Wow! Ilość odwiedzin przekroczyła już 10 tysięcy! Dziękuję! J
~ GlitterAngel: Czy trudno zabrać się za pisanie FF? Jak dla
mnie – nie. Jeśli masz w głowie choćby zarys pomysłu, to rozważania nad fabułą
nie mogą uciec z Twoich myśli :) Spróbuj!
21. Jane
Tommy wraz z Adamem, Alexem i siostrami wracali do domu
Briana. Lambert przez całą drogę patrzył w szybę. Ratliff zajmował miejsce obok
kierowcy i odkąd ruszyli nie odezwał się ani słowem. W radio pobrzmiewała radosna
muzyka lat 80, która miała się nijak do panującej atmosfery.
Brunet poczuł obcą dłoń na swoim udzie. Przeniósł wzrok na
szatynkę.
- Jestem Jane.
- Wybacz. Nie interesuje mnie to – Odparł, zsuwając jej
rękę. Zwrócił wzrok ku szybie. Niebo zaczynała przykrywać powłoka szarości.
- Chyba zbyt szybko mnie zaszufladkowałeś – Odparła bez
zawahania.
- Po prostu uważam, że źle postąpisz, jeśli faktycznie tam
wejdziesz – Tym razem brunet spojrzał w kierunku dziewczyny. Musiała mieć nie
więcej niż dwadzieścia pięć lat.
- Już podjęłam decyzję. Jeśli teraz się wycofam, zabijecie
mnie.
- Ja w tym nie uczestniczę – Rzekł dobitnie Adam – Tommy,
masz już może zadanie dla mnie?
Ratliff patrzył przed siebie – Powinieneś się uspokoić.
Agresją nic nie wskórasz.
- Możesz skłamać. Powiedzieć, że wykonały zadanie.
- Kłamstwo jest najgorszym wyborem.
Blondyn westchnął pod nosem - Faktycznie – Zaczął Adam –
Może gdybym był szczery wobec Almy, pomogłaby mi uwolnić się od ciebie we
właściwym momencie.
- Alex, zatrzymaj – Rzekł Tommy. Jego głos był niski i
stanowczy. Samochód zjechał na pobocze. Blondyn nacisnął klamkę i pchnął drzwi,
po czym wysiadł. Wcisnął palce w kieszenie spodni i odszedł na kilkanaście
metrów. Lambert powolnym krokiem ruszył za nim. Czuł przeszywający go dreszcz
zdenerwowania. Zatrzymał się za plecami Ratliffa, który po chwili odwrócił się
w jego kierunku.
- Czy ty żałujesz poznania się ze mną?
Brunet zacisnął wargi – A co mi dajesz? Nie jestem
szczęśliwy. Nie czuję wsparcia, bezpieczeństwa. Nie czuję nic – Rozłożył ręce –
Myślałem, że to inaczej się ułoży.
Ratliff zawiesił ręce na biodrach – A czego się
spodziewałeś?
- Uprawialiśmy seks.
- To nic nie znaczy.
- Dla mnie znaczyło.
Tommy poczuł zawrót głowy i uścisk w gardle, który nie
pozwolił mu na wyduszenie z siebie choćby słowa. Wziął głębszy oddech i
przeczesał palcami włosy.
- Ja nie wiem, czego się spodziewałeś, ale chyba się
przeliczyłeś.
Adam czuł drżenie swoich rąk – Nie wierzę, że nie masz w
sobie uczuć. Ty ich po prostu nie dopuszczasz do swojej świadomości.
Potrzebujesz mnie.
Tommy pokręcił głową – Ja zawsze działałem sam. Radzę sobie.
- Bronisz się. Czemu nie chcesz dać sobie szansy…
- Adam – Przerwał Tommy – Ja umiem tylko niszczyć. Nie
potrafię budować.
- To bzdury…
Ratliff roześmiał się – Były gliniarz broni recydywisty?
Psychola, którym tak bardzo gardził?
Adam zaczerpnął głębszego oddechu – Nigdy tobą nie
gardziłem. Fascynowała mnie twoja osobowość.
- Masz do mnie żal, że spieprzyłem ci życie? – Tommy spuścił
ręce wzdłuż ciała.
- Mam żal, że nie chcesz go naprawić.
- Mogę puścić cię wolno – Rzekł blondyn – Jeżeli
kiedykolwiek dopuścisz do siebie myśl, że mi na tobie zależy, odejdź.
