W komentarzach pojawiło się wiele
niepewności, mam nadzieję, że ten odcinek chociaż część z nich rozwieje :) Zapraszam, ptaszynki.
45. Nieme pożegnanie
I'd walk in the middle of the desert baby
All for you
Don't care how it hurts
Just wanna be home with you
~ Jamar Rogers – Drink of you
Tommy przekroczył próg sali i ku
jego zdumieniu przy stoliku numer osiem siedziała właśnie ta osoba, której się spodziewał.
Omiótł wzrokiem salę i ujrzał również drugą postać, a widok ten przyprawił go o
dreszcze. Adam znajdował się w otoczeniu dwóch osób, spośród których jedna
płakała, cicho zawodząc, a druga milczała, zachowując kamienny wyraz twarzy.
Prędko odwrócił wzrok, by nie wzbudzać podejrzeń ze strony strażników. Usiadł
naprzeciwko Jane i pochylił się w jej stronę.
- Udało ci się
przyjść wcześniej. – Zauważył, wyciągając ręce, by chwycić brunetkę za dłoń.
- Będziesz
ojcem. – Odparła z uśmiechem, kładąc na stole wyniki badania
ultrasonograficznego. Blondyn chwycił kartkę, na której widniały dane na temat
trwającej ciąży. Uśmiechnął się pod nosem, z niedowierzaniem kręcąc głową.
- Sprytne… -
Mruknął pod nosem, wsuwając kawałek kartki do kieszeni.
- To nie
wszystko. – Szepnęła, wstając z miejsca – Możemy zniknąć na chwilę w mokrym
pokoju.
Tommy nawet się nie zawahał.
Wstał i nachylił się nad Jane, szeptając jej coś do ucha. Po chwili zostali
odprowadzeni do ciasnego pomieszczenia na końcu hallu głównego.
Przekroczyli próg pokoju, gdzie
brudno-żółte ściany rzucały ciepłą poświatę na wąskie łóżko. Drzwi zatrzasnęły
się, a zegar ruszył. Jane dyskretnie rozejrzała się, dostrzegając umieszczoną w
kącie kamerę. Kiedy Ratliff usiadł na łóżku, brunetka odwróciła się od
rejestratora i zaczęła rozpinać swoją koszulę. Dosiadła ud blondyna, zatracając
się z nim w pocałunku.
Ciekawe, czy tak samo smakuje Nut. Wzdrygnęła się, gdy przyszło jej
to na myśl.
- Tęskniłeś?
- Cholernie,
kotku. Pokaż, co dla mnie masz.
Skierowała jego dłonie w stronę
swojego biustonosza. Drobne palce wślizgnęły się pod sztywne fiszbiny bielizny.
Wyczuł drobną saszetkę po jednej stronie oraz twardy kawałek plastiku w drugiej
miseczce.
- Tiopental. –
Wyszeptała, kierując swoją dłoń w kierunku spodni chłopaka. Zaczęła rozpinać
jego rozporek.
- Gdzie
mieszkasz?
- Wynik USG da
ci odpowiedź. – Odrzekła, rozpinając jego spodnie. Usiadła okrakiem na jego biodrach,
wsuwając pod materiał bokserek drobną strzykawkę.
- Wyjdę sam. –
Odparł, przeczesując palcami jej włosy.
- Jeśli
zostawisz Adama, zabiję cię.
- Wyciągniemy
go razem. Nie dam rady teraz mu pomóc. – Odparł, przerzucając dziewczynę na
plecy.
- Liczę, że
prędko cię u siebie zobaczę. – Rzekła, podciągając koszulkę chłopaka. Jej
dłonie zaczęły wędrować po jego łagodnie umięśnionych plecach.
- Muszę tylko
z kimś się pożegnać. – Odparł, składając na jej ustach krótki pocałunek.
- Z kim?
- A to już
tajemnica. – Rzekł z uśmiechem. – Mam już plany, dotyczące naszej przyszłości.
- Jak długo
muszę cię dotykać?
- Kilka minut.
– Odparł, pokładając się na brunetce – Wierzę, że brzydzisz się mną tak samo,
jak ja tobą. Właśnie jakiś chory zboczeniec trzyma łapę w gaciach, widząc twoje
prawie nagie cycki.
