poniedziałek, 30 grudnia 2013

Odc. 49: Własny bóg



Dziękuję za ostatnie komentarze i wszelkie świąteczne życzenia :) Teraz pozostaje mi życzyć udanego Sylwka! 

Jeśli chodzi o fabułę Klatki, jesteśmy na ostatniej prostej, ale wkrótce przyniosę dobre wieści, więc bądźcie w gotowości :) Pozdrawiam i ściskam!

49. Własny bóg

Tommy wpatrywał się w widok za oknem. Nie mógł ukryć zdenerwowania; jego dłonie trzęsły się już od poprzedniego dnia.
- Hej? – Usłyszał za swoimi plecami kobiecy głos – Jesteś gotów?
Wziął głęboki oddech i przycisnął palce do zmęczonych oczu – Tak.
Delikatne dłonie spłynęły po jego torsie – Pasuje ci mundur. Adam przyzna, że wyglądasz w nim całkiem seksownie.
Ratliff uśmiechnął się pod nosem – Masz bilety?
- Cztery sztuki. Bezpośrednio do Indonezji, a później…
- Ja zadbam o resztę. – Odparł, przyciskając dłoń do ust. Opuścił powieki, by móc się skoncentrować.
- Chodźmy. Nut czeka w samochodzie. – Rzekła, siadając obok blondyna – Chyba nie wątpisz w nasze powodzenie?
- To nie będzie łatwe. – Odparł, podnosząc wzrok – Twoje dotarcie do właściwego pomieszczenia graniczy z cudem. Co dopiero zwolnienie blokady, ucieczka z więzienia, które będzie ostrzelane z każdej strony. Odnalezienie Adama. Wpuszczenie nas na pokład samolotu. Jezu… - Odparł, skrywając twarz w dłoniach.
- To nie czas na poddawanie sprawy wątpliwościom. Wstawaj. Nie możemy tracić czasu.
- Liczę na ciebie, Jane. – Rzekł z powagą w głosie, wpatrując się w oczy brunetki.
Nie odpowiedziała. Chwyciła swoją torebkę ze sfałszowanymi dokumentami i opuściła pokój, pozwalając Tommy’emu pozostać sam na sam ze swoimi myślami.
***
- Dzień dobry. – Rzekł Brad, podchodząc do jednego ze strażników – Chciałbym widzieć się z Adamem Lambertem.
Mężczyzna zmierzył go surowym wzrokiem – Proszę chwilę zaczekać. – Rzekł, po czym skierował swoje kroki w stronę gabinetu Krisa. Zapukał dwukrotnie i przekroczył próg pomieszczenia.
- Nie pozwoliłem wchodzić! – Krzyknął Allen, uderzając pięścią w biurko – Poczekaj, Skarbie. – Rzekł do telefonu.
- Znowu jakiś gość chce się widzieć z Adamem. Mam pozwolić, czy nie?
- Nie. – Odparł surowo Kris – Mam dziś napięty dzień. Nie przychodźcie do mnie z błahymi sprawami.
Ponownie przyłożył telefon do ucha – Katy, nie mogę teraz rozmawiać. Oddzwonię za godzinę.
***
Cała trójka znajdywała się w czarnym fordzie nieopodal głównej bramy więzienia. Nut trzymał ręce na kierownicy, nie mogąc oderwać wzroku od wysokich murów.
- Wielki ten budynek. Serio tu siedziałeś?
Tommy nie zareagował. Rozejrzał się dookoła, po czym zerknął na zegarek.
- Chyba nadeszła właściwa pora.
- Na każdej wieży są wartownicy. Nie wygląda to najlepiej.
- Niczego innego się nie spodziewaliśmy. – Odparł Tommy, zapinając ostatni guzik koszuli po policjancie, którego uśpił we własnej celi. – Czas podjąć się tego zadania. Powodzenia.
Jane uścisnęła ramię blondyna, po czym wysiadła z auta i skierowała się w stronę przejścia dla pieszych. Nut przekręcił kluczyk w stacyjce.
- Zaczekaj. – Tommy podniósł dłoń – Ruszymy, gdy wejdzie do środka.
Bacznie obserwował jej pozycję. Gdy chwilę później zniknęła za bramą ośrodka, Ratliff dał znak, że mogą ruszać. Rozpoczęli krótką podróż po mieście, a Nut nerwowym głosem nucił Yellow Submarine, odtwarzając w głowie plan, nad którym Jane wraz z Tommym wspólnie pracowali.

