niedziela, 26 maja 2013

Odc. 21: Jane


Wow! Ilość odwiedzin przekroczyła już 10 tysięcy! Dziękuję! J
~ GlitterAngel: Czy trudno zabrać się za pisanie FF? Jak dla mnie – nie. Jeśli masz w głowie choćby zarys pomysłu, to rozważania nad fabułą nie mogą uciec z Twoich myśli :) Spróbuj!
21. Jane
Tommy wraz z Adamem, Alexem i siostrami wracali do domu Briana. Lambert przez całą drogę patrzył w szybę. Ratliff zajmował miejsce obok kierowcy i odkąd ruszyli nie odezwał się ani słowem. W radio pobrzmiewała radosna muzyka lat 80, która miała się nijak do panującej atmosfery.
Brunet poczuł obcą dłoń na swoim udzie. Przeniósł wzrok na szatynkę.
- Jestem Jane.
- Wybacz. Nie interesuje mnie to – Odparł, zsuwając jej rękę. Zwrócił wzrok ku szybie. Niebo zaczynała przykrywać powłoka szarości.
- Chyba zbyt szybko mnie zaszufladkowałeś – Odparła bez zawahania.
- Po prostu uważam, że źle postąpisz, jeśli faktycznie tam wejdziesz – Tym razem brunet spojrzał w kierunku dziewczyny. Musiała mieć nie więcej niż dwadzieścia pięć lat.
- Już podjęłam decyzję. Jeśli teraz się wycofam, zabijecie mnie.
- Ja w tym nie uczestniczę – Rzekł dobitnie Adam – Tommy, masz już może zadanie dla mnie?
Ratliff patrzył przed siebie – Powinieneś się uspokoić. Agresją nic nie wskórasz.
- Możesz skłamać. Powiedzieć, że wykonały zadanie.
- Kłamstwo jest najgorszym wyborem.
Blondyn westchnął pod nosem - Faktycznie – Zaczął Adam – Może gdybym był szczery wobec Almy, pomogłaby mi uwolnić się od ciebie we właściwym momencie.
- Alex, zatrzymaj – Rzekł Tommy. Jego głos był niski i stanowczy. Samochód zjechał na pobocze. Blondyn nacisnął klamkę i pchnął drzwi, po czym wysiadł. Wcisnął palce w kieszenie spodni i odszedł na kilkanaście metrów. Lambert powolnym krokiem ruszył za nim. Czuł przeszywający go dreszcz zdenerwowania. Zatrzymał się za plecami Ratliffa, który po chwili odwrócił się w jego kierunku.
- Czy ty żałujesz poznania się ze mną?
Brunet zacisnął wargi – A co mi dajesz? Nie jestem szczęśliwy. Nie czuję wsparcia, bezpieczeństwa. Nie czuję nic – Rozłożył ręce – Myślałem, że to inaczej się ułoży.
Ratliff zawiesił ręce na biodrach – A czego się spodziewałeś?
- Uprawialiśmy seks.
- To nic nie znaczy.
- Dla mnie znaczyło.
Tommy poczuł zawrót głowy i uścisk w gardle, który nie pozwolił mu na wyduszenie z siebie choćby słowa. Wziął głębszy oddech i przeczesał palcami włosy.
- Ja nie wiem, czego się spodziewałeś, ale chyba się przeliczyłeś.
Adam czuł drżenie swoich rąk – Nie wierzę, że nie masz w sobie uczuć. Ty ich po prostu nie dopuszczasz do swojej świadomości. Potrzebujesz mnie.
Tommy pokręcił głową – Ja zawsze działałem sam. Radzę sobie.
- Bronisz się. Czemu nie chcesz dać sobie szansy…
- Adam – Przerwał Tommy – Ja umiem tylko niszczyć. Nie potrafię budować.
- To bzdury…
Ratliff roześmiał się – Były gliniarz broni recydywisty? Psychola, którym tak bardzo gardził?
Adam zaczerpnął głębszego oddechu – Nigdy tobą nie gardziłem. Fascynowała mnie twoja osobowość.
- Masz do mnie żal, że spieprzyłem ci życie? – Tommy spuścił ręce wzdłuż ciała.
- Mam żal, że nie chcesz go naprawić.
- Mogę puścić cię wolno – Rzekł blondyn – Jeżeli kiedykolwiek dopuścisz do siebie myśl, że mi na tobie zależy, odejdź.
Czarnowłosy wpatrywał się w brązowe tęczówki patrzące na niego nieprzerwanie. Nie zawahał się. Minął chłopaka i ruszył poboczem drogi. Przed siebie, w nieznane. Łzy zamgliły jego wzrok. Przypomniał sobie o pistolecie. Kiedy sięgnął do niego palcami, fala wściekłości ogarnęła jego ciało. Wyciągnął broń z kabury, odwrócił się i mierząc w głowę Tommy’ego, ruszył w jego stronę mocnym krokiem.
- Zbyt wiele straciłem, by znów uciekać… - Powiedział głosem, który zaczął się łamać.
Tommy uderzył w rękę Adama, odpychając od siebie pistolet. Złapał bruneta za kark i wpił się w jego usta, agresywnie ich smakując. Niemal jednocześnie zamknęli oczy, na oślep brnąc do swoich warg.
