poniedziałek, 11 listopada 2013

Odc. 43: Na miłość boską

Witajcie! Na początek trochę miłych formalności :)


  • Dodałam nową listę „Blogi autorskie”. Pomysł powstał w wyniku prośby ~My Life. To wasze blogi, które dotyczą innych treści niż opowiadania.
  • Dodałam także listę moich opowiadań, by zaoszczędzić szukania :)
Odcinek dodaję z opóźnieniem, zdarzył się przykry wypadek losowy i nie byłam w stanie skupić się na pisaniu, ale wszystko wraca do normy.

Dziękuję za komentarze, w tym tygodniu posypała się ich fala! Kropeczka, na imię mam Ada :)

Koniec gadania! Czytajcie, ptaszyny :)

43. Na miłość boską

Jane zwykle budziła się około godziny szóstej rano. Tym razem nie było inaczej; otworzyła oczy, widząc przed sobą Nuta, który wpatrywał się w jej oblicze.
- Jezu, dzieciaku. – Mruknęła – Przerażasz mnie. Jak się spało? – Spytała, przeciągając się na fotelu kierowcy.
Chłopak wzruszył ramionami – Nie było najgorzej.
- Dlaczego Nut? – Spytała, zawieszając ręce za zagłówkiem – Pewnie twardy z ciebie orzech do zgryzienia, co?
Uśmiechnął się nieśmiało, przenosząc wzrok na puste pole – Można tak powiedzieć.
- W skrócie sprawa wygląda następująco – Rzekła Jane, opuszczając szyby samochodu – Twój brat trafił do pierdla wraz z moim przyjacielem. Zależy mi, by opuścili to miejsce czym prędzej.
- Co? – Nut z niedowierzaniem pokręcił głową – Ty chyba nie mówisz poważnie.
- Czy wczoraj również nie mówiłam poważnie, gdy obiecałam ci, że pożegnasz się z burdelem?
- Ale… - Westchnął, próbując poskładać myśli – Po co to wszystko? Dokąd teraz pojedziemy? Mam być na twoim utrzymaniu?
- Chyba sprzedam cię Bradowi. – Rzekła i roześmiała się, gdy ujrzała w oczach chłopaka przerażenie – Spokojnie, ten facet nie skrzywdziłby muchy. Ma świetne mieszkanie, dobrze gotuje, jest niesamowicie uroczy… Myślę, że mógłby ci się spodobać.
- Ale mnie interesują kobiety. – Odrzekł z dozą niepewności Nut, wpatrując się w brunetkę.
- Och… Wybacz, nie wzięłam tego pod uwagę. – Odparła ze zmieszaniem – Co nie zmienia faktu, że pozwoli ci u niego zamieszkać. Urodził się, by rozsiewać dobro. Na razie będziesz mieszkał ze mną. Na ogół sypiam w hostelach, więc nie powinieneś narzekać. – Powiedziała ze szczerym uśmiechem.
- A…Tommy? – Uniósł wzrok – Mówił coś na mój temat?
                - Nie. – Rzekła Jane  - Ale nie powinieneś się tym przejmować. Jest dość specyficznym człowiekiem, jeżeli mówi to tylko w obcym języku. Wariat. Dlaczego w ogóle wasze drogi się rozeszły?
- Nie potrafiliśmy znaleźć złotego środka. Ja… - Zawahał się, spoglądając przez szybę – Ja czułem, że mam u stóp cały świat i to pociągnęło mnie na dno.
- Wiesz… - Odparła, łagodnie pochylając się w jego stronę – Każdy z nas w pewnym momencie sięga dna. Twój brat właśnie jest katowany w swojej celi. Jego facet również. Żyją pod jednym dachem, ale nie mają szans na to, by zamienić ze sobą choćby słowo. Nie wiem, przez co przechodziłeś, ale…
