Paulina Szady: Trudno jest mi ocenić ilość odcinków,
ponieważ czasami wpadają mi do głowy kolejne warte rozwinięcia wątki. Pozostawię
niedopowiedzenie poprzez słowa „dalsza fabuła będzie obejmowała dwa światy” :)
Wybaczcie mi, jeśli odcinek nie będzie należał do Waszych ulubionych, ale od kilku dni leżę w łóżku przybita chorobą. Część druga grypy, której nie doleczyłam dwa tygodnie temu ;p
Zapraszam do odcinka :)
39. Świat wewnątrz
Ta noc z pewnością należała do najdłuższych w życiu Adama. Próbował
usnąć, tulony do snu kojącymi dźwiękami soczystych kropli deszczu. Do jego celi
wpadała jedynie wąska smuga światła, która nadawała szarym murom chłodną barwę.
Brunet wpatrywał się w ścianę naprzeciw niego i co kilka chwil brał głębszy
oddech.
W oddali korytarza usłyszał cicho stawiane kroki, lecz
całkowicie je zignorował. Otworzył oczy dopiero w momencie, gdy usłyszał
znajomy głos.
- Adam, śpisz?
Jego serce zabiło mocniej, gdy usłyszał dźwięk słów
wypowiadanych przez Tommy’ego. Dopiero po chwili zorientował się, że oszukał
samego siebie; osobą, stojącą za kratami był z całą pewnością Kris.
Lambert zamknął oczy, by blade światło odbijające się w jego
źrenicach nie zdradziło stanu czuwania. Choć doceniał wsparcie Allena, nie miał
siły, by z nim porozmawiać. Nie potrafił ufać już nikomu.
Tommy, w tym samym czasie zaciskał wargi, by kumulujące się
w nim napięcie nie dało o sobie znać. Klawisze wciąż drażnili się z więźniami,
bijąc prętami w ich kraty, ci drudzy natomiast wybuchali krzykiem i szarpali
łańcuchami. Ratliff czuł narastające pulsowanie w skroniach, a każda sekunda
zdawała się trwać wieczność.
- Wypuścicie Minotaura! – Zawołał jeden ze strażników, co
spotkało się z ogólną aprobatą. Tommy zacisnął powieki, gdy usłyszał szczęk
otwieranej kłódki. Z całych sił pragnął, by nie padło na niego.
Minotaurem nazywany był niesprawny umysłowo, niebezpieczny
morderca, który stale działał pod wpływem impulsów i pobudek. Ratliff był
pewien, że nie zniósłby takiego starcia, zwłaszcza po dniu, w którym został
skatowany przez strażników. Odetchnął, gdy usłyszał rozpaczliwy krzyk z
sąsiedniej celi. Wtulił się w poduszkę, próbując znieść tę noc.
***
Silne słoneczne promienie skąpały jasny pokój w blasku. Jane
łagodnie uchyliła powieki, zwracając wzrok w kierunku kuchni.
- Wiesz co, Brad? Twoja kanapa jest do dupy. Współczuję
wszystkim, którzy muszą na niej spać… - Wymamrotała, rozmasowując obolały kark.
Rozejrzała się dookoła, przecierając oczy – Mam nadzieję, że robisz wyśmienite
śniadanie.
- Nie będziesz zawiedziona, kochanie – Odparł, teatralnym
gestem podnosząc łyżkę – Twój telefon dzwoni od bladego świtu.
Brunetka zsunęła nogi z łóżka i rozejrzała się w
poszukiwaniu szklanki wody. Sięgnęła po nią, jednocześnie łapiąc w dłoń
komórkę.
- Jajka na bekonie?
- Nie, coś lżejszego – Odparła, odczytując wiadomość – Jezu Chryste
– Wymamrotała, wpatrując się w wyświetlacz. Bell odwrócił się, wychylając zza
ściany – Coś nie gra?
- Adam i Tommy trafili do pierdla – Powiedziała, wstając z
kanapy – Jak to możliwe? Nie, to chory żart… To musi być tylko żart – Odparła,
wybierając właściwy numer. Powolnym krokiem udała się w stronę tarasu.
- Halo, Jason? Co to ma, kurwa, znaczyć?
- Znasz Blue Velvet? – Rozbrzmiał głos po drugiej stronie
słuchawki – Dostaliśmy od nich ostrzeżenie i jednocześnie wiadomość, że zespół
od nas trafił do serca San Diego.
- Media milczą?
- Tak. Zrobiło się głośno jedynie wokół Ryana, który zniknął
ze szpitala. Nic więcej nie wiadomo. Najprawdopodobniej Tommy zwołał gliny, gdy
dowiedział się, że jest śledzony. Nie wiemy o co poszło. Myślę, że to jakieś
prywatne nieporozumienia.
