Witajcie moje kochane! :)
Sesja trwa, ale staram się ze wszystkim nadążać. O uzupełnieniu linków pamiętam wkrótce to zrobię :)
A swoją drogą - powstało nowe jednoczęściowe opowiadanie autorstwa mojego i Rogogon! (Rogo na facebooku). Niedługo zostanie opublikowane, damy Wam znać :)
Zapraszam!
Odcinek 4: Sam na sam
Kris wraz z Martinem zajmowali miejsce przy niedużym biurku
i wspólnie komentowali wydarzenia minionego tygodnia. Kiedy Allen otworzył
czarno-biały brukowiec, drzwi otworzyły się gwałtownie.
- Jak leci? – Rzucił Adam, podchodząc do swojego biurka.
Zdjął płaszcz, portfel oraz klucze wylądowały na parapecie. Nawet nie zauważył
zdziwienia, jakie wywołała jego obecność.
- Stary, ty chyba powinieneś siedzieć w domu przez
najbliższy miesiąc?
- Mam zwolnienie na dwa tygodnie – Odparł Adam, ocierając z
czoła zimny pot – Nie warto tracić czasu na siedzenie w domu.
- Jesteś chory.
- Wiem.
- Na głowę.
Brunet roześmiał się – Muszę wam pomóc. A właściwie to chcę
o czymś porozmawiać. Kris – Adam usiadł
na krawędzi stołu – Liczę na ciebie.
Brązowe oczy przeniosły swój punkt zainteresowania na błękit
błyszczących oczu.
- Hm?
Lambert oparł dłonie o drewniany blat – Potrzebuję tego
chłopaka. Chcę prowadzić jego sprawę – Rzekł bez zawahania.
Kris westchnął cicho – Ratliff? Wykluczone.
- Jasna cholera, co za różnica! – Adam ześlizgnął się z
brązowej powierzchni.
- Czekałem na ten przypadek przez wszystkie lata mojej
kariery, sam chciałem go wywalczyć, ale ostatecznie trafił w ręce Simona. Z
resztą nie możemy przekazywać między sobą spraw bez zgody prokuratury, a tej na
pewno nie dostaniesz – Odparł Kris, wracając do czytanego wcześniej artykułu.
- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi – Rzekł oschle Lambert,
zakładając ręce na piersi. Wiedział, że zwróci uwagę młodszego mężczyzny.
- Bo jesteśmy. Ale na płaszczyźnie zawodowej osobiste
sympatie muszą być wykluczone. Nie nauczyłeś się tego. Dlatego nie dostaniesz
gówniarza i nawet nie zamierzam się o to zatroszczyć.
Czarnowłosy roześmiał się nerwowo – Przez trzy lata
prowadziłem najtrudniejszych przestępców, spędzałem całe dnie pośród morderców i
popieprzeńców, a ty twierdzisz, że nie poradzę sobie z dupkiem, który ma czystą
kartotekę?
- A co ci tak na tym zależy, hm? – Mruknął Kris podchodząc
do lady, na której stała pusta szklanka, której zawartość wypełniła się po
chwili brunatną cieczą.
- Intryguje mnie – Odparł brunet – Chcę wiedzieć, co siedzi
w jego głowie. Chcę w nią wejść.
Kris upił łyk whiskey i wzruszył ramionami – Trzepałeś do American Psycho?
- To nie są żarty – Westchnął Adam – Jestem pewien, że sobie
poradzę.
- Skoro już tu jesteś – Allen zmierzył wspólnika wzrokiem –
Zajmij się swoim stażystą. Gówniarz kręci się od rana i szuka sobie zajęcia.
Dobrze by było, gdybyś kazał mu pozamiatać korytarze.
- Chrzań się – Warknął Lambert, po czym opuścił
pomieszczenie. Niemal wpadł na Ronniego, który próbował wybrać numer do przyjaciółki.
- Za pół godziny wykład, jeśli są chętni. Daj znać dyżurnym,
oni zajmą się resztą.
- Jasne – Chłopak uśmiechnął się, po czym wykonał powierzone
mu zadanie.
