sobota, 11 stycznia 2014

Odc. 50: Nigdy nie byłem sam



Komentarzy tak dużo, wow! Dziękuję serdecznie! <3

Skylar: Weny jest dużo :D Gorzej z czasem (sesja, brr!)
Glam Candy: Wkrótce do Ciebie zajrzę!
GlamtasticGirl: Sylwester mi upłynął pod znakiem maratonu Piły xD
Czekolada: Mam pytanko (w odniesieniu do Twojego nicka), piszesz TWC? ^^
Aiko: Witaj w naszych skromnych progach :)
=^.^=: Porównanie do Tristana i Izoldy zrzuciło mnie z fotela xD Co się stało z Jane, zaraz się wyjaśni. Btw, S.King rządzi ^^

Zapewne nie do wszystkich dotarł news na fb, wrzucę go tutaj. Przygotowałam garść info, trochę „making of” Klatki. Chętnych zapraszam tutaj (klik)

50. Nigdy nie byłem sam

- Boże… - Wycedził – Wolniej, nie dam rady…
Tommy złapał Adama mocniej, nie tracąc tempa. – Widzisz tamto auto obok Steakhouse’a? – Spytał, nerwowo łapiąc oddech. Odgłosy syren policyjnych aut brzmiały, jakby były rozsiane po całym mieście. Przechodnie uciekali do budynków, a ulice zaczęły być zalewane pomarańczową barwą więziennych uniformów.
-  Adam! – Zawołała Jane, wysiadając z samochodu. Podbiegła do mężczyzn, pomagając Tommy’emu. – Boże, on jest ranny!
- Niech ten gówniarz tu podjedzie, do cholery! – Krzyknął do Nuta, który momentalnie ruszył w ich stronę.
- Co my z nim zrobimy? – Brunetka otworzyła tylne drzwi auta.
- Wsiadaj. Musimy szybko się stąd ulotnić. – Odparł Tommy, próbując posadzić Adama na miejscu. Okrążył auto i wsiadł, zatrzaskując drzwi. – Nut, zablokuj wszystkie drzwi i jedź w stronę lotniska.
- Oszalałeś? – Jane odwróciła się w stronę tylnej kanapy. – Musimy jechać do szpitala!
Tommy przecząco pokręcił głową. Objął Lamberta, uciskając krwawiącą ranę – Nie ma szans.
- On umrze! – Zawołała, sięgając po telefon. Jej drżące ręce nie były w stanie odblokować klawiatury.
- Idiotko, przestań panikować! Spędzimy za kratkami resztę życia, jeśli spieprzymy plan!
- Boli… - Zaskomlał Lambert, czując, że zaczyna tracić przytomność. Pokładał się na Ratliffie, zaciskając powieki.
- Czekaj, pokaż mi to. – Powiedział Tommy, odsuwając od siebie Lamberta. Spiesznie rozpinał kolejne guziki jego koszuli. W pewnym momencie ostro zahamowali, a Tommy uderzył skronią o zagłówek fotela.
- Kurwa! – Krzyknął, uderzając w tapicerkę – Nut!
Chłopak nie odezwał się. Przez całą tę podróż próbował jedynie opanować drżenie rąk i nóg. Samochód zgasł już drugi raz.
Blondyn  zsunął  krawędź materiał u z ramienia Adama i spojrzał na jego łopatkę. Skóra była cała.
- Nie przeszła na wylot… - Wpatrywał się we fragment ciała, nerwowo zaciskając wargi. Czuł w ustach metaliczny posmak krwi.
- Nut, zawracaj do szpitala. – Powiedziała stanowczo Jane – Już!
- Nie ma mowy. – Odparł Tommy – Lotnisko.
- Nie wpuszczą go z krwawiącą raną! Tommy, zwariowałeś do reszty?! On umrze!
Czarnowłosy łagodnie uchylił powieki. Jego wargi poruszyły się.
- Jeśli mam wrócić do więzienia, to wolę zginąć…
Tommy ujął jego twarz w swoje dłonie. Patrzył w niebieskie oczy. Adam nie znał tego wzroku; pełnego przerażenia, błądzących pytań, na które nie znał odpowiedzi.
- Jesteś bohaterem… - Wycedził Adam, przesuwając palcami po szorstkim od zarostu policzku blondyna.
- Traci przytomność. – Tommy skierował wzrok na Nuta. – Zatrzymaj się. Stój! – Krzyknął, gdy mijali nieduży sklep z materiałami ogrodowymi. Chłopak zwolnił, a za nim zabrzmiała seria klaksonów. Auto przesunęło się o pół metra, gdy ktoś wjechał w jego tył.
Blondyn wybiegł z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi. Adam podparł się o oparcie, czując, że traci poczucie rzeczywistości. W samochodzie unosił się zapach stęchlizny; mdliło go. Dziewczyna ścisnęła jego dłoń
- Zostań z nami, błagam cię.

