piątek, 6 września 2013

Odc. 34: Niedomówienia



Krótki wstęp!

Widzę, że zdania na temat Jane są mocno podzielone. Bardzo dobrze, czekamy na jej wielki moment :)

Tak, Alma nie była żoną Adama, żyli ze sobą, ale bez ślubów i innych deklaracji. W tym momencie chciałam jak najkrócej przekazać komunikat, by nie utracić emocji. Mąż jest mocniejszym słowem niż zwrot "mężczyzna, z którym mieszkałam", poza tym w głowie Almy wiele się zmieniło, ale o tym będzie wzmianka w kolejnych odcinkach.

Hole in my soul: Z pewnością nie poprzestanę na Klatce :) Kiedy ją skończę, pewnie znów będę potrzebowała chwili na oddech i zebranie pomysłów, ale to z pewnością nie jest ostatnie opowiadanie, jakie piszę.

Dziękuję za obecność! No i zapraszam na piątkową porcję treści :)

34. Niedomówienia

Zegar wybił godzinę trzecią trzydzieści nad ranem i każdy z trojga zaczynał odczuwać znużenie. Trzy butelki wina stały na środku stołu, otoczone szeregami przeróżnego typu przekąsek i słodyczy.
- Wezwijcie mi taksówkę – Wymamrotała Jane. Z jej twarzy nie schodził uśmiech. 
- Nie jesteś w stanie sama wracać do domu – Zaprotestował Adam.
- Chodź, mała – Brad puścił do niej perskie oko i uśmiechnął się zalotnie – Zajmiesz sypialnię Adama. Mam nadzieję, że będzie ci w niej wygodnie – Rzekł, podając dziewczynie rękę. Powoli udali się w stronę pomieszczenia, pozostawiając Lamberta w towarzystwie niedojedzonych resztek. Zapatrzył się w nadgryzioną kanapkę z nutellą, rozważając jej dokończenie. Uznał jednak, że jego żołądek wyraziłby jednoznaczną dezaprobatę, więc szybko doszedł do wniosku, że jednak nie odczuwa przerażającego głodu.
Wziął głęboki oddech, opuszczając powieki. Choć zawsze uciekał od alkoholu, pozostawiając problemy sile swojego umysłu, ostatnimi czasy zatracił chęć do walki i coraz częściej trzymał w ręku pełną szklankę. Odczuwał przy tym wyciszenie i upragnioną pustkę w głowie. Stan lekkości, którego nie mógł kupić za żadne pieniądze. Kanapa ugięła się pod ciężarem drugiego ciała.
- Załatwione. Obudzi się za dwa dni – Rzekł Brad, przeczesując palcami swoje włosy – Śliczna jest.
Lambert znacząco pokiwał głową – I niegłupia. Ma jaja, w przeciwieństwie do mnie.
Bell roześmiał się ciepło, kładąc dłoń na ramieniu bruneta – W tobie wszystko jest zadziwiająco perfekcyjne. 
Adam zachowywał poważny wyraz twarzy, trzymając dłonie blisko twarzy. Wpatrywał się w wygaszony ekran telewizora.
- Nad czym się zastanawiasz?
- Nad tym, czy warto spełniać pragnienia, licząc się z przyszłymi konsekwencjami.
- Myślę, że warto – Odparł szatyn, przechylając głowę – O czym mówisz?
- O tworzeniu alternatywnej wersji przeszłości w obecnym życiu.
- Nie powinieneś zastanawiać się nad innymi scenariuszami tego, co już przeżyłeś. Nie warto otwierać trumien minionych wydarzeń. To, co minęło jest martwe i nie przywrócisz tego do życia. Pod drewnianą pokrywą skrywają się niekompletne resztki wspomnień i odór nie do zniesienia.
- Myślę, że się mylisz, Bell – Odparł Adam, tym razem odwracając głowę i patrząc wprost w szeroko otwarte oczy chłopaka. Miał pewność, że potrafiłby go zaklinać serią kilku spojrzeń. Nie chciał tego wykorzystywać przeciwko przyjacielowi, dlatego pozwolił sobie na spuszczenie wzroku. Po chwili para delikatnych dłoni ujęła jego twarz.
- Nie zamartwiaj się. Czerp z życia tyle, ile maksymalnie możesz z niego wycisnąć – Powiedział ze szczerym uśmiechem Cheeks, wstając z kanapy – Przygotuję łóżko. Jeśli nie chcesz spać ze mną, to przyniosę materac.
- Żaden problem, nie przeszkadza mi towarzystwo – Odparł Lambert, zwalniając miejsce – Wyjdę na balkon. Muszę się przewietrzyć.