***
Choć złość przeminęła, nadal czuł się źle. Zaczął nawet
żałować, że nie posłuchał Almy i nie został w domu. Był spóźniony już
piętnaście minut. Spodziewał się, że sala będzie pusta. Nawet nie wiedział, jak
bardzo się mylił.
Ponad pięćdziesiąt osób zajmowało już swoje miejsca. Nikły
uśmiech wstąpił na rozgorączkowane oblicze. Spiesznie próbował odszukać na sali
tę twarz, którą bardzo chciał zobaczyć.
- Czy ktoś napisał wypracowanie? – Spytał, siadając na
biurku. Rozpiął górny guzik koszuli i poluzował krawat.
- Ja – Odezwał się jeden z mężczyzn, zajmujący miejsce w
ostatnim rzędzie.
- Chętnie posłuchamy. Zacznij, proszę – Rzekł Lambert.
Kiedy długowłosy szatyn rozpoczął przemowę dotyczącą jednej
z koncepcji Nietzschego, oczy Adama odnalazły w tłumie postać blondyna.
„Porozmawiamy”.
Tommy nie zwracał na niego uwagi. Wpatrywał się za to w
tablicę za jego plecami. Drzwi ponownie się otworzyły.
- Jeszcze ja – Dodał Ronnie, wbiegając na salę. Usiadł za
biurkiem, rzucając torbę na stół.
- Moralność
niewolnicza to rozbudowane pojęcie odnoszące się do…
Blondyn zsunął biodra z krzesła, po czym delikatnie się
uśmiechnął. Zwilżył wargi językiem, a następnie wziął głębszy oddech.
- A jeśli chodzi o
pojęcie dionizyjskości, należy wspomnieć, że mówimy tutaj…
Rozchylił kolana, a
jego dłoń powiodła na udo. Wymownie uniósł brew.
- Stan upojenia,
ekstazy, chaotyczność i nieokiełznanie prowadzące do…
Tym razem uśmiechnął się szerzej, ukazując rząd swoich
białych zębów. Nacisnął językiem na policzek, przywodząc na myśl jednoznaczne
skojarzenie.
- Niekiedy prowadzące
do tragedii…
Adam wziął głęboki oddech i przeniósł wzrok na pozostałych
więźniów. Wpatrywali się oni w ten sam punkt, co Tommy.
Brunet gwałtownie odwrócił głowę i poczuł, jak jego serce
zamiera. Ronnie, siedzący tuż za nim wysyłał w kierunku Ratliffa jednoznaczne
komunikaty. I co gorsze – dostawał na nie odpowiedź.
- Tam – Wstał, po czym wskazał we właściwym kierunku – są drzwi.
Jego wypowiedź zabrzmiała tak surowo, że na sali zapadła
cisza, co nie zdarzało się prawie wcale. Ronnie posłusznie zabrał swoje rzeczy,
po czym opuścił pomieszczenie.
Adam przez dłuższą chwilę wpatrywał się w blondyna. Czuł
przepełniające go złość i roztargnienie. Gorączka uderzyła ponownie.
- Kontynuuj – Rzekł w stronę mężczyzny, który przedstawiał
kolejną z teorii.
Napięcie rosło. Tommy wraz z Adamem wpatrywali się w siebie
wzajemnie. Próbowali sobie udowodnić, kto nad kim ma przewagę w tej relacji. Brunet
zacisnął zęby. Czuł dreszcze na całym ciele i niepohamowaną żądzę przejęcia
dominacji. Do czasu, gdy miękkie wargi ponownie się rozchyliły i wyszeptały
bezgłośnie dwa słowa. Adam nie był pewien czy dopełnieniem „fuck” jest „me” czy
„you”.
Na moment zacisnął powieki, nie dopuszczając do siebie
wizji, które usilnie próbowała podsunąć mu wyobraźnia.
- Koniec zajęć. Ty zostajesz – Rzekł, mierząc wzrokiem w
kierunku Tommy’ego.
Dopiero w tej chwili uświadomił sobie, że na sali nie
znajduje się żaden ochroniarz czy policjant. Miał przeczucie, że do pułapka, w
jaką sam dał się złapać. Ciche szepty wypełniły pomieszczenie, które po dwóch
minutach opustoszało. Zostali sami. Spojrzenia tym razem nie mówiły wiele.