W tym samym czasie, więzienie w San Diego
- Witam. – Rzekła, zmierzając do jednego z policjantów – Gdzie jest mój chłopak? – Spytała podniesionym głosem.
Młody mężczyzna wyglądał na nieco zdezorientowanego. Rozejrzał się dookoła – Może ja odprowadzę do sierżanta…
- Odprowadź mnie, gdzie chcesz. Muszę dowiedzieć się, kto jest odpowiedzialny za cały ten burdel.
- Proszę pani, proszę się uspo…
- Jestem w ciąży z facetem, którego wypuściliście! – Krzyknęła, żwawo gestykulując – Zaprowadź mnie do tego sierżanta. Byle prędko, za pół godziny mam wizytę u lekarza. Wykończę się przez te wasze pieprzone instytucje.
Mężczyzna nie odpowiedział na żadną zaczepkę. Zatrzymali się przed gabinetem Krisa. Policjant zapukał do drzwi, które po chwili zostały otwarte.
- Mike, jestem naprawdę zajęty… - Westchnął Allen, poluzowując krawat – Pracuje tutaj wielu innych ludzi, dlaczego ja mam ciągle załatwiać wasze…
- To pani Jane, dziewczyna Tommy’ego.
Kris zatrzymał wzrok na jej twarzy – Faktycznie… - Westchnął pod nosem – Przykro mi, że…
- Przykro panu? – Przechyliła głowę – To ja straciłam mojego przyszłego męża. Gdzie on jest? Pozwoliliście mu spieprzyć stąd po raz drugi?
Brunet złapał się za głowę – Błagam, załatwcie to z górą, zaraz muszę wyjść…
- Chcesz mieć telewizję na karku? – Zagroziła, krzyżując ręce na piersi.
- W porządku, chwila… Co mogę dla Pani zrobić? – Spytał, biorąc głęboki oddech. Nie mógł poradzić sobie z narastającym pulsowaniem w skroniach.
- Chciałabym przejrzeć wszystkie nagrania z dnia jego zniknięcia.
- To wykluczone. – Odparł Kris – Materiały archiwalne są zbyt cenne, nie możemy ich udostępniać.
- Tylko na miejscu. – Powiedziała nieco łagodniejszym głosem – Bardzo mi na tym zależy. Proszę.
Allen spojrzał na policjanta – Odprowadź ją na czwarte piętro – Rzekł krótko, wracając do gabinetu. Przekręcił klucz w drzwiach i zasunął rolety.
- Dobra, chodźmy… - Rzekł Mike, odprowadzając Jane do schodów – Proszę wybaczyć, sierżant ma dziś gorszy dzień.
- Każdemu się zdarza. – Odparła surowym tonem, spoglądając na cyfry, które zbliżały się ku zeru.
***
- Patrzenie na zegarek ci nie pomoże. – Wymamrotał Nut, zatrzymując się na światłach – Minęło dopiero dziesięć minut. Denerwujesz się?
- W przeciwieństwie do ciebie, nie jestem podekscytowany. – Wymamrotał, poprawiając się w fotelu. Zmrużył powieki, raz po raz biorąc głębszy oddech.
To, co miało wydarzyć się teraz, tego dnia było trudniejsze od wypowiedzenia słów kocham cię. W głowie odtwarzał wszelkie scenariusze, które mogły się wydarzyć. Dożywocie w więzieniu o zaostrzonym rygorze, ponowne rozstanie z bratem, rozstrzelanie przy próbie ucieczki, oddanie się w ręce policji przed wejściem na pokład samolotu.
- Chcesz napić się kawy?  - Zaproponował Nut.
Tommy nie odezwał się ani słowem. Czuł jedynie mdłości.
***
- To Pani Jane, narzeczona Tommy’ego. Proszę, pozwól zobaczyć jej nagrania z dnia zniknięcia 0089.
Brunetka zmarszczyła brwi – Dostał numer?
- To numer celi, w której przebywał. Ściślej, izolatki.
Pomieszczenie było ciemne, przestronne i pełne telewizorów, które wyświetlały obraz całego budynku. Nie dziwiła się, że jeden człowiek nie potrafi nad tym zapanować. Cięcia kosztów okazały się wybawieniem dla Ratliffa. Oparła się o blat, wodząc wzrokiem za niskim strażnikiem, który przeszukiwał szufladę.
- Nie to… nie to… - Mamrotał pod nosem. Odwróciła wzrok, by spojrzeć na korytarze. Układ wyświetlanych obrazów pokrywał się z mapą obiektu. To znacznie ułatwiało zadanie.
- Podejdzie pani… - Powiedział mężczyzna, kucając przy szafce – To… To będzie pewnie w tej szafce.
Sięgnęła do kieszeni, w której trzymała strzykawkę. Choć próbowała zachować zimną krew, jej ręce drżały.
Kiedy mężczyzna wstał, dotarło do niej, że przegapiła najlepszy i być może jedyny moment.
- Coś nie tak? – Zapytał, wsuwając kciuki za brązowy, skórzany pasek.