Chłodne, przesiąknięte zapachem zmęczonego miasta powietrze zadziałało kojąco na rozpaloną skórę. Adam oparł dłonie o barierkę i przechylił się do przodu, spoglądając w stronę niedużego ogrodu. Wyciszył swoje myśli, chłonąc każdą sekundę spokoju.
Kiedy Tommy pojawiał się w jego myślach, krew w żyłach nie przyspieszała. Miał świadomość, że nie wynika to ze słabnących emocji. Wręcz przeciwnie – świadomie uczył się sztuki przetrwania na polu bitwy, gdzie miłość i nienawiść toczą zaciętą walkę. Niebo zaczęło jaśnieć; gwiazdy zgasły pod granatowym sklepieniem, a pasma różów i kobaltów rozcięły ciemną powłokę. Znużenie nie chciało spłynąć; Adam wrócił do pokoju zasłonił rolety, by spowić pokój w mroku. Zdjął t-shirt, zrzucając go na podłogę i zaczął rozpinać spodnie. Brad właśnie wrócił z łazienki i skierował swoje kroki w stronę posłania.
- Jak za dawnych czasów.
Brunet z uśmiechem pokiwał głową. Pozbył się spodni w drodze do łóżka i usiadł na miękkim materacu, zamykając oczy. Po chwili położył się i naciągnął kołdrę na zmęczone ciało. Zapanowała cisza, jakiej nie zaznał od dawna. Pragnął uspokoić wszelkie myśli i oddać się w ramiona Morfeusza, ale było coś, co stale mu przeszkadzało. Obecność i ciepło osoby, znajdującej się tuż obok niego.
Uniósł powieki i spojrzał w kierunku Brada. Nawiązali kontakt wzrokowy, niezdolni do podjęcia żadnego gestu. Wpatrywali się w siebie zadając nieme pytania, oczekując przemilczanych odpowiedzi.
- Nie warto sięgać do przeszłości i ściągać jej do obecnego życia – Wyszeptał Brad, zaciskając palce na poduszce.  Miał nadzieję, że Adam zrozumie jego słowa. 
- Tyle razy uczyłem się na tym błędzie – Odparł równie cicho brunet – Ale za każdym razem ślepo wierzę, że to mnie uszczęśliwi.
- Po co brnąć w stronę porażki?
- A w którą stronę iść, jeśli obie drogi wiodą w tym samym kierunku? – Spytał, wyciągając dłoń w kierunku twarzy Cheeksa. Zaczął gładzić jego twarz opuszkami palców – Martwisz się o mnie czy o siebie?
- Tylko o ciebie – Odparł chłopak, nie wzbraniając się przed kojącym dotykiem.
- W takim razie możesz odetchnąć – Uśmiechnął się brunet, przekraczając połowę łóżka. Ułożył się tuż nad drobniejszym od siebie ciałem i zaczął składać delikatne pocałunki na twarzy oraz krawędzi szczęki. Wsłuchiwał się w cichy szmer, zastępujący oddech. Wczuwał się w nieregularny rytm unoszącej się klatki piersiowej. Dłonie powędrowały na jego kark, palce przesunęły się ku górze, pieszcząc miękkie włosy.
Nie spieszyli się, jednocześnie dbając o niedługi czas, jaki pozostał im do świtu. Namiętne pocałunki przerywali długimi spojrzeniami, chłonąc wszystko to, co zatracili na długie lata. Szukali w sobie tych cech, które wzajemnie ich ku sobie przyciągały. Był to inny rodzaj intymności; nie ten pełen żądzy, głęboko skrywanych pragnień, przyprawiających o dreszcze fantazji. Była to symfonia wzajemnych oddechów, potrzeba bliskości wynikająca nie tyle z podniecenia, co potrzeby obcowania z kimś godnym zaufania. 
Adam przyjął do swych ust pełen ekscytacji odgłos, który opuścił wargi Brada w najbardziej oczekiwanym momencie tego zajścia. Towarzyszące obojgu emocje porównywalne były z pierwszym erotycznym uniesieniem; pełnym niepewności i wyciszonych pragnień. Rozszerzone źrenice skryły się pod powiekami, a ciało łagodnie wygięło się w łuk pod wpływem pierwszego wrażenia. Szczupłe palce zacisnęły się wokół napiętych ramion Adama, który czytał z twarzy Bella, jak z otwartej księgi. Pozwolił sobie na ruch jeszcze głębszy od poprzedniego, co spotkało się z reakcją podobną do pierwszej. Nigdy wcześniej nie byli ze sobą tak blisko i nie przypuszczali, że kiedykolwiek znajdą się w tym miejscu, w którym wylądowali ostatniej nocy.