- Nie buduj we mnie poczucia winy, bo walczyłem o to, by cię ocalić. Zabrnąłem za daleko, ale nie wyobrażam sobie, że mógłbyś teraz zniknąć… - Wyszeptał Tommy, zaciskając palce na ramionach bruneta – Nie miej mi za złe, że zleciłem im to zadanie. One godzą się na te warunki. To inny świat. Ciągle mnie oskarżasz, nie chcę tego więcej słyszeć. Musimy działać razem, więc wspierajmy się.
Adam znacząco pokiwał głową – Co zrobimy potem?
Tommy wzruszył ramionami – Zobaczymy jak będą wyglądały najbliższe godziny. Od nich wszystko zależy. Jedziemy?
- Tak, Tommy…
- Bez zbędnych pytań. Chodźmy. Zapada zmrok.
***
Samochód zatrzymał się pół kilometra od domu Briana.
- Zepsuło się wam auto niedaleko stąd. Jesteście zagubione. Chcecie zadzwonić po taksówkę. Reszta scenariusza jest znana – Rzekł Tommy.
- Brzmi jak tani horror…
- Adam, zamknij się!
Jane uśmiechnęła się łagodnie – Myślę, że wystarczą nam dwie, trzy godziny. Wrócimy całe – Rzekła, ściskając siostrę za rękę – Tommy, czy nie będziesz miał problemów, jeśli wyda się, że ty zleciłeś nam to zadanie?
- Będę je miał – Odparł blondyn – Ale wiem, że warto. Już po dwudziestej pierwszej. Powodzenia.
Lambert wziął głęboki oddech i skrył twarz w dłoniach.
- Idę zapalić – Rzekł Alex, sięgając po paczkę Chesterfieldów – Rozprostuję kości – Dodał, opuszczając samochód wraz z dziewczynami. Tommy odwrócił się w stronę tylnej kanapy.
- Wszystko gra?
Adam znacząco pokiwał głową – Ostatnio za mało śpię. Potrzebuję odpoczynku.
Blondyn uśmiechnął się łagodnie – Jutro dam ci pospać do dziewiątej.
Lambert parsknął śmiechem – O tej porze zwykle wstawałem do pracy…
Zapadła chwilowa cisza. Tommy spuścił wzrok.
- Porozmawiajmy o czymś, muszę zająć ten czas… - Rzekł Adam, widząc gasnące sylwetki sióstr. Próbował odsunąć wizje, stające przed jego oczami.
- Dobrze. Test na szczerość – Uśmiechnął się Ratliff – Możemy zadać sobie jedno pytanie, na które musi paść odpowiedź.
Lambert uniósł wzrok – Wiesz, co się stało z Almą?
Tommy rozchylił wargi, po czym przygryzł jedną z nich – Widzę, że ciągle chodzi ci to po głowie. Tak, wiem.
Adam szerzej otworzył oczy – Co z nią? Żyje? Gdzie jest?
- Jedno pytanie – Odparł Tommy – Przyjdzie czas, w którym dowiesz się wszystkiego. To nie jest tylko moja sprawa. Nie mogę o niej mówić zbyt wiele. Musisz mieć świadomość, że nigdy nie spotkacie się twarzą w twarz.
- Do jasnej cholery. Tommy! – Krzyknął Adam – Muszę to wiedzieć!
- Obiecuję, że się dowiesz. Nie porozmawiasz z nią. Być może zdołasz zobaczyć.
Nie porozmawiam z nią, ale zobaczę? Nie żyje… Jestem w błędzie. Żyje. Żyje, ale będę obserwował ją z boku, bo przecież nie mogę ujawnić jej swojej obecności.
- Jest martwa? – Spytał, czując jak krew szybciej krąży w jego żyłach.
- Nie denerwuj się. Jeśli teraz nie zadasz pytania, nie odpowiem już na żadne.
Adam przewrócił oczami, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoją myśl.
- Czego najbardziej chciałbyś doświadczyć?
Tommy łagodnie wzruszył ramionami. Spojrzał w ciemność za oknem. Na twarzy spowitej w cieniu pojawił się blady uśmiech.
- Hm?
Blondyn zaśmiał się pod nosem – To głupie.
- Powiedz – Adam skrzyżował ręce na piersi i oparł łokcie o kolana. Nadal wracał myślami do Almy.
- Chciałbym kogoś uszczęśliwić – Rzekł łagodnym głosem – By ktoś mi zawdzięczył swój uśmiech. Ale na to chyba nie mam szans…
Czarnowłosy odpowiedział uśmiechem – Myślę, że każdego na to stać.
Tommy sprytnym ruchem przeskoczył na fotel, by usiąść obok Adama. Uniósł kąciki ust, po czym przygryzł wargę. Patrzyli na siebie w milczeniu. Mieli w sobie wystarczająco odwagi, by przeszywać spojrzeniami dusze, lecz nie potrafili zwyczajnie przytulić się do siebie. Spędzili tak prawie godzinę, pogrążeni w myślach i wszechobecnej ciszy.