Mruknęła z niezadowoleniem,
oplatając udami wąskie biodra Ratliffa. Zamilkli, gdy usłyszeli donośne
okrzyki, dochodzące z korytarza.
- Niezły
panuje tu chaos, co? – Szepnęła, zwracając wzrok ku klamce.
- Żebyś wiedziała,
co dzieje się w moim bloku. – Odparł, opierając czoło o jej podbródek.
- Już raz
tutaj byłeś. Mają cię na oku. Nie spierdol tego, Tommy, bo to jedyna i ostatnia
szansa. Nie pojawię się, aż do dnia sądu
ostatecznego.
- Jeżeli się
uda, to dopiero połowa sukcesu. – Odparł, zaciskając wargi – A co z
Hummingbirds?
Jane podparła się na łokciach,
odgarniając jasne kosmyki włosów z twarzy chłopaka – Nie mogą się dowiedzieć,
że wróciłeś. Chyba będą próbowali cię dorwać.
- I bez nich
sobie poradzimy. Dziewczyno, bądź chociaż trochę bardziej przekonująca. Nie
możemy stąd wyjść po pięciu minutach.
- Nie
spodziewam się, że potrafisz dłużej. – Parsknęła śmiechem, co widocznie nie
spodobało się blondynowi.
- Nikt do tej
pory nie narzekał.
- Wybacz, ale
musiałabym nisko upaść, by chcieć się o tym przekonać.
Jeszcze przez kilka minut leżeli
w uścisku, prowadząc swobodną, niewymuszoną rozmowę. Gdy po chwili opuścili
pokój, na hallu było pusto. Tommy skierował kroki w stronę swojej celi i
wcisnął dłonie w kieszenie, upewniając się, czy zabrał wszystkie przekazane mu
przedmioty.
***
Nisko latające jaskółki
zwiastowały ulewę, która miała zastać San Diego dziś wieczorem. Adam spędzał
ten czas w bibliotece, spacerując pomiędzy półkami książek. Nie bez powodu
skierował się w stronę dystryktu z literaturą amerykańską. Mijał kolejne rzędy,
dostrzegając pomiędzy nimi zaczytanego chłopaka. Od razu sobie przypomniał ich trwające
podczas długich wykładów dyskusje. Wymienili się spojrzeniami, które nic nie
znaczyły. Adam sięgnął do literatury Howarda Fast, przebierając w tytułach.
- Następnym
tematem, który mieliśmy poruszyć było pojęcie utopii. – Zwrócił uwagę chłopak,
wyrównując rząd książek – Nie zdążyliśmy. Przepadłeś, jak kamień w wodę.
Lambert jedynie pokiwał głową.
Wybrał dwa tytuły rozważając, który jest lepszym materiałem do przestudiowania.
- Co sądzisz o
utopiach? – Spytał nieznajomy – Istnieją?
- Istnieją w
naszych głowach. Jest tylko jedna, rzeczywista wizja. Wiesz, jak się nazywa? –
Brunet skierował wzrok ku chłopakowi, który po krótkim zamyśleniu przecząco
pokiwał głową. – To utopia przeszłości. W każdy momencie teraźniejszości, myśl
o minionych wydarzeniach sprawia, że je idealizujesz. Stąd pochodzi słynne
stwierdzenie starych korzeni, że kiedyś było lepiej. Ale wiesz co? Nigdy nie
było lepiej, niż jest teraz. Po prostu tęsknimy za przeszłością, bo kochaliśmy
się w niej przed dokonaniem ważnych wyborów.
- To… filozofia Platona? –
Zawahał się chłopak.
- Nie. – Uciął krótko Adam – Moja
własna.
***
- Namieszałeś,
Ratliff. Porządnie namieszałeś i nie wiem, w jaki sposób chcesz wyprostować całe
to gówno, którym wysmarowałeś ściany swojego pokoju. Ciąża? Romans z
policjantem? Oskarżenie o morderstwo? Wierz mi, skurwysynie, gdyby ode mnie to
zależało, już dawno usmażyłbyś się na krześle.
