sobota, 27 lipca 2013

Odc. 28: Noc łowców



Hej! Kilka króciutkich odpowiedzi i przechodzimy do odcinka.

Till: Przyjmuję wszystkie hugsy! :)

Little Vampire: Bloga dodałam do linków :)Chętnie się zapoznam.

Lila: Cieszę się, że zostawiłaś komentarz, witamy!

28. Noc łowców

Adam spędzał wieczór w pokoju. Oglądał swoją broń. Jedynym jego obowiązkiem było o nią dbać, już teraz wyglądała jak nowa. Delikatnie odłożył pistolet na półkę i przetarł dłońmi zmęczone powieki.
- Proszę - Rzekł.
Jane uchyliła drzwi - Nie zdążyłam nawet zapukać - Rzekła z uśmiechem.
- Słyszałem, że się zbliżasz. Trenuję swoją czujność.
- Nieźle ci idzie - Odparła dziewczyna, siadając tuż obok Lamberta. Zwróciła się w jego kierunku - Przeszkodziłam w czymś?
Brunet parsknął śmiechem i uniósł powieki, ukazując swoje błyszczące oczy - Umieram z nudów.
- Ja zawsze potrafię znaleźć właściwe miejsce. Chcesz się przejść?
Adam widział błysk w jej oczach, kokietująco układające się wargi. Niemal słyszał wszystkie składane mu obietnice i przyrzeczenia.
- Nie mam nic przeciwko, ale niedługo wychodzę z Tommym na małe przyuczenie.
Drzwi otworzyły się z impetem. Blondyn wszedł do pokoju – Powinieneś być już na dole.
Jane wstała i założyła ręce na piersi - Kultura jest ci obca.
Ratliff zmierzył ją wzrokiem, po czym uśmiechnął się kpiąco. Spojrzał w kierunku Adama - Chodź ze mną.
Czarnowłosy postanowił milczeć aż do czasu, gdy zostaną sam na sam. Sięgnął po swój pistolet i bez słowa opuścił pokój. Słyszał za plecami każdy oddech Tommy'ego.
- Dokąd jedziemy? - Spytał łagodnym głosem, nie odwracając się za siebie. Przez moment poczuł się zakładnikiem, popychanym przez swojego oprawcę w stronę kamery, gdzie będzie musiał prosić swoją rodzinę o zapłatę grubymi dolarami. Ale nie było oprawcy, nie było też kamer. Wolałbym być w roli ofiary. Miałbym wtedy jakiekolwiek szanse na powrót do domu. 
- Mówiłeś coś? - Spytał Tommy, wychodząc na podwórze. 
Adam zmarszczył brwi - Słyszysz moje myśli?
Blondyn wsunął kluczyk do zamka i przekręcił o pół obrotu - Słyszę ciszę, a to brzmi jednoznacznie. Sugerowałem ci zaprzestanie snucia wyidealizowanych planów, na które nie ma miejsca.
Brunet spuścił wzrok. Czuł jak chłodne powietrze owiewa jego rozpaloną twarz. Zdecydował się zająć miejsce pasażera i chwilę później ruszyli w podróż. Niebo było smoliście czarne. Sączyły się z niego pojedyncze, zgaszone blaski gwiazd, a głucha cisza topiła się pośród pary oddechów. Adam łagodnie zwrócił twarz w kierunku Ratliffa.
- Nie lubisz Jane.
- Nienawidzę kobiet.
Adam zmrużył powieki – Zdążyłem zauważyć. A masz powód?
- Wszystko ma swoje powody – Odparł, ucinając temat – A ty czego nienawidzisz?
- Poczucia bezwzględnej samotności.
Tym razem to Adam poczuł na sobie uważny wzrok Tommy’ego.
- Czujesz to?
- Jak nigdy wcześniej.
Samochód zatrzymał się tuż przy lesie. Ratliff opuścił auto i ruszył między drzewa. Brunet nie zastanawiając się długo poszedł za nim, wytężając wzrok w otaczającej ich ciemności.
