niedziela, 21 lipca 2013

Odc. 27: Trzydzieści siedem i pięć



Hej! Tym razem zdążyłam na weekend :) Co prawda to już niedzielny wieczór (cóż, można powiedzieć, że nawet noc!). Uzupełniłam wszystkie linki z poprzednich komentarzy, jeśli ktoś chce jeszcze dołączyć to zapraszam do pozostawienia adresu :)


Widzę, czego oczekujecie względem Tommy’ego, jesteście zgodne :) Nie zdradzę żadnych szczegółów, ale mam nadzieję, że dalszy rozwój wydarzeń zaskoczy Was pozytywnie. Dziękuję za naskrobanie komentarzy, kochane :)  

Uwaga! Na potrzeby jednego z wątków musiałam posłużyć się językiem hiszpańskim, którego nie znam. Korzystałam z translatora (jak wiemy często tłumaczą błędnie). Wybaczcie mi błędy, jeśli znacie ten język, a jeśli go nie znacie - zdania służą jako podsumowania wypowiadanych słów, przez co nie ma potrzeby rozumienia ich znaczenia.

 Czytajcie!

27. Trzydzieści siedem i pięć

„Już jestem”. Krótka wiadomość została odebrana przez Jane po godzinie dziewiątej wieczorem. Okolica jak każda inna – kilka lokali, podmiejski pub i zamknięte przedszkole. Dziewczyna ruszyła  odważnym krokiem w stronę zaparkowanego po drugiej stronie szosy samochodu.
Jeep. Chciałbyś mieć rodzinę, co?
Podeszła od strony pasażera i wsiadła do środka.
- Kochanie, pozwól mi się wytłumaczyć – Rzekł ciemnooki brunet, który zacisnął palce na swoim kolanie – Moglibyśmy wszystko naprawić. Zacząłem wszystko od nowa. Wybacz mi codzienne telefony, ale nie potrafię sobie bez ciebie poradzić. To była głupia wpadka. Nawet jej nie znałem.
Jane ze zrozumieniem pokiwała głową i spuściła wzrok – Prosiłam, żebyś zniknął z mojego życia.
- Nie potrafię – Odparł mężczyzna, pochylając się w stronę dziewczyny – Zrobię wszystko, by cię odzyskać.
Brunetka znacząco pokiwała głową – To jasne, że każdy popełnia błędy.
- Masz rację.
Jane uniosła wzrok, po czym przytuliła się do czarnowłosego. Przysunęła się do jego ucha.
- To spotkanie było twoim największym błędem – Odparła, zatapiając igłę strzykawki pod grubą warstwę skóry. Z całego podniecenia miała wrażenie, że słyszy jak ciecz wtłacza się w tętnicę i od tego momentu przenosi byłego kochanka w stronę podziemnych rzek. Mężczyzna momentalnie opadł na jej kolana. Odkąd ostatnim razem się widzieli, Matt musiał przytyć jakieś trzydzieści kilogramów. Jane zastanowiła się przez chwilę, czy podana trucizna wystarczy na tego sukinsyna. Gdyby nie to, że zawsze chciała dopiąć swego, poprosiłaby o pomoc Hummingbirds.
***
Adam zatonął w czwartej lampce wina. Skórzana kanapa stale nagrzewała się, co powodowało nieprzyjemny dyskomfort. Ostatecznie Lambert postanowił spocząć na podłodze. Podniósł wzrok, by spojrzeć na Jane.
- Pamiętam, że ktoś mówił… - Zamyślił się – Że wróżysz?
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło – Pomagam interpretować sny – Odparła, biorąc łyk rozgrzewającego napoju.
- Świetnie się składa – Adam oparł łokieć o krawędź kanapy – Od jakiegoś czasu prześladuje mnie jeden koszmar. To taki krótki wstęp do czegoś większego. Wchodzę do mocno oświetlonego pomieszczenia, to światło niemal mnie oślepia. Po białych ścianach poruszają się ćmy, stonogi, pająki.
