Masa hugów dla Was! Dziś wstęp krótki, ale treściwy :)
Powstaje E-book z zapisem Piaskowego Gołębia! Często czytam
w komentarzach, że powracacie do tego opowiadania. Zapis będzie opatrzony w
spis treści, numerację stron, kilka słów ode mnie oraz dodatek – listę
wybranych komentarzy, pozostawionych pod epilogiem. Jesteśmy już na ostatniej
prostej, więc publikacji możecie spodziewać się już wkrótce!
Na fanpage’u Piaskowgo będziecie informowani o wszystkim na
bieżąco (także newsy na temat Klatki i jednopartów). Kto jeszcze nie lubi, zapraszam! Piaskowy Gołąb FP
35. Jak kamień w wodę
Tej nocy Tommy postanowił liczyć tylko i wyłącznie na
siebie. Ani Jane, ani Adam nie powinni wiedzieć, dokąd dziś zaprowadziły go
koleje losu. Był dachowcem, wytyczającym własną ścieżkę. Szedł wzdłuż szarego
muru, mijając wysokie budynki najniebezpieczniejszej dzielnicy Los Angeles. Compton
skupiało w sobie liczne gangi i słynęło z nielegalnej prostytucji. Wszelkie
poszlaki wskazywały na kilka lokalizacji. Whorehouse było kolejną, oczekującą
na sprawdzenie. Tommy bez zawahania przekroczył parę czarnych, oklejonych
plakatami drzwi i odważnym krokiem ruszył przed siebie. Nie chciał skupiać na
sobie większej uwagi, więc momentalnie zwolnił kroku. Udał się do baru, gdzie
zasiadł i zamówił dwie pozycje z karty.
- Dobry wieczór – Usłyszał ciepły, męski głos za swoimi
plecami. Łagodnie się odwrócił.
- Witam – Odparł z przekonującym uśmiechem – Chłopcy mają
dziś dużo pracy – Rzekł, wskazując na licznych dzieciaków, towarzyszącym
znacznie starszym klientom.
- A co cię sprowadza?
– Zagadnął brunet w garniturze, wykładając na ladę dziesięć dolarów. Po chwili
przyjął szklankę whisky.
- Bywałem tutaj kilka lat temu. Atmosfera wcale się nie
zmieniła – Rzekł z uśmiechem. Położył na blacie telefon z wyświetlonym zdjęciem
swojego brata – Interesuje mnie ten chłopak. Spędziłem z nim kilka nocy w najciekawszym
okresie mojego życia i za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, gdzie go
odwiedzałem.
- Trafiłeś pod właściwy adres – Rzekł właściciel klubu,
przyglądając się młodej twarzy, wyświetlonej na ekranie – Niestety już ci nie
posłuży. Zwiał stąd.
- Dokąd? – Tommy zachowywał spokój, choć krew w jego żyłach
zaczynała wrzeć. W końcu trafił na właściwy trop.
Brunet jedynie wzruszył ramionami – Chyba nie spodobały mu
się zasady.
Nic dziwnego, skoro
ten burdel trzyma tych niewinnych gnojków na siłę i werbuje ich, wpakowując do
vana w biały dzień.
- Myślę, że sam
sprostałbym wszelkim wyzwaniom.
Szef zmrużył powieki – Ile liczysz sobie lat?
- Dwadzieścia pięć – Skłamał Tommy.
- Najstarszy z nich ma dwadzieścia – Odparł brunet,
spoglądając na salę.
- Za to nie potrafią tego, co sam mogę zaoferować
najbardziej wymagającym klientom.
Brunet zmierzył blondyna od stóp do głów – Mam rozumieć, że
ta skóra identyfikuje cię z…
- Dokładnie z tym, co masz na myśli - Tommy przechylił głowę –
Mógłbym zatrzymać się na tydzień. Sam zadecydujesz, czy tu pasuję.
Mężczyzna długo się wahał. W międzyczasie wychylił szklankę
whisky i rozejrzał się dookoła.
- Wejdźmy do mojego biura. Jestem ciekaw twoich
umiejętności.
- Wolałbym jednak uniknąć nieproszonych gości. Lepszym
rozwiązaniem będzie auto – Rzekł, sugestywnie wysuwając z kieszeni parę
kluczyków.
Mężczyzna wstał i skierował swoje kroki ku drodze wyjścia.
Po chwili opuścili klub tylnymi drzwiami i ruszyli przed siebie.
- Gdzie parkowałeś?
- Kilka przecznic stąd – Odparł Ratliff, wciskając dłonie w
kieszenie. Żwawym krokiem szedł wzdłuż muru, raz po raz spoglądając na nowo
poznanego – Testujesz tak każdego po kolei?
- Nikt nie domaga się przyjęcia, tak jak ty.