- Pójdę po dziewczyny. Przyprowadzę je, bo nie wiem czy będą w stanie znaleźć samochód – Rzekł Tommy, opuszczając pojazd.
***
Adam ujrzał zmierzającą w jego kierunku postać. Kobieca sylwetka stąpała mocno, ale z gracją. Czerń nóg krzyżowała się ze sobą w cieniu wąskiej drogi. Adam odbił się plecami od karoserii samochodu. Po chwili ujrzał twarz dziewczyny. Posłała mu łagodny uśmiech, po czym wyciągnęła telefon z kieszeni i położyła go na dachu.
- Pewnie uważasz mnie za dziwkę? – Spytała łagodnym tonem. Choć jej wypowiedź nie była ubrana w subtelne słowa, kojący dźwięk głosu zmienił charakter przekazanej myśli.
- Uważam, że to poroniony pomysł – Odparł Adam, odwracając się w kierunku dziewczyny – Uważam, że… ech, jakie ma to znaczenie? – Uderzył dłonią w maskę, po czym rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu Tommy’ego.
Dziewczyna przysiadła na szkielecie Forda – A jakie było twoje zdanie?
- To jeszcze przede mną – Mruknął cicho Lambert.
- A w swoim życiu zdałeś już jakiś egzamin? – Spytała, przechylając głowę. Adam przez moment patrzył na długie włosy poddające się porywom wiatru.
- Podszedłem do niego i oblałem. Przegrałem swoje życie. Całe swoje cudowne życie – Rzekł, zakładając ręce na piersi. Próbował utrzymać stabilność głosu.
- Czujesz się samotny? – Spytała.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Chodź tu – Rzekła, rozkładając ramiona. Adam patrzył na nią podejrzliwie – No chodź – Powtórzyła – Uścisk nic nie kosztuje, a może pomóc.
Było mu wszystko jedno. Nie chciał odmówić chęci pomocy, więc zbliżył się do szczupłego ciała i przytulił je. Dłonie spoczęły na jego plecach. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo tego potrzebował. Zwykłego, szczerego przytulenia. Mimowolnie uśmiechnął się, uchylając powieki. Zatracił się w tej chwili, aż do pewnego momentu. Silne szarpnięcie, brutalnie przywracające go do rzeczywistości.
- Jedziemy – Rzekł oschłym tonem Tommy, okrążając samochód, by zająć miejsce kierowcy. Adam cofnął się na krok. Dopiero teraz ujrzał, że druga z sióstr szła dosłownie kilka metrów za Ratliffem. Jane podeszła do niej, odgarniając z czoła długą grzywkę.
- Wszystko w porządku?
Lambert nie słuchał ich dialogu. Otworzył drzwi i zajął miejsce pasażera. Zerknął w kierunku blondyna. Czuł, że coś poszło nie tak.

niedziela, 19 maja 2013

Odc. 20: Zadanie



20. Zadanie 

Adam obudził się o wpół do dziesiątej. Dwa metry od jego twarzy stał stolik z małym budzikiem. Panująca cisza sprawiła, że chciał na dłużej pozostać w łóżku. Tego dnia słoneczne promienie oblały nieduży pokój należący do podrzędnego hostelu. Nie było miejsca na pochmurne niebo.
Brunet spróbował się poruszyć, lecz poczuł słodki ciężar na swoim boku. Dłoń. Uśmiechnął się pod nosem, spoglądając za siebie. Głębszy oddech. Szerszy uśmiech. Łagodnie odwrócił się w stronę Tommy’ego, przeczesał miękkie włosy, dotknął zaróżowionej skóry policzka. Ten widok pałał pełnią niewinności oraz zaufania. Nie docierało do niego w tym momencie, że chłopak u jego boku jest winny wszystkim zarzucanym mu przestępstwom. On? To nie do pomyślenia. Został uwikłany w plątaninę intryg i nie potrafi z niej wybrnąć. To wszystko…
Tommy, nie sądziłem, że kiedykolwiek pomyślę o tobie… pomyślę o tobie w ten sposób.
Zawodowa pasja przerodziła się w zwykłe pożądanie, a to…
Sam nie potrafię powiedzieć, dokąd prowadzi ta zgubna droga.
Nie odwróciłby wzroku nawet, gdyby ktoś mu rozkazał. Wpatrywał się w długie rzęsy kładące cienie na miękkiej skórze, na łagodnie rozchylone wargi tak rzadko proszące o pocałunek. Mimowolnie wspomniał Almę i poranki u jej boku. Zsuwał nogi z łóżka i czym prędzej zmierzał ku łazience, by zdążyć do pracy. Teraz, choć nie miał już nic, po raz pierwszy od tygodni poczuł tlące się w nim szczęście. Nie znał jego powodu. Po prostu czuł szybsze bicie swojego serca.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Powieki natychmiastowo się uniosły.
- Chyba się nie wysypiasz, jeśli cały czas czuwasz…
Tommy momentalnie usiadł, zsuwając rękę z biodra Adama. Bez słowa podszedł do drzwi.
- Kto?
- Obsługa hotelowa.
Adam nie wstając z łóżka próbował usłyszeć fragment rozmowy.