- Przez masę popieprzonych rzeczy. – Odparł, podnosząc na nią wzrok – Przez studium, dla którego piekło jest jedynie przedsionkiem innego świata.
- Tak mi przykro, Nut… - Rzekła, wyciągając ku niemu dłoń – Jak właściwie się nazywasz?
- Mów mi tak, jak dotąd.
- Nie masz złych skojarzeń? – Spytała, gładząc jego aksamitny w dotyku policzek.
- Nie, kiedy ty je wypowiadasz. – Odparł cicho, spuszczając wzrok.
Jane wpatrywała się w jego zmęczone oblicze, które próbował skryć za parą swoich dłoni.
***
Wczesne popołudnie nie zwiastowało najlepszej pogody. Około godziny czternastej Tommy wyszedł na spacerniak, by zaczerpnąć chłodnego, rześkiego powietrza. Wiatr zmierzwił jego jasne włosy, rozrzucając je w różnych kierunkach. Chłopak rozejrzał się dookoła, poszukując wzrokiem tego, którego pragnął zobaczyć już od dwóch tygodni. Tęsknota wysysała z niego życie, ujmując wszelką motywację do podjęcia jakichkolwiek działań. Usiadł na schodach blisko murów budynku i wyjął z kieszeni drobny, tępy ołówek oraz skrawek kupionej kartki. Zaczął rysować myśl, która krążyła mu po głowie od kilku dni. Splecione w modlitewnym geście dłonie…
Jesteś taki fascynujący. Z każdą kolejną godziną czuję, jak niewidzialna siła odbiera mi moc, której zawsze miałem pod dostatkiem. Samotność, na którą zostałem skazany w końcu rozerwie mnie na strzępy…
Zacisnął mocniej powieki, obawiając się, że do jego oczu napłynął łzy. Nie mógł sobie na to pozwolić.
Adam, gdybym tylko wyznał ci…
- Sam? – Zawołał jeden z mężczyzn, wyrywając z rąk Ratliffa kartkę – Lubimy nielegalne zagrywki?
- Oddawaj to, sukinsynu… - Syknął Tommy, wstając ze schodów. Za plecami mężczyzny dojrzał pozostałych, który nie zamierzali znieść oporu.
- Dwie paczki fajek i jesteśmy kwita. – Rzekł brunet, wpatrując się w ilustrację – Co to za wiadomość?
- Nie twój zasrany interes. – Warknął blondyn i nim zdołał powiedzieć kolejne słowo padł na ziemię, zdominowany ciosem w twarz. Zasłonił ją ramieniem, gdy usłyszał głośny krzyk jednego z policjantów.
Pamiętał, gdy przybył tutaj po raz pierwszy. Inni więźniowie darzyli go szacunkiem i protekcją. Odkąd przybył tutaj z Adamem i w oczach ludzi stał się zdrajcą, zaczął być bity, poniżany i każdego dnia równany z ziemią. Jego ciało zaczynało stawać się mapą przebytych dróg cierpienia.
- Co tu się dzieje? – Spytał Kris, podchodząc do chłopaków.
- Ten śmieć próbował kopsnąć komuś wianek. – Rzucił jeden z recydywistów, gdy policjant zakuwał go w kajdanki. Chłopak szarpnął rękę, rzucając w stronę bruneta wymięty kawałek papieru.
- Do izolatki z nimi. – Rozkazał Allen, ściskając w dłoni małą kartkę. Ukucnął obok Ratliffa – Hej, wszystko gra?
- Pieprzę ten cholerny obóz… - Syknął Tommy, siadając na żwirze – Tutaj nie ma normalnych ludzi. Każdy potrafi skopać i sponiewierać, tylko w ten sposób da się rozmawiać.