- Sytuacja wygląda gorzej, niż mogłam się spodziewać –
Rzekła, przykładając dłoń do rozpalonego czoła – Jeszcze raz. Są teraz pod
jednym dachem, tak? Bezpieczni?
- Jane, oni są bezpieczni, ale pomyśl o nas. Blue Velvet to
śmiertelne maszyny. Jeśli dojdzie między nami do starcia, przestaniemy istnieć.
- Adam i Tommy potrzebują pomocy.
- To wykluczone. Ściągniemy na siebie drugie bractwo.
- Jason, do cholery! – Krzyknęła dziewczyna – Przecież zrealizowali
zadania, są waszą rodziną! Takie były zasady!
- Tommy złamał te zasady. Jeśli wyjdzie z więzienia, spotka
go marny los. Stąpamy na linie nad przepaścią, wiesz co może nastąpić dziś,
jutro?
- Odezwę się później – Rzekła Jane, przerywając połączenie.
Wróciła do salonu, spiesznie się ubierając.
- A śniadanie? – Zawołał Brad, gdy dziewczyna wybiegła z
jego mieszkania.
***
Adam zbudził się, mając przed oczami gasnący wyraz twarzy
Tommy’ego. To pierwszy raz, gdy o nim śnił. Ponownie zacisnął powieki, by
przywołać szczery uśmiech i tak nieczęsto rozweselony wyraz twarzy. Poczuł
aromatyczny zapach kawy i przypomniał sobie jak bardzo zaczyna tęsknić za normalnością.
Cela otworzyła się, a do środka wszedł Kris.
- Witaj, przyjacielu – Rzekł, zajmując pryczę obok –
Trzymasz się jakoś?
Adam, nieco zdezorientowany rozejrzał się dookoła –
Porucznik wylałby cię, gdyby zobaczył, że składasz mi towarzyskie wizyty.
- Zamówiłem śniadanie. Wiem, że posiłki, które tutaj podają
nie wybiegają poza standardy, dlatego od czasu do czasu powinieneś zjeść coś
porządnego – Rzekł, kładąc obok siebie parujące pudełko.
- Dzięki. To całkiem miłe – Odparł beznamiętnie Adam,
siadając na łóżku. Choć czuł głód, nie mógł wziąć nawet kęsa – Wiesz, co u
Tommy’ego?
Kris przechylił głowę – A powinienem się nim interesować?
- Po prostu ciekawość mnie… ach, nieważne - Wymamrotał
Lambert, wzruszając ramionami. Chciałby, by los tego chłopaka zupełnie go nie
obchodził.
- Adam – Odparł Kris, pochylając się w stronę bruneta –
Współpracuj z nami, a będziesz miał większe szanse, że wyjdziesz stąd w ciągu
miesiąca. Milczenie nie przyniesie ci żadnych korzyści.
Adam czuł na sobie przeszywający go wzrok. Zacisnął usta i
wyprostował się, koncentrując uwagę na ruchu warg Krisa.
- Chcesz zostać sam? – Spytał Allen, lecz nie otrzymał
odpowiedzi na zadane pytanie. Ze zrezygnowaniem wstał i westchnął pod nosem –
Zaraz zaczynają się wykłady. Jeśli masz zamiar się wybrać, to cię odprowadzę.
Adam wstał z miejsca i powolnym krokiem ruszył w stronę
korytarza. Obawiał się pierwszego spotkania z dawnymi przyjaciółmi. Nie mógł
znieść myśli, że jest teraz podporządkowany ludziom, którzy jeszcze kilka
miesięcy temu darzyli go niesamowitym szacunkiem. Szedł obok Krisa, starając
się nie odwracać wzroku.
- Ta sama sala – Rzekł Allen, otwierając drzwi. Lambert
zawahał się, czy aby na pewno chce tam wejść. Tym razem miał stanąć oko w oko z
ludźmi, którzy sami pobierali od niego nauki. Niepewnym krokiem przekroczył
próg sali i w mig skupił na sobie dziesiątki par spojrzeń. Starał się je
zignorować, kierując wzrok jedynie w miejsce, gdzie znajdywał się rząd wolnych
krzeseł. Usiadł na jednym z nich, próbując opanować skołatane nerwy.
- Moi drodzy – Rzekł starszy mężczyzna, zamykając za sobą
drzwi – Będziemy dziś kontynuować temat z zeszłego tygodnia, a mianowicie
pojęcie altruizmu. Czy ktoś z was zna założenia teorii Lippsa? – Spytał,
gładząc luźno zawieszony wokół szyi szal – Mówi wam to coś?
- Każdy podmiot został wyposażony w zdolność do odczuwania współczucia
i zapobiegania złym sytuacjom, które mogą spotkać innego człowieka – Odparł jeden
z więźniów.