***
Pierwsze promienie słońca przebiły się przez szczeliny rolet. Adam usłyszał nieprzytomny głos i miękkie włosy, łaskoczące jego policzki.
- Musimy się spotkać z bractwem. Wstawaj, rusz się. 
Uchylił powieki i ujrzał Jane, krzątającą się po pokoju. Trzymała w ręku szklankę pełną półpłynnej konsystencji, którą zaczęła z niesmakiem jeść.
- Paskudne zdrowe żarcie. 
Lambert dopiero po chwili odzyskał świadomość i dotarło do niego, że leży całkowicie nagi. Co więcej – pamiętał każdy szczegół minionej nocy. Prędko naciągnął kołdrę na swoje biodra i wziął głęboki oddech, przysłaniając oczy ramieniem.
- Dobra, wiesz co? Wymyślę coś. Daj mi tylko swoje notatki, a wszystko im wyśpiewam.
- Są w torbie przy drzwiach… - Wymamrotał Adam, czując potworne pulsowanie w skroniach – Niebieski zeszyt. Masz u mnie dług wdzięczności.
- Zapamiętam – Odparła brunetka, znikając w łazience.
Adam wtulił się w poduszkę, czując na sobie wzrok Brada. Spojrzał w jego kierunku – Nie śpisz? – Spytał półgłosem.
- Jane, pomimo że niesamowicie urocza, jest też nieziemsko krzykliwa… - Odparł z łagodnym uśmiechem. Adam od razu dostrzegł nieśmiałość w jego oczach.
- Muszę się zająć swoimi sprawami – Rzekł cicho Lambert, spotykając się ze wzrokiem Bella. Nie wiedział, jak powinien się teraz zachować. Czuł, że każdy gest będzie zbyt zobowiązujący, jak na zaistniałą sytuację. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem; zostali w domu sami.
- Przygotuję śniadanie – Powiedział szatyn, zwlekając się z łóżka. Otulił się miękkim kocem i skierował swoje kroki w kierunku lodówki. Lambert w tym czasie sięgnął po laptopa i ugiął nogi w kolanach. Omijając wszelkie portale informacyjne trafił na stronę banku, do którego miał dostęp. Pomyślał o karcie otrzymanej od Tommy’ego; przypominając sobie numer i hasło zalogował się na stronę oddziału.
- Ratliff zostawił mi piętnaście tysięcy dolarów – Rzekł Adam, raz po raz wpatrując się w wyświetloną kwotę – Skąd on ma tyle kasy? Z życia na ulicy? Jedyne na co trwoni pieniądze to benzyna, whisky i pieprzone konserwy.
Brad uśmiechnął się i spojrzał za siebie – Chyba macie wiele zaległości w rozmowach. Tommy jest posiadaczem siedmiu, ośmiu, może nawet dziewięciu kont bankowych.
Lambert szerzej otworzył oczy, pochylając się w stronę Cheeksa – Żartujesz, prawda?
- To żadna tajemnica – Odparł, wyjmując z szafki dwa kubki i talerze – Wiesz, co mówią? Że niedługo zwinie swoje zabawki, wykupi najmniejszą wyspę świata i przepadnie, czyniąc się medialną legendą. Myślę, że to najlepsze rozwiązanie dla nas wszystkich.
***
Tommy spędzał dzień w swoim hotelowym pokoju, nieopodal szpitala. Uzupełniał różne informacje i statystyki dotyczące zadania związanego z Ryanem.  Zmrużył powieki, gdy rozległo się donośne pukanie. Tego dnia nie spodziewał się gości.
Wstał, poprawiając spodnie zawieszone nisko na biodrach i skierował swoje kroki w stronę drzwi. Ostrożnie je otworzył i zamarł w chwili, gdy ujrzał Adama.
- Mam rozumieć, że dobrze sobie radzisz? - Spytał blondyn, przechylając głowę na bok. 
Adam zacisnął wargi, biorąc głęboki oddech. Nieufnie spojrzał w brązowe oczy - Wystarczająco dobrze, by nie biegać do ciebie z każdą głupotą - Odparł, przekraczając próg pokoju - Nie jestem tutaj po to, by prowadzić z tobą dyskusje. Chcę wiedzieć wszystko na temat twoich pieniędzy.
Tommy zamknął drzwi, po czym wcisnął dłonie w kieszenie - Potrzebujesz więcej?
- Masz kilka kont.