- Jaki masz stosunek do takich stworzeń?
Lambert wzruszył ramionami – Raczej obojętny, ale w moich snach odczuwam niepokój.
Jane przechyliła głowę na bok i zmrużyła oczy – Wygląda na to, że boisz się stanąć przed obliczem prawdy. Próbujesz przybierać maski i kryć się.
Adam parsknął śmiechem – To chyba normalne życie kryminalisty.
- Nie mówię o ucieczce przed glinami – Odparła brunetka, krzyżując ręce na piersi – Ukrywasz swoje uczucia, mam rację?
- Zdemaskowałaś mnie.
- Ufasz mi na tyle, by się przyznać? A jeśli powiem o tym Tommy’emu?
Adam uśmiechnął się – On w to nie uwierzy. Nic mi nie grozi.
- Zaraz się przekonamy – Odpowiedziała podobnym uśmiechem – Tommy! – Roześmiała się.
Blondyn szedł w ich kierunku. Ściskał w dłoni telefon komórkowy. Jednak z niego korzysta? Nie widziałem wcześniej.
- Nie za wesoło wam? – Warknął, szarpiąc za drzwi wejściowe – Do środka.
Adam ujrzał obcego mężczyznę, przekraczającego próg mieszkania. Nie rozglądając się, nieznajomy ruszył krok w krok za blondynem, a po chwili zniknęli w jednym z pomieszczeń.
- Zły dzień? – Szepnęła Jane – Kto to? Nie widziałam wcześniej tego gościa.
Coś poszło nie tak? Mamy gliny na ogonie? Dawno nie widziałem, by Tommy był tak zdenerwowany. Pewnie ciało Briana naprowadziło na właściwy trop. Wiem, ze nawet nieomylni mordercy zostawiają sieć poszlak. Kłamstwo idealne nie istnieje.
- Na to wygląda – Odparł po dłuższej chwili.
- Proponuję rozejść się do pokojów. Nie mam zamiaru stać się ofiarą dwóch psychopatycznych i wkurzonych facetów. Co ty na to?
- Całkiem niezły pomysł – Skomentował Adam, nadal patrząc na drzwi, zza których odchodziły stłumione głosy.
Spoczywali przy kanapie jeszcze przez piętnaście minut, wymieniając się spojrzeniami. Próbowali wyłapać poszczególne słowa i łączyć je w całość. Przeszkadzał jeden fakt – nikt z nich nie znał hiszpańskiego.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, wiesz, gdzie mnie szukać – Rzekła Jane, wstając z kanapy. Powolnym krokiem ruszyła w stronę schodów, by zaszyć się w czterech ścianach.
Adam nie mógł pohamować swej ciekawości. Ostrożnie zbliżył się do drzwi, za którymi odbywała się rozmowa. Oparł skroń o ścianę i zmrużył oczy.
- Nie mogę go stracić. On daje mi ochronę.
- Możemy zapewnić ci pełną protekcję, amigo. Te lo prometo.
- Nie tylko o to chodzi. Uratował mi życie, mam wobec niego pewne zobowiązania. Powinniśmy obarczyć kogoś innego tą sprawą. Es difícil. Es difícil y muy persona.
- Kończy się czas. Być może nie będzie więcej okazji. Przeszkolisz go i da sobie radę.
- Da sobie radę? Przez miesiąc, dwa czy trzy, kiedy zaczyna się największa obława? Chyba żartujesz! Simplemente no puedo pagarlo. To zbyt duże zagrożenie i dla niego i dla nas. No.
Adam cofnął się na krok, gdy usłyszał zniecierpliwione, ciężko stawiane kroki. Rozmowa trwała już ponad pół godziny.
- Boję się, ze stanie mu się krzywda. Że to początek wielkiej burzy. Czuję, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
- Do jasnej cholery Tommy, jesteś częścią tej grupy. Esto es una acción conjunta. Musisz podejmować ważne decyzje, a oto jedna z nich. Na twoim miejscu wolałbym widzieć siebie martwego, niż oznajmiającego liderowi, że zrzekasz się zlecenia zadania.