Allen wziął głęboki oddech, odwracając na moment wzrok. Złożył dłonie, przeplatając między palcami skrawek papieru. Zerknął na niego, marszcząc po chwili czoło.
- Domyślam się, że miało to trafić do Adama?
Tommy nie odpowiedział. Spojrzał za siebie, widząc ginące we mgle postaci policjantów.
- Modlitwa? – Spytał brunet – Nie wyglądasz na pobożnego.
- Kris… - Szepnął Tommy, wstając z ziemi – Muszę się z nim zobaczyć.
- To wykluczone. – Odparł surowo Allen – Macie zakaz zbliżania się do siebie. Nawet gdybym chciał wam pomóc, powstrzymuje mnie prawo.
- Ale nie możesz odmówić nam prawa do modlitwy. – Odparł Tommy, a na jego twarz mimowolnie wstąpił irytujący uśmiech – Mam rację?
- Niestety. Masz rację. – Odparł półgłosem brunet – Pomyślę, co z tym zrobić. Żadnego grypsowania Tommy, bo będę zmuszony wsadzić cię do kabaryny. Wynoś się do kaplicy, właśnie została otwarta.
- Pójdź mi na rękę chociaż raz w życiu. – Rzekł Tommy, wycofując się w stronę głównych drzwi, gdzie czekała na niego para strażników.
Brunet wziął głęboki oddech i odgarnął z czoła ciemne kosmyki włosów. Rozejrzał się dookoła i cicho przeklął pod nosem. Nie wiedział jaka relacja łączy tych dwojga i nie zamierzał naciskać na Adama, by się o tym przekonać. Wyznaczył sobie cel, jakim było zniszczenie Ratliffa, a teraz rozważał nad słusznością czynu, do którego dokonania poniekąd był zmuszony. Powolnym, pełnym zawahania krokiem skierował się w stronę budynku i wracał do swojego bloku. Wcisnął wymięty kawałek papieru do kiszeni. Czuł, że zaczyna tracić oddech, gdy mijał celę Adama. Zatrzymał się przy niej, zaciskając palce na kratach.
- Lambert? – Szepnął głośno, stukając kluczem w obszczerbiony metal – Podejdź.
Adam zwlókł się z łóżka i powolnym krokiem zbliżył się do przyjaciela – Chyba nie jesteś w najlepszym nastroju?
Mężczyzna spuścił głowę i zamyślił się na moment. Pokiwał nią, z trudem unosząc wzrok.
- Jesteś wierzący? – Spytał, choć jak sądził znał odpowiedź na to pytanie. Adam nigdy nie chodził do kościoła, ani razu nie wspomniał o ślubie. W myślach błagał, by odpowiedź brzmiała „nie”, a on sam z triumfalnym uśmiechem oznajmiłby Tommy’emu, że na dzisiejszą modlitwę może udać się jedynie sam.
- Tak. – Odparł Adam. Kierował się przy tym jedynie nadzieją, że wierzącym będzie łatwiej odnaleźć się pośród nowej rzeczywistości. Cofnął się na krok, gdy Kris przeciągnął kartą magnetyczną we wskazanym miejscu. Nie wypowiedział ani słowa.
- Coś nie tak? – Adam założył ręce na piersi.
- Wychodź. Masz okazję odpokutować. – Rzekł cicho Allen, starając się nie patrzeć w stronę Lamberta. Wiedział, że nie powinien tego robić, nie powinien dopuścić do zakazanego spotkania, ale pragnął uszczęśliwić przyjaciela, choć tak drobnym gestem.
Szli głównym korytarzem, ignorując docinki innych więźniów. Adam podejrzliwie spoglądał w stronę Krisa.
- Tak między nami, jak wygląda przepływ informacji pomiędzy tobą a naszym psychofriend? Dostałeś od niego jakieś wiadomości?