Czuł drobne gałązki, ocierające o jego spodnie oraz aksamitne pajęcze nici, otulające zarumienioną skórę. Do uszu docierały odgłosy nocnego ptactwa oraz szelest łamanych kawałków drewna. Czuł, jak jego stopy zatapiają się w świeżym mchu. Wkraczał coraz głębiej. Zatracał się w zupełnej izolacji. Pył wznosił się z każdym kolejnym krokiem, osiadając na materiale koszuli, chłodne powietrze świszczało, przeciskając się między małymi szczelinami konarów. Czuł całkowity nietakt, gdy ściskał w dłoni broń. To miejsce było dla niego tak łaskawe. Tak bliskie, choć widział je po raz pierwszy…
- Tak samo było z tobą – Rzekł na głos – Od początku czułem, gdzie jest mi dobrze.
Blondyn na moment odwrócił głowę, po czym zwolnił – Słucham?
Adam poczuł pulsujący ból głowy. To był stan totalnego upojenia. Gdyby tylko mógł wypowiadać słowa wprost między wargi Tommy’ego…
Doszli do miejsca, w którym było więcej światła. Ratliff stanął tuż obok Adama.
- Widzisz tego lisa? – Wskazał na rude zwierzę, które węszyło w poszukiwaniu pokarmu – A teraz skup się.
Lambert uniósł dłoń. Nie zamierzał strzelać. Nie zamierzał pozbawiać życia niewinnej istoty.
- Skup się – Usłyszał ostrzegawczy szept.
Zmrużył powieki i odbezpieczył broń. Nieprzyjemny, metalowy szczęk wyrwał się spod jego rąk. Zwierzę podniosło łeb.
- Dobrze…
Ułożył palec na spuście. Czekał na kolejny krok.
Tommy bezszelestnie zmienił swoje miejsce. Stał tuż za brunetem. Powiódł palcami po jego ramieniu, wywołując paraliżujący dreszcz. Adam zacisnął powieki, czując zawrót głowy.
- Obserwuj swój cel.
Szept tuż obok ucha. Gorące powietrze otuliło szyję Adama, który nerwowo zacisnął wargi.
- Obserwuj i dopnij swego…
Niezwykle erotycznie brzmiące słowa były kierowane wprost do wrażliwych na każdy dźwięk uszu. Oddech mimowolnie przyspieszył. Opuszki palców znów zetknęły się z jego rozpaloną skórą. Dotyk parzył, drażnił. Krew w tętnicach zaczęła wrzeć. Oczy zaszły mgłą. Lis już dawno zniknął między drzewami. Może tak naprawdę wcale go tam nie było.
Odwrócił się, z całej siły przywierając do chudego ciała i wtapiając się w kusząco rozchylone wargi. Zaatakował swoim językiem, dłońmi, które niepohamowanie brały, co do nich należało. Blondyn poczuł jedynie silne uderzenie, gdy jego plecy odbiły się od starego świerku. Pojedyncze igły posypały się na ich ubrania, które stanowiły ostatnią barierę do ogrodu zapomnienia. Miękkie wargi nacierały na siebie, puchnąc od wzajemnego zderzania się z zębami, w gardle brakowało śliny. Spocone dłonie ześlizgiwały się z karków, bioder, ramion, w zależności od tego, dokąd właśnie zawędrowały. Pośród bezkresnej ciemności błyszczały dwie pary oczu; oczu wyrażających większą czujność niż bystre spojrzenia wilków. Ciała pragnące siebie mocniej, z pożądaniem, którego nie doświadczą inne zwierzęta. Serca wyrywały się z piersi, powodując bolesny ucisk, ale nie miało to teraz żadnego znaczenia. Podniecenie i żądza, które kumulowały się w innym miejscu niż zazwyczaj. Pragnienie wynikające z potrzeby bliskości osoby, którą wzajemnie mieli u swojego boku.