- Muszę to przemyśleć.
- Nie ma nad czym myśleć. Wypchniesz Adama do szpitala czy nie?
- Tak.
Do szpitala? Adam usłyszał kolejne kroki, więc szybko ulotnił się w kierunku kuchni. Złapał stojącą przy krawędzi stołu szklankę i opróżnił ją jednym haustem.
- Jak długo tu jesteś? – Spytał Tommy. W jego głosie pobrzmiewało zaskoczenie.
- Chwilę – Odparł Lambert – Przyszedłem się napić, od wczoraj drapie mnie w gardle. Skończyliście?
- Można tak powiedzieć – Ratliff otworzył lodówkę, w poszukiwaniu zimnego piwa. Ostatecznie sięgnął po mleko, będące ostatnim schłodzonym napojem.
Brunet przez moment obserwował profil ciała blondyna, po chwili jednak skupił się na wyrazie jego twarzy.
- Jak mogę ci pomóc?
Ratliff pokręcił głową i wziął głębszy oddech – Nawet nie pytaj.
Brunet zbliżył się do niższego od siebie chłopaka i ułożył dłonie na jego biodrach.
- Przydałby ci się krótki odpoczynek.
- Daj spokój… Adam – Wyszeptał, gdy brunet złączył z nim swoje wargi – Jane nie może widzieć.
- Jane o wszystkim wie – Odparł Lambert – Wie nawet więcej niż ty.
Ratliff spoglądał podejrzliwie na wyższego od siebie mężczyznę, po czym nerwowo przeciągnął językiem po suchych wargach – Jestem naprawdę zdenerwowany. Wybacz mi, jeśli będę nieprzyjemny.
- Wybaczę – Odparł z łagodnym uśmiechem Adam, całując chłopaka w czoło – Potrzebujesz czegoś?
- Absolutnie niczego poza ciszą i spokojem – Odparł Ratliff, cofając się na krok – Jutro musimy porozmawiać. Czasu jest coraz mniej.
- Przed nami jeszcze cała noc – Odparł Adam, cofając ręce – Będę na nogach jeszcze przez godzinę. Jeśli będziesz chciał, zajrzyj do mnie.
Ratliff wymusił na swojej twarzy nikły uśmiech – Odpocznij. Jutro czeka nas ciężki dzień.
Nie siląc się na kontynuację rozmowy, rozeszli się we własnych kierunkach.
***
Kris ściskał w dłoni kawałek miękkiego, wyblakłego papieru. Pierwsza i jedyna wiadomość od Adama. Czy on może jeszcze żyć? Gdzie jest jego ciało, bez znaczenia czy żywe czy martwe? Przycisnął palce do zmęczonych powiek i wziął głębszy oddech. Poczuł łagodne dłonie na swoich ramionach.
- Kochanie, wystarczy na dziś – Rzekła Katy – Jest coś, co nie daje ci pokoju?
Kris milczał przez dłuższą chwilę – Nie wiem w którym momencie powinniśmy przyjąć, że Adam nie wróci. Chciałbym wyprawić mu pogrzeb. Jemu i Almie. Trudno uwierzyć mi w to, że oboje nie żyją, ale weź pod uwagę, że zniknęli w czasie, gdy z więzienia wydostał się niebezpieczny przestępca, znający ich osobiste życie zbyt dobrze.
Kobieta przysiadła na biurku, odsuwając na bok plik zdjęć.
- Może uciekli za ocean i wiodą spokojne życie, może zostali uprowadzeni, być może są martwi. Nie wiem, którego scenariusza się trzymać. Gubię się.
- Rozumiem, że Adam był twoim najlepszym przyjacielem, ale musisz wrócić do codziennego życia. Poszukiwania wciąż trwają. Oboje wiemy, jak silnym człowiekiem jest Lambert. Nic nie jest w stanie go złamać.
- Mam nadzieję, że masz rację, kochanie. Oby to była prawda.
***
Zegarek wiszący na ścianie wskazywał drugą piętnaście. Za oknem panowała absolutna ciemność. Mrok pokoju rozświetlała pojedyncza żarówka, zawieszona pod sufitem. Wokół żółtego blasku zgromadziło się kilka drobnych owadów, ślepo zataczających kręgi wokół centralnego punktu światła.
