Hej! Tym razem zdążyłam na weekend :) Co prawda to już niedzielny
wieczór (cóż, można powiedzieć, że nawet noc!). Uzupełniłam wszystkie linki z
poprzednich komentarzy, jeśli ktoś chce jeszcze dołączyć to zapraszam do
pozostawienia adresu :)
Widzę, czego oczekujecie względem Tommy’ego, jesteście
zgodne :) Nie zdradzę żadnych szczegółów, ale mam nadzieję, że dalszy rozwój wydarzeń
zaskoczy Was pozytywnie. Dziękuję za naskrobanie komentarzy, kochane :)
Uwaga! Na potrzeby jednego z wątków musiałam posłużyć się językiem hiszpańskim, którego nie znam. Korzystałam z translatora (jak wiemy często tłumaczą błędnie). Wybaczcie mi błędy, jeśli znacie ten język, a jeśli go nie znacie - zdania służą jako podsumowania wypowiadanych słów, przez co nie ma potrzeby rozumienia ich znaczenia.
Czytajcie!
27. Trzydzieści siedem i pięć
„Już jestem”. Krótka wiadomość została odebrana przez Jane
po godzinie dziewiątej wieczorem. Okolica jak każda inna – kilka lokali,
podmiejski pub i zamknięte przedszkole. Dziewczyna ruszyła odważnym krokiem w stronę zaparkowanego po
drugiej stronie szosy samochodu.
Jeep. Chciałbyś mieć
rodzinę, co?
Podeszła od strony pasażera i wsiadła do środka.
- Kochanie, pozwól mi się wytłumaczyć – Rzekł ciemnooki
brunet, który zacisnął palce na swoim kolanie – Moglibyśmy wszystko naprawić.
Zacząłem wszystko od nowa. Wybacz mi codzienne telefony, ale nie potrafię sobie
bez ciebie poradzić. To była głupia wpadka. Nawet jej nie znałem.
Jane ze zrozumieniem pokiwała głową i spuściła wzrok –
Prosiłam, żebyś zniknął z mojego życia.
- Nie potrafię – Odparł mężczyzna, pochylając się w stronę
dziewczyny – Zrobię wszystko, by cię odzyskać.
Brunetka znacząco pokiwała głową – To jasne, że każdy
popełnia błędy.
- Masz rację.
Jane uniosła wzrok, po czym przytuliła się do czarnowłosego.
Przysunęła się do jego ucha.
- To spotkanie było twoim największym błędem – Odparła, zatapiając
igłę strzykawki pod grubą warstwę skóry. Z całego podniecenia miała wrażenie, że
słyszy jak ciecz wtłacza się w tętnicę i od tego momentu przenosi byłego
kochanka w stronę podziemnych rzek. Mężczyzna momentalnie opadł na jej kolana.
Odkąd ostatnim razem się widzieli, Matt musiał przytyć jakieś trzydzieści
kilogramów. Jane zastanowiła się przez chwilę, czy podana trucizna wystarczy na
tego sukinsyna. Gdyby nie to, że zawsze chciała dopiąć swego, poprosiłaby o
pomoc Hummingbirds.
***
Adam zatonął w czwartej lampce wina. Skórzana kanapa stale
nagrzewała się, co powodowało nieprzyjemny dyskomfort. Ostatecznie Lambert
postanowił spocząć na podłodze. Podniósł wzrok, by spojrzeć na Jane.
- Pamiętam, że ktoś mówił… - Zamyślił się – Że wróżysz?
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło – Pomagam interpretować
sny – Odparła, biorąc łyk rozgrzewającego napoju.
- Świetnie się składa – Adam oparł łokieć o krawędź kanapy –
Od jakiegoś czasu prześladuje mnie jeden koszmar. To taki krótki wstęp do
czegoś większego. Wchodzę do mocno oświetlonego pomieszczenia, to światło
niemal mnie oślepia. Po białych ścianach poruszają się ćmy, stonogi, pająki.
- Jaki masz stosunek do takich stworzeń?
Lambert wzruszył ramionami – Raczej obojętny, ale w moich
snach odczuwam niepokój.
Jane przechyliła głowę na bok i zmrużyła oczy – Wygląda na
to, że boisz się stanąć przed obliczem prawdy. Próbujesz przybierać maski i
kryć się.