Ratliff znacząco pokiwał głową - Dla własnego bezpieczeństwa. Jeśli wsypią mnie, wyczyszczą wszystko, co do centa. Jestem stale zabezpieczony. Z resztą trzymanie na koncie dużych kwot może wzbudzać podejrzenia - Mówił jednostajnym tonem, zmierzając w stronę fotela - Napijesz się czegoś?
- Nie mogę znieść twojej ignorancji - Westchnął Adam - Pracujesz na zlecenia? Jesteś mordercą?
Zapadła cisza, przerywana parą oddechów, jednego wolnego, drugiego znacznie przyspieszonego.
- Ludzie nie chcą tego robić, wyrzekają się czynienia prawdziwego zła, przez co my musimy przejmować te obowiązki na własne barki. Pewnego dnia dotrze do ciebie, że jedyną osobą, której możesz w pełni ufać, której zechcesz powierzyć całe swoje zaangażowanie jesteś ty sam.
- Nie przyjmę tej lekcji - Odparł brunet, mierząc chłopaka surowym wzrokiem - Gdybym podążał twoim śladem, pozwoliłbym Brianowi na strzelenie ci w łeb. Na twoje szczęście, znacznie się różnimy i to nadal trzyma cię przy życiu.
- Nie zabijam ludzi - Rzekł Tommy, krzyżując ręce na piersi - Przejmowałem konta tych, których nazwiska widnieją w mojej kartotece.
- Jezu Chryste - Westchnął Lambert, siadając na kanapie - Nie masz sumienia, przyznaj to, sukinsynu.
Ratliff wzruszył ramionami - Nie wiem.
Brunet patrzył wprost na chłopaka. Starał się panować nad wszystkimi skrajnymi emocjami, jakie towarzyszyły mu w tym momencie.
- Spotykam się z Bradem - Rzekł nagle, nie zastanawiając się wcześniej, jakie konsekwencje przyniesie to wyznanie, które z resztą nie do końca zgodne było z prawdą. Obiecali sobie, że to tylko jedna noc, wydarzenie, które w pewnym momencie ich życia musiało mieć swoje miejsce.
- Pieprzysz chłopaka swojego szefa?
- Nie są razem. Z resztą nie twój interes, co z nim robię
Tommy wpatrywał się w Lamberta. Czekał na kolejne słowa, jakie padną z jego ust.
- To znaczy, że to koniec?
- Koniec czego? - Parsknął śmiechem Lambert - Koniec mojego podstawiania się za ciebie i bronienia twojego egoistycznego tyłka? Między nami nigdy nic nie było.
- Wyznałeś mi...
- Zapomnij o tym - Adam wstał, idąc w kierunku drzwi - Straciłem wiarę w to, że pewnego dnia zapewnisz mnie, że będziesz przy mnie na zawsze. Nie usłyszę tego nigdy.
- Poznałeś mnie - Tommy również wstał - Od początku wiedziałeś, jaki jestem i zaakceptowałeś to.
- Nie wiedziałem, że wepchnąłeś moją kobietę do szpitala i po tym wszystkim wyczyściłeś jej konto! - Krzyknął Lambert, popychając Ratliffa na jedną ze ścian - Twój brat musi dziękować Bogu, że nie musi Cię oglądać, pieprzony zwyrodnialcu.
 - Chciałem jedynie do Ciebie dotrzeć, do cholery! Nie myślałem o tym by cię skrzywdzić, oczekiwałem jedynie życia, które będziesz ze mną dzielił.
- Życia z pistoletem pod poduszką?
- Na to już jesteś skazany.
Żal i nienawiść zaczęły się kumulować pod powłoką skóry, gdy do Adama dotarło, że to prawda. Wyparł się swojej tożsamości. Teraz wypiera się jedynego człowieka, którego kochał.
- Ludzie pogrzebaliby cię żywcem, gdybyś wyjawił im całą prawdę o sobie. Nadal cię bronię. Kim ja jestem? - Spytał Adam mierząc w siebie palcem - Kim się stałem, zadając się z tobą? Mordercą, kłamcą, potworem w ludzkiej skórze. Ty mnie takim stworzyłeś, przypierając do muru, raz po raz. Ile jeszcze razy staniesz mi na drodze?
Zapadła długa cisza. Tommy nie potrafił zdobyć się choćby na jedno słowo.
- Przykro mi - Wydusił z siebie.
Adam jedynie parsknął śmiechem - No tak. Przykro ci. Do zobaczenia - Rzekł, opuszczając pokój, nie zamykając za sobą drzwi. Czuł niesamowity ból w sercu, ale nie zamierzał go okazać. Pozostało czekać na kolejny ruch, decydujący o tym, dokąd zaprowadzą ich koleje losu. Tego dnia nie zamierzał prędko wrócić do Brada. Miał do załatwienia kilka innych, pilnych spraw.