- Nie. – Odparł Adam.
- Mam nadzieję, że mówisz prawdę. – Mruknął Kris, otwierając drzwi kaplicy – Niech odpuści ci grzechy.
Lambert zacisnął wargi, spuszczając wzrok. Wszedł do kaplicy, a jego serce zabiło radośnie.
- O Boże. – Szepnął bezgłośnie, czując, że traci oddech. Tommy natychmiast odwrócił się w jego stronę, czując jak nogi zaczynają odmawiać mu posłuszeństwa. Adam podbiegł do chłopaka, biorąc go w ramiona. Wszystko było tak nierzeczywiste; dotyk jego ciała, cichy szept, mocny uścisk.
- To wszystko nie tak… - Zaczął Tommy, próbując opanować swój przyspieszony oddech – Blue Velvet chcieli cię zabić, a ja…
- Nie musisz się tłumaczyć. – Odparł Adam, ujmując twarz chłopaka w swoje dłonie – Brad wszystko mi wyjaśnił.
- Wierzysz mi? – Zapytał drżącym głosem, łapiąc nadgarstki Adama, rozpaczliwie próbując zatrzymać jego ręce przy sobie.
Lambert znacząco pokiwał głową, patrząc raz po raz na oczy i usta chłopaka. Na jego twarzy zagościł łagodny uśmiech. Przesunął palcami po szorstkim zaroście na policzku i zacisnął wargi, czując jak łzy cisną się pod jego powieki.
- Niewola, do jakiej mnie zmusiłeś była najpiękniejszą wolnością mojego życia. – Rzekł, przyciskając wargi do czoła chłopaka. Ucałował go i mocno przytulił do siebie wyczuwając dreszcze, jakie miotały drobnym ciałem.
- Bałem… bałem się. – Wycedził Tommy, podnosząc wzrok – Sądziłem, że już nigdy nie zechcesz usłyszeć ode mnie choćby słowa. Że stracę cię, choć będziesz na wyciągnięcie ręki. Nigdy nie spodziewałem się, że będę próbował chronić kogoś innego. – Mówił, próbując opanować drżenie swojego głosu. Poczuł, jak para ciepłych dłoni niepostrzeżenie zanurza się pod materiałem jego koszuli, a szczupłe palce kierują się w stronę brzucha. Zmrużył oczy rozkoszując się łagodnym dotykiem.
- Mów dalej. – Rzekł Adam, na moment zatrzymując ruch. Wyjął ręce spod ubrania – O Boże, Tommy… - Szepnął, widząc na swoich dłoniach krew. Spiesznie podniósł krawędź koszuli, zauważając kilka niezagojonych ran – Gdzie masz szwy?
- Sprzedałem. – Odparł blondyn, wstydliwie odwracając wzrok.
- Przehandlowałeś kilka drutów? Za co? – Adam zmarszczył czoło, patrząc na chłopaka.
- Za dostarczenie do ciebie wiadomości o próbie spotkania pod prysznicem. – Odparł Ratliff – Musiałem się z tobą zobaczyć.
- Oszalałeś… - Szepnął brunet.
- Nie wiem w jaki sposób doszło do tego, że Kris pozwolił nam na spotkanie.
- Po prostu spytał mnie, czy jestem wierzący… - Odparł w zamyśleniu Adam – Nie spodziewałem się, że tutaj cię zobaczę.
- Ja też nie… - Odparł Tommy, składając na ustach Lamberta łagodny pocałunek. Czuł ich miękkość i słodki posmak. Tęsknił. Tęsknił i nie potrafił temu zaprzeczyć. Silne ramiona oplotły jego wątłe ciało. Chłopak zacisnął powieki, przerywając na moment pocałunek. Oddychał płytko, czując zawrót głowy.