Wbiegł między półki. Mijał sadzonki, nasiona, donice, worki z ziemią. Cofnął się na kilka kroków, by znaleźć właściwy szyld, opisujący dział. Pobiegł na wprost, chwytając szczypce do grillowania i nóż do papieru. Nie miał jeszcze planu, ale intuicja podpowiadała mu, że to właściwy wybór. Czasu było niewiele.
Wybiegł przez główne drzwi, ignorując bramki i jednego, otyłego strażnika, który kilka minut wcześniej zapadł w krótką drzemkę. Nim zdążył się ocknąć, samochód już odjeżdżał.

- Podaj mi to. – Rozkazał Jane, która zgodnie z poleceniem zajęła się poszukiwaniem trunków. Pośród pustych butelek whisky znalazły się ze dwie czy trzy czystej wódki. Wyciągnęła rękę z otwartą ćwiartką.
- Pij. – Rozkazał Adamowi, który nieprzytomnie rozchylił wargi. Zachłysnął się zimną cieczą, która roznieciła ogień w jego gardle. Pieczenie spłynęło wzdłuż przełyku, a w ustach pozostał nieprzyjemny, gorzki posmak. Tommy wylał część trunku na swoje dłonie i opłukał je w spirytusie.
- Wybacz mi. – Szepnął, niespodziewanie opróżniając butelkę kilka centymetrów ponad krwawiącym ramieniem Adama. Krzyk, który wyrwał się z jego gardła zmroził krew w żyłach Jane oraz Nuta. Próg bólu został przekroczony.
- Zemdlał. – Zaskomlała brunetka, przyciskając dłonie do ust. Jej wzrok został zamglony przez napływające do oczu łzy.
Tommy milczał. Ostatnimi kroplami zdezynfekował zdobyte narzędzia i wprowadził ostry szpikulec w ranę, wywołując silniejsze krwawienie. Czerwony strumień wylał się na tors bruneta.
- Nie wiem, gdzie to jest… - Syknął, wyciągając narzędzie. Wprowadził palec, tym samym przywołując Adama do rzeczywistości.
- Nie rób tego, błagam… - Zaskomlał czarnowłosy, uderzając głową w szybę – Zostaw…
- Milcz… - Szepnął Tommy, wyczuwając kulę około siedem centymetrów pod skórą. Ramieniem odgarnął włosy i przesuwał metalowy przedmiot do tyłu.
Kolejny krzyk przyprawił go o dreszcze. Czuł, jak po jego skroniach i plecach sączą się duże krople potu. Miał w swoich rękach czyjeś życie, ale tym razem nie zamierzał go odbierać.
- Jeszcze minuta.
- Nie!
- Zamknij się, nie pomagasz mi… - Nie odrywał wzroku od  swojej dłoni. Widok twarzy Adama przyprawiłby go o drżenie rąk, a do tego nie mógł doprowadzić. Wysunął ostrze noża i przykucnął, stawiając obie nogi na fotelu. Powolnym, precyzyjnym ruchem rozcinał skórę, ignorując wycie, które początkowo zostało stłumione przez zaciśnięte zęby. Wypchnął kulę przez drobne nacięcie. Powoli wyprowadził palec i odetchnął z ulgą, przyciskając ubranie do krwawiących ran.
- Zabiję…cię… - Wydyszał Adam, próbując opanować swój przyspieszony oddech. Oparł zdrowie ramię o szybę i odchylił głowę. Blondyn wpatrywał się w wilgotną skórę szyi i twarzy mężczyzny, w jego łzawiące oczy i suche, spękane wargi. Ścisnął jego dłoń, czując, jak bardzo pragnie ucałować jego usta. Powstrzymał się, zwracając wzrok ku Jane.
- Sięgnij do bagażnika. Mamy bandaże i opaski uciskowe, jeśli ma to pomóc. No i ciuchy. – Rzekła, podając niedużą paczkę spod swojego siedzenia. Nut, za ile dotrzemy?
- Dwadzieścia minut, jeśli nie będzie korków. – Odparł, nieco łagodniejszym niż przedtem tonem – Ale na to się nie zapowiada.