Adam parsknął śmiechem – To chyba normalne życie
kryminalisty.
- Nie mówię o ucieczce przed glinami – Odparła brunetka,
krzyżując ręce na piersi – Ukrywasz swoje uczucia, mam rację?
- Zdemaskowałaś mnie.
- Ufasz mi na tyle, by się przyznać? A jeśli powiem o tym
Tommy’emu?
Adam uśmiechnął się – On w to nie uwierzy. Nic mi nie grozi.
- Zaraz się przekonamy – Odpowiedziała podobnym uśmiechem –
Tommy! – Roześmiała się.
Blondyn szedł w ich kierunku. Ściskał w dłoni telefon
komórkowy. Jednak z niego korzysta? Nie
widziałem wcześniej.
- Nie za wesoło wam? – Warknął, szarpiąc za drzwi wejściowe
– Do środka.
Adam ujrzał obcego mężczyznę, przekraczającego próg
mieszkania. Nie rozglądając się, nieznajomy ruszył krok w krok za blondynem, a
po chwili zniknęli w jednym z pomieszczeń.
- Zły dzień? – Szepnęła Jane – Kto to? Nie widziałam
wcześniej tego gościa.
Coś poszło nie tak?
Mamy gliny na ogonie? Dawno nie widziałem, by Tommy był tak zdenerwowany. Pewnie
ciało Briana naprowadziło na właściwy trop. Wiem, ze nawet nieomylni mordercy
zostawiają sieć poszlak. Kłamstwo idealne nie istnieje.
- Na to wygląda – Odparł po dłuższej chwili.
- Proponuję rozejść się do pokojów. Nie mam zamiaru stać się
ofiarą dwóch psychopatycznych i wkurzonych facetów. Co ty na to?
- Całkiem niezły pomysł – Skomentował Adam, nadal patrząc na
drzwi, zza których odchodziły stłumione głosy.
Spoczywali przy kanapie jeszcze przez piętnaście minut,
wymieniając się spojrzeniami. Próbowali wyłapać poszczególne słowa i łączyć je
w całość. Przeszkadzał jeden fakt – nikt z nich nie znał hiszpańskiego.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, wiesz, gdzie mnie
szukać – Rzekła Jane, wstając z kanapy. Powolnym krokiem ruszyła w stronę
schodów, by zaszyć się w czterech ścianach.
Adam nie mógł pohamować swej ciekawości. Ostrożnie zbliżył
się do drzwi, za którymi odbywała się rozmowa. Oparł skroń o ścianę i zmrużył
oczy.
- Nie mogę go stracić. On daje mi ochronę.
- Możemy zapewnić ci pełną protekcję, amigo. Te lo prometo.
- Nie tylko o to chodzi. Uratował mi życie, mam wobec niego
pewne zobowiązania. Powinniśmy obarczyć kogoś innego tą sprawą. Es difícil. Es
difícil y muy persona.
- Kończy się czas. Być może nie będzie więcej okazji. Przeszkolisz
go i da sobie radę.
- Da sobie radę? Przez miesiąc, dwa czy trzy, kiedy zaczyna się
największa obława? Chyba żartujesz! Simplemente no puedo pagarlo. To zbyt duże
zagrożenie i dla niego i dla nas. No.
Adam cofnął się na krok, gdy usłyszał zniecierpliwione,
ciężko stawiane kroki. Rozmowa trwała już ponad pół godziny.
- Boję się, ze stanie mu się krzywda. Że to początek
wielkiej burzy. Czuję, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
- Do jasnej cholery Tommy, jesteś częścią tej grupy. Esto es una acción conjunta. Musisz
podejmować ważne decyzje, a oto jedna z nich. Na twoim miejscu wolałbym widzieć
siebie martwego, niż oznajmiającego liderowi, że zrzekasz się zlecenia zadania.
- Muszę to przemyśleć.
- Nie ma nad czym myśleć. Wypchniesz Adama do szpitala czy
nie?
- Tak.
Do szpitala? Adam
usłyszał kolejne kroki, więc szybko ulotnił się w kierunku kuchni. Złapał
stojącą przy krawędzi stołu szklankę i opróżnił ją jednym haustem.
- Jak długo tu jesteś? – Spytał Tommy. W jego głosie
pobrzmiewało zaskoczenie.