„Brian jest w drodze” „Wie?” „Mike czeka. Spotkacie się z Hummingbirds” „Musisz zamknąć temat. Nie uciekaj”
Zaniepokojony zaczął łączyć usłyszane zdania. Jego przeczucia nie należały do zbyt optymistycznych. Po chwili Ratliff zaczął się ubierać.
- Za dwie minuty w głównym hallu – Rzekł, wchodząc do łazienki.
Lambert postanowił nie zadawać większej ilości pytań. Spiesznie włożył na siebie wczorajsze ubranie i zgodnie z poleceniem opuścił pokój, w którym przyszło mu spać minionej nocy. W głowie wciąż miał obrazy ze wspólnego prysznica. Zmrużył oczy, by na moment przypomnieć sobie rysy ciała, idealne linie, piękno zamknięte pod powłoką skóry. Zacisnął wargi. To z pewnością ostatnie sekundy ciszy w nadchodzącym tygodniu.
***
Pięć minut później zajmowali już tylne siedzenia czarnego vana. Adam czuł na sobie wzrok obcego chłopaka, który spoglądał na niego poprzez odbicie w lusterku. Tommy rzucił swoją kurtkę na przedni fotel i objął go dłońmi.
- Mamy jakiś cel?
- Dwie dziewczyny chcą do nas dołączyć.
Ratliff ze zdumieniem otworzył oczy – A wiedzą na kogo trafiły?
Nieznajomy uniósł brwi – Nie są głupie, jeśli podjęły się zadania, znając regulamin. Smakowity kąsek. Znają się na rzeczy.
- Damy im szansę. Jest coś jeszcze?
Chłopak ponownie spojrzał w lusterko, koncentrując uwagę na Adamie.
- Brian doniósł, że pozwoliłeś wykończyć jego chłopaka.
Brunet poczuł jak paraliżująco zimny dreszcz ogarnia jego ciało, a na skórze momentalnie pojawiają się krople potu. Milczał, słysząc świszczący oddech wydzierający się z jego płuc.
- Ty wiesz do czego on jest zdolny…
- Nie przede mną będziesz się tłumaczył – Odparł nieznajomy – Jestem ciekaw, w jaki sposób przedstawisz swojego nowego wspólnika. Jesteście na językach wszystkich z grona. Gliniarz? Wysoko mierzysz, Tommy. Jak zawsze.
Lambert po raz pierwszy skierował swój wzrok na blondyna. Cisza była najlepszym komentarzem na usłyszane słowa.
***
Adam ujrzał część budynku, przypominającego opuszczoną fabrykę. Minęło jedynie czterdzieści minut od opuszczenia hotelu, a już zdążył za nim zatęsknić. Bał się. Czuł strach przed spotkaniem z ludźmi, których jeszcze niedawno miałby za wrogów.
Cała trójka opuściła samochód i ruszyła w kierunku uchylonych drzwi, pokrytych rudą rdzą. Zaskrzypiały cicho przy niewielkim poruszeniu, wydając wysoki ton. Echo kroków rozbrzmiało, a oczom Adama ukazała się grupa blisko trzydziestu mężczyzn. Pięć twarzy znał – z kartotek, które wpadły mu w ręce. Wiedział, że jego skóra przybiera właśnie kolor pergaminu, a suche usta zaczynają pokrywać się pajęczyną pęknięć. Musiał szeroko otworzyć oczy i dzielnie kroczyć za Tommym. To jedna z tych gier, które należy prowadzić do końca.
- A oto i on – Rzekł jeden z grona – Ze swoją zdobyczą – Roześmiał się – Spójrzcie. Uwięziony w celi liczył na choćby jeden promień słońca. W końcu przybywa wybawienie! Brian decyduje się na trudne zadanie, a Tommy korzysta nie tylko ze zdobytej wolności, ale także bierze na warsztat towar, którego pragnie. Zawsze dążący do celu. Podobasz mi się – Mężczyzna położył dłoń na ramieniu blondyna – Powinienem ci dziękować, że chcesz wprowadzić taką postać do naszego grona.
- Jeszcze nie jest gotowy – Odparł Ratliff – Przygotowuję go.
- A Brian? – Spytał szatyn – Chyba ma ci za złe tę zdradę?
Ratliff pokręcił głową – Łączyły nas tylko sprawy Hummingbirds.
- I seks.
- Seks nie ma znaczenia.
- Jaki ty chłodny – Roześmiał się mężczyzna – Dla dziewczynki tego gościa też byłeś skurwysynem? – Spytał, mierząc wzrokiem Lamberta.
Adam stracił nad sobą kontrolę. Sekundę później broń zakleszczyła się między jego dłońmi.
- Jeszcze słowo na ten temat.
Mężczyzna na moment zamarł, by po chwili uśmiechnąć się w stronę Tommy’ego.
- Uczy się od ciebie. Sprawy mają się dobrze, ale naucz go pokory.
Ratliff odruchowo położył palce na lufie i opuścił ją do podłogi – Gdzie jest Brian? – Spytał, rozglądając się dookoła.