- Otóż to – Rzekł profesor, przysiadając na krawędzi stołu –
Pytanie do was brzmi następująco. Podzielacie to zdanie?
- Absolutnie nie – Rzekł Adam, koncentrując na sobie uwagę –
Niektóre jednostki są upośledzone w zdolność do empatii i troski. Żywią się
złem i nienawiścią oraz krzywdą, jaką wyrządzają innym. Wysysają z człowieka
całe dobro, by rosnąć w siłę.
- Panie Lambert! – Zawołał profesor – Z tego co pamiętam,
jest pan zwolennikiem zupełnie innej koncepcji. Zazwyczaj traktował pan na
temat pierwiastka dobra, który rozpala żar nawet w tych najchłodniejszych
sercach.
Brunet przechylił głowę, biorąc głębszy oddech – Cóż,
myliłem się. Nawet zdrowi psychicznie potrafią wbijać nóż, wabiąc swoim
fałszywym wizerunkiem.
- No cóż… - Posiwiały mężczyzna zastanawiał się przez
dłuższą chwilę – Czy może ktoś zechce poprzeć lub obalić to przeczące filozofii
Lippsa twierdzenie?
- Każdy, absolutnie każdy człowiek ma w sobie pierwiastek miłości,
który potrafi rozświetlić największy mrok. Istnienie powszechnego zła równoważy
siła wszechobecnego dobra.
Adam natychmiast rozpoznał ten głos. Zaczął szukać wzrokiem
osoby, która wypowiadała kolejne słowa. Nieprzyjemne uczucie ucisku w klatce
piersiowej dało o sobie znać, gdy odnalazł na sali znajomą twarz. Natychmiastowo
odwrócił wzrok od oblicza Tommy’ego.
- Wśród nas żyją ludzie bez jakichkolwiek emocji, które
mogłyby sterować ich życiem – Rzekł Adam.
- Myślę, że się mylisz – Odparł Tommy, próbując nawiązać z
brunetem jakikolwiek kontakt wzrokowy – Każdy z nas potrafi kochać prawdziwą,
niepatologiczną miłością. Każdy gest mówi o potrzebie realizacji najwyższych
cel…
- Ty pieprzona kreaturo… - Odparł Adam zaciskając pięści.
Kiedy wstał, ze swoich miejsc ruszyli się także inni więźniowie.
- Panowie, proszę o spokój… - Rzekł profesor, wycofując się
w stronę tablicy. Stróżująca przy drzwiach kobieta wyciągnęła z kieszeni
krótkofalówkę. Tommy oraz Adam zostali zepchnięci pod ścianę, gdy dwie ściany
więźniów natarły na siebie. Brunet przywarł plecami do zimnego muru, oddychając
szybko. Do pomieszczenia wbiegła uzbrojona grupa policjantów, którzy za pomocą
gazu, pał i kajdanek zaczęli przywoływać do porządku rozjuszony tłum przestępców.
Ratliff próbował przedrzeć się na drugą stronę, lecz nie miał możliwości. W
pewnym momencie stracił Adama z zasięgu swojego wzroku. Próbował go wołać,
jednak głos nie mógł przebić się przez dziesiątki podniesionych wrzasków.
Lambert chwilę wcześniej został wyprowadzony dzięki pomocy
Krisa. Szybkim tempem szli środkiem korytarza, kierując się do celi.
- Co tam się stało? – Spytał Allen, kładąc dłoń na ramieniu
przyjaciela.
- Nie mam pojęcia, wymieniłem z Tommym kilka zdań na temat
wykładu… - Odparł Adam, kręcąc głową – Kiedy nazwałem go potworem, ludzie nagle
wstali i…
Kris zwolnił kroku – Zdaje się, że nastąpił podział na dwa
obozy. Tych, którzy nadal w ciebie wierzą i popierają oraz drugich, którzy mają
cię za zdrajcę i obiorą stronę Ratliffa. Mieliśmy jeden podobny przypadek i
skończył się on rozesłaniem pary do dwóch różnych Stanów.
- Nie możesz do tego dopuścić, Kris – Adam zagrodził drogę mężczyźnie.
- Nie rozumiem cię – Westchnął Allen, kręcąc głową – Chcesz się
od niego uwolnić, czy nie?
- I tak… i nie – Odparł Lambert, gdy mijały ich pary
więźniów, prowadzone przez strażników – Daj mi chociaż trochę czasu na
zastanowienie się.
Allen odprowadził przyjaciela do celi – Tutaj będziesz
bezpieczny. Przyjdę później.
***
- Do jasnej cholery, wpuść mnie, bo inaczej rozniosę ten
cały burdel w pył – Syknęła Jane do policjanta, który zagrodził jej drogę.
