Witajcie! Przynoszę świeżą porcję treści. Miłego czytania :)
36. Blue Velvet
Kris spędzał poranek w swoim biurze. Sięgnął po kubek
aromatycznej kawy i wziął kilka łyków, wczytując się w raport śledztwa niedużej
grupy przestępczej. Nie przestał nawet, gdy próg pokoju przekroczył nowy
stażysta.
- Mam wyniki! – Zawołał zdyszany.
Allen przeniósł na niego karcący wzrok.
- Przed wejściem tutaj zawsze, podkreślam zawsze –
zaintonował – należy pukać.
- Ślady DNA wskazują na Tommy’ego. Tego, którego szukacie –
Powiedział podekscytowany.
Kris zmarszczył czoło i znieruchomiał. Po chwili wstał i
szybkim krokiem udał się do laboratorium. Pchnął drzwi i przekroczył próg
pomieszczenia.
- Macie wyniki?
- Dałam je temu dzieciakowi – Blondynka skinęła głową – Nie
dostarczył?
Kris wziął głęboki oddech i wplótł palce w ciemne włosy.
Zacisnął powieki i przeklął pod nosem.
***
Adam trzymał Brada w swoich ramionach. Czule głaskał jego
ciało, raz po raz wywołując gęsią skórkę. Chłonął cały spokój i ciszę, które im
towarzyszyły. Omiótł wzrokiem pokój.
- Trudno się do ciebie nie przyzwyczaić – Wycedził Bell –
Będzie mi brakować tych chwil, gdy odejdziesz. Przywróciłeś mi wiarę w
istnienie innego świata. Tego alternatywnego, gdzie bycie człowiekiem coś
znaczy.
Lambert pokiwał głową, zatrzymując wzrok na ekranie
wyłączonego telewizora.
- Dla mnie to również odległe, wiesz? Żyjemy pośród ludzi,
ale wciąż czuję wokół siebie kurtynę, zza której nie mogę wyjść. Istnieję w
świecie, który skazał mnie na porażkę.
- Jak każdego z nas – Odpowiedział Brad, otwierając oczy – Gdyby
Hummingbirds nas słyszało, skopaliby nam tyłki.
Adam roześmiał się ponuro – W to nie wątpię. Wiesz… miałem
inną wizję miłości. Wierzyłem, że to górnolotny stan emocjonalnego uniesienia.
Czujesz w sobie siłę, która nie pozwala ci się zatrzymać, wywołuje uśmiech na
twarzy, koi serce.
- Chyba każdy z nas musi w końcu zderzyć się z brutalną
rzeczywistością. Andersen nie pisał scenariuszy naszego życia.
- Zgadza się, za tym na pewno stoją bracia Grimm – Powiedział,
wywołując śmiech szatyna.
Głośne pukanie do drzwi przerwało ich rozmowę. Tuż po chwili
w pokoju zjawiła się Jane.
- Słyszałeś co się, kurwa, dzieje? – Westchnęła, trzymając w
ręku gazetę. Rzuciła swoją torebkę na ladę w kuchni – Czy ty jeszcze rozmawiasz
z Tommym?
- Szczerze mówiąc, to… - Zawahał się Adam, nie wypuszczając Brada
z ramion – To chyba nie mamy ze sobą nic wspólnego.
- Nie interesuje mnie to, co między wami jest czy to, czego
już nie ma – Rzuciła brukowiec na kanapę – Tommy jest twoim opiekunem, a
właśnie narobił wokół siebie dużo szumu w mediach.
Adam zmarszczył brwi – Co z nim?
- Pozbawił jakiegoś frajera życia gdzieś w slumsach Los
Angeles. Jakieś badania dowiodły jego winę. O tobie już też zaczęli pisać, w
końcu były podejrzenia, że działacie razem – Powiedziała, siadając naprzeciwko
Lamberta – Musisz rozwiązać swoje zadanie. Masz na to cały jutrzejszy dzień.
- Co? Słucham? – Adam z niedowierzaniem pokręcił głową – Zaplanowałem
akcję na koniec miesiąca, to jeszcze dwa tygodnie.