Adam usłyszał cichy dźwięk, będący wstępem do tego, co miało nastąpić. Zmrużył powiek i nie przerywając agresywnych pocałunków, ułatwił podjęcie wyścigu do mety. Tommy oparł dłonie o korę drzewa, gdy poczuł, że brunet zaczyna go wypełniać. Zdusił w sobie okrzyk bólu i podniecenia, które mieszały się ze sobą. Naciskał palcami na twardy brąz drzewa, czując, że chropowata powierzchnia rani jego dłonie. Cudze ręce z pasją objęły jego tors, a wargi przywarły do pokrytej drobnymi kropelkami potu szyi. Skóra z jego palców zdrapywała się z każdym kolejnym pchnięciem, na dłoniach pojawiły się czerwone otarcia, zabrudzone zwęgloną powierzchnią. Czuł się jak epileptyk przed atakiem. Szum w głowie nasilał się, chłód oblał całe rozpalone ciało, które zaczęło konwulsyjnie drżeć. Podniecenie przesuwało się ku dołowi. Nogi odmówiły posłuszeństwa, aż wzajemnie upadli na miękki mech i drobne kamienie. Miłość nazywana nienawiścią popychała ich coraz dalej do przodu, gdy spojrzenia stały się przenikliwe, pełne i długie.
Szczupłe palce wplotły się w kruczoczarne włosy Adama, przyciskając jego głowę do siebie, dzieląc się pocałunkami i oddechami z jego wargami. Czuł przynależność, której tak bardzo się bał. Teraz nie myślał w tych kategoriach. Nie myślał o niczym, poza chwilą, której tak bardzo pragnął. Pot rysował kolejne linie na zaczerwienionej skórze, która co chwilę przyjmowała na siebie drobne pocałunki. Namiętne odgłosy spłoszyły wszelkie zwierzęta, które tej nocy zamierzały polować. To jeden z momentów, które nigdy nie powinny mieć swojego końca.
***
Jane wyszła na taras, podziwiając pełny, tłusty księżyc. Sięgnęła do kieszeni, w której znalazła paczkę papierosów. Wyciągnęła jednego z nich i przytknęła do ust.
Czy Adam jest właśnie tym, o którego chodzi w całej tej grze? To drzemiąca w sobie siła, gotowa do ataku w każdym momencie.
Zaciągnęła się gorzkim dymem, czując ciepło, wypełniające klatkę piersiową. Uśmiechnęła się pod nosem i spuściła wzrok. Hummingbirds niszczy wszystko, co piękne. Szkoda, że zabije całe piękno, tkwiące w nieskazitelnie pięknym człowieku. Tak mi przykro Adam.
- Twoje zdrowie – Rzekła, unosząc w górę niemal pustą szklankę whisky.
***
Katy przygotowywała zastawę na dzisiejszy wieczór. Polerowała sztućce od piętnastu minut. Pogrążyła się w przyziemnym zajęciu.
- Nie wiem, czy to najlepszy pomysł, kochanie – Rzekła, spoglądając na Krisa.
Allen wyjął pieczeń i postawił blachę na blacie. Pierwszy odruch nakazał mu milczeć, w drugim jednak przemyślał całą sprawę po raz kolejny.
- Zostali sami. Potrzebują czyjegoś wsparcia – Odparł, spoglądając na samochód, który minutę temu zaparkował na jego podwórzu. Trzy osoby zmierzały w stronę dużego domu.
- Ja otworzę – Dodał Kris, kierując się w stronę hallu. Nacisnął klamkę, nim rozległ się dźwięk dzwonka.
- Witajcie – Przywitał gości z łagodnym uśmiechem – Zapraszam do salonu.
Uścisnął dłonie mężczyznom oraz Leili i pokierował ich w stronę pomieszczenia.
- Trudno znaleźć wasz dom – Rzekł Lambert, rozglądając się dookoła. Zatrzymał wzrok na wspólnym zdjęciu jego syna z najwierniejszym przyjacielem.
- Ach tak, wybraliśmy odludzie. Obrzeża miast są bardziej przyjazne rodzinom.
Leila spojrzała na Allena – Planujecie dziecko?