Tommy zwilżył wodą krawędź czystego materiału i otarł nim zasychającą, brunatną krew z torsu Adama. Każdym, najdrobniejszym ruchem wywoływał spięcie wszystkich mięśni. Starał się być ostrożny; zadał już wystarczająco dużo bólu.
- Jakie jest ryzyko powikłań?
Blondyn zmierzył wzrokiem dziewczynę. – Czy ja wyglądam na lekarza? Liczę, że niewielkie. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Adam uniósł powieki, spoglądając na każdą z osób z osobna; Nuta obserwował przy pomocy lusterka wstecznego.
- Absolutnie niepodobni.
Ratliff łagodnie się uśmiechnął. Nie odpowiedział.
- Dokąd teraz? – Spytał, ponownie opuszczając powieki. Uścisk dłoni Tommy’ego nieco go uspokajał, jednak tępy, pulsujący ból nie pozwolił mu na rozluźnienie.
- Azja to nasz ostatni przystanek.
- Myślałem, że zniknąłeś na zawsze…
- Zawsze wracam w wielkim stylu. – Odparł, uśmiechając się łagodnie. – Adam, jedziemy na lotnisko. Według papierów jesteś mężem Jane. Ja i Nut dotrzemy sześć godzin po was. Jane wie, gdzie się spotkamy.
- Nie możemy lecieć razem? – Adam podparł się łokciem o drzwi. Syknął przy tym.
- To zbyt niebezpieczne. Mogę cię rozebrać?
Adam spojrzał figlarnie w jego brązowe oczy, unosząc kąciki ust.
- Nigdy nie potrzebowałeś pozwolenia.
Nut parsknął śmiechem.
- Nie przy dzieciach… - Zauważyła Jane.
Najmłodszy z nich fuknął, zaciskając palce na kierownicy. Tommy rozpiął koszulę Adama i łagodnie zsunął ją z jego ciała. Założył opatrunek, uniemożliwiając krwawienie, które i tak zaczęło ustępować. Dużo czasu zajęło uproszenie Adama, by jednak przezwyciężył ból i uniósł ręce, by założyć podkoszulek. Zsunął z jego stóp buty i zaczął rozpinać spodnie. Dźwięk klamry od paska przywołał mnóstwo wspomnień. Ciemne, ciasne pokoje hotelowe, tylna kanapa Forda, którym właśnie jechali. Wymienili jednoznaczne uśmiechy, do czasu, aż Tommy skrył swą twarz za pasmami włosów, opadającymi na jego czoło.
Zamienił pomarańczowe spodnie na ciemne , idealnie dopasowane jeansy.
- Załatw mi pół litra morfiny. Inaczej nie zmrużę oka nawet na minutę.
- Będziesz spał jak zabity. Czeka na ciebie niesamowicie wygodne łóżko i cudowne widoki z tarasu.
Adam uśmiechnął się w duchu. – Pamiętam, gdy mnie przed tobą uprzedzali. Kolibry mówiły, że niedługo kupisz dom na wyspie, spakujesz się i przepadniesz na amen.
- Mieli absolutną rację. – Rzekł triumfującym głosem. – Zapewne nie wiesz, jak daleko posunęły się sprawy. Hummingbirds zamierzają nas dorwać. Blue Velvet podobnie. Bractwa weszły w konflikt i rozpętało się istne tornado. O Velvet mówi się w mediach. Kwestia tygodni, gdy Kolibry ujrzą światło dzienne, a ich sława upadnie.
- Nasza sława…
- Nie. – Powiedział stanowczo Tommy – Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Chcę być takim człowiekiem, jakim zapamiętał mnie Nut. Zaznamy spokoju. Obiecuję ci to.
Adam zamrugał dwukrotnie, wtulając się w oparcie fotela. Długo patrzył w brązowe tęczówki, chłonąc ciszę, jaka otaczała ich wszystkich.
- Kocham cię. – Rzekł, nie wypuszczając ze swojej dłoni ręki Tommy’ego.
Blondyn uśmiechnął się ciepło i ruchem warg wskazał, że odpowiedź brzmi podobnie. Samochód zatrzymał się na parkingu w pobliżu lotniska.