Tommy milczał, siedząc w
gabinecie Krisa. Obserwował, jak mężczyzna spaceruje z kąta w kąt, próbując
zebrać swoje myśli. Przysiadł na krawędzi biurka, szukając w szufladzie jednego
z okazjonalnych cygar. Nie przepadał za nimi, ale tym razem potrzebował poczuć
w ustach ciężki dym.
- Wiem, że
Adamowi cholernie na tobie zależy i jest gotów spędzić tutaj resztę swoich dni
tylko z twojego powodu. To właściwie jedyny argument za tym, bym cię nie
zniszczył.
- Kris…
- Poruczniku
Allen.
- Bez
pieprzenia. – Tommy poprawił się na krześle, które zajął. – Po prostu zrób
dobry uczynek. Nic cię to nie kosztuje, a naszemu przyjacielowi wyjdzie to na
dobre. Chyba nie chcesz więcej słuchać, jak mnie rżn…
- Och, błagam,
przestań! – Kris po raz kolejny podniósł głos. – Wystarczająco już namieszałeś.
Nie chcę mieć przez ciebie więcej problemów.
- Po pierwsze,
nie miałeś żadnych. – Blondyn łagodnie uśmiechnął się. – Po drugie, przyrzekam.
– Powiedział, kładąc rękę na sercu. – Że nie zrobię niczego, co mogłoby nam
zaszkodzić. Przecież chodzi o Lamberta, prawda?
Brunet zatoczył jeszcze jedno
kółko, zamknął drzwi i wziął głęboki oddech.
- Jeden
wyskok, a zginiesz z mojej ręki.
- Będę z nim w
celi?
- Nie
przesadzajmy. Wspólny blok to już zdecydowanie zbyt wiele. Wracaj do siebie,
załatwię formalności. I mam nadzieję, że nie będę musiał cię tutaj więcej
gościć.
***
Codzienność była jak powtarzająca
się do znudzenia mantra, której nie sposób wyrzucić ze swojej głowy. Adam
ściskał w dłoni szorstki, poszarzały ręcznik i wraz z grupą innych więźniów
został odprowadzony do łaźni. Spodziewał się, że w końcu nadejdzie dzień, w
którym odważy się obnażyć całego siebie w otoczeniu dziesiątek innych ludzi. Teraz
był jednym z nich; nic nieznaczącym pionkiem w sprawiedliwej grze.
Przekroczył próg pomieszczenia,
zmierzając w stronę ściany, przy której zostawiał swoje rzeczy. Od panującego
chłodu miał pierwsze dreszcze i spodziewał się, że zaraz będzie jeszcze gorzej.
Od niechcenia zrzucił z ramion koszulę i zsunął spodnie wraz z bokserkami,
uprzednio pozbywając się także butów. Przeczesał palcami zmierzwione włosy i
nie rozglądając się dookoła poszedł pod natryski, zajmując jedno z wolnych
miejsc. Silny strumień obezwładniająco uderzył w jego ciało, a on sam osłonił
swoją twarz ramieniem. Czuł, jak lodowate igiełki drażnią jego skórę i
cierpliwie czekał, aż woda stanie się choć trochę cieplejsza. Zwrócił uwagę w
kierunku swoich rzeczy, by upewnić się, że nadal tam są, gdy nagle poczuł
zawrót głowy i na moment stracił poczucie rzeczywistości. Wpatrywał się w niego
nikt inny, jak właśnie Tommy. W jego bloku, jego łazience, w miejscu, w którym
nigdy nie dane było im się zobaczyć. Czuł się jak kilka miesięcy temu, gdy
zwabiony do klubu ujrzał go między pijanymi ludźmi.
Dołączył do grupy nieznanych mu osób i pozwolił poddać
się melodii.
Wodził wzrokiem, nie mogąc skupić się na jednej
wykonywanej czynności. Czuł, jak trzymana w ręku szklanka uwalnia swoją ciecz,
a ta spływa po jego dłoni drobnym strumieniem. Nie miało to znaczenia. Bar
znajduje się przecież kilkanaście metrów dalej.
Blond włosy i duże brązowe oczy.