- Nie zdążył dojechać. Mam dla ciebie za to inną niespodziankę – Rzekł, wskazując na parę dziewczyn. Adam natychmiastowo zwrócił ku nim wzrok.  Tommy uniósł brew – To nie jest przedszkole. Znacie zasady?
Niemal każdy spojrzał na wysoką szatynkę, kroczącą w stronę Ratliffa. Miała na sobie czarną ramoneskę oraz przetarte jeansy. Włosy sięgały połowy pleców, twarzy nie zdobił za to nawet najmniejszy makijaż. Poruszała się z gracją, mimo że każdy krok wyrażał niepodważalną pewność siebie.
- Powinnaś chodzić po wybiegu, ślicznotko – Rzekł Ratliff, zakładając ręce na piersi – To nie miejsce dla ciebie.
- Czekaj – Wtrącił Adam, skupiając na sobie uwagę. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego łagodnie. Brunet rozchylił wargi, biorąc głębszy oddech – Daj jej szansę.
- A dlaczego miałbym to zrobić? Jestem za nią odpowiedzialny.
- Wezmę odpowiedzialność na siebie. Ta dziewczyna zdążyła porządnie namącić. Wychodziła cało z każdego oskarżenia.  
Brunetka uśmiechnęła się szerzej, ukazując rząd białych zębów.
- Jesteś z Las Vegas?
- Z San Diego – Odparł chłodno Adam – Ale słyszałem o tobie.
Para nieprzerwanie spoglądała na siebie. Ciszę przerwał lider grupy.
- Tommy, wyznaczysz im zadanie. Jeżeli chcesz oszczędzić swojego gliniarza, masz jeszcze miesiąc na przygotowanie go do pierwszego występu. Jeżeli wymięknie, podejmiemy słuszną decyzję. Zajmij się teraz uroczymi paniami.
Adam nerwowo zaciskał wargi. Blondyn niewzruszenie założył ręce na piersi i spojrzał na dziewczyny.
- Wskażę jednej z was, który to Brian. Sprawa jest banalna – Mówił, rozkładając ręce – Przekonacie go do wspólnej nocy we troje. Jestem pewien, że nie odmówi.
Mężczyźni zanieśli się śmiechem, natomiast siostry patrzyły wproste na Ratliffa.
- Brian jest… nienormatywny. To sadysta, który w łóżku będzie próbował was oszpecić, więzić albo pozabijać.  Ból będzie najłagodniejszym wrażeniem, jakiego zaznacie. Macie go zniewolić i zostawić po sobie solidny ślad, a on sam wyrazić na to zgodę.
Adam zmarszczył brwi – On nie jest zdolny do bycia uległym. Nie możesz im tego rozkazać.
- Gdzie znajdziemy tego… Briana? – Spytała jedna z nich. Tommy uśmiechnął się szeroko.
- Będzie tutaj lada moment.
Lambert nie wytrzymał kumulującej się w nim wściekłości. Podszedł do chłopaka i odsłonił jego plecy. Wystawił poranione, zabliźnione ciało na publiczny widok.
- Tego chcecie? Zapłacicie taką albo i większą stawkę za protekcję obcych wam ludzi?
Lider zwrócił się w stronę Ratliffa – On ci to zrobił?
Tommy uwolnił się z uścisku Adama, po czym cofnął się na kilka kroków.
- To moja prywatna sprawa.
- Prawie zabił dziecko w piwnicy. Pozwolisz, by zrobił to samo z kobietami? – Spytał, idąc w jego stronę.
- To ich decyzja! – Krzyknął Tommy.
- Panowie – Przerwał lider – Dajmy spokój tym kłótniom. Z Twoim kolegą, Tommy, jeszcze nie podamy sobie ręki. Jestem ciekaw, jak spisze się za miesiąc, ale widzę w nim duży potencjał. Znam tylko jedną osobę, która ci się stawiała.
- Pieprz się – Warknął Ratliff, kierując swój wzrok na siostry – Wchodzicie w to?
- Tak – Odparła bez zawahania szatynka.
W hali rozbrzmiało echo ciężko stawianych kroków. Adam nie musiał się odwracać, by wiedzieć, kto znajduje się za jego plecami.
- Właśnie, Tommy – Rzekł lider, sięgając ręką w kierunku Briana – Słyszałem niepokojące wieści. Wasza współpraca chyba nie ma się naj…
- Gliny – Powiedział głośno Ratliff, oglądając się za siebie. Kilka sekund później wszyscy usłyszeli narastający sygnał syren policyjnych.
- Heads na most, Feathers na ósemkę, Claws do loftów! – Zawołał lider. Adam rozejrzał się nerwowo dookoła. Podbiegł do Tommy’ego, który go odepchnął.
- Biegnij za nimi! – Wskazał na grupę zmierzającą w stronę wyjścia ewakuacyjnego.
- Tommy! Nie!