3 komentarze:

  1. Znowu przepraszam za brak kometarza ale no rok szkolny i te sprawy ;-;

    Bardzo długo czekałam na konfrontacje Tommy'ego z Ratliffem - i się doczekałam. Nawet w sumie nie wiem co powowiedzieć (więc kometarz będzie bez łau i składu )

    Noc spędzona z Bradem trohę mnie zaskoczyła, ale nawet wydaje mi się, że potem będzie to miało jakiś wpływ na akcje... jak wszystko co się dzieje.
    Czekamy na moment Jane - strasznie jestem ciekawa czy to będzie dobry moment czy raczej ją wtedy znienawidze, bo obencie to ją uwielbiam c;

    Tommy posiada kilka kont bankowych bo zabiera to innym - no tego naprawdę się nie spodziewałam ;-; umiesz zaskakiwać

    Ta rozmowa pomiędzy Tommym a Adamem... szykowałam się na więcej, mam niedosyt (tak jak po każdym odcinku Klatki, oczywiście że chiałoby się poznać całą historię na raz XD ) Tommy'emu przykro. nie wiem czy powiedział to szczerze czy nie , choć wydaje mi sie że tak.

    Ojej... tak opuśicłam się w pisaniu komentarzy, że zapomniałam jak to ładnie pisać i żeby zamieścić tam wszytsko co chcę powiedzieć. Pewnie o połowie zapomniałam tak jak zawsze - żeby wszytsko powiedzieć bym musiała ci truć cały dzień XD
    No to ja czkeam na następny weekend i życze Ci weny. HUUG dla Marony <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło przeczytać sobie nowy odcinek po całym tygodniu szkoły. Jest na co czekać :)
    Cieszę się, że nie planujesz przestać pisać opowiadania po "Klatce". Przeczytam wszystko, co napiszesz, chociażby miało się smutno skończyć, czego zwykle nie lubię. Ale w Twoim wykonaniu musi być śiwetne ;)
    Jestem bardzo ciekawa, co dalej zrobi Adam i co to za pilne sprawy miał do załatwienia. Szkoda mi go, bo ciągle dowiaduje się, jakie jeszcze straszne rzeczy zrobił człowiek, którego kocha. A to "Spotykam się z Bradem"... Może podświadomie chciał zobaczyć, czy Tommy będzie zazdrosny. Albo może to nadinterpretacja :D
    Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy :)
    ~Skylar

    OdpowiedzUsuń
  3. Moment Jane? Już się nie mogę doczekać co to będzie. Zgadzam się z osobą w komentarzu powyżej, miło jest po całym tygodniu wejść na bloga i przeczytać sobie kolejny świetny rozdział :) Akcja Brad-Adam w sumie mnie nie zaskoczyła, spodziewałam się, że prędzej czy później to nastąpi. Nie wiem dlaczego niektórzy tak bardzo nie lubią Jane, w przeciwieństwie do niektórych blondynów chyba naprawdę nie chce w żaden sposób Adama zranić, skrzywdzić. Cieszę się że po zakończeniu "Klatki" nie rzucisz pisania :) Pozdro i masa hugów :)

    ~ BlackAngel

    OdpowiedzUsuń