Zmierzyła go wzrokiem, po czym łagodnie rozchyliła wargi. Wydobył się spomiędzy nich cichy szmer. W głębi siebie zaczynała panikować.
- Trudno jest być samotną matką…
Mężczyzna wzruszył ramionami – Właściwy organ może pani pomóc.
- Nie rozumiesz. – Ucięła, rozpinając guzik swojej marynarki – Trudno być z kryminalistą. Budzić się każdego dnia ze strachem… - Kiedy wypowiadała kolejne słowa, zauważyła, że mężczyzna raz po raz spogląda w stronę telewizorów. Był zbyt ostrożny, by wszystko mogło pójść zgodnie z planem.
Nie zastanawiając się dłużej objęła mężczyznę za kark i wpiła się w jego usta, jednocześnie wprowadzając igłę w jego szyję. Jedynym czego w tym momencie się bała, było odgryzienie jej warg czy języka; nie cofnęła swojej głowy nawet na pół cala. Dzięki temu stłumiła krzyk, jaki wyrwał się z ust policjanta. Niespełna dziesięć sekund później opadł na nią, popychając jej kruche ciało na blat. Zacisnęła zęby, czując stłumiony ból w okolicy lędźwi. Starając się zbytnio nie hałasować, położyła mężczyznę na podłodze i zerwała z jego szyi identyfikator. Usiadła przed komputerem, sięgając po kartkę, na której zapisane były możliwe kombinacje szyfru. Po kilku próbach pojawił się monit o akceptacji hasła. Odruchowo wcisnęła czerwony guzik, a ton dwóch tysięcy automatycznie otwierających się zamków rozbrzmiał niczym hymn wolności.
***
Tommy po raz kolejny spojrzał na zegarek. Wziął głęboki oddech i chwilę później do jego uszu zaczął docierać głos syreny.
- Nut, zawracaj.
Chłopak zmrużył powieki – Wydaje ci się…
- Nie wydaje. Jedź w stronę więzienia.
Dopiero teraz usłyszał wyraźny, wysoki ton, który pozbawił go czucia w nogach. Kiedy próbował ruszyć, samochód zgasł.
- Jedź tam, gdzie się umawialiśmy. – Powiedział Tommy, otwierając drzwi – Ani kroku dalej. Zablokuj drzwi! – Krzyknął, wysiadając z samochodu. Porwał się przed siebie, biegnąc w stronę najbliższego skrzyżowania. Serce w jego piersi biło jak oszalałe, a mimo tego potrafił zapanować nad oddechem. Przeciskając się pomiędzy samochodami, czekającymi na zielone światło, skierował swoje kroki na wschód. Kolejnym odgłosem, jaki dotarł do jego uszu był dźwięk dzwonka telefonu. Zwolnił, by odebrać.
- Halo?
- Tu Jane. Nie widziałam Adama na korytarzu w jego bloku. Co mam robić?
- Wynoś się stamtąd! Ewakuacyjne w jego bloku, prędko!
Nie tracił czasu, by schować swój telefon. Wyjął broń z kabury i pobiegł w stronę głównej bramy.
***
Jane użyła karty, by wydostać się z pomieszczenia. Na korytarzach panował totalny chaos; policjanci cofali się pod ściany, gdy liczne grupy gotowały się do ataku. Spora liczba zaczęła uciekać, taranując wszystko, co stało im na drodze.
- Jasna cholera… - Syknęła, zatrzaskując za sobą drzwi. Pobiegła w stronę schodów, upewniając się, czy ma przy sobie wszystkie dokumenty. Przeskakiwała co dwa stopnie, byle czym prędzej znaleźć się na zewnątrz. Docierały do niej kolejne odgłosy strzelaniny. Zmieniła kierunek, by dotrzeć do drzwi ewakuacyjnych, które były zamknięte na klucz.
- Kurwa! – Syknęła pod nosem, zmieniając kierunek swojej ucieczki.
***
Odgłosy syren, wystrzałów i krzyków stanowiły najbardziej przerażającą symfonię, jaką kiedykolwiek mógł słyszeć. Widział, jak setki mężczyzn, ubranych w pomarańczowe uniformy wybiegają wprost na ulicę, zalewając ją niczym potężna fala tsunami. Wyrzucali kierowców z ich aut, przejmując je i odjeżdżając, wielokrotnie uderzając w inne samochody. Kamienna droga zaczęła płynąć strumieniami krwi, gdy zastrzeleni uciekinierzy byli tratowani przez tych, którzy widzieli szansę na ratunek. Tommy uderzył w liczną grupę, przeciskając się między nimi. Dotarł do ściany i opierał się o nią ramieniem, zmierzając do głównych drzwi. Przyspieszył kroku, gdy udało mu się dotrzeć do właściwego bloku. Mijając kolejne otwarte cele pobiegł do właściwej; była pusta. Wszedł do środka, upewniając się, czy aby na pewno nie zostały w niej jakiekolwiek ślady po obecności Adama. Zimny pot oblał jego ciało. Pozostała jedyna możliwość – izolatki.