- Nie ma czasu – Jane podniosła głos – Nie możemy ryzykować,
że ktoś cię rozpozna. Jeśli rozpoczną poszukiwania Ratliffa, Twój wizerunek
również się pojawi, choćby jako ofiary. Hummingbirds są zgodni, pozostało
niewiele czasu. Realizuj wszystko zgodnie z przyjętym planem, powiedz tylko
jakiej pomocy potrzebujesz.
Brad powoli wstał z kanapy – Jane, kochanie, zaparzę ci
herbaty – Rzekł, powoli oddalając się w stronę kuchni.
Adam i dziewczyna zostali sami. Lambert podparł głowę o
krawędź kanapy i zmrużył powieki, biorąc głębszy oddech. Poczuł zimny dreszcz,
przeszywający linię jego kręgosłupa.
- Sądzę, że odnalazł faceta, który skazał jego brata na
burdel, stąd ta zemsta – Wyjaśniła łagodnym głosem, siadając tuż obok bruneta –
Wiem, że był bardzo zdeterminowany.
- Pojawił się tutaj pewnej nocy… - Wycedził Adam,
przecierając zmęczone powieki – Pijany, zakrwawiony. Teraz wiem, że nie do
niego należała ta krew… - Zacisnął wargi.
- Twój związek z nim to ostatnia rzecz, jakiej ci życzę, ale
twoja obecność dobrze na niego działała – Powiedziała Jane, opierając łokcie o
kolana – Nie powinieneś się litować. Widzę, że pomiędzy tobą a Bradem coś się
rozwija.
Lambert przecząco pokiwał głową – Dobrze wiemy, że pewnego
dnia to się skończy. A Tommy… uciekam przed nim. Nienawidzę go, ale… z resztą,
to i tak nie ma znaczenia – Wstał, wygładzając materiał bluzy – Wpadnę do
niego. Skoro jutro mam wyprowadzić Ryana, muszę zadbać o najdrobniejsze szczegóły.
Dziewczyna patrzyła na niego z politowaniem.
- Lepiej zostań tutaj. Wiesz, że to spotkanie nie pójdzie po
twojej myśli.
- Chciałbym móc chłonąć twoje rady, ale zrozum – Rzekł,
poklepując swoją klatkę piersiową na wysokości serca. Złapał leżącą na krześle
kurtkę i opuścił mieszkanie, nim Brad zdołał wrócić do salonu.
- Zostaniesz na obiad? – Szatyn wychylił się zza ściany.
- Jak ty z nim wytrzymujesz? – Spytała brunetka,
przechylając głowę – O co tak naprawdę chodzi?
Chłopak machnął rękę i wymusił na swojej twarzy uśmiech –
Sam chciałbym wiedzieć.
***
Kris wracał do domu taksówką. Po raz pierwszy od lat sięgnął
do swojego barku w godzinach pracy. Teraz, choć ledwo trzymał się na nogach,
mógł skupić się na najbliższych planach.
Rzucił na deskę rozdzielczą plik banknotów i wysiadł z auta,
biorąc głęboki oddech. Rześkie, chłodne powietrze nieco roztrzeźwiło zmącony
alkoholem umysł. Powolnym, lecz stabilnym krokiem ruszył w stronę domu. Na jego
szczęście drzwi były otwarte; nie musiał siłować się z kluczem.
- Kris? – Usłyszał swoje imię i oparł się o jedną ze ścian.
Przyłożył dłoń do czoła. Katy wyszła mu naprzeciw.
- Co się stało? Jesteś nieprzytomny – Powiedziała z
niepokojem w głosie i zbliżyła się do mężczyzny. Położyła dłoń na jego
ramieniu.
- Sierżant nakazuje mi… ja mam otworzyć sprawę na nowo… -
Wybełkotał, kierując się w stronę salonu. Usiadł w fotelu i pochylił się do
przodu, by nie poddać się mdłościom – Muszę otworzyć sprawę Adama… rozumiesz? –
Podniósł nietrzeźwy wzrok – Do cholery, co mam robić, co ja mam teraz zrobić?
Chcę być lojalny wobec przyjaciela, ale nie mogę kierować śledztwa w złym
kierunku… to praca życia, to praca mojego życia, wiesz? Jak ja mam teraz
wybrać? – Szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w Katy, która nie potrafiła
wypowiedzieć choćby słowa.