- To rozkaz! – Warknął Ratliff, odwracając się. Lambert ujrzał tylko jak wraz z Brianem znikają za chromowanymi drzwiami. Sam porwał się do ucieczki, jednak nie dołączył do żadnej z grup. Wybrał własną drogę. Serce w piersi biło jak oszalałe, strużki potu spływały po pulsujących skroniach, gdy wdrapywał się na niewysoki wał. Biegł przed siebie, w nieznane. W oddali zauważył most, na który mieli kierować się Heads. Spodziewał się spotkać tam kogoś z bractwa. Wyjrzał zza wału, by zorientować się, na ile jest tutaj bezpieczny. Nikt z dołu nie mógł go zobaczyć. Kiedy miał już poderwać się, by biec dalej, ujrzał Tommy’ego, który wraz  z Brianem biegli porośniętym wysokimi trawami pasem pola wiodącego aż do niedużego mostu. Ratliff zatrzymał się, Sisley po chwili też. Krótka wymiana zdań. Brian pobiegł dalej, zostawiając blondyna samego.
Most. Przejście pod mostem. To też pewien tunel.
Radiowozy zniknęły, musiały obrać inny kierunek. Udały się w stronę zachodnią, gdzie stoją trzy opuszczone fabryki. Adam spróbował ostrożnie ześlizgnąć się po wale. Syknął, gdy poczuł rozcięcie na udzie. Pobiegł przed siebie, ile sił starczyło mu w nogach. Widział oddalającą się postać Briana.
- Tommy! – Syknął głośno, podbiegając do roztrzęsionego chłopaka.
- Ten skurwysyn mnie zostawił! Widziałeś to?!
Adam odruchowo zasłonił usta blondyna całą dłonią i pchnął go w wysokie trawy. Upadli na suchą ziemię, słysząc zbliżające się syreny. Trzy auta przemknęły zaledwie kilka metrów od nich samych.
***
- Czysto! – Zawołał Kris, rozglądając się po hali, gdzie miały odbywać się nielegalne spotkania przestępczych grup i gangów.

niedziela, 12 maja 2013

Odc. 19: Oswojenie



Przybywam! Dzisiaj króciutki wstęp, bo znów mam opóźnienie.
Zapraszam do nowego, dłuższego niż dotąd opowiadania Rogogon „Szklanka na wpół pełna”. Nowe Adommy ma już dwa odcinki, polecam! 

Dziękuję za pozostawione komentarze, dodajecie mi sił i weny! :) Zapraszam.


19. Oswojenie

W piątkowe popołudnie Kris wyszedł z pracy dwie godziny wcześniej, by udać się do opuszczonego przez Adama i Almę domu. Przekroczył próg mieszkania i wziął głęboki oddech. Kurz pokrył cienką warstwą niemal każdy mebel. Pomięty koc, rozrzucone naczynia, wszystko zostało zatrzymane w jednej chwili. Brunet wszedł do kuchni i zaserwował sobie szklankę wody z kranu. Rozglądał się, wspominając chwile spędzone wraz z żoną w tym przytulnym, pełnym ciepła zakątku.
Zgodnie z prawem, za siedem lat ten dom pójdzie na licytację. Gdzie będzie wtedy Adam? Stanie się w pełni wolnym ptakiem, czy trafi za kratki, gdzie spędzi kolejne lata swojego życia? Czy Alma się odnajdzie? Poszukiwania przestępców przeniesiono do okolic Las Vegas, gdzie według pary świadków przebywa para podobna do poszukiwanych z portretów pamięciowych. Według Krisa to jedna wielka pomyłka. Tommy był zbyt inteligentny, a Adam zbyt wykwalifikowany i doświadczony, by mogli pozwolić sobie na choćby najmniejszy błąd.
- Duet idealny – Parsknął śmiechem na tę absurdalną, lecz prawdziwą myśl.
***
Podróż zmierzała ku końcowi. Adam otworzył oczy, wybudzając się z płytkiego snu. Podróż musiała trwać nie dłużej niż cztery godziny, ponieważ czarne niebo dopiero teraz zaczynało odsłaniać powłokę szarego błękitu. Samochód zaparkował.
- Zaraz wyśpisz się w łóżku – Rzekł Tommy, sięgając po portfel. Zamienił kilka kart kolejnością. Adam zmrużył powieki.
- To tutaj? – Spytał cicho, wskazując głową na nieduży, skromny hostel.
- Tak. Najlepiej nie odzywaj się ani słowem, kiedy będziemy przy rejestracji.
- Możesz na mnie liczyć – Odparł mechanicznie Adam, po czym wysiadł z auta. Na pobliskim parkingu znajdowało się kilka pojazdów, nie licząc rowerów przywiązanych do balustrady schodów. Brunet ruszył krok w krok za Tommym, upewniając się, czy wziął ze sobą broń. Poczuł jej szkielet pod materiałem grubej bluzy.
Przekroczyli próg drzwi. Mały hall oświetlony był rzędem jasnych żarówek umieszczonych pod sufitem. Za drewnianą ladą stała młoda dziewczyna, ubrana w granatową sukienkę. Tommy podszedł do niej, podając do ręki dowód tożsamości. Blondynka na moment uniosła wzrok, po czym odwróciła się w stronę kluczy. Wybrała jeden z nich, następnie odłożyła go wraz z kartą. Ratliff skinął głową, kładąc na blacie kopertę, skrywaną wcześniej w kieszeni kurtki. Zerknął na Adama i ruszył w stronę schodów wiodących na piętro.