- Chwilę – Odparł Lambert – Przyszedłem się napić, od
wczoraj drapie mnie w gardle. Skończyliście?
- Można tak powiedzieć – Ratliff otworzył lodówkę, w
poszukiwaniu zimnego piwa. Ostatecznie sięgnął po mleko, będące ostatnim
schłodzonym napojem.
Brunet przez moment obserwował profil ciała blondyna, po
chwili jednak skupił się na wyrazie jego twarzy.
- Jak mogę ci pomóc?
Ratliff pokręcił głową i wziął głębszy oddech – Nawet nie
pytaj.
Brunet zbliżył się do niższego od siebie chłopaka i ułożył
dłonie na jego biodrach.
- Przydałby ci się krótki odpoczynek.
- Daj spokój… Adam – Wyszeptał, gdy brunet złączył z nim
swoje wargi – Jane nie może widzieć.
- Jane o wszystkim wie – Odparł Lambert – Wie nawet więcej
niż ty.
Ratliff spoglądał podejrzliwie na wyższego od siebie
mężczyznę, po czym nerwowo przeciągnął językiem po suchych wargach – Jestem
naprawdę zdenerwowany. Wybacz mi, jeśli będę nieprzyjemny.
- Wybaczę – Odparł z łagodnym uśmiechem Adam, całując
chłopaka w czoło – Potrzebujesz czegoś?
- Absolutnie niczego poza ciszą i spokojem – Odparł Ratliff,
cofając się na krok – Jutro musimy porozmawiać. Czasu jest coraz mniej.
- Przed nami jeszcze cała noc – Odparł Adam, cofając ręce –
Będę na nogach jeszcze przez godzinę. Jeśli będziesz chciał, zajrzyj do mnie.
Ratliff wymusił na swojej twarzy nikły uśmiech – Odpocznij.
Jutro czeka nas ciężki dzień.
Nie siląc się na kontynuację rozmowy, rozeszli się we
własnych kierunkach.
***
Kris ściskał w dłoni kawałek miękkiego, wyblakłego papieru.
Pierwsza i jedyna wiadomość od Adama. Czy on może jeszcze żyć? Gdzie jest jego
ciało, bez znaczenia czy żywe czy martwe? Przycisnął palce do zmęczonych powiek
i wziął głębszy oddech. Poczuł łagodne dłonie na swoich ramionach.
- Kochanie, wystarczy na dziś – Rzekła Katy – Jest coś, co
nie daje ci pokoju?
Kris milczał przez dłuższą chwilę – Nie wiem w którym
momencie powinniśmy przyjąć, że Adam nie wróci. Chciałbym wyprawić mu pogrzeb. Jemu
i Almie. Trudno uwierzyć mi w to, że oboje nie żyją, ale weź pod uwagę, że
zniknęli w czasie, gdy z więzienia wydostał się niebezpieczny przestępca,
znający ich osobiste życie zbyt dobrze.
Kobieta przysiadła na biurku, odsuwając na bok plik zdjęć.
- Może uciekli za ocean i wiodą spokojne życie, może zostali
uprowadzeni, być może są martwi. Nie wiem, którego scenariusza się trzymać.
Gubię się.
- Rozumiem, że Adam był twoim najlepszym przyjacielem, ale
musisz wrócić do codziennego życia. Poszukiwania wciąż trwają. Oboje wiemy, jak
silnym człowiekiem jest Lambert. Nic nie jest w stanie go złamać.
- Mam nadzieję, że masz rację, kochanie. Oby to była prawda.
***
Zegarek wiszący na ścianie wskazywał drugą piętnaście. Za
oknem panowała absolutna ciemność. Mrok pokoju rozświetlała pojedyncza żarówka,
zawieszona pod sufitem. Wokół żółtego blasku zgromadziło się kilka drobnych
owadów, ślepo zataczających kręgi wokół centralnego punktu światła.
Brunet siedział właśnie na krawędzi swojego łóżka,
przeglądając jeden z magazynów, które zabrał z przedpokoju. Dziękował w duchu,
że nie ma tutaj dzienników. Nie chciałby czytać o sobie, jako o zbiegu z
morderstwem na koncie. Alternatywą było oglądanie miętowych sukienek w
komplecie z błękitnymi koturnami. Z dwojga złego damska moda nie wypadała tak
źle na tle innych gorących nagłówków.