- Nie myśl o tym. Porozmawiamy jutro – Wyszeptała, siadając
tuż obok Allena. Przytuliła go, chłonąc w swą błękitną sukienkę jego słone łzy.
***
Adam zatrzymał się przed drzwiami hotelowego pokoju. Nie
wiedział dlaczego tak się dzieje, ale każde kolejne spotkanie z Tommym było dla
niego coraz trudniejsze. Być może to świadomość oddalania się od siebie tak na
niego działała. Drzwi otworzyły się i stanął w nich niewysoki blondyn.
- Słyszałem twoje kroki już z końca korytarza – Rzekł,
unosząc wzrok wprost w niebieskie tęczówki.
Adam nie odpowiedział. Pozwolił sobie przekroczyć próg
pokoju. W powietrzu unosił się słodki zapach perfum, zmieszanych z ciężkim
powietrzem, jakim oddychało duże miasto. Skrzyżował ręce na piersi i zwrócił
się w kierunku Ratliffa.
- Jutro mam wyprowadzić Ryana ze szpitala psychiatrycznego.
Powiedz mi, jak mam to zrobić?
- Ty miałeś zadbać o plan – Odrzekł chłopak, zamykając drzwi
– Ja mogę jedynie pomóc w realizacji.
- Mam plan, ale nadal jest niedopracowany – Adam odgarnął
kosmyki włosów, opadających na jego czoło – Spodziewałem się, że będę miał
jeszcze dwa tygodnie, ale wprost idealnie zrujnowałeś moje zamiary.
- Ile razy mam cię przepraszać? – Blondyn rozłożył ręce –
Sam przyznałeś, że nic nas nie łączy, więc mogę decydować o swoich sprawach.
Stali naprzeciwko siebie, raz po raz wymieniając spojrzenia.
Adam zaczął czuć niewłaściwe, stopniowo narastające poczucie winy. Uciekał od
myśli, że pewnego dnia ich drogi się rozejdą i będzie to wynikało jedynie z
jego własnej decyzji.
- Właściwie to o czym chciałeś porozmawiać? – Spytał
blondyn, nie ruszając się nawet na krok. Jego twarz nie wyrażała żadnych
emocji.
- Jak idą poszukiwania brata?
Ratliff zmarszczył brwi – Przecież w ogóle nie interesuje
cię ten temat.
- Brakuje mi ciebie… - Adam spuścił ręce wzdłuż ciała i
odwrócił wzrok, powstrzymując pieczenie pod powiekami – Chcę się od ciebie
uwolnić czym prędzej i zrobię to zaraz po wyprowadzeniu Ryana na zewnątrz.
Tommy mierzył go przenikliwym spojrzeniem. Zacisnął wargi i
omiótł wzrokiem pokój. Łagodnie pokiwał głową i wziął głębszy oddech.
- Nie możesz, Adam. Nie pozwolę ci na to.
- Proszę cię – Odparł brunet, składając ręce jak do modlitwy
– Nie podkładaj mi kolejnych kłód pod nogi. Nie kieruj się egoizmem, gdy chodzi
o mnie, o nas. Po prostu pozwól mi odejść, gdy nadejdzie właściwy moment.
- Przyjąłem cię do mojego życia i teraz tak po prostu chcesz
się z niego wycofać? – Blondyn spuścił ręce wzdłuż ciała.
- Wepchnąłeś mnie do świata, w którym nie ma dla mnie
miejsca. Zrozum, Tommy, nie ma takiej siły, która mogłaby nas połączyć – Rzekł,
przerywając na moment – Jesteśmy z dwóch zupełnie różnych, niepasujących do
siebie przestrzeni.
- Sam mówiłeś, że miłość wszystko przetrwa.
- Ale ty nie znasz tego uczucia – Odparł Adam, biorąc
głęboki oddech – Wierz mi, próbowałem wzbudzić w tobie cokolwiek. Ja nie mogę
żyć z mordercą. Z człowiekiem, który odebrał mi to, co nadawało mojemu istnieniu
sens. Jesteś nieprzewidywalny. Pewnego dnia zbierzesz swoje karty kredytowe i
wyruszysz na drugi koniec świata przyjmując jedną z fałszywych tożsamości, a ja
zostanę tutaj, w tym martwym punkcie. Muszę już teraz wytyczyć własny szlak.
