No już, no już, nie skazuję Was dłużej na czekanie :)
Till: Jane będzie jeszcze miała swoje pięć minut. Czy
Hummingbirds pomogą, będzie zależało od tego, czy Blue Velvet zaplanują zemstę
za plan Tommy’ego, który koniec końców uchronił Adama przed pewną śmiercią.
Skylar: Staram się, by odcinki były długie! Ten jest ciut
ponad standard :)
Dziękuję za komenty, Koty! Czytajcie :)
38. Underdogs
Stali pośrodku policyjnego kręgu, a każdy z funkcjonariuszy
z niedowierzaniem patrzył w samo centrum. Lambert czuł spływający na niego
zawód, żal, bezgraniczny wstyd. Wodził wzrokiem jedynie za Allenem, który
krążył w miejscu, raz po raz biorąc głębszy oddech.
Tommy za to wpatrywał się w Adama, czekając na jakikolwiek
gest. Nie miał odwagi wydusić z siebie choćby słowa. Pragnął go przytulić, bo
wiedział, że prędko nie będzie miał ku temu okazji.
- Weźcie go do siebie – Zawołał Kris, zwracając wzrok ku
przyjaciołom – Ja pojadę z Adamem.
Czarnowłosy próbował nawiązać wzrokowy kontakt z Allenem,
jednak zdało się to na nic.
- A kajdanki?
- To nie czas na żarty – Odparł półgłosem Kris, gdy wokół
nadgarstków Tommy’ego zacisnęły się metalowe obręcze. Otworzył drzwi samochodu
i obszedł auto, by zająć miejsce kierowcy. Ułożył ręce na kierownicy i pochylił
się, mrużąc powieki. Brunet zajął miejsce pasażera i zatrzasnął drzwi.
- Dlaczego? – Spytał po dłuższej chwili Kris, zwracając swój
wzrok ku Lambertowi. Nie dostrzegł w jego oczach znajomego, radosnego blasku.
Przyszło mu na myśl, że ten wyraz twarzy nie pamięta już nawet uśmiechu.
- Nie wiem, Kris, ja to… to wszystko… nie zrozumiesz tego,
ale pogubiłem się… - Odparł, zaciskając wargi. Czuł zimne dreszcze, poruszające
jego ciałem.
- Dlaczego Tommy? – Allen przechylił głowę – Spodziewałem
się, że pozwoli ci uciec i na tym skończy się wasza przygoda. Zwodziłem
policję, licząc, że jeszcze żyjesz. Że błąkasz się, że zacząłeś nowe życie. A
ty działałeś wraz z tym tlącym się wiórem człowieka?
- Jezu, Kris – Adam wziął głęboki oddech, wplatając palce w
swoje kruczoczarne włosy – Jesteś gliną, przesłuchujesz mnie.
Mężczyzna pochylił się w stronę Lamberta, kładąc dłoń na
jego ramieniu.
- Nie jest mi łatwo, ale nadal mam cię za swojego
przyjaciela. Wszystko, co powiesz w mojej obecności pozostanie między nami.
- Zakochałem się w nim, jakkolwiek irracjonalnie i
absurdalnie to brzmi. Robiłem wszystko, by się przy nim utrzymać. Gdy
odzyskałem rozum i spróbowałem się uwolnić, zadzwonił po gliny i skazał mnie na
spędzenie reszty życia wraz z nim w murach jednego budynku.
Kris cofnął się i oparł o fotel. Próbował powiedzieć kilka
krzepiących słów, ale żadne nie brzmiały właściwie. Nie martw się, będziecie w areszcie, ale rozbijemy was do różnych
bloków. Stary, trzymaj się, wyznaczę strażnika, który nie pozwoli Tommy’emu na
zbliżanie się do ciebie. Zataimy medialną wiadomość o tym, że powróciłeś zza
światów. Żadna idea, choć kierowana szczerymi intencjami, nie dodałaby
Adamowi otuchy.
- Jak do tego doszło? – Kris przechylił głowę – Prowadziłeś
tak przyzwoite życie. To była tylko przykrywka? Okłamywałeś Almę?