Przewidzenie, które spowodowało nagłe zatrzymanie
rytmu serca. Rozejrzał się jeszcze bardziej nerwowo. Ostatnio omamy nawiedzały
go coraz częściej. To tylko mara. Czysta ułuda.
Nie miał już wątpliwości, gdy te duże brązowe oczy patrzyły
wprost na niego. Z tą samą pewnością siebie i drwiną wpisaną w mimikę. Miał
wrażenie, że jego ciało ulega paraliżowi. Wpatrywał się w jedyną postać na tej
sali, która oprócz niego zamarła w bezruchu. Dzieliło ich kilka pijanych
dziewczyn, które przyszły zabawić się tej nocy w grupie przyjaciół.
Nie wykonał ani jednego ruchu. W
milczeniu patrzyli na siebie, na swój wyraz twarzy, nie zważając na świat,
który ich otaczał. Blondyn powolnym krokiem skierował się w stronę Adama.
Odstąpił od pryszniców, by nie przeciskać się pomiędzy innymi mężczyznami.
Czarnowłosy próbował opanować bicie swojego serca; na darmo. Zaczynał tracić
kontrolę nad reakcjami swojego ciała. Miał świadomość, jakie czekają go
konsekwencje, jeśli spróbuje odezwać się do chłopaka choćby słowem. Wszyscy
otaczający ich ludzie gotowi byli zabić za swoje idee; obserwowali Tommy’ego,
który zatrzymał się przed czarnowłosym. Jego dłonie powędrowały na tors
bruneta, a oczy wpatrywały się wprost w niebieskie tęczówki. Adam czuł się,
jakby stąpał po polu minowym; ostrożnie chwycił Ratliffa za dłoń i powolnym
krokiem ruszył w stronę miejsca wyznaczonego dla personelu. Odwiedził je kilka
tygodni temu, sam. Wszedł do jednej z kabin i puścił wodę, nieco cieplejszą od
tej, która była na zewnątrz. Poczuł, jak jego plecy leniwie przyklejają się do
zimnej glazury; wzdrygnął się, gdy szczupłe kolano znalazło się pomiędzy jego
udami. Próbował otworzyć zmrużone oczy. Wplótł palce w jasne włosy Tommy’ego, przyciągając
go do siebie na niebezpiecznie bliską odległość. Czuł zapach jego skóry, ciepło
ciała, doprowadzające jego zmysły do obłędu. Dłonie blondyna powędrowały na
kark Adama, a wargi wzajemnie ocierały o siebie. Słyszeli swoje głośne oddechy,
echo wody bijącej w ściany pomieszczenia.
- Potrafisz
dobierać sobie przyjaciół… - Wyszeptał Tommy, bojąc się zerwać niewidzialną nić
milczenia.
- Nie wierzę,
że tutaj jesteś. – Odparł Adam – Po raz kolejny trudno mi uwierzyć, że mam cię
pod swoimi palcami. Kiedyś to była codzienność, dziś sen, który się spełnia. Boję
się, że pewnego dnia znikniesz, a ja zostanę sam, zapamiętany jako trofeum
bezwzględnego Joe…
- Nigdy nie
zniknę na zawsze… - Powiedział Tommy, słysząc zachłyśnięcie się powietrzem, gdy
ich ciała przylgnęły do siebie. Czuł, jak silne dłonie wodzą po jego plecach,
kończąc swoją drogę na ramionach i również tam na nowo ją rozpoczynając. Blondyn
łagodnie kąsał szorstki zarost na krawędzi szczęki i leniwym gestem objął
wargami grdykę. Ciepłe krople wody znaczyły drogę po wargach bruneta, następnie
tę samą drogę pokonywały opuszki palców niższego z dwojga.
- Fascynujesz
mnie… - Wyszeptał blondyn, analizując z osobna każdy fragment skóry Adama i za
każdym razem zachwycając się nim na nowo. Chciał chłonąć go całego i sam dotyk
nie wystarczał. Czuł w sobie siłę, której nie sposób było stłumić. Posiadł nieznany
mu spokój, gdy znalazł się w jego ramionach. Nie chciał tego utracić.