Kris roześmiał się cicho – Jeszcze nie, ale jesteśmy coraz bliżej podjęcia tej decyzji. Problemem jest brak czasu i ograniczone środki. W policji nie zarabiam wystarczająco dużo, by bez odkładania móc zapewnić rodzinie bezpieczeństwo. Poza tym mamy kredyt.
Katy weszła do salonu, witając się z każdym z członków rodziny Adama. Kris w tym momencie otwierał butelkę czerwonego wina, bacznie obserwując Neila. Odczuł niesamowite współczucie względem tego chłopaka. Wiedział, jak silna więź ich łączy, a teraz Adam przepadł, przepadł z człowiekiem, którego miał wsadzić za kartki. Gdyby ci ludzie wiedzieli…
O mój Boże. Nigdy.
Wypełnił każdą lampkę zawartością alkoholu i zajął miejsce przy stole, tuż obok swojej żony.
- Wiadomo coś nowego? – Spytał ojciec, trzymając dłonie blisko twarzy.
- Przykro mi. Naprawdę się staramy. Robię to nie tylko z poczucia obowiązku, ale także szacunku względem najbardziej przyzwoitego co ty pieprzysz człowieka, z jakim miałem okazję pracować.
Mężczyzna jedynie pokiwał głową. Zapadła cisza, którą miarowo przerywało tykanie zegara.
***
Adam wraz z Tommym po cichu zakradli się do mieszkania. Wspólnie skierowali się w stronę sypialni Ratliffa. Adam odwiedził to pomieszczenie po raz pierwszy. Rozejrzał się dookoła i zasunął rolety w oknach. Poczuł parę szczupłych dłoni, kładących się na jego biodrach. Musiał zwrócić ku nim wzrok, bo sam nie wierzył, że blondyn właśnie przytula się do jego pleców. Lambert ostrożnie ułożył swoje palce na nadgarstkach chłopaka i pozwolił mu oprzeć policzek o jego ramię.
- Niczego ci nie dam. Niczego ci nie zapewnię. Ulegam nawet wtedy, gdy próbuję cię szkolić. Masz na mnie zgubny wpływ.
- Jesteś w stanie czuć względem mnie inną siłę niż pożądanie, Tommy? – Spytał Adam, trwając w bezruchu. Bał się, że blondyn niczym spłoszone zwierzę zniknie, jak widziany przez kilka chwil lis.
- Nie powinieneś mnie o to pytać. Nie myśl o tym, co przyniesie czas. Skup się na tym, co dzieje się właśnie teraz.
Brunet zwrócił się twarzą w stronę Ratliffa. Był oczarowany blaskiem czekoladowych oczu, które ufnie na niego spoglądały.
- Boję się zewnętrznego świata. Chcę żyć tylko w tym, w którym jesteś ty – Wyszeptał Adam, całując blondyna w czoło. Cały czas spodziewał się momentu, w którym zostanie odepchnięty, ale ta chwila ku jego zaskoczeniu nie nadchodziła.
- W każdej chwili może mnie zabraknąć. W każdej chwili możesz zostać skazany na samego siebie. Zaszedłem już daleko i moja pozycja jest wątpliwa. Być może pewnego dnia będę musiał odejść, dlatego teraz uczę cię jak żyć – Powiedział cicho Tommy, nie tracąc kontaktu wzrokowego. Próbował nie okazywać emocji, choć czuł przyspieszone bicie swojego serca.
Adam łagodnie pokręcił głową i spuścił wzrok. Po chwili ponownie spojrzał w brązowe oczy.
- Jak mam dalej podążać kruchym mostem nad przepaścią? Jak mam iść, nie czując żadnej asekuracji? – Spytał, zmniejszając dystans – Jak mam przygotować się na twoje odejście, gdy z każdym kolejnym dniem kocham cię coraz mocniej?