Brunet siedział właśnie na krawędzi swojego łóżka, przeglądając jeden z magazynów, które zabrał z przedpokoju. Dziękował w duchu, że nie ma tutaj dzienników. Nie chciałby czytać o sobie, jako o zbiegu z morderstwem na koncie. Alternatywą było oglądanie miętowych sukienek w komplecie z błękitnymi koturnami. Z dwojga złego damska moda nie wypadała tak źle na tle innych gorących nagłówków.
Błogą ciszę przerwał dźwięk naciskanej klamki. Adam odruchowo spojrzał w kierunku drzwi.
- Spodziewałem się ciebie – Rzekł, spoglądając na blondyna – Nie wyglądasz najlepiej. Przydałby ci się prysznic.
Tommy kopnął drzwi i usiadł w fotelu tuż przed Adamem. Przetarł zmęczone powieki.
- Nie przyszedłem tutaj pytać o porady w celu niwelowania zmarszczek – Odparł Ratliff – Nie powinienem wchodzić w szczegóły przed spotkaniem z bractwem, ale musisz wiedzieć, na co się piszesz, jeśli chcesz podjąć się zadania, które dla ciebie przygotowaliśmy. Nie mogę w tym momencie powiedzieć o wszystkim, ale chcę, byś był gotowy na to, co zostanie ci przedstawione.
- Rozstaniemy się? – Spytał Adam.
- Niezupełnie. Będę odwiedzał miejsce zlokalizowane w pobliżu twojego celu. Po skończonym dniu pracy będziesz wracał do mieszkania. Będziesz zmieniał je co dwa tygodnie.
Adam zmarszczył brwi – Co dwa tygodnie? Myślałem, że to wszystko potrwa trzy dni.
- Od ciebie zależy, kiedy wypełnisz swoje zadanie – Odparł Tommy, pochylając się w stronę Lamberta – Jednak nie licz, że zajmie ci to mniej niż miesiąc. Byłbym pod dużym wrażeniem.
Lambert wziął głębszy oddech – Mówiłeś o dniu pracy. W jakim zawodzie będę pracował?
- Wiem, że dobrze odegrasz swoją rolę. Psychiatra. Dostaniesz nową tożsamość, czyste papiery. Zadbamy o twoją stylizację. Cały problem leży w tym, że nasz człowiek, Smith dostał przepustkę do szpitala. Wkręcił lekarzowi schizofrenię. Znacznie łatwiej zwinąć swoje zabawki ze szpitala niż zza krat. Będziesz miał na to nieograniczony czas. Smith potrafi grać na zwłokę, ale musisz działać sprawnie. Mamy plan alfa oraz beta na wydostanie was z tego miejsca. Miejsce skrywa pewną tajemnicę, której poznanie może uniemożliwić ci wykonanie zadania.
Adam zmrużył powieki – Co masz na myśli?
Tommy wzruszył ramionami – Złe miejsca noszą złe emocje. Musisz być silny, by je odepchnąć. Nieliczni stanęliby przed tą próbą. Sądzę jednak, że dojrzałeś, by zrobić to, czego od ciebie oczekujemy.
Lambert pokręcił głową – Ile mam jeszcze czasu?
- Przez kilka dni wdrożymy cię w cały plan i ustalimy szczegóły. Będę cię monitorował. Pamiętaj, że robisz to dla nas. Dla siebie i dla mnie.
Adam wziął głęboki oddech i założył ręce na biodrach – Mam nadzieję, że warto.
Patrzyli po sobie, pochłonięci otaczającą ich intymną ciszą, po raz pierwszy tak lekką jak nigdy wcześniej. Spojrzenia wzajemnie mówiły sobie o strachu i obawie przed utratą tego, co najważniejsze. Nie było miejsca na słowa. Pozostał jedynie uzupełniający się szmer spokojnych oddechów i długie momenty bez opuszczania powiek. Niezdolność do podjęcia gestu, którego tak mocno oczekiwali.