Lambert otarł swoją twarz,
próbując szerzej otworzyć oczy. Nachylił się, by pocałować miękkie usta,
znajdujące się tuż przed jego twarzą. Ciepło rozlewało się w jego sercu, gdy
ponownie mógł smakować zakazanego owocu. Miękki język rozkosznie pieścił jego
wargi, nie pozwalając na zaczerpnięcie głębszego oddechu. Przyjemne dreszcze
spływały po jego torsie, kumulując się w podbrzuszu, na co nie miał najmniejszego
wpływu. Jego tęczówki zniknęły za opuszczonymi powiekami, gdy nagie ciała
przywarły do siebie. Pragnął wyrazić swoje uczucia, ale wszelkie słowa, jakie
powinny paść, już dawno miały miejsce.
- Jesteś gotowy? – Spytał szeptem,
całując ucho chłopaka. Blondyn poczuł gorące powietrze, które wywołało
mrowienie na gładkiej skórze. Jego serce zabiło szybciej, gdy zrozumiał, że
gotowość polegała na zamianie ról.
- Jesteś pewien? – Spytał, kładąc
dłoń na ramieniu Adama. Całował jego plecy i kark, oczekując odpowiedzi.
- Tak. W pełni. – Odparł Adam, opierając
ręce o jedną ze ścian. Jego ciało reagowało konwulsyjnie na każdy gest;
wodzenie paznokciami po pośladkach, dotykanie bioder, kąsanie karku. Oparł
skroń o glazurę, by kątem oka spoglądać na blondyna. Pierwsze odczucie nie było
bolesne; dopiero kolejna próba okazała się smakować zupełnie inaczej niż w
oczekiwaniach. Czarnowłosy zacisnął powieki i spiął mięśnie, czując jak biodra
chłopaka przysuwają się do niego i cofają.
- Mam przestać? – Spytał Tommy,
zaciskając palce na ramieniu Adama. Oparł czoło o jego kark, przyciskając wargi
do rozgrzanej, wilgotnej skóry. Odpowiedzią były ciche westchnienia, które
oznaczało nieśmiałe przekroczenie progu rozkoszy. Dla bruneta było to
całkowicie nowe odczucie; obce, trudne w zdefiniowaniu. Docierały do niego
wszelkie impulsy, które prowokowały jego męskość do podtrzymywania ciągłego
wzwodu. Odchylił głowę do tyłu, gdy
dłonie Tommy’ego przykryły jego własne palce; takiej bliskości nie miał
okazji zaznać nigdy wcześniej. Letnia woda działała kojąco na ich rozpalone
ciała, które płonęły w każdym momencie, gdy stykały się ze sobą choćby na
chwilę.
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa…
- Wyszeptał blondyn, przygryzając płatek ucha Adama. Ciszę po raz kolejny
przerwał rozkoszny pomruk. Brunet wyprężył się, opuszczając powieki, by
skoncentrować się na każdym doznaniu. Joe przycisnął dłoń do jego ust i
przyspieszył, spotykając się z odpowiedzią, jakiej mógł się spodziewać. Czuł,
jak zęby zaciskają się na jego dłoni, co jeszcze mocniej stymulowało go do
działania. W głowie Adama pulsowała myśl, będąca obawą przez nadchodzącym
finałem. Nigdy wcześniej jego ciało nie stanowiło bezpośredniego źródła
rozkoszy.
Tętniący życiem wulkan zaczął dymić i w tym momencie wiadome było, że
już za chwilę gorąca lawa opuści obręcz krateru.
Poczuł przyjemne ciepło, które leniwym
strumieniem sączyło się po jego udzie. Uderzył czołem o ścianę, gdy stracił nad
sobą kontrolę. Po raz pierwszy czuł, że ktoś nie pozwala mu upaść. Jego kolana
drżały, a on sam z trudem utrzymywał się na nogach. Gorący oddech Tommy’ego
palił jego kark i plecy; Adam był w takim amoku, że niemal dzielił z nim ten
sam orgazm.
Trwali w silnym uścisku, gdy
woda obmywała ich ciała z potu i za nic
nie chcieli oderwać się od siebie choćby na moment. Na swój patologiczny sposób
promieniowali szczęściem, wobec którego normalni ludzie obnosiliby się z pogardą.