- Chciałbym, póki jest jeszcze czas… - Rzekł, między słowami muskając wargi Adama – Wyznać ci, że nigdy nie pragnąłem nikogo tak mocno jak ciebie.
- Z wzajemnością… - Odparł Adam, opierając skroń o czoło chłopaka.
- Kocham cię. – Wyszeptał Tommy, czując, jak uścisk ramion Adama słabnie. Nie dowierzał. Cofnął głowę, wpatrując się w orzechowe tęczówki, próbując wycedzić choćby słowo – na darmo. Choć wcześniej powstrzymał napływające do oczu łzy, tym razem nie potrafił ich powstrzymać. Wplótł palce w jasne włosy chłopaka, łącząc swoje usta z jego wargami. Nie potrafił jednak oddać pocałunku, gdy jego własne wargi drżały.
- Jak długo? – Zdołał wycedzić.
- Od dnia, w którym zginął Brian. Poświęciłeś dla mnie wszystko. A poza tym już wcześniej zacząłem czuć nieznany mi wcześniej stan, w którym każdy kontakt z tobą wyzwalał we mnie potrzebę bliskości. Samej twojej obecności… Mógłbym walczyć jak Don Kichot, ale nie miałoby to sensu. Nie umiem mówić o miłości, ale moje serce bije tylko dla ciebie. Jesteś jedynym powodem, dla którego mam siłę walczyć o przetrwanie kolejnego dnia. Kocham cię, Adam.
- Wypowiedziałeś dziś więcej słów niż przez cały okres naszej znajomości… - Rzekł Adam, wpatrując się w rozpromienioną twarz chłopaka – To nie dzieje się naprawdę.
- Mam cię o tym przekonać? – Wyszeptał Tommy, sięgając palcami pod bluzkę Lamberta, który zachłysnął się powietrzem. Fala gorących dreszczy wstrząsnęła jego ciałem, gdy powstrzymał blondyna przed kolejnym krokiem.
- Nie możemy… - Rzekł, spoglądając w stronę ołtarza, na którym ułożone były wieńce świeżych kwiatów. Zapach róż wypełniał całe chłodne pomieszczenie, a światła kolorowych witraży oświetlały ich twarze pełną gamą barw. Mieli poczucie, że zatracili się w zupełnie innym miejscu. W tej małej kaplicy nie było szarych murów, innych ludzi, krat. Miękkie usta zetknęły się ze skórą Adama, który westchnął cicho i odchylił głowę do tyłu, odsłaniając szyję. Czuł, jak zęby delikatnie go kąsają, a język łagodzi wszelki ból. Paznokcie drażniły skórę karku, a opuszki palców gładziły podrażnioną skórę. Miał gorączkę. Zawroty głowy przybrały na sile.
- Pragnę cię… - Wyszeptał Tommy wprost do ucha Adama, odprowadzając go od zdrowych zmysłów. Brunet zrzucił z ołtarza kilka bukietów i posadził na nim chłopaka, którego plecy przylgnęły do zimnego marmuru. Syknął, zaciskając powieki, gdy drugie, cięższe ciało pokładło się na nim, łapczywie sięgając po niespełnione marzenia. Ich języki gubiły się w szalonym tańcu, a dłonie błądziły na oślep, spiesznie odsłaniając spragnione siebie ciała.
- Tak cholernie za tobą tęskniłem… - Wycedził Tommy, zawieszając dłonie na karku Adama.
- Ja za tobą też, skarbie. – Odparł brunet, wpijając się w spragnione pocałunków wargi. Ich wzajemne pożądanie rozpaliło ogień w zimnej, niedużej sali.
Kris odwrócił wzrok od pary rozmazanych cieni, grzeszących na ołtarzu kaplicy. Skrył twarz w dłoniach. 