6 komentarzy:

  1. Doczekałam się ;) Kiedy ten Tommy w końcu przyzna się co czuje? Ale wygląda na to, że jest coraz bliżej :)
    ~Skylar

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze się głupio czuję jak komentuję jakieś opowiadania 18+, ale dobra. Czytałam Klatkę dla kolibrów od początku, więc przepraszam, że dopiero teraz coś piszę. Bardzo lubię twój styl pisania, jest prosty, ale nie banalny i przyjemnie się go czyta. Spodobał mi się też pomysł, żeby w końcu jakoś urozmaicić Adommy, a nie ciągle prawie wszystkie opowiadania zaczynają się i kończą tak samo i akcja odbywa się w podobnych miejscach. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału i tego zadania. Więc życzę ci duużo weny i czasu ;)
    I jakby ci się nudziło możesz zajrzeć na mojego bloga, to tłumaczenie opowiadania Adommy: http://opposites-attract-adommy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. O! Adam wraca do zawodu ? To może być ciekawe ... w sumie nie komentowałam przez chwilę, żeby jakoś tak wczuć się w ten rozdział. I mam wrażenie, że podczas tej jakby 'pracy' Adama, i będzie wracał do domu, w którym może być Tommy - poczuję się dobrze; że tak powinno być. I tak jak zauważyłaś wszystkie bez wyjątków oczekujemy czegoś od Tommy'ego, tyle, że z niego jest taki mały skurwysyn i nic nie okazuje ;-;

    Bardzo podobało mi się wtrącenie hiszpiańskiego, przez to coraz bardziej urozmaicasz poowiadanie i staje się taki ciekawesze. Widać, że Tommy ma dużo masek wie wszystko, przynajmniej więszość i jest taki ... ugh, jak to określić ;-; No nieważne. W każdym razie uwielbiam postać Tommy'ego.

    Um, początek - widzę, że Jane umie się mścić. Nie wiem czy będzie to miało jakiś wpływ na późniejszą akcje ale mi się nasówa jakaś załamana obietnica i z dobrej koleżanki Adama, Jane zrobi się wróg Jane. Taki Brian. Dobra za bardzo to interpretuję, ale siedze cąłymi dniami w domu ( taki tam mały wakacyjny wypadek .-. ) I nie wiem co robić więc chciałam pomęczyć XD
    Dobra dobra. Kończę z tym komentarzem. Czekam na więcej i pozdrawiam cię ( najchętniej bym przytuliła ale nie ma jak ;-; czuj się przytulona przez internet , co mi tam XDD ) <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam regularnie Twoje opowiadanie, ale najczęściej z telefonu, dlatego nie zostawiam komentarzy. Bardzo podoba mi się Twój sposób pisania i właśnie przymierzam się do ponownego przeczytania Piaskowego gołębia :)
    A tu, z każdym odcinkiem akcja się rozkręca i ciekawi mnie co wyniknie z próby, której zostanie poddany Adam. Jestem przekonana, że się nie podda, bo już udowodnił, jak wiele potrafi znieść dla miłości. Mam jednak przeczucie, że teraz Tommy będzie musiał się wykazać tak na prawdę..
    Ok, już więcej nie wróżę i życzę dużo weny :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybacz, że długo zbierałam się do przeczytania odcinka, czekałam na bardziej pasujący nastrój;)
    Czuję, że początkiem tym razem to Ty chciałaś przemycić coś bardziej osobistego. Ale mniejsza. mam nadzieję, że Jane będzie raczej pozytywną postacią - o ile można mówić o pozytywnych postaciach w gronie Hummingbirds - i nie okaże się zdrajczynią. Chociaż w tym opowiadaniu było już tyle zwrotów akcji, że nie wiadomo, czego można się po Tobie spodziewać :P :D
    Czekam już teraz niecierpliwie na zadanie Adama, tym bardziej, że to tak długo potrwa (albo przerwiesz je jakimś incydentem. nasuwa mi się tu na myśl Alma. albo Kris.) - czyli jeszcze przed nami trochę odcinków ^^
    ostatni fragment, właściwie akapit - fantastyczny. "Niezdolność do podjęcia gestu, którego tak mocno oczekiwali." po mistrzowsku operujesz słowem <3
    ściskam i pozdrawiam, Słońce! no i życzę więcej czasu i weny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, zwanemu dr Agbazarą, wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość, pomagając mi przywrócić mego kochanka, który zerwał ze mną Cztery miesiące temu, ale teraz ze mną przy pomocy dr Agbazary, wielkiego zaklęcia miłosnego odlewnik. Wszystkim dzięki niemu możesz również skontaktować się z nim o pomoc, jeśli potrzebujesz go w czasach kłopotów poprzez: ( agbazara@gmail. com ) możesz również Whatsapp na ten numer( +234 810 410 2662 )

    OdpowiedzUsuń