- Hej – Szepnął brunet – Znacie się?
- Wiedziała, że tutaj trafimy.
- A to… bezpieczne?
- W granicach rozsądku każde szaleństwo jest bezpieczne – Ratliff wsunął klucz do zamka i przekręcił nim dwukrotnie. Po chwili mężczyźni zamknęli za sobą drzwi pokoju.
- Jesteś głodny? – Spytał blondyn – Jeśli czegoś potrzebujesz…
- Tylko gorącego prysznica. Niczego więcej – Rzekł Adam, rzucając na łóżko pistolet. Wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi. Wziął głęboki oddech, gdy odczuł towarzyszącą mu ciszę. Odwrócił się, aby spojrzeć w lustro. Był znacznie szczuplejszy, jego utrzymane w nieładzie włosy rosły jakby szybciej. Oczy stały się bardziej wyraźne przez zapadnięte policzki. Niebieskie tęczówki błyszczały w nieostrym świetle lampy.
Sięgnął do krawędzi bluzy, po czym ściągnął ją jednym, zdecydowanym ruchem, następnie zaczął rozpinać beżową koszulę, która od ostatniego czasu była na niego za duża. Cienki materiał spłynął z szerokich ramion, odsłaniając tors oraz brzuch. Dłonie znalazły się w okolicach rozporka. Wsunął palce pod materiał bielizny i zdjął ją wraz z jeansami.
Drzwi uchyliły się.
Lambert ziewnął, zmierzając pod prysznic. Zasunął szklane drzwi i odkręcił kurki z wodą. Poczuł niesamowitą ulgę i ciepło, ogarniające całe jego ciało. Dreszcze. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego twarzy; czynność kiedyś tak banalna, dziś stanowiła istną rozkosz.
Ciekawe, czy Kris dostał list. Czy domyślił się, że to ja… Na pewno. Nie myśl o tym… Alma? Żyje? Jak wiele wie Tommy na ten temat, o ile ma jakiekolwiek pojęcie? Czemu nie odpowiada na moje pytania? Po co znów pogrążać się w tych myślach, daj sobie odpocząć…
Kolejny głęboki oddech. Adam oparł głowę o jedną ze ścian i zmrużył powieki. Drzwi kabiny otworzyły się, a brunet na moment wstrzymał powietrze, otwierając szeroko oczy.
- Jezu, ale mnie wystraszyłeś…
Tommy uśmiechnął się, po czym wzruszył ramionami – Nie pierwszy raz. Mogę dołączyć?
- Jasne.
Choć tej chwili nie towarzyszyło żadne erotyczne napięcie, brunet nie mógł się powstrzymać przed zerkaniem w stronę Ratliffa. Ukradkiem obserwował odsłaniające się szczupłe, blade ciało, którego w porywach namiętności tak bardzo pragnął. Odczytywał całą historię z licznych świeżych ran oraz gojących się blizn, zdobiących miękką skórę. Ostre oraz delikatniejsze linie sylwetki, proporcje ciała wpisanego okrąg i kwadrat człowieka witruwiańskiego. Spojrzenie brązowych oczu, kryjących w sobie ocean tajemnic. Łagodnie rozchylone usta, szepcące słowa namiętności, krzyczące frazy nienawiści.
- Wszystko gra? – Spytał Ratliff, odrywając bruneta od przemyśleń.
- T… tak. Chodź.
Nagość zroszona kroplami ciepłej wody nigdy nie wyglądała tak obłędnie. Czarnowłosy zwilżył językiem suche, spięte wargi. Nie rozumiał tej fascynacji. Wykraczała poza typowe pożądanie. Towarzyszyło jej coś silniejszego; niebezpiecznego jak obłęd. Patrzył, jak kosmyki jasnych włosów zaczynają oblepiać mokry policzek. Powieki zaciskały się co kilka chwil, chroniąc błyszczącą powierzchnię oczu przed wodą.
- Nawet nie usłyszałem, kiedy wszedłeś – Rzekł cicho Adam.
- Dlatego uczę cię ciszy, która pewnie zaczyna cię drażnić – Odparł Tommy – Za jakiś czas będziesz słyszał szum krwi, tętniącej w twoich żyłach.
- Wsłuchiwanie się w rytm bicia serca zdecydowanie mi wystarczy.
- Czyjego serca?
Adam łagodnie uniósł brwi – Swojego. A jest inna odpowiedź?
Tommy natychmiastowo pokręcił głową. Sięgnął po stojący w kącie kabiny szampon.
- Jakie są nasze najbliższe plany? – Spytał Lambert.
- Nie martw się o to. Teraz pozwól sobie na odpoczynek. Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie.
Adam otworzył oczy – Tak?
- Jak rozwiązałeś problem chłopaka w piwnicy?
Czuł ten sam strach, co wcześniej. Kilkukrotnie upewniał się, czy Brian na pewno śpi. Nie było więcej czasu. Ściskając w spoconej dłoni butelkę tabletek nasennych udał się w kierunku piwnicy. Przekręcił klucz wsunięty do zamka i pchnął drzwi. Zrobił kilka kroków do przodu, po czym zapalił światło. Serce w piersi biło jak oszalałe.