- Nie – Odparł Adam, zaciskając palce na materiale swojej
bluzy – Przez cały ten czas żałowałem jednej niewłaściwej decyzji, która
skazała mnie na miejsce, które zmuszony byłem zająć. Wierz mi Kris, gdyby tylko
istniała droga powrotna…
Allen pochylił się w stronę bruneta – Zwodziłem śledztwo w
przeciwnym kierunku. Finalnie udało mi się odłożyć tę sprawę. Gdybym wiedział,
że tutaj będziesz, może zdziałałbym…
- Tommy nie zdradził mojej obecności? – Spytał Adam,
podnosząc głowę.
- Nie. Centrala przekazała nam całą wiadomość i jedyne
nazwisko, które padło, należało do niego.
- To i tak bez znaczenia. Jedźmy.
- Adam…
Po pobladłych policzkach potoczyły się pierwsze łzy. Już był
gotów otworzyć drzwi i iść w stronę drugiego radiowozu, gdy zniewoliła go
niewidzialna siła. Oparł głowę o szybę, wsłuchując się w szmer własnego
oddechu.
- Adam… - Powtórzył Kris, pochylając się w stronę bruneta.
Objął go, przyciągając do siebie – Musisz być silny. Ludzie darzyli cię
niesamowitym szacunkiem.
Lambert parsknął śmiechem – Nadal będą widzieć we mnie
autorytet, gdy stanę między nimi w tym samym uniformie, który mają na sobie? Po
prostu… odpal ten pieprzony samochód – Wycedził, mrużąc oczy.
***
Wysoki mężczyzna około czterdziestki kroczył ramię w ramię
wraz z parą młodzieńców; szatynem oraz blondynem. Przyzwoicie ubrany, szpakowaty,
najstarszy z trojga podszedł do drzwi, w które dwukrotnie zapukał. Hotelowe skrzydła
otworzył nieznajomy o surowej, pociągłej twarzy, który z góry zmierzył wzrokiem
nowo przybyłych.
- Underdogs do pańskiej dyspozycji. Zgodnie z umową zostaną
do białego rana. Wszelkie życzenia proszę kierować pod mój prywatny numer
telefonu – Odparł z szerokim uśmiechem. Został na zewnątrz, gdy para nastolatków
przekroczyła próg hotelowego pokoju.
Stali nieruchomo, wpatrując się w twarz obcego mężczyzny.
- Nut – Rzekł, siadając w fotelu – Słyszałem od znajomych,
że znasz się na rzeczy. Przypominasz mi młodość, wiesz? – Wziął do ręki
szklankę wypełnioną brunatnym trunkiem – Pokaż mi się.
Nut z należytym spokojem zaczął rozpinać swoją koszulę.
Nieprzerwanie darzył nieznajomego chłodnym spojrzeniem. Zsunął z ramion
jedwabny materiał, ukazując łagodnie umięśniony tors.
- Podobno jesteś małomówny. Nie powiesz ani słowa?
- Jeśli tylko nastąpi taka potrzeba, proszę Pana – Odparł,
rozpinając swoje spodnie. Zsunął opięty materiał ze swojego ciała, próbując
opanować narastające drżenie mięśni. Heroina zaczynała działać. Inaczej nie
zniósłby całej gry.
- Ty – Zawołał do blondyna – Przygotuj swojego przyjaciela –
Rzekł, kierując wzrok na walizkę, która spoczywała na łóżku. Chłopak usiadł na
krawędzi i otworzył pokrywę. Przepraszam Nut, cholernie
cię przepraszam, że za każdym razem wybierają ciebie, nie mnie. Wyjął
skórzaną uprząż, parę winylowych rękawic i gruby sznur.
***
- Na to czekasz dziwko?! – Spomiędzy warg mężczyzny wydobył
się krzyk. Uderzył rzemieniowym pejczem plecy chłopaka, wzbogacając krwawą mapę
o kolejne linie. Młode ciało wygięło się w łuk, a spierzchnięte usta nie były w
stanie prosić o choćby chwilę litości. Dziękował Bogu, że mógł ratować się uśmierzającymi
ból medykamentami i narkotykami.