Blade wargi zadrżały. Skórę przeszył zimny dreszcz. Tommy milczał, nie mogąc zdobyć się na żadne słowo. Te poświęcenia, walka o przetrwanie, ratowanie życia i rzetelność nie miały podnieść rangi w hummingbirds. Były przejawem bezinteresownej miłości i pragnienia, by wypełnić pustkę w złamanym, pełnym nieszczerości sercu.
- Od jak dawna to trwa? – Wycedził blondyn.
Adam wzruszył ramionami – Pragnąłem cię od momentu, gdy zaczęliśmy rozmawiać. Intrygowałeś mnie, interesowałeś. Wybaczyłem ci próbę Almy. Wybaczyłem, że nie zechciałeś powiedzieć mi, co się z nią stało. Kiedy mierzyłem w głowię Brianowi zrozumiałem, że nie było i nie będzie innego człowieka, dla którego jestem w stanie odrzucić cały swój system wartości. Dla którego jestem gotów zabić. Jesteś jedynym, którego chcę chronić. Jedynym, dla którego chcę żyć.
Blondyn pokręcił głową – Wiesz, jak wyglądała nasza umowa, żadnych uczuć…
- Sam to czujesz, Tommy – Odparł Adam, ujmując twarz chłopaka w dłonie. Nie pozwalając mu na zaprzeczenie złączył z nim swoje usta, poddając się sile pocałunku.
Drzwi otworzyły się z impetem. Momentalnie zwrócili swój wzrok na Jane.
- Hummingbirds chcą się z nami widzieć. Rano mamy być w San Diego.
- W San Diego? – Tommy zmrużył powieki – Uciekamy stamtąd. Nie możemy wrócić do miejsca, w którym trwa największa obława!
- Chłopak z psychiatryka został przerzucony do innego zakładu.
- Nie zgadzam się na to – Odparł szorstko Tommy – Nie ma mowy. To samobójstwo.
- Im to powiedz – Wzruszyła ramionami, po czym wcisnęła blondynowi telefon w rękę – Obyś coś wskórał, bo inaczej słabo widzę naszą przyszłość.
- Wybacz, Adam. Skończymy rozmawiać, gdy wrócę. W tej sprawie chodzi głównie o ciebie.
- Rozumiem – Odparł brunet, odprowadzając chłopaka wzrokiem.
Jane usiadła na kanapie, gładząc pofałdowaną narzutę – Szybko wróciliście. Przyspieszony kurs?
Lambert znacząco kiwnął głową – Dobrze mi idzie. Mam duże doświadczenie.
- Broń do ciebie nie pasuje – Odparła z łagodnym uśmiechem – Kojarzysz mi się z domem. Szczęśliwym ojcem dzieci ze spokojną pracą pisarza. Może dziennikarza.
- To wszystko było do zdobycia – Odparł Adam – Moja praca była spokojna.
- Walkę z mordercami nazywasz spokojem?
Brunet pokręcił głową – Nie walczyłem, pomagałem im. Wspólnie szukaliśmy rozwiązania, którego sami nie dostrzegali. Ci ludzie nie byli potworami. Mieli serca, wrażliwość, potrzebę zjednoczenia. Potrzebowali człowieka, który im wybaczy.
Jane pokręciła głową – Niesamowite. Ale Tommy nie potrzebował twojej opieki. Zniszczył cię.
- Sam wyszedłem mu naprzeciw – Brunet odwrócił wzrok – Gdybym…
- Uważaj na niego – Rzekła wstając – Hummingbirds mnie ostrzegali. Ten człowiek nie ma skrupułów. Wyciśnie z ciebie wszystkie soki, a to co pozostanie wyrzuci na pobocze autostrady. Nie ma poparcia u nikogo. Wywiązuje się jedynie z nakładanych na niego obowiązków, ale z nikim nie utrzymuje kontaktu. Jesteś pewien, że chcesz żyć w ciągłym wyścigu?
- Już dawno podjąłem decyzję.
Dziewczyna wymusiła uśmiech na swojej twarzy. Podeszła do bruneta i objęła go, poklepując po plecach.
- Będę trzymała za ciebie kciuki.
Adam pogładził jej plecy – Dam sobie radę. Nie musisz się martwić.
Tommy bez uprzedzenia wszedł do pokoju – Pakujcie się. Mamy poważną rozmowę z bractwem.
***