- Adam? – Jane otworzyła drzwi. – Porywam cię. Musimy zdążyć na odprawę. – Rzekła, opuszczając auto.
Brunet wziął głęboki oddech – Nie chcę znów się z tobą rozstawać…
- To nie potrwa długo. – Odparł Ratliff. – Po prostu… wejdź na pokład. A gdy wylądujesz, czekaj na mnie.
Adam rozejrzał się dookoła, gdy Nut opuścił samochód i pomógł Jane zabrać najważniejsze rzeczy.
- To znaczy, że żegnamy się z tym autem na zawsze?
Tommy uśmiechnął się szeroko. – Tak… - Westchnął, a uśmiech zaczął powoli spływać z jego twarzy. – Niestety tak. Pamiętasz? – Spytał, przechylając głowę. – To tutaj przespaliśmy większość naszych nocy. Opierałeś się o ten samochód, gdy przeżywałeś swój pierwszy zachwyt Kanionem. W bagażniku nigdy nie brakowało whisky.
- I pieprzonych konserw.
Roześmiali się cicho, powracając do wspomnień.
- Przechodzimy na emeryturę, co? – Spytał Tommy, poprawiając kaptur bluzy Adama.
- Ten rok był… - Zawahał się nad odpowiedzią. – Bardzo intensywny. Wprowadziłeś rewolucję do mojego życia, wiesz?
Tommy wziął głębszy oddech. – Będziemy mieli wystarczająco dużo czasu na rozmowy. Poznasz mojego brata, będziesz słuchać klepania Jane… Jezu, nienawidziłem tego.
- Sam się dziwię, jak mogliście współpracować. Szczerze mówiąc, to bałem się zostawiać was samych. Zastanawiałem się, kto komu pierwszy wydłubie oczy.
- Nie było tak źle. Gorzej z tym, że Nut za nią szaleję. Muszę wybić mu tę patologię z głowy.
Rozbrzmiało donośne pukanie w szybę.
- Chyba czas na mnie. – Mruknął Adam, próbując się wyprostować. Zacisnął zęby, czując palący ból swojego ramienia.
- Pomogę ci. – Rzekł Tommy, wysiadając z auta. Otworzył drzwi od strony Lamberta i podał mu rękę. Wymienili pełne nadziei spojrzenia. Darowali sobie jakiekolwiek pożegnania.
- Jeśli na miejscu będziesz potrzebował lekarza, zadbamy o to. Na drugim końcu świata nikt nie będzie nas poszukiwał.
- Widzimy się wkrótce. – Powiedziała Jane, zarzucając torbę na ramię. – Na razie, chłopcy.
Bracia pozostali przy samochodzie, wpatrując się w znikającą pośród tłumu parę. Westchnęli niemal jednocześnie, przenosząc wzrok na zegar tuż za ich plecami.
Przygotowywali się na pożegnanie dotychczasowego życia i pozostawienie wspomnień w miejscu, w którym dane było im przeżyć najtrudniejsze lata.
- Bierzesz coś ze sobą? – Spytał młodszy z dwojga.
Tommy przecząco pokręcił głową – Chyba niczego nie osiągnąłem.
- Wszystko przed nami. Wsiadaj do tego grata, zbiera się na deszcz.
***
Dokumenty były zgodne. Adam i Jane siedzieli już na pokładzie samolotu, wpatrując się w szybkę obok ramienia Lamberta.
- Boli?
- Daj spokój. Mam ochotę wyć.
Uśmiechnęła się łagodnie, całując jego policzek. Zwrócił ku niej wzrok.
- Nie sądziłam, że ten gówniarz kiedykolwiek wyciągnie nas z bagna.
- Szczerze? Zawsze pokładałem w nim nadzieje.
Przerwali rozmowę, gdy stewardessa rozpoczęła krótki instruktaż lotu i oznajmiła, jakie aktualnie panują warunki pogodowe. Dwadzieścia minut później wzbili się w powietrze.
- To oni? – Spytał Nut, wskazując na nieduży samolot, który szybko zaczął ginąć pośród chmur.
Tommy uśmiechnął się, nerwowo zaciskając wargi. – Zdaje się, że tak.

