Till: Rozbawiłaś mnie stwierdzeniem, że żal Ci Tommy'ego, który miałby trafić do izolatki :D Masz dla niego sporo litości :)
Rogo: King to także dla mnie niedościgniony geniusz gatunku, ale swoim stwierdzeniem rozłożyłaś mnie na łopatki :) dziękuję! <3
AniaGlamber1:
Książki jeszcze nie wydałam, choć przyznam, że zanim zaczęłam pisać
KDK, zamierzałam utworzyć z niego scenariusz i puścić na coroczny
konkurs. Jednak postanowiłam przedstawić tę historię Wam :) W odpowiedzi
na Twoje pytanie: mam 20 lat (pamiętam, kiedy jeszcze jakiś czas temu
odpowiadałam: 16, 17. Ale ten czas leci!)
Życzę Wszystkim Wesołych Świąt! :)
13. Ucieczka
Where have you gone?
Like a rabbit down a hole.
I can’t find you now and I don’t think I ever will.
Like a rabbit down a hole.
I can’t find you now and I don’t think I ever will.
-The Getaway Plan – The Reckoning
Otworzył oczy. Patrzył w sufit. Bał się zmienić obiektu swojego zainteresowania.
Panująca w domu cisza jeszcze nigdy nie brzmiała tak
niebezpiecznie. Promienie południowego słońca wlały się przez szczeliny
żaluzji, oświetlając tańczące w powietrzu drobinki kurzu.
Adam przełknął ślinę, czując gorzki posmak w swoich ustach.
Powiódł dłońmi po podłodze, czując pod palcami obcą, zimną wilgoć.
To nie był kac moralny. To była pułapka, z której nie mógł się
wydostać. Zaczął powoli analizować fakty, choć w jego pamięci pojawiło się
wiele braków. Przez myśl przeszło mu, że
nie użyli zabezpieczenia i być może od wczorajszej nocy podpisał nad sobą wyrok
śmierci. Pomyślał także o Almie, która dowie się prawdy i z pewnością ich
związek zostanie definitywnie zakończony. Jednak to wszystko było niewiele
znaczącą serią konsekwencji.
Przyprowadził psychopatę do swojego domu. Pieprzył go w
salonie, gdzie do tej pory jadał obiady i oglądał mecze. Miał resocjalizować
chłopaka, który wpisał go w swój plan. I ten właśnie chłopak miał całą noc na
splądrowanie jego domu; nie chodziło o pieniądze, ale o wszystkie tajne i
prywatne dokumenty. O zdrowie i bezpieczeństwo jego rodziny.
Wstał, rozglądając się dookoła. Tommy zniknął. Nic więcej
już go tutaj nie trzymało. Adam szybkim krokiem ruszył w kierunku stacjonarnego
telefonu. Wybrał numer do domu rodziców Almy. Nie rozmawiał z nią od kilku dni
i choć obiecał dać na wstrzymanie, musieli wymienić kilka słów. Adam zamierzał
nakłonić dziewczynę do szybkiego powrotu. Wziął głębszy oddech, nie spoglądając
za siebie. Po kilku sygnałach odezwał się głos starszej kobiety.
- Tak?
- Dzień dobry. Z tej strony Adam. Chciałbym porozmawiać z
Almą.
Po drugiej stronie rozbrzmiały ciche pomruki i szumy.
- Halo?
- A miała nas odwiedzić? Nic o tym nie mówiła.
Bezwiednie rozchylił wargi. Odłożył słuchawkę, przykładając
dłoń do ust. Osunął się po ścianie i upadł na podłogę. Była jego celem. Dopadł ją, a teraz przepadła.
- Jezu Chryste… - Wyszeptał pod nosem.
***
Od czterdziestu trzech minut rozmyślał, jakie kroki powinien
podjąć. Telefon Almy nie odpowiadał, a żadna z jej przyjaciółek nie
kontaktowała się z dziewczyną od ponad tygodnia. Potrzebował pomocy. Wybrał
numer do Krisa.
***
Niechętnie otworzył drzwi. Czuł przyspieszone bicie swojego
serca.
- Stary, wyglądasz na wrak człowieka – Rzekł Allen,
poklepując Adama po ramieniu – Co się dzieje?
Brunet milczał przez kilka chwil. Poprawił zsuwające się z
jego bioder spodnie. Wzruszył ramionami – Nie wiem. Nie wiem jak mam o tym
rozmawiać.
Allen westchnął pod nosem – W jednym zdaniu. Spróbuj.
Powolnym krokiem przeszli do salonu. Mężczyzna zajął miejsce
na dużej kanapie, zrzucając z niej puste opakowania po mrożonych zestawach
obiadowych.
- Pięknie się odżywiasz, gdy zostajesz sam ze sobą. Mogłeś
wpaść do nas, Katy uwielbia gotować.
Adam nie miał nastroju na luźne pogawędki. Upewnił się, czy
przyjaciel nie ma przy sobie broni. Przełknął ślinę czując niemiłosierny skurcz
w przełyku.
- Tommy podał się za ciebie i ściągnął mnie do klubu. Potem
przyjechaliśmy do mnie. Uprawialiśmy seks.
Mężczyzna wpatrywał się w Adama. W pewnej chwili parsknął
śmiechem.
- Niezłe! Naprawdę niezłe. Dobra, mów co cię trapi, przejdź
do rzeczy.