Czarnowłosy wpatrywał się w brązowe tęczówki patrzące na
niego nieprzerwanie. Nie zawahał się. Minął chłopaka i ruszył poboczem drogi.
Przed siebie, w nieznane. Łzy zamgliły jego wzrok. Przypomniał sobie o
pistolecie. Kiedy sięgnął do niego palcami, fala wściekłości ogarnęła jego
ciało. Wyciągnął broń z kabury, odwrócił się i mierząc w głowę Tommy’ego,
ruszył w jego stronę mocnym krokiem.
- Zbyt wiele straciłem, by znów uciekać… - Powiedział
głosem, który zaczął się łamać.
Tommy uderzył w rękę Adama, odpychając od siebie pistolet.
Złapał bruneta za kark i wpił się w jego usta, agresywnie ich smakując. Niemal
jednocześnie zamknęli oczy, na oślep brnąc do swoich warg.
- Nie buduj we mnie poczucia winy, bo walczyłem o to, by cię
ocalić. Zabrnąłem za daleko, ale nie wyobrażam sobie, że mógłbyś teraz zniknąć…
- Wyszeptał Tommy, zaciskając palce na ramionach bruneta – Nie miej mi za złe,
że zleciłem im to zadanie. One godzą się na te warunki. To inny świat. Ciągle
mnie oskarżasz, nie chcę tego więcej słyszeć. Musimy działać razem, więc
wspierajmy się.
Adam znacząco pokiwał głową – Co zrobimy potem?
Tommy wzruszył ramionami – Zobaczymy jak będą wyglądały najbliższe
godziny. Od nich wszystko zależy. Jedziemy?
- Tak, Tommy…
- Bez zbędnych pytań. Chodźmy. Zapada zmrok.
***
Samochód zatrzymał się pół kilometra od domu Briana.
- Zepsuło się wam auto niedaleko stąd. Jesteście zagubione.
Chcecie zadzwonić po taksówkę. Reszta scenariusza jest znana – Rzekł Tommy.
- Brzmi jak tani horror…
- Adam, zamknij się!
Jane uśmiechnęła się łagodnie – Myślę, że wystarczą nam
dwie, trzy godziny. Wrócimy całe – Rzekła, ściskając siostrę za rękę – Tommy,
czy nie będziesz miał problemów, jeśli wyda się, że ty zleciłeś nam to zadanie?
- Będę je miał – Odparł blondyn – Ale wiem, że warto. Już po
dwudziestej pierwszej. Powodzenia.
Lambert wziął głęboki oddech i skrył twarz w dłoniach.
- Idę zapalić – Rzekł Alex, sięgając po paczkę
Chesterfieldów – Rozprostuję kości – Dodał, opuszczając samochód wraz z
dziewczynami. Tommy odwrócił się w stronę tylnej kanapy.
- Wszystko gra?
Adam znacząco pokiwał głową – Ostatnio za mało śpię.
Potrzebuję odpoczynku.
Blondyn uśmiechnął się łagodnie – Jutro dam ci pospać do
dziewiątej.
Lambert parsknął śmiechem – O tej porze zwykle wstawałem do
pracy…
Zapadła chwilowa cisza. Tommy spuścił wzrok.
- Porozmawiajmy o czymś, muszę zająć ten czas… - Rzekł Adam,
widząc gasnące sylwetki sióstr. Próbował odsunąć wizje, stające przed jego
oczami.
- Dobrze. Test na szczerość – Uśmiechnął się Ratliff –
Możemy zadać sobie jedno pytanie, na które musi paść odpowiedź.
Lambert uniósł wzrok – Wiesz, co się stało z Almą?
Tommy rozchylił wargi, po czym przygryzł jedną z nich –
Widzę, że ciągle chodzi ci to po głowie. Tak, wiem.
Adam szerzej otworzył oczy – Co z nią? Żyje? Gdzie jest?
- Jedno pytanie – Odparł Tommy – Przyjdzie czas, w którym
dowiesz się wszystkiego. To nie jest tylko moja sprawa. Nie mogę o niej mówić
zbyt wiele. Musisz mieć świadomość, że nigdy nie spotkacie się twarzą w twarz.
- Do jasnej cholery. Tommy! – Krzyknął Adam – Muszę to
wiedzieć!
- Obiecuję, że się dowiesz. Nie porozmawiasz z nią. Być może
zdołasz zobaczyć.