- Lubisz milczeć, prawda? – Do jego uszu dotarł ciężki,
zachrypnięty głos. Zacisnął dłonie wokół liny, do której przywiązane były jego
ręce. Nogi nie mogły utrzymać ciężaru obolałego ciała. Głowa opadła na jedno z
podniesionych, podwiązanych do sufitu ramion, a oczy tępo wpatrywały się w
drugiego towarzysza, który miał pozostać jedynie obserwatorem. Patrzył z
upokarzającą obojętnością i co kilka chwil odczytywał z ruchu warg kolejne
słowa otuchy, które nie miały w tym momencie żadnej mocy. Poczuł jak twardy
członek znów rozpiera jego wnętrze i zacisnął wargi, próbując odliczać w głowie
liczby, rozpoczynając od tysięcznego numeru; zwykle po takim czasie kończył się
przeciętny stosunek. Pamiętał swój pierwszy sprzeciw, który zadziałał na jego
niekorzyść. Od tamtego czasu zaczął godzić się ze świadomością, że milczenie
przyniesie mu mniej bólu.
Tysiąc mrożących ukłuć towarzyszyło każdemu pchnięciu. Czuł,
jak po jego udzie spływa drobna strużka; nie wiedział, czy to krew czy pot. Tracił
siły i gdyby tylko potrafił, chciałby teraz wymusić swoje omdlenie, choć miał
świadomość, że klientom taki stan nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie – pobudza
ich do ożywienia kochanka.
Zaczął wspominać gorzkie początki w Whorehouse i
dziś był pewien, że gdyby tylko miał możliwość tam powrócić, nie zawahałby się.
Czuł się upokorzony przymusem do uprawiania oralnego seksu z lokalnymi
starcami. Oferta ekskluzywnego chłopaka z eskorty brzmiała o niebo lepiej, ale
jeszcze wtedy nie wiedział z czym się wiążą zlecane zadania. Ruchy gwałtownie
przyspieszyły, a on sam poddawał się im, jak kruchy liść na porywistym wietrze.
Kolana ugięły się pod nim, przez co sznury zacisnęły się mocniej wokół ramion i
nadgarstków. Poczuł szarpnięcie za swoje włosy i zamknął oczy. Jeżeli
piekło istnieje, to właśnie do niego trafiłem przyszło
mu na myśl tuż przed kolejną tej nocy utratą przytomności.
Jane piła już trzeci kubek kawy w swoim Audi, gdy nad ranem cała
trójka opuszczała hotel. Siedemnastolatek spoczywał na rękach najstarszego
mężczyzny. Dziewczyna wytężyła wzrok, jednocześnie czując falę zalewającego ją
współczucia.
- Bingo. Odzyskasz swojego brata, Tommy.
***
Radiowozy wjechały na podwórze od strony aresztu śledczego.
Adam wraz z Krisem opuścili samochód. Brunet podniósł wzrok na wieże
wartownicze. Dopiero teraz dostrzegł jak wysokie są mury tutejszego więzienia. Objął
się ramionami i przeniósł wzrok na Tommy’ego, który wysiadł z drugiego
samochodu. Ich spojrzenia spotkały się na dłuższy moment, gdy para policjantów
popchała blondyna przed siebie.
- Chodźmy – Rzekł Kris, kładąc dłoń na ramieniu Adama.
Spokojnym krokiem ruszyli w stronę tylnych drzwi, przez które dostali się do
środka.
Nie zmieniło się nic; w budynku unosił się nawet specyficzny
zapach, który zawsze drażnił Lamberta. Ściany pokryła warstwa kurzu odkąd
gubernator ograniczył środki finansowe, przeznaczone na opiekę podobnych
instytucji.
- Odprowadzę cię do pokoju. Przejdę rejestrację za ciebie,
oszczędzę ci rozmów z biurokratami. Chodźmy – Rzekł Allen, prowadząc Adama w
stronę wschodniego bloku.
- Chyba chciałeś powiedzieć do celi.
Kris zwolnił kroku – Wierz mi, gdybym mógł cokolwiek zrobić…
- Czemu blok A? – Adam przerwał mu wpół zdania – Sugerujesz,
że dostanę wyrok zbliżony do odsiadki za kradzież cukierków?
- Adam, do jasnej cholery – Kris zatrzymał się tuż przed
czarnowłosym – Robię, co w mojej mocy, doceń chociaż tyle. Nie wepchnę cię do
morderców, bo statystyki agresji sięgają ponad normę.
- Może lepiej, gdyby w ogóle mnie tutaj nie było? – Spytał
czarnowłosy, przechylając głowę. Gdy Kris otworzył celę, Adam przekroczył jej
próg i usłyszał nieprzyjemny szczęk klucza, wsuwanego do zamka.