Rozmowy trwały od ponad godziny. Adam nie mieszał się w wewnętrzne sprawy, więc usiadł z boku i obserwował postać Tommy’ego, której cień wściekle tańczył na wszystkich ścianach. Zastanawiał się, w którym momencie wrócą do nieskończonego dialogu. Jane spoczywała tuż obok Lamberta, co jakiś czas komentując skutki minionych decyzji. Sprawy nie miały się dobrze. Jeżeli Adam będzie musiał wrócić do San Diego, szanse na jego nierozpoznanie sięgną zaledwie kilku procent. Nikt nie wiedział, jak wyglądała sytuacja w samym mieście, ale pewnym było, że powrót jest niemożliwy.
Adam założył ręce na piersi i zmrużył powieki.
Spokój w czterech kątach i ciepła pieczeń. Kojący głos ukochanej osoby. Szczęśliwe rodzeństwo.
Neil. Ciekawe, jak przeżył moje zniknięcie. Musiał przeżyć je bardzo mocno. Żałuję, że nie mogłem zobaczyć się z nim choćby na moment.
Otworzył oczy i poczuł bolesny ucisk w klatce piersiowej. Patrzył na drobnego bruneta, który przyniósł plik dokumentów i położył go na kolanach obcemu mężczyźnie.
- Brad? – Adam momentalnie wstał, rozpoznając w chłopaku swojego byłego przyjaciela/.
Bell rozejrzał się po sali, aż wytężył wzrok, by utkwić parę oczu w ciemnej sylwetce, skrytej w cieniu. Wykonał kilka kroków naprzód, a szczery uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Jasna cholera…
Podeszli do siebie, rzucając się sobie w ramiona, nie bacząc na to, że właśnie stoją w centrum zainteresowania.
- Ty w tym miejscu? – Brad szeroko otworzył oczy, śmiejąc się do siebie – To niemożliwe!
- Niemożliwe jest to, że ty tutaj jesteś. Ty? W takiej grupie? – Adam pokręcił głową, nie wierząc własnym oczom.
- Chodź – Rzekł Brad, łapiąc Lamberta za nadgarstek. Wyprowadził go na zewnątrz. Zamknął drzwi magazynu – Mogłem spodziewać się wszystkiego, ale na pewno nie tego spotkania – Roześmiał się ciepło – Jesteś w bractwie?
- Właśnie mam zamiar do niego wstąpić. Znam ich od jakiegoś czasu. Kto cię wprowadził?
- Samuel – Uśmiechnął się Bell – Ja tu tylko sprzątam – Roześmiał się.
- Nawet nie wiesz, jak przerażająco to brzmi w odniesieniu do miejsca, w którym jesteśmy…
- Spokojnie. Nie mam nic wspólnego z bractwem. Mój chłopak ma tutaj duże udziały. Wspieram go w razie potrzeby. Noszę papiery, zdjęcia, szukam informacji. Nie tykam się brudnych spraw. Z resztą wyobrażasz sobie mnie, trzymającego pistolet? Rozłożyłbym go na części i przerobił na bransoletkę.
Lambert roześmiał się – Ja trafiłem tutaj z powodu Tommy’ego.
- O… - Brad wziął głęboki oddech – Przykro mi. Jeśli pogadasz z Samuelem, może zmienić ci opiekuna.
Lambert zmarszczył brwi – Słucham?
- Tak między nami – Brat wykonał krok w stronę przyjaciela – Robi czarujące wrażenie, ale to tylko pozerstwo. Potworne monstrum, wepchnięte w skórę człowieka. Mam ciarki od samego słuchania jego głosu.
- Nie znasz go.
- Nikt go nie zna. On ma tyle masek, w obliczu ilu sytuacji staje. Najbardziej niewdzięczny i egoistyczny człowiek w tej grupie. Po trupach do celu. Dosłownie – Rzekł, wyciągając papierosa. Podsunął paczkę Adamowi.
- Nie, dzięki – Rzekł brunet, biorąc głębszy oddech.
- Nie chcę, by stała ci się krzywda. Przeciągnie cię na swoją stronę i zapomnisz, kim jesteś. Wieczny stan chorej hipnozy.
Adam zwrócił wzrok ku niebu – To nie brzmi pocieszająco.
- Mam nadzieję, że nie zdążyłeś zrobić żadnej głupoty? – Brad łagodnie trącił Adama łokciem. Brunet przecząco pokręcił głową.
Nie, wcale. Nie spałem z nim, nie zaufałem mu. Nawet się w nim nie zakochałem. Nic z tych rzeczy.
- Dobrze znów cię widzieć. Nawet nie wiesz jakim szczęściem jest widzieć człowieka w tym miejscu. Hummingbirds to nie ludzie – Rzekł Bell, kładąc dłoń na ramieniu Adama.
- Okoliczności naszego spotkania nie są zbyt sprzyjające.
- Nie szkodzi. Mamy wiele zaległości – Drobny chłopak uśmiechnął się ciepło, zwracając wzrok ku gwiazdom. Adam poczuł ciepło rozlewające się w jego sercu. Gdy już próbował oderwać się od tego, co dawno przeżył, żywe wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą. Ze wszystkich jego słabości najgorszym było stąpanie wśród popiołów przeszłości.

