jak wszystkich innych. Przywiązał go do siebie siłą, wystawiając na szereg prób. Chciał tylko jego stałej obecności. Nie wziął pod uwagę faktu, że w tej grze jest ktoś jeszcze. Ktoś silniejszy, posiadający władzę i ostateczne słowo. Usłyszał czyjeś kroki. Drzwi skrzypnęły cicho.

- Musiałeś go tutaj sprowadzić? Pomogłem ci zwiać z więzienia. Liczyłem, że temat zostanie zamknięty.

Tommy nie odwracał się za siebie. Wzruszył ramionami – Pomoże nam.

Brian powolnym krokiem podszedł do chłopaka. Usiadł na blacie biurka, po czym odsunął pistolet.

- Czy jego obecność jest konieczna? Patrz na mnie, gdy z tobą rozmawiam.

Brązowe oczy powędrowały do góry – Chcę zostać sam.

Chłopak pochylił się, patrząc w rozszerzone źrenice. Przysunął się, składając na miękkich ustach pocałunek.

- Pytał o Almę?

- Nie rozmawiałem z nim na ten temat – Odparł Tommy, opuszczając wzrok – Brian, ja…

Miękkie usta znów do niego przylgnęły. Spiął mięśnie.

- Nie dziś.

- Nie pytam kiedy – Odparł Sisley, po czym pchnął Tommy’ego na podłogę. Zasłonił mu usta, spomiędzy których wydobył się jęk bólu. Ratliff zauważył jedynie błyszczący w świetle nocnej lampki nóż i zamek Beretty.



Adam co kilka chwil podchodził do okna, by upewnić się czy Tommy zmierza w stronę samochodu. Niecierpliwie spoglądał na zegarek, nie mogąc doczekać się najbliższego spotkania. Nie chodziło już nawet o seks, ale o wymianę kilku słów. O poczucie bliskości, której tak mu brakowało. Ptaki rozpoczynały już swój poranny koncert, gdy na szklanej tarczy wyświetliła się równo 3:24.

Coś poszło nie tak. Pewnie zasnął.

Ten scenariusz był najbardziej prawdopodobny. Adam wymknął się z pokoju, uważając na każdy stawiany krok. W przedpokoju nadal paliło się światło. Był gotowy na wszystko poza spotkaniem twarzą w twarz z nieobliczalnym szaleńcem. Od pokoju Ratliffa dzieliło go zaledwie dziesięć kroków. Dziewięć…osiem…siedem…

Bez pukania nacisnął klamkę i wszedł do środka.

- Jezu – Szepnął pod nosem, podbiegając do chłopaka. Poklepał go po twarzy – Tommy? Tommy, obudź się! – Wyszeptał głośno. Blondyn leżał bezwładnie na materacu. Na białej koszuli widniały ślady zakrzepłej krwi. Lambert natychmiast rozerwał poszarpany materiał, a jego oczom ukazała się sieć blizn pokrywających dużą część pleców.

- Adam? – Usłyszał łagodny głos. Tommy podparł się na ramieniu – Jest noc…

- Umawialiśmy się na trzecią – Odparł Lambert – Ten dupek ci to zrobił?

- Daj spokój – Odparł blondyn – On jest w porządku.

- Ty jesteś nienormalny, jeśli się na to godzisz… - Adam czuł drżenie swoich rąk – Czemu na to pozwalasz?

Tommy uśmiechnął się ponuro – To historia moich uniesień. Jeśli otrzymałeś moje papiery to wiesz, że przygody z Brianem zawsze przebiegają w podobny sposób.

Adam pokręcił głową – To ma być seks? Zadawanie ci krwawiących ran? Zabliźnianie twojej skóry?

- Dla ciebie seks jest synonimem miłości. Dla mnie jedynie władzy. Oddaję ją we właściwe ręce.

Czarnowłosy westchnął pod nosem – Skoro jesteś jego zabawką, do czego potrzebujesz mnie? Ja cię nie biję. Nie kroję twoich pleców nożem i nie przykładam ci lufy do głowy.  Podnieca cię ryzyko? Więc czemu wzbraniałeś się przed stosunkiem w tym pokoju?

- Bo zależy mi na twoim życiu, Adam – Odparł bez zawahania Tommy – Niedługo opuścimy to miejsce. Przygotujemy się do długiej podróży, w której będziemy sami, ty i ja.

Lambert parsknął śmiechem i spuścił wzrok – I wtedy ja będę mógł przejąć jego obowiązki? – Spytał, spoglądając w brązowe oczy – Ale na co ja mogłem liczyć? Uciekam z notorycznym kłamcą, który rozbił moją rodzinę i pozbawił mnie normalnego życia.

- Adam, proszę…

- Może chciałem mieć cień szansy, że będę znaczył coś dla tego człowieka? Cały świat nazywa cię potworem, a ja ci zaufałem – Syknął Adam – Liczyłem, że wyprowadzisz nas na prostą, że masz taki zamiar. A ty… wolisz pieprzyć się z...