- Halo? – Spytał, rozglądając się dookoła. Kajdany były rozkute. Chłopak rozpłynął się w powietrzu.
- Jest tu ktoś? – Spytał ponownie. Dopiero po chwili usłyszał ciche szmery dochodzące zza płyty ustawionej w kącie pomieszczenia.
- Wyjdź. Ja się nie zbliżę i nie pomogę ci, jeśli nie udowodnisz, że jesteś bezbronny.
Chłopak posłusznie wyłonił się, ukazując Adamowi wychudzone ciało.
- Tylko tyle jestem w stanie dla ciebie zrobić – Rzekł Lambert, wciskając w dłonie butelkę leków – Wybacz mi. Też chciałbym być gdzieś indziej i mieć życie, na jakie zasługuję. Liczę, że nie podejmiesz skrajnej decyzji. Bądź dzielny – Dodał, poklepując młodego po ramieniu. Nie usłyszał odpowiedzi. Nieznajomy najprawdopodobniej był w stanie szoku. Niczym wystraszone zwierzę wrócił na swoje miejsce, kryjąc się za czarnym kawałkiem tektury. Adam czuł wewnętrzne rozdarcie. Gdyby tylko mógł, puściłby go wolno. Wiedząc, że nic więcej nie może zrobić, zgasił światło i opuścił piwnicę zamykając za sobą drzwi. Cichym krokiem ruszył w stronę podwórza, gdzie w starym samochodzie czekał na niego Tommy.
- To nie nasza sprawa – Rzekł blondyn – Nie myśl o tym więcej.
- Jak mogłeś? – Adam uniósł wzrok – Co cię skłoniło do życia z Brianem? To nie jest człowiek. To potwór, trupi cień. Ja jestem zupełnie inny, dlaczego mam wierzyć, że nie stoję w centrum wydarzeń, które na mnie czekają? Skąd mam mieć pewność, że nie skończę jak…
- Zmieniam się – Rzekł Tommy – Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale jak mam dać ci dowód?
- Po prostu mnie nie zabij – Mruknął Lambert.
Ratliff parsknął szczerym śmiechem – Nigdy tego nie zrobię.
- Mam wierzyć w przyrzeczenia psychopaty?
- Możesz wierzyć, w co chcesz. Może wydawałem Ci się patologicznym przypadkiem, ale musisz mi ufać.
- A mam inne wyjście? – Spytał Adam.
- Masz, a mimo tego nadal przy mnie jesteś. Istnieje sensowne wytłumaczenie? – Odparł Tommy. Poczuł na sobie wzrok niebieskich oczu. Choć wciąż dzieliła ich taka sama odległość, miał wrażenie, że zaraz momentalnie zmniejszy się ona do zera.
Pocałuj mnie wreszcie…
Brunet ani drgnął. Potrafił odnaleźć w sobie cierpliwość, której w tym momencie Tommy’emu zaczynało brakować. Chłopak oparł dłonie o tors drugiego i bez zastanowienia złączył z nim swoje wargi w najdelikatniejszym pocałunku, jakiego miał okazję spróbować. Po raz pierwszy w życiu zamiast zębów wbijających się w jego usta poczuł niesamowitą miękkość warg. Mimowolnie zmrużył powieki i odsunął się, by zaczerpnąć oddechu. Czuł się winny. Przecież byli sobie zakazani, a jedyna dozwolona bliskość musiała odznaczać się agresją. Blondyn poczuł silne dłonie, wiodące po jego ramionach, bokach, zatrzymujące się ostatecznie na linii bioder.
- Nie powinieneś traktować mnie w ten sposób – Wyszeptał w końcu.
- Nie jesteś rzeczą. Powinieneś to zrozumieć… - Odparł Adam, składając na miękkim policzku pocałunek. Przytulił do siebie poddane mu ciało. Czuł, że zaczyna je oswajać. W żadnym wypadku nie myślał o podporządkowaniu ani dominacji.
- Jesteś zmęczony? – Spytał, gładząc mokre kosmyki włosów.
Ratliff znacząco pokiwał głową – Źle znoszę długie podróże, zwłaszcza nocą. Pójdę już do łóżka… - Rzekł, wychodząc spod prysznica. Nie sięgnął nawet po ręcznik, gdy opuszczał łazienkę.
- Mogę powiedzieć prawdę, która najprawdopodobniej cię dotknie? – Spytał Lambert, wkraczając do pokoju.
Ratliff uniósł brew i łagodnie rozchylił wargi.
- W niczym nie przypominasz tego człowieka, jakim byłeś w więzieniu.
- To była maska.
- Ile ich masz?
- Nie doliczysz się.
Adam przechylił głowę – A pokazujesz kiedyś swoją prawdziwą twarz?
- To ty jesteś psychologiem. Powinieneś wiedzieć, kiedy jestem sobą – Rzekł z uśmiechem.
Lambert nie odpowiedział. Wpatrywał się w brązowe tęczówki, które po chwili zostały zasłonięte ciężkimi powiekami.
Tego wieczoru nie padło więcej słów. Trzy minuty później światła zgasły, a oni wpadli w ramiona Morfeusza.