7 komentarzy:

  1. Wiedziałam że to będzie Bell !<3 Uwielbiam go , dziękuję, że go w to też wpakowałaś :D
    Jak przyjmuszesz wszytskie hugi to umówmy się, że każdy mój komentarz to ne tylko komentarz ale tez hu, okey ? C:
    Początek - piękne 'szkolenie' w lesie, nie powiem, jak tak ma to wyglądać to wydaje mi się że Adam szybciej zostanie mistrzem w tych kategoriach niż strzelaniu z pistoletu XD
    Ta romowa po powrocie - cały czas oczekujemy czegoś od Tommy'ego i co - no i się udaje. Małymi kroczkami ale jest coraz lepiej :D
    Jane - hm ... nadal ją lubię ale , jakoś tam coś mi nie pasi, nie wiem czemu ;-; Może to tylko moja wrażliwość, że zaraz się coś zepsuje i musze znaleść winnego, nie wiem. Lubię ją jako postać.
    Ta scena w domu Krisa . Nie wiem czemu zaprosił rodzinę Lamberta. Przecież o liście nikomu nie chce mówić. A taka kolacja dużo nie wkurała. Może chciał być poprostu miły ?
    No i Braaaad :3 - Chcę a nawet żądam żeby odegrał tutaj jakąś większą role. Albo Tommy byłby zazdrosny... ojeja to by było dobre :D Mam nadzieję, że nie zniknie z opowiadania tak szybko jak się pojawił. Niech trochę zostanie, nadrobi z Adamem stracony czas itp. c:
    Wszyscy mówią o Tommym tak źle, a mi się wydaję, że poznaliśmy go tak w 100 ewentualnie 96 % . A może jeszcze coś ukrywa? .-.
    Nie mam pojęcia co jeszcze wymyślisz ale czekam na ciąg dalszy. Weekendy są takie fajne - czekam na większość odcinków na różnych blogach XD Ale i tak powiadomnienia na fb od PG i Rogogon najbardziej cieszą ^^
    Dobra dobra, znou piszę bzdury ;-; Czekam, pozdrawiam i przytulam <3 !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcę się dopisać do komentarza Till <3
      Też niedawno u siebie wprowadziłam Cheeksa XD"
      Ah ta zbieżność wydarzeń ^ ^
      Cóż mogę powiedzieć. Ciągle myślę ,ze Adam prześpi się z Bradem (Wish my dreams came true XD) nie wiem skąd ta mysl. ale tekstemBella to mnie rozwaliłaś XD
      " Z resztą wyobrażasz sobie mnie, trzymającego pistolet? Rozłożyłbym go na części i przerobił na bransoletkę."
      Ok też zaczynam już pisać głupoty. Czasu czasu czasu i weny :*
      Tulę tulę i tulę <3