- Pojawiłeś się nagle, nikt z nas nie mógł się tego spodziewać – Odparł Tommy – Brian jest moim partnerem od lat. Działamy ze sobą, duetem jesteśmy od dawna. Łączy nas wszystko. A co łączy mnie i ciebie? – Spytał.

- Jeśli nic, to dlaczego tutaj jestem? Dlaczego po mnie wróciłeś?

Tommy patrzył w oczy Lamberta. Czuł w nich zawód. Westchnął pod nosem.

- Musisz się zgodzić na panujące tu warunki. Jeśli zajdziesz Brianowi za skórę…

- A kim jest ten wielki Brian, którego wszyscy musimy się bać?! To gówniarz, który straszy mnie moją własną bronią. Chory zboczeniec, zadający ci ból.

Ratliff zacisnął wargi. Czuł wzbierającą się w nim złość.

- Gówniarz? Ten gówniarz zakatował siedem osób, a to nie wszystko. Gdybyś był świadkiem chociaż jednej z podobnych scen, nie zasnąłbyś do końca swoich dni. Szanuj go, a nie stanie ci się krzywda. Wiem, że przy nim jestem bezpieczny.

- To tykająca bomba zegarowa. Odbezpieczony granat.

- Adam – Odparł Tommy – Nie będę z tobą dyskutował na ten temat. Zostaniemy tutaj przez jakiś czas, a o kolejnej wyprawie dowiesz się wkrótce. Budzi się świt. Lepiej, gdybyś nad ranem był już w swoim łóżku.

- Miałem cię za kogoś innego – Wyszeptał Adam, idąc do drzwi.

- Za kogo?

- Za człowieka, który ma w sobie choć odrobinę dobra – Nie czekając na odpowiedź opuścił pokój. Wrócił do własnych czterech ścian, gdzie cisza pokonała niepokój i spróbowała utulić go do snu.

Smak goryczy wypełniał jego usta, rzęsy kładły czarne cienie na pobladłej twarzy. Dopiero teraz dotarło do niego, że nic nie jadł od chwili wyjazdu. Nie czuł głodu, emocje odgrywały teraz najważniejszą rolę.

Myślał o wszystkich błędach, które popełnił. O najdrobniejszych szczegółach, których koła zębate minimalnie zaczęły zmieniać czas obrotu. Wspominał ostatni telefon do rodziców, którzy proponowali wspólne wyjście do teatru. Kochali go. Kochają nadal i teraz rozpaczają nad jego samobójczą śmiercią, o ile sami w nią uwierzą.

A potem zrobią mu pogrzeb, trumnę wypełnią osobistymi przedmiotami. Alma nie zjawi się w tym dniu. Być może nikt nie zobaczy jej uśmiechu? Zastanawiał się, gdzie teraz może być. Czy żyje, czy o nim myśli. Po raz pierwszy odczuwał jej brak. Brak kobiecej delikatności, słodkiej monotonii domowego życia. Dał się zgubić swoim namiętnościom i wpadł w ręce człowieka, który wpisał go w swoje cele. Mount Everest zdobyty, co dalej?

Pojedyncze, słone krople wtopiły się w sztywną bawełnę poduszki. Czuł się obcy. Nikomu nieznany, pozostawiony samemu sobie i duetowi, którego rozbicie niesie wiele ryzyka. Adam wiedział, że tutaj nie ma miejsca dla Briana. Nie zamierzał się poddać; chciał jedynie uśpić jego czujność.

W całym domu panowała głucha cisza. Lambert tęsknił także za muzyką. Nie miał dostępu do żadnych mediów. Będzie musiał poprosić Tommy’ego choćby o odtwarzacz. Tyle chyba może mu zaoferować w zamian za zrujnowanie życia. Uśmiechnął się pod nosem na tę absurdalną myśl.

Ta noc nie przyniosła mu żadnych snów.

***

- Rusz się. Mam nadzieję, że nie gardzisz jajecznicą na bekonie – Usłyszał ciepły, męski głos. Nie musiał domyślać się, do kogo należy. Uniósł powieki, spoglądając na zegarek. Siódma piętnaście.

- O tej porze?

- Nie jesteś na wakacjach – Warknął Ratliff – Ubierz się. Czekam.

Lambert ziewnął, po czym usiadł i zrzucił z siebie kołdrę. Nie spodziewał się, że w tym miejscu mogą panować aż tak ścisłe reguły, określające nawet godzinę śniadania. Starał się nie zwracać uwagi, na blondyna, który bacznie mu się przyglądał.

- Nie mam spluwy pod poduszką, możesz wyjść – Rzekł cynicznie Lambert, wkładając na siebie ubrania z poprzedniego dnia. Nim blondyn zdołał uczynić krok, brunet już go wyprzedził.

Zeszli na dół idąc ramię w ramię. Przekroczyli próg kuchni, w której stał Brian. Brązowe, krótko przystrzyżone włosy całkowicie zmieniły wygląd jego twarzy. Adam nawet nie domyślił się, że chłopak nosił perukę, gdy przebywał w więzieniu. Tamten kolor dodawał mu niewinnego uroku. Teraz patrzył na niego morderca, którego oczy były puste i pełne nienawiści.