10 komentarzy:

  1. ooooo mamuniu.... odcinek świetny !! jak zresztą wszystkie! :D tylko Twoje opowiadanie niebezpiecznie zbliża się do końca... :O mam nadzieję że jeszcze wymyślisz jakieś komplikacje :D wspaniale piszesz <3 z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :***

    OdpowiedzUsuń
  2. jaki zajebisty odcinek....

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow <3 nareszcie Adam , Nut , Jane i Tommy zaczną nowe życie :3 odcinek jest super , z resztą jak zwykle :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogłam już jak Tommy wyciągał kulę. Odcinek świetny tylko pewnie za chwilę będzie koniec:( jak ja lubię czytać twoje opowiadania:)

    ~BlackAngel

    OdpowiedzUsuń
  5. Tyle czekałam ten odcinek. Uffff... Jane wyszła ^^ (Uwielbiam ją). Jezu, tak mi było szkoda Adasia, że się prawie poryczałam. Na szczęście już wszystko dobrze! Chyba że nas czymś zaskoczysz ;D Azja? Zawsze chciałam tam polecieć, zazdroszczę im. Chciałabym, aby to opowiadanie nigdy się nie kończyło! Never! XD
    ~ =^.^=

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy to, że prawie skakałam z radości, jak zobaczyłam nowy odcinek, znaczy, że jestem wariatką? XD Było mi strasznie szkoda Adama i nie mogę się pozbyć przeczucia, że stanie się coś złego. Obym nie miała racji.
    ~Skylar

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny odcinek!!!!!! :D
    Nie umiem się doczekać kolejnego!
    Oby poszło zgodnie z planem... ;____;

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba dawno nie zostawiłam po sobie śladu, ale wiesz... Szkoła, gimnazjum, nauka, a do tego zaczynam pisać swojego pierwszego Adommy :)
    Nie przedłużając. Odcinek zajebisty, czytając moment "operacji" miałam tak zaciśniętej mięśnie w ręce, że bałam się czy się nie ponaciągają ;)
    Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  9. jejku jejku, tyle sie dzialo dzialo! swietny rozdzial!
    ale szczerze? zbyt szczesliwie sie zakonczyl, w nastepnym pewnie stanie sie cos zlego. ale wciaz mam nadzieje, ze masz serce i chlopaki beda zyc szczesliwie na drugim krancu teczy czy jakos tak.
    Co do twojego pytania... co to jest to TWC? sorry, moja wiedza o internetach konczy sie na dodawaniu do ulubionych.
    weny!
    Czekolaaada

    OdpowiedzUsuń
  10. Hahahahaha, jeszcze zapomniałam dodać, że zaczęłam pisać swojego Adommy http://to-ja-to-ty-to-my-to-nasz-swiat.blogspot.com/
    Pzdr :)

    OdpowiedzUsuń