- Na widzenia należy umawiać się co najmniej dwa tygodnie
przed planowaną datą.
- Pieprzę wasze biurokratyczne zwyczaje. Wsadziliście za
kraty mojego chłopaka i muszę się z nim zobaczyć, choćby na pięć minut.
Mężczyzna obdarzył dziewczynę chłodnym wzrokiem –
Porozmawiam z górą. Proszę tutaj zaczekać – Rzekł i przekroczył drzwi opisane
jako „nieupoważnionym wstęp wzbroniony”.
Tommy trzymał ręce na kratach i spoglądał na cele usytuowane
po drugiej stronie korytarza. Nie reagował na zaczepki, próbował jedynie wygrać
z wszechogarniającą go nudą. Cofnął się na krok, gdy rosły, czarnoskóry
policjant otwierał jego celę.
- Chyba ktoś zatęsknił za twoim parszywym ryjem – Mruknął pod
nosem, zaciskając na nadgarstkach chłopaka parę kajdanek. Otworzył celę
wyprowadzając go na korytarz, co wzbudziło wrzawę wśród pozostałych więźniów.
Tommy zmarszczył czoło, przenosząc wzrok na policjanta, który nie zauważył
Krisa, schodzącego po schodach.
- Skąd w tobie tyle gniewu? Minotaur niedostatecznie cię
zerżnął? – Wyszeptał na tyle głośno, by mogła usłyszeć to tylko jedna osoba.
Tuż po chwili uderzył ciałem o zimny beton i otrzymywał kolejne ciosy, uwalniając
z gardła przeraźliwy krzyk.
- Rick! – Wrzasnął Allen, biegnąc w stronę, gdzie rozpętało
się zamieszanie – Rick, zostaw go, do jasnej cholery! – Krzyknął, odciągając
czarnoskórego od drobnego blondyna, który kulił się w sobie.
- Tommy? Potrzebujesz pomocy? – Kucnął tuż obok niego,
odgarniając z twarzy zmierzwione włosy.
- Ktoś przyszedł mnie odwiedzić, chcę tam pójść - Wycedził, przyciskając
rękę do brzucha – Kris, ja nie dam sobie rady w tym bloku. Klawisze są bardziej
agresywni od więźniów. Zginę w ciągu tygodnia…
- Przemyślę to. Możesz sam wstać? W korytarzu stała jakaś
brunetka. Przedstawiła się jako twoja dziewczyna. Mam ją odprawić?
- Chcę się z nią zobaczyć. Teraz, jeśli to możliwe –
Wycedził, próbując uklęknąć. Pulsowanie w skroniach wywołało zawroty głowy.
- Jeśli myślisz, że wrócisz do Lamberta, to grubo się mylisz
– Warknął Rick.
- Daj już spokój – Odparł na to Kris, pomagając Tommy’emu
wstać. Blondyn wpatrywał się hipnotyzująco w twarz strażnika. Na jego twarzy
zagościł na moment irytujący uśmiech.
Jeśli wystawiasz mnie
na próbę, to wiedz, że potrafię znieść wiele dla realizacji moich celów.
Bosko~~!
OdpowiedzUsuńOdcinek wyszedł świetnie, jak zawsze zresztą ;)
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie tylko, czy Tommy, kiedy dzwonił na policję, wiedział, że trafi do miejsca, gdzie znęcają się nad więźniami?
I ta ich dyskusja na wykładzie... wygląda na to, że obaj zamienili się miejscami, przynajmniej jeśli chodzi o sposób myślenia.
~Skylar
Już nie wiem co pisać w tych komentarzach więc zostawiam tylko ślad mojej obecności:) Nawet podczas grypy świetnie piszesz:) powrotu do zdrowia i weny, weny, weny (której i tak ci chyba nigdy nie zabraknie) :*
OdpowiedzUsuń~ BlackAngel
Świetnie :) Czekam na więcej. Zdrowia i weny :*
OdpowiedzUsuńLove <3
OdpowiedzUsuńSwietne!!!
OdpowiedzUsuńWeny życze!
~Czekolaaada
dlaczego taki krótki..?
OdpowiedzUsuńDopiero zaczęłam się rozkręcać a tu patrze i koniec odcinka..
Dlaczego nam to robisz..?:( Mamy niedosyt....
Ale treść zaje*ista..:D
A, zapomniałabym... Przepraszam, że tak rzadko komentuję, ale zaczęłam gimnazjum i muszę się uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć. Dlatego też, mam czas czasem przeczytać coś w autobusie, a na kom mi już czasu nie starcza.
OdpowiedzUsuńI jeszcze może tak trochę wykorzystam Twojego bloga i Ciebie; to jest adres mojego blożka http://mylifeitsthemostcrayziest.blogspot.com/ , zapraszam tych co się nudzą :D