Wybiegł, kierując się w ich stronę.
- Adam? Adam?! – Wrzasnął, uderzając pistoletem w każde kolejne drzwi – Błagam, powiedz, że tu jesteś!
Ku jego zdziwieniu, żadna z cel pokory nie otworzyła się.
- Pomóż mi! – Usłyszał niski głos. Uderzył dłońmi o drzwi i odsunął zaślepkę, widząc zielone oczy.
Bez słowa poszedł dalej.
- Tommy! – Usłyszał głośne zawołanie w ostatniej z izolatek. Prędko przesuną blaszaną płytkę i ujrzał parę niebieskich tęczówek, które przyglądały mi się z niedowierzaniem.
- Jak mam cię stąd wyciągnąć? – Spytał, oglądając prawą krawędź drzwi.
Poczuł zimną dłoń na karku, a jego czoło dwukrotnie uderzyło metalowe drzwi. Krzyknął i w tej chwili jego plecy zderzyły się ze ścianą. Uchylił powieki, widząc przed sobą oblicze Krisa, który celował pięścią prosto w jego twarz.
- Zniszczyłeś…moje…życie – Wycedził przez zaciśnięte zęby. Pojedyncza kropla potu sączyła się po jego czole, a drżące ze zdenerwowania dłonie gotowe były zabić.
- Sam widzisz, do czego doszło… – Próbował powiedzieć Tommy, choć ręka zaciśnięta na jego szyi znacznie mu to utrudniała – Pozwolisz uciec wszystkim, oprócz twojego jedynego, najlepszego przyjaciela?
Kris czuł, że jest bliski łez. Wpatrywał się w oczy człowieka, którego śmierci pragnął już od dawna. Tuż po chwili przeniósł wzrok na parę wystraszonych, niebieskich tęczówek.
- Karta numer 0077. Szuflada przy oknie. – Rzekł do Tommy’ego, który porwał się w stronę gabinetu.
Allen ułożył dłonie na drzwiach celi – Nie pozwól się nigdy dostać w nasze ręce. Zniknij na zawsze, bo teraz już nikt ci nie wybaczy. – Powiedział cichym głosem. Kilka chwil później zniknął mu z oczu.
Adam oddychał ciężko, słysząc narastający hałas i szum w uszach. Zacisnął powieki, gdy strumień białego światła zalał jego celę.
- Chodź! – Głośny krzyk i ucisk palców na jego ramieniu przywrócił go do rzeczywistości. Niewiele myśląc, pobiegł za Tommym.
- Ewakuacyjne! – Krzyknął.
- Zamknięte, główna brama!
Tłum nieco się przerzedził. Ludzie biegli, rozpychając więźniów z pozostałych bloków. Adam obejrzał się za siebie; setki stratowanych ciał walały się pośród kałuży, które mieniły się barwami rubinu. Spłynęły na niego wszelkie emocje, których nie okazywał od długich tygodni. Z jego oczu zaczęły sączyć się słone łzy, które zamgliły i tak niewyraźny wzrok. Czuł jedynie, jak jego dłoń ściska dłoń Tommy’ego i wspólnie sięgają po to, co zakazane.
Wybiegli na podwórze i zatrzymali się pod murem. Kolejna fala więźniów przebiegała właśnie przez sąsiedni blok.
- Musimy się pospieszyć. – Powiedział drżącym tonem Tommy, spoglądając w stronę Adama – Niedaleko czeka na nas samochód. Wszystko gra?
Adam ze zrozumieniem pokiwał głową. Odwrócił się, widząc jak kolejna setka mężczyzn nadciąga w ich kierunku.
- Teraz! – Krzyknął blondyn, biegnąc prosto do głównej bramy. Rozbrzmiały kolejne strzały, a za jego plecami rozbrzmiał lodowaty, przerażający krzyk. Wiedział, że należy on do Adama. Odwrócił się, dostrzegając rozlewającą się na jego ramieniu plamę krwi. Brunet puścił Ratliffa, by złapać się za piekącą ranę; w tym samym czasie Tommy zaczął ostrzelać wieżę wartowniczą. Cofnął rękę, gdy celujący do niego strażnik padł. Resztkami sił złapał Adama za rękę i wybiegł z nim na główną ulicę, która w przeciągu kwadransa stała się istnym piekłem na ziemi. W miarę pokonywania kolejnych przecznic, liczba ludzi przerzedzała się. Wąskie pasma światła rozcinały ciężkie chmury, które napłynęły nad San Diego. Adam zacisnął zęby, czując, jak ból zalewa całą lewą rękę. Uniósł wzrok ku niebu. Dopiero teraz przyszło mu na myśl, że każdy ma swojego boga.