- Nie będziesz jadł ze mną przy stole – Rzekł chłodno.

Tommy podszedł do lodówki – Brian, proszę cię.

Chłopak postawił na podłodze talerz z niewielką porcją dania, po czym podsunął go nogą do Adama – Smacznego – Rzekł szyderczo, zakładając ręce na piersi. Ratliff zwrócił ku niemu wzrok.

- Odpieprz się od niego.

- Zaraz i ty będziesz zlizywał resztki z podłogi. Siadasz, czy mam ci w tym pomóc?

Adam przyglądał się całej scenie, nie wierząc własnym oczom. A jednak istnieje człowiek, któremu Ratliff jest podporządkowany. Człowiek, którego się boi i kuli ogon, zaprzestając obrony swoich racji. Przechylił głowę, uśmiechając się pod nosem. Jeżeli taki gówniarz daje mu radę, to znaczy, że każdy jest w stanie to osiągnąć.

- Co cię tak bawi? – Warknął Brian – Zadbaj o siebie, skoro uważasz, że jesteś godny tego miejsca.

Adam parsknął śmiechem, po czym odwrócił się i wyszedł na podwórko. Nigdy nie tolerował przemocy i agresji, tym razem również nie zamierzał zniżać się do poziomu człowieka, który sądził, że zawładnął całym światem. Spojrzał w bok; tuż nad poziomem wyjałowionej ziemi znajdowało się małe okienko. Otaczały je mury domu. Niewiele myśląc wrócił do mieszkania i wykorzystując chwilę spokoju poszedł odnaleźć piwnicę.

Pomyślał o niektórych produktach spożywczych, trzymanych w takich miejscach. Przetwory, warzywa, wina. Teraz, gdy czuł zapach świeżego bekonu, burczenie w brzuchu przybrało na sile. Później porozmawia o tym z Tommym. Teraz nadszedł czas na radzenie sobie samemu.

Adam przekręcił wsunięty w drzwi klucz i pociągnął za klamkę. Spodziewał się zapachu stęchlizny i wilgoci, ale zastał go inny; znacznie gorszy. Pospiesznie zamknął drzwi. Cuchnący odór gnijącego mięsa oraz fekaliów sprawił, że zawroty głowy niemal doprowadziły go do torsji. Zimny dreszcz przeszył całą linię kręgosłupa. Choć z racji zawodu bywał w wielu przeklętych miejscach, zawsze miał solidne zabezpieczenie w postaci policjantów i detektywów. Teraz był sam, zdany na łaskę dwóch kryminalistów. Wszystko byłoby mniej przerażające, gdyby nie usłyszał dźwięku szeleszczących łańcuchów. W milczeniu udał się do pokoju Tommy’ego.

***

Ratliff wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Spojrzał w kierunku bruneta, który zajmował miejsce przy biurku.

- Mogłem się ciebie spodziewać.

Adam odwrócił głowę – Dlaczego?

- Bo twój pokój jest pusty – Rzekł z uśmiechem, przysiadając na blacie – Coś się stało?

- Wiesz o piwnicy? – Spytał Lambert. Czuł, że jego dłonie są zimne – Ktoś jest tam uwięziony. Nawet jeśli nie, to dzieje się tam coś podejrzanego. Sam mówiłeś, że Brian nie zna granic.

Tommy rozchylił wargi – Przeszukujesz jego dom?

- Czyli wiesz o tym?

- Nie wiem i to nie moja sprawa. A jeśli nie moja, to tym bardziej nie twoja. Nie wiem o czym mówisz, ale ja nie mam z tym nic wspólnego.

Patrzyli sobie w oczy, nie rozumiejąc ciszy, która nagle zapanowała między nimi.

- Powinniśmy być sami. Tylko ty i ja – Rzekł Adam.

Tommy poczuł ukłucie w okolicach nadbrzusza. Pochylił się, składając na ustach Adama długi pocałunek. Czuł miękkość jego warg, zapach skóry, smak tęsknoty. Wiedział, jak bardzo są sobie pisani, a jednocześnie brutalnie zakazani. Odsunął się, kładąc na stole kilka różnych przysmaków, które ukrył w kieszeniach bluzy.

- Na razie musi ci to wystarczyć. Jedziemy z Brianem poza miasto, wrócimy po południu. Zjesz z nami obiad, porozmawiam z nim, by lepiej cię traktował. Mam dla ciebie coś jeszcze – Rzekł, kładąc na blacie pistolet – Lepiej nie chwal się, że go masz. Do zobaczenia – Rzekł, poklepując Lamberta po ramieniu. Kiedy się oddalił, brunet odwrócił głowę.

- Dlaczego dałeś mi broń?

Tommy wzruszył ramionami, po czym uśmiechnął się łagodnie – Będę o ciebie spokojniejszy.