- Co masz na myśli? – Spytał Ratliff, mierząc mężczyznę
wzrokiem.
- To znaczy dobrowolnie. Daleko jeszcze?
Niezbity dowód na to,
że zmuszacie tych dzieciaków do prostytuowania się. Sukinsyny.
- Jeśli jesteś niecierpliwy, chodź za mną – Odparł Tommy,
wchodząc w szczelinę między budynkami. Było to miejsce przeznaczone głównie dla
wyjść ewakuacyjnych oraz licznych kontenerów na śmieci. Pojedyncza lampa
umieszczona przy głównej ulicy zaczęła przygasać raz po raz. Żółtawe światło
rozświetlało parę brązowych oczu, które zaczęły spoglądać w te drugie –
znacznie bardziej niebezpieczne. Mężczyzna w garniturze oparł się o mur,
pokierowany przez parę ciepłych dłoni.
- Załatwmy to szybko – Odparł, rozpinając pasek przy swoich
spodniach. Tommy zareagował niemal natychmiastowo. Sięgnął po krawat, po czym poluzował
go i ściągnął przez głowę. Wykorzystał go jako coś w rodzaju knebla; widział,
że starszemu z nich wyraźnie się to nie spodobało. Nie zamierzał jednak
przestać. Skierował swoją szczupłą dłoń w dół brzucha, zatrzymując się na
znacznym wybrzuszeniu. Zacisnął palce, zbliżając swoją twarz do twarzy
mężczyzny. Ujął jego dolną wargę między swoje zęby i łagodnie pociągnął w swoją
stronę. Sam potrafił zachować spokój; jego towarzysz nie miał aż tak świadomej
samokontroli. Podniecenie zaczynało brać górę.
Samotny szczur wskoczył na but Tommy’ego, poszukując
dogodniejszego miejsca obserwacji. Zainteresowany sytuacją stanął na tylnych
łapkach i poruszał nosem; spłoszony rozpoczętym monologiem uciekł w stronę
odsłoniętych rur.
- Masz ochotę zacząć przedstawienie, co? – Wysyczał Ratliff,
łapiąc nadgarstki mężczyzny i przyciskając je do wilgotnego muru – Ja za to nie
mogę doczekać się jego finału.
Para bystrych oczu wpatrywała się w jego twarz. W pełnym
wyczekiwania geście spróbował wymamrotać choćby kilka słów. Choć miał
świadomość, że jest tutaj górą odczuwał swoisty niepokój. Zaznał ukojenia
dopiero w chwili, gdy blondwłosy chłopak uklęknął przed nim i zaczął czynić
swoje powinności.
Krawat skutecznie tłumił wszelkie pomruki i westchnienia.
Minęły niespełna dwie minuty, gdy mężczyzna całkowicie oddał się rozkoszy.
Ułożył ręce na głowie Ratliffa i zaczął sam nadawać tempo. Blondyn wiedział, że
nadszedł właściwy moment; sięgnął do kieszeni, łagodnie wysuwając drobny nóż,
który niebezpiecznie błysnął w świetle gasnącej latarni. Wystarczył jeden,
krótki ruch, gdy rozdzierający ciszę wrzask został wtopiony przez gruby
materiał. Tommy poczuł, jak krew trysnęła na jego twarz i wstał, cofając się na
kilka kroków. W dłoni wciąż ściskał ostry przedmiot. Spoglądał na mężczyznę,
osuwającego się po ścianie.
- Jeżeli mój brat jest już w niebie, życzę mu, by oglądał
jak szczury zjadają resztki twojego fiuta – Powiedział niskim tonem i nie
odwracając się za siebie ruszył w stronę głównej ulicy. Ku ironii losu
powietrze pachniało watą cukrową, a w rzędach okien nie zapaliło się ani jedno
światło. Czasami dobrze, że ludzie chcą pozostać ślepi na sprawy tych, którzy
po zmroku załatwiają swoje interesy – zwłaszcza w Compton.
***
Świt był już bliski. Adam nie mógł zmrużyć oka; leżał,
zwrócony w kierunku balkonowych drzwi, obserwując mieszające się ze sobą barwy
nieba. W naturze zawsze światło rozświetla mrok, lecz później zostaje przez
niego spowite. Wszystko dąży do wyrównania. Czy to oznacza, że samotna dusza,
która spotka tę drugą, nazywaną bratnią – zaraz ją straci? Czy to ma sens?
Zsunął stopy z łóżka i podparł się łokciami o kolana. Udał
się do kuchni, by wypić szklankę zimnej wody. Spojrzał na Brada, który
pogrążony w głębokim śnie nie drgnął przez całą minioną noc. Zazdrościł mu tego
spokoju. Zastanawiał się, dokąd prowadzi ich droga, którą zdecydowali się
wspólnie pójść. Od rozmyślań oderwało go ciche pukanie do drzwi, które zaczęło
stopniowo narastać.