15 komentarzy:

  1. O rany jakie emocje... odcinek super..

    OdpowiedzUsuń
  2. ten odcinek jest nie do opisania brak mi słów cudo najlepszy odcinek, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Boszszsz... jakie emocje, mam nadzieję, że będzie dobrze bo już niewiele do szczęścia brakuje. Weny, weny i jeszcze raz weny:)

    ~BlackAngel

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, że tak dawno nie komentowałam :( Wszystko tak szybko się potoczyło, że nie wiem jak dam teraz rade czekać na następny odcinek. W każdym razie życzę dużo weny i czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam z zapartym tchem... Wiedziałam, że nie pójdzie tak gładko. Mam nadzieję, że to nie śmiertelna rana...
    ~Skylar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tych emocji zapomniałam XD życzę Ci udanego sylwestra i móstwo weny na nowy rok ;)
      ~Skylar

      Usuń
  6. O....M....G !!! Jej , ten odcinek jest odlotowy ! Jak to czytałam , to myślałam że umrę. ! Nareszcie Adam jest wolny ! Wiem , komentarz jest bezsensu , ale targają mną tak silne emocje , ze nie mogę normalnego komenta naszrajbować ! Jezu ! ........... Pfffd .. Okej ogarnęłam sie . Ale na serio , odcinek jest super . Nie wiem jak przeżyje koniec KDK :c btw , zapraszam do mnie love-is-crazy-feeling.blogspot.com dopiero zaczynam więć trochę krytyki mi sie przyda . Pozdrawiam ~ Glam Candy :3