Błogą ciszę przerwał dźwięk naciskanej klamki. Adam
odruchowo spojrzał w kierunku drzwi.
- Spodziewałem się ciebie – Rzekł, spoglądając na blondyna –
Nie wyglądasz najlepiej. Przydałby ci się prysznic.
Tommy kopnął drzwi i usiadł w fotelu tuż przed Adamem.
Przetarł zmęczone powieki.
- Nie przyszedłem tutaj pytać o porady w celu niwelowania
zmarszczek – Odparł Ratliff – Nie powinienem wchodzić w szczegóły przed
spotkaniem z bractwem, ale musisz wiedzieć, na co się piszesz, jeśli chcesz
podjąć się zadania, które dla ciebie przygotowaliśmy. Nie mogę w tym momencie
powiedzieć o wszystkim, ale chcę, byś był gotowy na to, co zostanie ci
przedstawione.
- Rozstaniemy się? – Spytał Adam.
- Niezupełnie. Będę odwiedzał miejsce zlokalizowane w
pobliżu twojego celu. Po skończonym dniu pracy będziesz wracał do mieszkania.
Będziesz zmieniał je co dwa tygodnie.
Adam zmarszczył brwi – Co dwa tygodnie? Myślałem, że to wszystko
potrwa trzy dni.
- Od ciebie zależy, kiedy wypełnisz swoje zadanie – Odparł
Tommy, pochylając się w stronę Lamberta – Jednak nie licz, że zajmie ci to
mniej niż miesiąc. Byłbym pod dużym wrażeniem.
Lambert wziął głębszy oddech – Mówiłeś o dniu pracy. W jakim
zawodzie będę pracował?
- Wiem, że dobrze odegrasz swoją rolę. Psychiatra.
Dostaniesz nową tożsamość, czyste papiery. Zadbamy o twoją stylizację. Cały
problem leży w tym, że nasz człowiek, Smith dostał przepustkę do szpitala.
Wkręcił lekarzowi schizofrenię. Znacznie łatwiej zwinąć swoje zabawki ze
szpitala niż zza krat. Będziesz miał na to nieograniczony czas. Smith potrafi
grać na zwłokę, ale musisz działać sprawnie. Mamy plan alfa oraz beta na
wydostanie was z tego miejsca. Miejsce skrywa pewną tajemnicę, której poznanie
może uniemożliwić ci wykonanie zadania.
Adam zmrużył powieki – Co masz na myśli?
Tommy wzruszył ramionami – Złe miejsca noszą złe emocje. Musisz
być silny, by je odepchnąć. Nieliczni stanęliby przed tą próbą. Sądzę jednak,
że dojrzałeś, by zrobić to, czego od ciebie oczekujemy.
Lambert pokręcił głową – Ile mam jeszcze czasu?
- Przez kilka dni wdrożymy cię w cały plan i ustalimy
szczegóły. Będę cię monitorował. Pamiętaj, że robisz to dla nas. Dla siebie i
dla mnie.
Adam wziął głęboki oddech i założył ręce na biodrach – Mam
nadzieję, że warto.
Patrzyli po sobie, pochłonięci otaczającą ich intymną ciszą,
po raz pierwszy tak lekką jak nigdy wcześniej. Spojrzenia wzajemnie mówiły
sobie o strachu i obawie przed utratą tego, co najważniejsze. Nie było miejsca
na słowa. Pozostał jedynie uzupełniający się szmer spokojnych oddechów i długie
momenty bez opuszczania powiek. Niezdolność do podjęcia gestu, którego tak
mocno oczekiwali.