- Prośba o zaufanie to zbyt wiele? – Spytał Tommy, powoli
zbliżając się do Adama.
- Zdecydowanie – Odparł brunet, obserwując każdy ruch
chłopaka. Nie bał się go, jednak czuł niepewność, przebywając z nim sam na sam
po tak długim czasie.
Tommy zbliżył się, zmniejszając dystans między ich ciałami.
Nieprzerwanie i hipnotyzująco spoglądał w szeroko otwarte, niebieskie tęczówki.
Nie zamierzał czekać, pragnął uczynić ich wspólne ostatnie chwile wspomnieniami,
do których warto wracać. Złączył ich usta w długim, pełnym delikatności
pocałunku, oplatając ramionami kark bruneta. Adam nie pozostał bierny;
przycisnął biodra chłopaka do siebie, powoli wprowadzając język między
rozchylone wargi. Smakował go, czuł jego obecność każdą pobudzoną komórką
swojego ciała.
- Adam, jeżeli to nie jest miłość, to co ja do ciebie czuję?
– Wyszeptał Tommy wprost do ucha bruneta, który oniemiał. Poczuł falę elektrycznych
impulsów w okolicy skroni następujących po sobie, jeden po drugim.
- To tylko potrzeba przynależności – Odparł, odgarniając z
twarzy chłopaka kosmyki jasnych włosów – Radziłeś sobie beze mnie, teraz
również będziesz wiedział, jak żyć. Nie jestem ci potrzebny. Lepiej będzie,
jeśli już pójdę.
- Liczyłem, że zostaniesz na noc – Odparł Tommy, nie
spuszczając rąk z ramion bruneta. Przed oczami Adama pojawiły się najbardziej
namiętne momenty, jakich kiedykolwiek doświadczyli. Z trudem przyszło mu
wycofywanie się w kierunku drzwi.
- Teraz Brad ma wystarczająco dużo czasu, by się tobą
nacieszyć.
- Nie mieszaj go do tej sprawy – Lambert spojrzał za siebie –
On nie ma z tym nic wspólnego. Przysięgam ci, jeśli go skrzywdzisz, zabiję cię.
- Masz rację – Rzekł Tommy, powstrzymując drżenie swoich rąk
– Lepiej będzie, jeśli stąd wyjdziesz.
Adam zamknął za sobą drzwi, zmierzając w kierunku schodów.
Minął windę i zbiegł w dół, kierując się w stronę wyjścia ewakuacyjnego na
tyłach budynku. Ratliff wyjrzał przez okno i przetarł twarz dłońmi. Sięgnął po
paczkę papierosów i zdecydował się zaczerpnąć powietrza. Wraz z parą dzieciaków
wsiadł do windy i zjechał na dół. Z obojętnością przeszedł obok recepcjonistki,
która próbowała zaoferować mu dogodniejsze warunki pobytu. Wyszedł na dwór;
ulice świeciły pustkami. Biały nóż rozciął granatową powłokę nieba, oblewając
budynki białą poświatą. Blondyn wyjął z paczki papierosa i wsunął go do ust,
szukając w kieszeni zapalniczki. Poczuł tępy ból z tyłu głowy i ciasną linę na
swojej szyi. Próbował krzyknąć, lecz silna dłoń przykryła jego usta.
- Źle zrobiłeś, pozbawiając nas dachu nad głową – Usłyszał za
plecami. Po chwili został rzucony na ziemię. Szybko podniósł wzrok.
- A wy, to kurwa kto? – Mruknął pod nosem, stając na nogi.
- Jesteśmy od Robina.
- A kim jest pieprzony Robin? – Tommy rozmasowywał obolały
kark.
- Facetem, któremu odgryzłeś nie to, co trzeba – Odparł jeden
z chłopaków.
- Skąd jesteście?
- Blue Velvet. Ty zdaje się z Hummingbirds? Chyba mieliśmy umowę, że nie wchodzimy sobie w drogę.
- Czego teraz chcecie? – Spytał Tommy, spoglądając raz na
jednego, raz na drugiego z rosłych chłopaków.