- Masz przy sobie niebezpieczne przedmioty? Lepiej, jeśli
oddasz je w moje ręce, niż w momencie, gdy zjawią się tutaj inspektorzy.
Uprzedzam, że będę musiał dodać to do raportu.
Adam wyciągnął z kabury naładowany pistolet i wyciągnął rękę
przez kraty.
- Skąd to masz? – Kris zmarszczył czoło – Oszalałeś? Za samo
posiadanie rewolweru możesz pójść siedzieć. Kiedy zaczęliśmy poszukiwania,
sierżant nakazał zdjąć z ciebie pozwolenie na broń.
- Chyba już nie mam szans, by znaleźć się w gorszym
położeniu.
- Muszę wrócić do pracy, Tommy wymaga przejścia przez szereg
procedur.
Czarnowłosy usiadł na pryczy i skrył twarz w dłoniach. Nie
chodziło już tylko o przegrane życie, ale o życie, które całkowicie wyklucza
obecność człowieka, którego kochał. Chłód panujący w pomieszczeniu zmusił go do
okrycia się kocem. Patrzył przed siebie wprost na półkę, na której znajdował
więzienny uniform.
***
- Ratliff, jak miło, że zechciałeś nas odwiedzić – Rzekł
jeden z klawiszów, którzy wkroczyli do celi blondyna. Chłopak wstał, mierząc
ich wzrokiem.
- Jeden wasz ruch, a źle skończycie.
Spojrzeli po sobie, uśmiechając się pod nosem.
- Przepraszam – Rzekł, przepychając się między nimi.
Wciągnęli go do celi i popchnęli na ścianę. Uderzyli jego głową o mur, aż
spomiędzy rozchylonych warg wyrwał się głośny krzyk. Tommy wiedział, że jeden
jego ruch obronny będzie oznaczał izolatkę, na co nie mógł pozwolić. To stanowiłoby
całkowity brak możliwości widywania się z Adamem. Spiął wszystkie mięśnie,
przez co otrzymywane ciosy znosił nieco łagodniej.
- Komu uciąłeś łeb, że odesłali cię aż tutaj i to bez wyroku
sądowego?
- Spytajcie, kurwa, Krisa, który postanowił odseparować mnie
od Lamberta… - Syknął, podnosząc się z podłogi.
Strażnicy z niedowierzaniem spojrzeli po sobie.
- Skończ pierdolić i chodź na stołówkę – Rzekł jeden z nich,
zakładając blondynowi kajdanki. Wyprowadzili go na korytarz, popychając wzdłuż
całego korytarza. Więźniowie kolejno podchodzili do krat, by spojrzeć na nowego
towarzysza.
Adam, w tym samym czasie szedł wzdłuż linii pustych cel.
Czuł się upokorzony, noszeniem zestawu ubrań, który identyfikował go z
przestępcą. Kris towarzyszył mu krok w krok, ramię w ramię. Przeciągnął
językiem po suchych wargach i zacisnął je na moment.
Wspólnie przekroczyli próg ogólnej stołówki. W przeciągu
kilku sekund zapadła głucha cisza, a setki par oczu zwróciły się ku nowo
przybyłym.
Adam? Adam Lambert?
Rozległy się liczne szmery i pomruki niedowierzania. Niektóre osoby wstały, by
wytężyć wzrok i rozpoznać znajome oblicze nowo przybyłego. Brunet kroczył przed
siebie z podniesioną głową, wpatrując się w Tommy’ego, który szedł mu
naprzeciw. Mijając się, spojrzeli sobie w oczy i żaden z nich nie spuścił
wzroku jako pierwszy. Lambert poczuł jedynie łagodne otarcie swojego ramienia i
choć wszystkie ukryte w nim żądze kazały mu się odwrócić, nie mógł – w tej
chwili skupiał na sobie wzrok wszystkich więźniów, których niegdyś nauczał, jak
żyć według moralnego kodeksu. Nie potrafił teraz zliczyć, ilu ludzi skazał na
zwątpienie w jego osobę.
Cieszę się, że Jane odnalazła brata Tommy'ego :) teraz tylko musi coś zrobić... I ktoś musi uwolnić Adama i Tommy'ego... Co ta miłość robi z człowiekiem xD
OdpowiedzUsuń~Skylar
Rozdziała bardzo fajny i ciekawy . A ile dostało do końca odcinków ??
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dużo xD
Usuń~Skylar