Doczekałam się ;) Kiedy ten Tommy w końcu przyzna się co czuje? Ale wygląda na to, że jest coraz bliżej :)
OdpowiedzUsuń~Skylar
Zawsze się głupio czuję jak komentuję jakieś opowiadania 18+, ale dobra. Czytałam Klatkę dla kolibrów od początku, więc przepraszam, że dopiero teraz coś piszę. Bardzo lubię twój styl pisania, jest prosty, ale nie banalny i przyjemnie się go czyta. Spodobał mi się też pomysł, żeby w końcu jakoś urozmaicić Adommy, a nie ciągle prawie wszystkie opowiadania zaczynają się i kończą tak samo i akcja odbywa się w podobnych miejscach. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału i tego zadania. Więc życzę ci duużo weny i czasu ;)
OdpowiedzUsuńI jakby ci się nudziło możesz zajrzeć na mojego bloga, to tłumaczenie opowiadania Adommy: http://opposites-attract-adommy.blogspot.com/
O! Adam wraca do zawodu ? To może być ciekawe ... w sumie nie komentowałam przez chwilę, żeby jakoś tak wczuć się w ten rozdział. I mam wrażenie, że podczas tej jakby 'pracy' Adama, i będzie wracał do domu, w którym może być Tommy - poczuję się dobrze; że tak powinno być. I tak jak zauważyłaś wszystkie bez wyjątków oczekujemy czegoś od Tommy'ego, tyle, że z niego jest taki mały skurwysyn i nic nie okazuje ;-;
OdpowiedzUsuńBardzo podobało mi się wtrącenie hiszpiańskiego, przez to coraz bardziej urozmaicasz poowiadanie i staje się taki ciekawesze. Widać, że Tommy ma dużo masek wie wszystko, przynajmniej więszość i jest taki ... ugh, jak to określić ;-; No nieważne. W każdym razie uwielbiam postać Tommy'ego.
Um, początek - widzę, że Jane umie się mścić. Nie wiem czy będzie to miało jakiś wpływ na późniejszą akcje ale mi się nasówa jakaś załamana obietnica i z dobrej koleżanki Adama, Jane zrobi się wróg Jane. Taki Brian. Dobra za bardzo to interpretuję, ale siedze cąłymi dniami w domu ( taki tam mały wakacyjny wypadek .-. ) I nie wiem co robić więc chciałam pomęczyć XD
Dobra dobra. Kończę z tym komentarzem. Czekam na więcej i pozdrawiam cię ( najchętniej bym przytuliła ale nie ma jak ;-; czuj się przytulona przez internet , co mi tam XDD ) <3
Czytam regularnie Twoje opowiadanie, ale najczęściej z telefonu, dlatego nie zostawiam komentarzy. Bardzo podoba mi się Twój sposób pisania i właśnie przymierzam się do ponownego przeczytania Piaskowego gołębia :)
OdpowiedzUsuńA tu, z każdym odcinkiem akcja się rozkręca i ciekawi mnie co wyniknie z próby, której zostanie poddany Adam. Jestem przekonana, że się nie podda, bo już udowodnił, jak wiele potrafi znieść dla miłości. Mam jednak przeczucie, że teraz Tommy będzie musiał się wykazać tak na prawdę..
Ok, już więcej nie wróżę i życzę dużo weny :D
Pozdrawiam :)
Wybacz, że długo zbierałam się do przeczytania odcinka, czekałam na bardziej pasujący nastrój;)
OdpowiedzUsuńCzuję, że początkiem tym razem to Ty chciałaś przemycić coś bardziej osobistego. Ale mniejsza. mam nadzieję, że Jane będzie raczej pozytywną postacią - o ile można mówić o pozytywnych postaciach w gronie Hummingbirds - i nie okaże się zdrajczynią. Chociaż w tym opowiadaniu było już tyle zwrotów akcji, że nie wiadomo, czego można się po Tobie spodziewać :P :D
Czekam już teraz niecierpliwie na zadanie Adama, tym bardziej, że to tak długo potrwa (albo przerwiesz je jakimś incydentem. nasuwa mi się tu na myśl Alma. albo Kris.) - czyli jeszcze przed nami trochę odcinków ^^
ostatni fragment, właściwie akapit - fantastyczny. "Niezdolność do podjęcia gestu, którego tak mocno oczekiwali." po mistrzowsku operujesz słowem <3
ściskam i pozdrawiam, Słońce! no i życzę więcej czasu i weny <3
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, zwanemu dr Agbazarą, wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość, pomagając mi przywrócić mego kochanka, który zerwał ze mną Cztery miesiące temu, ale teraz ze mną przy pomocy dr Agbazary, wielkiego zaklęcia miłosnego odlewnik. Wszystkim dzięki niemu możesz również skontaktować się z nim o pomoc, jeśli potrzebujesz go w czasach kłopotów poprzez: ( agbazara@gmail. com ) możesz również Whatsapp na ten numer( +234 810 410 2662 )
OdpowiedzUsuń