- Jane? – Spytał, podchodząc do drzwi.
- Tommy – Odparł zmęczony
głos.
Adam otworzył drzwi, a blondyn runął tuż pod jego stopy.
Podciągnął się, mamrocząc coś pod nosem. Brunet uklęknął tuż przy nim,
pomagając choćby usiąść.
- Jesteś zalany w trupa i chyba nieźle oberwałeś –
Westchnął, ocierając z twarzy chłopaka zaschniętą krew – Brad mnie zabije,
jeśli pozwolę ci tu zostać. Jestem ciekaw, jak w ogóle tu dotarłeś…
Para rąk objęła jego kark, a drobne ciało przylgnęło do
nagiego torsu. Poczuł przyjemne ukojenie w klatce piersiowej; dawno nie czuł
tej specyficznej bliskości, która dodawała mu sił.
- Przenocujesz tutaj, a rano wypieprzasz, mam nadzieję, że
rozumiesz co się do ciebie mówi – Rzekł Adam, wątpiąc w swoje słowa. Objął
chłopaka i wstał, biorąc go na ręce. Ruszył w stronę sypialni, otwierając drzwi
kopnięciem w nie. Nie dbał o prysznic, wiedział, że to zadanie przysporzy im
zbyt wielu problemów. Położył chłopaka na łóżku, pozostawiając na nim wszystkie
zastane ubrania. Wplótł palce we włosy i okrążył pokój, biorąc głęboki oddech. Przysiadł
na krawędzi łóżka, nie spoglądając za siebie.
- Wiesz… - Usłyszał za plecami stłumiony szmer – Ciężko się
w końcu przyznać przed sobą samym, że łatwo bez ciebie stracić kontrolę…
Zmrużył powieki i spojrzał na Tommy’ego. Nie do końca
uwierzył, że słowa, które przed chwilą padły faktycznie zostały wypowiedziane.
Wpełzł na łóżko i ułożył się naprzeciwko blondyna. Wystarczyło zaledwie kilka
chwil, by usnął.
Ratliff opuścił mieszkanie jeszcze przed zbudzeniem się
Bella. Nie pozostawiając żadnej wiadomości zniknął, wracając tam, gdzie czuł
się bezpiecznie.
***
Kris zaparkował swój samochód przy głównej ulicy. Przekręcił
kluczyk w stacyjce i wysiadł, spotykając swojego przyjaciela.
- Tego się nie spodziewasz, stary – Rzekł czarnoskóry
mężczyzna, prowadząc Allena między parę budynków. Kris zdołał otrzymać
wiadomość ze zdjęciem Kate, która pozowała ze swoim ciążowym brzuszkiem.
Uśmiechnął się pod nosem, wpatrując się w wyświetlacz telefonu.
- Przygotuj się, bo takich widoków jeszcze nie zastałeś –
Rzekł jeden mężczyzn, wkraczając na miejsce zbrodni.
- Jezu Chryste – Wysyczał Kris, spuszczając obie ręce wzdłuż
ciała. U lego stóp leżało ciało mężczyzny, pokąsanego przez wygłodniałe
szczury. Leżał w dużej kałuży krwi, gdzie znajdywała się również część jego
przyrodzenia.
- Wiesz co, Tony? Jednak wolę pracę w biurze – Odparł Kris,
odwracając się plecami do zastanego widoku – Ściągnijcie ślady DNA z tego, co
pozostało. Może znajdziecie ślinę. Wygląda na to, że jakaś kobieta nie mogła znieść
zdrady swojego kochanka. Zajmijcie się robotą, to nie na moje nerwy – Allen zacisnął
wargi i ruszył w stronę swojego samochodu. Pokręcił głową, biorąc głęboki
oddech.
***
- Skrzydło, którym planujemy wyjść będzie poddane remontom
za dokładnie… - Ryan wziął do ręki notes – dwadzieścia dni.
- Niewiele czasu nam zostało – Wyszeptał Adam, spoglądając
przez okno – Popracujemy nad planem B i myślę, że będziemy w pełni gotowi. Niedługo
spotkam się z bractwem, przywołają wsparcie. Liczę, że wszystko się uda.
- Musi się udać – Odparł z uśmiechem mężczyzna, wyciągając
rękę w kierunku Adama – Nie miałem do ciebie przekonania, ale wydajesz się być całkiem
w porządku. Stawiam dziesięć litrów wódki, gdy już stąd wyjdę.
- Kiedy stąd wyjdziesz to przepadniesz i słuch o tobie
zaginie.
- Ale jestem ci wdzięczny, musisz to wiedzieć.
Adam odpowiedział nikłym uśmiechem – Będę już wracał. Do
zobaczenia – Rzekł i pożegnawszy się opuścił pokój.