- Powinieneś trafić do boksu za takie zachowanie.
- Masz prawo to zrobić – Rzekł Tommy, podchodząc do
Lamberta.
Patrzył w niebieskie tęczówki. Zaczął się uśmiechać. W końcu
śmiał mu się w twarz, nie cofając się nawet na krok. Lambert stracił kontrolę.
Pchnął chłopaka na ścianę i ścisnął jego gardło.
- Jeśli nie nauczysz się szacunku, to dostaniesz dodatkową
piątkę do wyroku.
Próbował coś wycedzić, krztusząc się. Co zdziwiło Adama –
nie bronił się.
- Chcesz tu skończyć, gówniarzu? Nie cieszy cię myśl o
wolności? – Zacisnął mocniej dłoń na jego gardle, czując pod palcami pulsującą
tętnicę. Jego ręka drżała. Zbliżył się, czując na swoim udzie wzwód chłopaka. Kolejna
fala gorąca. Odsunął się gwałtownie, po czym złapał blondyna za ramię. Popchnął
go przed siebie i szedł, naciskając drugą dłonią na szczupłe plecy. Dotarli do
celi. Adam otworzył uchylone drzwi, po czym wraz z Tommym wszedł do środka.
- Spędzisz tutaj resztę życia, przyrzekam ci to – pchnął go
na łóżko – Zbliż się do mnie jeszcze raz, a pożałujesz tego bardziej, niż
wszystkich chorych rzeczy, których kiedykolwiek się dopuściłeś.
Brązowe oczy patrzyły na niego niepokornie.
- A gdybym złożył wniosek, że chcę, byś został moim
opiekunem?
Czytasz w moich
myślach? Skąd mógł przewidzieć, że największe zawodowe zamiary Adama dotyczą
jego osoby?
- Chyba tylko ty potrafisz mnie zrozumieć – Rzekł, zbliżając
się do krawędzi łóżka, na którym siedział – Miałbyś mnie na wyłączność.
Opowiedziałbym wszystko. Poznałbyś mnie całego.
Patrzyli na siebie nieprzerwanie. Adam opuścił celę,
zatrzaskując drzwi i dwukrotnie przekręcając w nich klucz. Kiedy zmierzał do
swojego gabinetu, zaczął słyszeć szumy. Zakręciło mu się w głowie, oparł się o
ścianę. Pamiętał już tylko, jak ktoś krzyczał jego imię.
***
Senne marzenie
nawiedziło go tuż po tym jak stracił przytomność. Znajdował się w tej samej
celi, co kilka minut wcześniej. Z tym samym mężczyzną. Czuł niesmak;
prześladująca woń piżma i anyżu. Zaczął poddawać się destrukcyjnej sile. Brązowe
oczy wpatrywały się w niego z góry, a gorące krople potu spływały drobnymi
strumieniami na jego brzuch. Jednostajne tempo. Dźwięki odbijające się głuchym
echem od pustych ścian. Lepiej jest nie żyć, niż żyć w ten sposób.
Nie chciał otworzyć oczu. Bał się miejsca i sytuacji, którą
zastanie.
- Jest przemęczony – Usłyszał znajomy głos. Uniósł powieki,
po czym ujrzał Krisa rozmawiającego z Almą.
- Wszystko w porządku… - Rzekł brunet, rozglądając się
dookoła. Znajdował się we własnym łóżku. Odetchnął z ulgą. Miał wrażenie, że
minione wydarzenia to tylko zły sen, z którego właśnie się obudził.
- Za dwa tygodnie Simon wydaje bankiet. Zaproszenia
dostaniecie pocztą, ale informuję was już teraz. Do tej pory zjawisz się na
swoim nowym stanowisku, Almo – Rzekł z uśmiechem Kris, kładąc dłoń na ramieniu
zadowolonej kobiety.
- Wody… - Wymamrotał, biorąc głęboki oddech. Miał wrażenie,
że jego ciało zaraz spłonie od rosnącej temperatury.