      ~GlamMonster.

      Usuń
  2. Robi się coraz ciekawiej ;)
    ~Skylar

    OdpowiedzUsuń
  3. BRAD!!! omg!! *fangirling* :D
    zacznę od końca, ale to właśnie koniec mam w tym momencie w głowie. fajnie, że poza zupełnie nowymi bohaterami, wprowadzasz też te postaci, które już niejako znamy. (tym bardziej mojego ulubionego Cheeksa;) ). jestem bardzo ciekawa jego roli tutaj (napiszesz też, skąd sie znają?), bo zakładam, że nie wprowadziłaś go tu ot tak (nadinterpretacja: może tylko udaje, że pomaga w drobiazgach, a tak naprawdę jest gdzieś wysoko w hierarchii? :P)
    bardzo miło, że Kris i Katy zaprosili rodzinę Adama. tak z czystej dobroci serca, aby poświęcić im czas. super:)
    o scenie w lesie nie będę się rozposywać, bo zbliżenie opisane po mistrzowsku! ;)
    jestem ciągle pod dużym wrażeniem tego, jak doskonale prowadzisz i opisujesz postać Tommy'ego. jak sam się zachowuje (czasem jak facet, który boi się swoich uczuć, a czasem jak furiat, po którym nie wiadomo czego trzeba się spodziewać), jak postrzega go Adam (jako zagubionego, w głębi serca wrażliwego człowieka, który poświęca się dla niego), a jak widzą go inni (zwłaszcza w tym rozdziale, gdzie niemal każdy Adama przed nim przestrzega). fantastycznie, wielkie brawa! :)
    ściskam mocno, Słońce i życzę weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to za dużo nie napiszę, bo jestem na telefonie i normalnie coś mnie bierze ;--;
    Odcinek przecudowny, kocham to opowiadanie równie jak Piaskowego *,*
    http://im-not-strong-enough-to-stay-away.blogspot.com/ - jak zostawiać link, to zostawiam xD
    // tygrrysek :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Już jestem, a właściwie dopiero, ostatnio też nie komentowałam ale dzisiaj jużsię dotego zabieram. Zacznę od tego, że ucieszyło mnie pojawienie się Brada i mam nadzieje, że szybko nie zniknie. Powoli przestaje lubić Jane, ewidentnie coś kombinuje, a Tommy się otworzy prędzej czy później, zresztą już to trochę widać
    " Musiał zwrócić ku nim wzrok, bo sam nie wierzył, że blondyn właśnie przytula się do jego pleców." :) Życzę dużo weny i czasu:)

    ~ BlackAngel

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale nie miałam czasu ;( I oczywiście nie mam co napisać, bo wszystko już jest w komentarzach na górze. Ale życzę dużo weny i czekam na następny odcinek ;)

    OdpowiedzUsuń