- Jutro o dwunastej w południe ustawisz się z Lambertem na
polach od południowej strony. Oddasz go w nasze ręce i zapomnimy o sprawie.
- Nie licz na to… - Mruknął, oddalając się w stronę głównych
drzwi.
Wyższy z dwojga pchnął blondyna na mur, uderzając dwukrotnie
jego głową o ceglaną ścianę.
- Jeżeli sam go nie podstawisz, znajdziemy go i potraktujemy
znacznie okrutniej niż gdybyś złożył małą ofiarę. Wywiniesz jeden numer, a
gorzko go pożałujesz. Licz się z tym.
Tommy osunął się na chodnik, czując narastający ból głowy.
Zaczął tracić przytomność, gdy usłyszał parę oddalających się kroków,
stawianych w kałużach jesiennego deszczu. Zaczęło docierać do niego, że staje
przed wyborem niemożliwym; jeżeli odda Adama w ręce Blue Velvet pozostawi go na pewną śmierć. Jeśli tego nie zrobi,
zdradzi Hummingbirds, będących dla
niego jedyną słuszną rodziną, która nie pozwoliła mu zginąć w świecie, którego
nie rozumiał.
Warto było czekać :D
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się, że prędzej czy później ktoś wpadnie na trop Tommy'ego albo Adama, ale Blue Velvet zupełnie mnie zaskoczyło. Zrobiło się naprawdę ciekawie i nie wiem, jak wytrzymam do następnego weekendu ;)
~Skylar
jakie Blue Velvet? czy to będzie jakaś wojna gangów, czy jak? ja nie wiem, co teraz zrobisz z Tommy'm i Adamem, ale jak Tommy nie pogodzi się z Adamem i jak najszybciej nie wyjadą gdzieś razem to oszaleję. Dodawaj błagam szybciej te odcinki, bo się martwię :) weny życzę i czasu oczywiście, pa :*
OdpowiedzUsuńDobra. Moje obowiązki mnie przytlaczaja, nie mam kiedy komentować, ale zawsze, zawsze czytam ._. Naprawdę przepraszam.
OdpowiedzUsuńTak bardzo chce, żeby Adam zmienił zdanie; że to nie jest przywiązanie, tylko miłość. Już Tommy się do teego przynał, tak bardzo na to czekałam, a tu Ka BOOM Adam i tak chce odejść :c
'Złączył ich usta w długim, pełnym delikatności pocałunku, oplatając ramionami kark bruneta. Adam nie pozostał bierny; przycisnął biodra chłopaka do siebie, powoli wprowadzając język między rozchylone wargi. Smakował go, czuł jego obecność każdą pobudzoną komórką swojego ciała." Za każdym razem gdzy przesuwam się w górę czy w dół tekstu widzę ten moment, rzuca mi sie w oczy. Jest cudowny. Na to czekłam od kiedy Adam powiedział, że już nie hce mieć z nim kontaktu.
Pamiętam moje wymyślane historie, żeby odjechali ku zachodzacemu słońcu. Teraz sobie to wyobrażam. Niech on mu zaufa :c Spróbuje, musi.
Blue Velvet. No cóz, tego się mozna bylo spodziewac, bo jesteś geniuszem. Tak samo jak w poprzednim odcinku ten moment gdzy Tommy zabił tamtego mężczyznę. Naprawdę masz mistrza.
Wyszłam z wprawy pisania komentarzy ._. Mam tyle w głowie ale nie wiem co napisać. Kurde, no pięknie. Pozostaje mi czekać do następnego odcinka i mam nadzieje, że znajdę chwilę żey go skomentowac, a jesli nie to wiedz, że napewno go przeczytam c: W sumie teraz juz mamy sobotę, więc długo czekać nie bedę chyba.
Ps. Piaskowy gołąb w e-booku ? Jeju super pomysł. <3 Nie mogę sie doczkać c:
Czekam na dalszy ciąg i życze weny na ten nasteony tydzień juz. Huug ! <3
Yh. tak dużo literówek :c Za szybko pisałam. Nie cierpię szkoły. Następnym razem się ogarnę. Jeszcze raz masz Huga <3
Usuń