Szedł przed siebie, nie rozglądając się dookoła. Mijał pary
białych drzwi, za którymi mieszkała głucha cisza. Zbiegł po schodach i pewnym siebie
krokiem wszedł do świetlicy. Każdy z pacjentów zajęty był sobą; jedni wtuleni w
kanapę liczyli na palcach, inni wpatrywali się tępo w ścianę, reszta wykonywała
czynności na pozór proste, ale przysparzające im dużo problemów. Co kilka chwil
wybuchał głośny śmiech, podszyty chorym szaleństwem. Adam ignorował wszystko,
co działo się wokół niego. Przekroczył próg kuchni, gdzie ujrzał tę osobę, której
obecności się spodziewał.
- Almo? – Wyszeptał, zbliżając się do stołu pełnego
lepionego ciasta. Dziewczyna nie zareagowała.
- Almo, możesz poświęcić mi chwilę? – Spytał, stając przed
jej obliczem. Uniosła swój wzrok, przechylając głowę.
- Chcesz stąd wyjść? – Spytał, opierając ręce o blat.
- Nie –Odparła krótko. W tej chwili Adam dostrzegł pierwsze
zmarszczki na młodej twarzy, pobladłe, suche wargi, zapadnięte policzki.
Bolesne ukłucie w klatce piersiowej miało być początkiem kary, za to, co
zrobił. Cienka skóra odkryła niebieskie żyły, pojedyncze, siwe pasma włosów
przemieszały się z wypłowiałą, kasztanową barwą. Na skroniach widniała
przepalona skóra – najprawdopodobniej od częstych sesji elektrowstrząsów.
- Boże, gdybym tylko mógł coś zmienić…
- Czy Tommy dobrze się czuje?
Nie wierzył własnym uszom. Podniósł wzrok – Dlaczego o niego
pytasz? To niewdzięczny sukinsyn…
- Nie mów o nim złego słowa! – Podniosła głos, za chwilę
potulniejąc – Tommy to dobry człowiek. Dobry człowiek – Powtórzyła – Gdyby nie
on…
- To by cię tutaj nie było. Jak właściwie tutaj trafiłaś?
- Tommy mnie przywiózł – Odparła, powracając do swojego
zajęcia – Zgodziłam się. Miał rację… miał rację. Ja nie powinnam z tobą być,
jeśli cię zdradziłam. Wszystko już będzie dobrze – Powiedziała pod nosem,
kołysząc się w przód i w tył – Tommy to dobry człowiek. Jak się czuje?
Adam wziął głęboki oddech i wcisnął ręce w kieszenie – Almo,
jeśli dostaniesz szansę, będziesz chciała żyć ze swoją rodziną?
- Nie dam ci rozwodu.
- Ale my nigdy nie byliśmy małżeństwem… - Odparł, lecz nie
uzyskał odpowiedzi. Cofnął się na kilka kroków. Był w stanie, gdy nie czuł już
nic. Opuścił pomieszczenie, decydując się na pieszą podróż do hotelu. Naciągnął
kaptur na głowę i wyszedł ze szpitala. Zimny deszcz i szare chmury sprawiły, że
stał się jednym z wielu przypadkowych przechodniów. Różnił się od niech jedynie
rozpalonym sercem, które potrzebowało ciepłego, balsamicznego dotyku.
"Piaskowy Gołąb" jako Ebook? Tak!!!
OdpowiedzUsuńA teraz do rozdziału. Trochę mi brakuje słów... ale w dobrym sensie xD. Tommy przyznał się przed sobą że potrzebuje Adama? Nareszcie. Chyba że tylko tak gadał po pijanemu. I wiem, że już to pisałam, ale szkoda mi Almy. W Adama i Tommy'ego też.
Kończę już, bo chyba mózg mi nie pracuje po całym tygodniu i jeszcze napiszę jakieś bzdury xD. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy ;)
~Skylar
*w sumie. Mówiłam, że mi mózg nie pracuje...
Usuń~Skylar
"Gołąbek" jako e-book!!! :D a co do rozdziału to współczuję Almie, już do reszty jej się wszystko pomieszało... Nie będę się powtarzać, bo o tym że świetnie piszesz to już wiesz:) Tommy dopiero po pijaku potrafi się przyznać, że potrzebuje Adama, no ale lepiej tak niż wcale.
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na e-booka i kolejne odcinki KDK :)
~ BlackAngel
Przepraszam, że tak dawno nie komentowałam, ale była szkoła i wgl... Już nie mogę doczekać się ebooka :) Zwykle nie lubię czytać tego samego opowiadania dwa razy, ale teraz chętnie to zrobię.
OdpowiedzUsuńNaprawdę jestem okropna w tym komentowaniu więc już nie wiem co napisać ;( W każdym razie rozdział był super i czekam na kolejny :)