__________________________________________________________________________
Następny odcinek rozpocznie się kontynuacją zastanej sceny ;)

13 komentarzy:

  1. TAK!! Jupi~~! Jejki jejku! ja chcę jeszcze~! Uh.. a teraz dopiero w piątek... Ale i tak czekam :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Na ołtarzu?! No nawet mnie to uraziło, wszędzie jak wszędzie ale na ołtarzu?! No nic, to twoje opowiadanie, dobrze, że się w końcu spotkali i Tommy już się nie czaił tylko walnął prosto z mostu "kocham cię":)

    ~BlackAngel

    OdpowiedzUsuń
  3. Kris odwrócił wzrok od pary rozmazanych cieni.. YOU ARE GENIUS...

    OdpowiedzUsuń
  4. To było takie piękne... ale na ołtarzu? xD
    ~Skylar

    OdpowiedzUsuń
  5. Tommy sie przyznał, Tommy sie przyznał!!! Swietne swietne swietne!!! Ale... na ołtarzu? Nie no, okej jest, mogło być gorzej ;) i jeszcze raz świetne!
    ~Czekolaaada

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko przepraszam, że nie komentowałam. Nie umiem tego robić ;/ Chciałabym, ale nie mam weny do pisania komentarzy. ALE TO MUSZĘ SKOMENTOWAĆ WSZYSTKIMI SWOIMI SIŁAMI! TO BYŁO PRZECUDNE !!<333 Stworzyłaś taką piękną atmosferę, nie ważne że odbyło się to w kaplicy, ale to było wspaniałe. Jesteś fenomenalna! I TOMMY SIĘ PRZYZNAŁ! AAA! <33 Tak długo czekałam na tą chwilę *_*
    Twoje opowiadania są doskonałe i dla mnie zawsze będą najlepsze! <3
    Potrafisz stworzyć taki nastrój i utrzymujesz go przez całą scenę, aż brakuje czasem oddechu.
    Po prostu Cię uwielbiam. Już nie mogę doczekać się następnego odcinka :DDD
    Trzymaj się <3

    PS - Wzbudziłaś niezłe zamieszanie z tym ołtarzem ;DDD

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję Ci bardzo za "reklamę".
    Co do odcinka.... JAK ZWYKLE WSPANIAŁY!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Pisz jeszcze dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugo!!!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny odcinek! Tommy w końcu wypowiedział te dwa słowa tak wiele znaczące w kierunku Adama. Na to czekałam! I nawet ten ołtarz mi nie przeszkadzał, aż tak bardzo, haha xD
    Pozdrawiam i weny życzę :*
    glamqueen.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wracam do komentowania po długiej przerwie, ale tak naprawdę nie wiem jak

    mam podsumować wszystkie te odcinki. Pozwól mi na kilka ogólnych myśli.
    Postacią, która najbardziej mi imponuje teraz jest Jane. jest cichą bohaterką całej

    tej opowieści, mam wrażenie, że nieco niedocenioną przez czytelników ;p nie jest

    krystalicznie czysta i dobra i właśnie to czyni ją interesującą i realną. stworzyłaś

    bohaterkę niemal idealną - silną, niezależną i taką, która potrafi zadbać o siebie i

    innych, ale z drugiej strony przewrotną, nieprzewidywalną. moja ulubiona w całym

    opowiadaniu :) (oprócz Krisa, ale to wiadomo ;p i Brada, ale to tez wiadomo :D )
    podziwiam to, w jaki sposób opisałaś relacje Adama i Tommy'ego, jak powoli się

    rozwijała. żadna miłość od pierwszego wejrzenia, słodkości i inne. Musieli dotrzeć

    do siebie, a i to nie nadeszło dla obu z nich naraz. Twoje zdolności pisarskie widać

    zwłaszcza w mojej reakcji na to, że Tommy mówi "Kocham cię". za każdym razem,

    kiedy to wypowiada, ja nie mogę w to uwierzyć; zatwardziały kryminalista i

    bezuczuciowy psychopata potrafi kochać. Jednak jestem rozdarta, bo z drugiej

    strony czekałam na te słowa od kiedy zauważyłam, że Tommy zaczyna się

    zmieniać. i to, że czuję te dwie emocje naraz świadczy o tym, że postać została

    poprowadzona bezbłędnie :)
    Czekałam na tę scenę w kaplicy od kiedy mi o niej napisałaś. Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że jednak jej nie ocenzurowałaś. to chyba w tym momencie moja ulubiona scena z Klatki (oprócz jednej sceny w lesie - żałuję że nie pamiętam numeru odcinka - gdzie zbliżenie opisałaś po mistrzowsku). i szczerze nie umiem teraz za bardzo zebrać myśli po przeczytaniu tej sceny, więc skończę już komentarz. czekam niecierpliwie na kolejny, pozdrawiam i życzę dużo weny! ściskam mocno <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten ołtarz to chyba jednak przesada... okropne

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.

    OdpowiedzUsuń