    OdpowiedzUsuń
  7. AAAAAAAAAAAAAAAAAA! Uciekli! Boże, kocham Cię! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Mega odcinek! Najlepszy, wspaniały. Myślałam że tu wybuchnę jak to czytałam! Dobrze że in się nic nie stało. Ciekawe czy Jane stamtąd uciekła. I Kris - zachował się jak prawdziwy przyjaciel. Tylko żeby ich nie złapali. Nie złapią, prawda? Jeju, ręce mi się jeszcze trzęsą jak pisze ten komentarz, ale co tam. Taka jestem happy, że w końcu uciekli i są razem, a jednocześnie smutna, że to już półmetek twojego drugiego opowiadania. Mam nadzieję że napiszesz kolejne i że też będzie o Adommy (mówię o twoim własnym, a nie o tym z Rogo, które pewnie też będzie super - powodzenia). I też ci życzę udanego sylwka, żebyś go spędziła w bardziej kreatywny sposób niż przed telewizorem z polsatem tak jak ja ;-) całuski :-*

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękne, boskie, cudowne. Nie wiem jak jeszcze to opisać. Cholernie piękny odcinek. Mam nadzieję, że Adamowi nic nie będze. Życzę weny i udanego sylwestra;* ~Kostucha

    OdpowiedzUsuń
  10. OMG! OMG! O-M-G! Zarąbiste! Te pościgi, te emocje, te wybuchy! Świetne! Świetne!
    Ja wiedziałam, że któryś będzie ranny, było coś zbyt "kolorowo" było ostatnio. Tylko pamiętaj żeby jak najszybciej zająć się raną Adama, bo dostanie zakażenia i może umrzeć, a tego nie zniese!
    Szczęśliwego nowego roku i duuuuużo weny.
    ~Czekolada

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej :) Trafiłam na tego bloga dopiero wczoraj i to przez czysty przypadek a już przeczytałam wszystkie rozdziały ;D Opowiadanie jest niesamowite i nie mogę się doczekać już kolejnego odcinak! Czekam z niecierpliwością
    Pozdrawiam Aiko ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. ZAJEBISTE!!! Mam nadzieje, że będziesz pisać tak jeszcze długo <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Wróciłam!!! To znaczy, wróciłam do systematycznego komentowania Twoich nieziemskich opowiadań. Może o mnie nie zapomniałaś xD Przeczytałam wszystkie odcinki Klatki dosłownie w jedną noc i dzień. Nawet nie wiesz jakie odgłosy wydawałam, gdy klikałam na kolejny odcinek! Może jestem trochę psychiczna, ale to nic;D Te opowiadanie jest boskie (Ty jesteś boska). Historia Adama i Tommy'iego kojarzy mi się z dziejami Tristana i Izoldy. (Adaś to Tristan, a Tommy Izold Jasnowłosa. Może na odwrót? XD). Mam na myśli ich wzajemną miłość, to, że mimo wielu przeciwności losu nie poddali się i walczą o siebie, że usychają z żalu i tęsknoty gdy nie są razem i tylko śmierć może ich rozłączyć. Tylko mam nadzieję, że ta miłość nie doprowadzi ich do śmierci;p Stawiam Twą osobę obok mojego ulubionego pisarza- Stephena Kinga. To co tworzysz to jakaś magia (tak, wierzę w magię i nadal czekam na list z Hogwartu x3). Musisz wydać jakąś książkę. Kupię ją bez zastanowienia. Oczywiście nie mogę się doczekać kolejnego odcinka. Btw, co się stało z Jane? Wyszła z budynku? O.o. Weny życzę! ~ =^.^=

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapomniałam dodać, jak wiele radości sprawiło mi ujrzenie fragmentu swojego komentarza dodatku do ebooku Piaskowego Gołębia. Aż się wzruszyłam c:
    ~ =^.^=

    OdpowiedzUsuń