Nie porozmawiam z nią,
ale zobaczę? Nie żyje… Jestem w błędzie. Żyje. Żyje, ale będę obserwował ją z
boku, bo przecież nie mogę ujawnić jej swojej obecności.
- Jest martwa? – Spytał, czując jak krew szybciej krąży w
jego żyłach.
- Nie denerwuj się. Jeśli teraz nie zadasz pytania, nie
odpowiem już na żadne.
Adam przewrócił oczami, zastanawiając się jak ubrać w słowa
swoją myśl.
- Czego najbardziej chciałbyś doświadczyć?
Tommy łagodnie wzruszył ramionami. Spojrzał w ciemność za
oknem. Na twarzy spowitej w cieniu pojawił się blady uśmiech.
- Hm?
Blondyn zaśmiał się pod nosem – To głupie.
- Powiedz – Adam skrzyżował ręce na piersi i oparł łokcie o
kolana. Nadal wracał myślami do Almy.
- Chciałbym kogoś uszczęśliwić – Rzekł łagodnym głosem – By
ktoś mi zawdzięczył swój uśmiech. Ale na to chyba nie mam szans…
Czarnowłosy odpowiedział uśmiechem – Myślę, że każdego na to
stać.
Tommy sprytnym ruchem przeskoczył na fotel, by usiąść obok
Adama. Uniósł kąciki ust, po czym przygryzł wargę. Patrzyli na siebie w
milczeniu. Mieli w sobie wystarczająco odwagi, by przeszywać spojrzeniami
dusze, lecz nie potrafili zwyczajnie przytulić się do siebie. Spędzili tak
prawie godzinę, pogrążeni w myślach i wszechobecnej ciszy.
- Pójdę po dziewczyny. Przyprowadzę je, bo nie wiem czy będą
w stanie znaleźć samochód – Rzekł Tommy, opuszczając pojazd.
***
Adam ujrzał zmierzającą w jego kierunku postać. Kobieca
sylwetka stąpała mocno, ale z gracją. Czerń nóg krzyżowała się ze sobą w cieniu
wąskiej drogi. Adam odbił się plecami od karoserii samochodu. Po chwili ujrzał
twarz dziewczyny. Posłała mu łagodny uśmiech, po czym wyciągnęła telefon z
kieszeni i położyła go na dachu.
- Pewnie uważasz mnie za dziwkę? – Spytała łagodnym tonem.
Choć jej wypowiedź nie była ubrana w subtelne słowa, kojący dźwięk głosu
zmienił charakter przekazanej myśli.
- Uważam, że to poroniony pomysł – Odparł Adam, odwracając
się w kierunku dziewczyny – Uważam, że… ech, jakie ma to znaczenie? – Uderzył
dłonią w maskę, po czym rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu Tommy’ego.
Dziewczyna przysiadła na szkielecie Forda – A jakie było
twoje zdanie?
- To jeszcze przede mną – Mruknął cicho Lambert.
- A w swoim życiu zdałeś już jakiś egzamin? – Spytała,
przechylając głowę. Adam przez moment patrzył na długie włosy poddające się
porywom wiatru.
- Podszedłem do niego i oblałem. Przegrałem swoje życie.
Całe swoje cudowne życie – Rzekł, zakładając ręce na piersi. Próbował utrzymać
stabilność głosu.
- Czujesz się samotny? – Spytała.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Chodź tu – Rzekła, rozkładając ramiona. Adam patrzył na
nią podejrzliwie – No chodź – Powtórzyła – Uścisk nic nie kosztuje, a może
pomóc.
Było mu wszystko jedno. Nie chciał odmówić chęci pomocy,
więc zbliżył się do szczupłego ciała i przytulił je. Dłonie spoczęły na jego
plecach. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo tego potrzebował. Zwykłego,
szczerego przytulenia. Mimowolnie uśmiechnął się, uchylając powieki. Zatracił
się w tej chwili, aż do pewnego momentu. Silne szarpnięcie, brutalnie
przywracające go do rzeczywistości.
- Jedziemy – Rzekł oschłym tonem Tommy, okrążając samochód,
by zająć miejsce kierowcy. Adam cofnął się na krok. Dopiero teraz ujrzał, że
druga z sióstr szła dosłownie kilka metrów za Ratliffem. Jane podeszła do niej,
odgarniając z czoła długą grzywkę.
- Wszystko w porządku?
Lambert nie słuchał ich dialogu. Otworzył drzwi i zajął
miejsce pasażera. Zerknął w kierunku blondyna. Czuł, że coś poszło nie tak.