Lambert zmrużył oczy, po czym wsunął dłonie w kieszenie
spodni.
- To prawda. Pięć dni temu Alma wyjechała do rodziców i jak
się okazało, wcale tam nie dotarła. Numer jej telefonu nie istnieje i nikt nie
wie, co się z nią dzieje. Boję się, że ją uprowadził, albo zamordował.
Allen wziął głęboki oddech, po czym skrył twarz w dłoniach.
- Czekaj… Miałeś go w rękach i wykorzystałeś to do prywatnych
ce… Nie, Adam. Nie uwierzę, że spałeś z tym potworem.
- Musisz.
- Ty jesteś chory – Wycedził Kris, wstając z kanapy –
Brakowało tylko, by wsadził ci glocka i pociągnął za spust. Gdzie ty masz
honor?!
- Straciłem rozum, to był tylko jeden raz! – Adam wiedział,
że pogrąża się coraz bardziej.
- Czy ty siebie do jasnej cholery słyszysz?! – Krzyknął
Kris, zrzucając ze stołu parę filiżanek, które rozbiły się na ceramicznej
posadzce – Miałeś go w garści! Policja w całych Stanach szuka tego sukinsyna od
prawie dwóch tygodni, a ty miałeś go w swoim domu! Naraziłeś siebie, Almę i
całą sprawę! – Złapał Adama za ramiona i potrząsnął nim – On jest chorym
psychicznie, nieobliczalnym potworem! Jak mogłeś go ściągnąć do swojego łóżka?!
Ktoś tak szanowany, z tak dużym doświadczeniem ulega prymitywnym instynktom?! –
Kris oparł ręce o blat stołu - Jeśli
jednostka dowie się, że sypiasz z facetami, polecisz na zbity pysk. A jeśli
dowie się, że spałeś z Joe Ratliffem, trafisz do celi przeznaczonej do niego. Z
tym, że ty będziesz się karmił rozgotowanym mięsem, a on wygrzeje tyłek na
plażach Florydy. Zdradziłeś Almę. Teraz zaprzepaściłeś już wszystko – Rzekł
Kris, próbując opanować drżenie swoich rąk. Adam zacisnął wargi, przyciskając
palce do powiek, do których napływały łzy.
- Ja nie wiem jak to… Ja…
Kris westchnął, opierając się o krawędź stołu – Musisz
przyjąć do wiadomości, że spieprzyłeś najważniejszą sprawę. Wkroczyłeś na
ścieżkę, z której nie ma powrotu.
- Może jeszcze da się to uratować…
- Do jasnej cholery, Adam! – Kris wstał od stołu – Czy ty
siebie słyszysz?! Pieprzyłeś seryjnego mordercę w swoim łóżku! Dociera to do
ciebie?! Naraziłeś wszystkich, naraziłeś nas, sprawę, swoje życie i wszystkich,
którzy są z tobą związani! Puściłeś go wolno, mając w garści… co powie wydział?
Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialnym gówniarzem? Szlag! – Kopnął w nogę od
stołu i zatoczył kółko wokół blatu – Zdradziłeś swoją kobietę i… - Westchnął
głośno – Gdzie ty miałeś łeb… dziesięć lat pracy nad recydywistami, mordercami
i rzeźnikami ludzkich ciał, a uległeś gówniarzowi w twoim wieku! Weź się w
garść! – Wrzasnął, gdy ujrzał łzy na twarzy Lamberta.
- Nie zniosę tego. Wyjdź – Wycedził brunet.
Zapadło milczenie. W powietrzu wibrowała niebezpiecznie zła
energia.
- Wiesz, gdzie on jest? – Kris oparł ręce o stół i pochylił
się. Adam przez chwilę przyglądał się mięśniom zaznaczonym pod materiałem
dopasowanej koszulki. Zmrużył oczy, analizując usłyszane przed chwilą słowa.
- Nie wiem. Gdy obudziłem się rano, jego już nie było.
- Przeszukałeś dom?
- Nic nie zniknęło.
Kris parsknął śmiechem – To zbyt inteligentny charakter,
żeby pozostawił ślady czy wskazówki. Z resztą, zawsze ciągnęło cię ku
niebezpieczeństwu.
- Dlatego wybrałem ten zawód… - Wstał, podchodząc powolnym
krokiem w stronę Krisa. Wpatrywał się w jego usta, później nieśmiało podniósł
wzrok w kierunku oczu. Zaczęła do niego docierać świadomość, której nigdy nie
chciał znać.
- Adam – Zaczął Kris, biorąc głębszy oddech – Jesteśmy
przyjaciółmi, ale stoimy po stronie sprawiedliwości. Wiesz, że zdradzając mi
ten sekret musisz liczyć się z tym, że będę musiał go zdradzić?
- Wiem – Odparł Lambert – Przemyślałem to.
Allen przygryzł wargi, po czym założył ręce na biodra –
Rozpoczniemy poszukiwania Almy. Jutro będę musiał cię zgłosić. Masz kilkanaście
godzin na ucieczkę. Kiedy powiem prawdę, a muszę to zrobić, będziesz głównym
podejrzanym w sprawie zaginięcia Almy. W najlepszym wypadku grozi ci areszt, w
najgorszym kilkanaście lat. Zniknij stąd.
Adam pokręcił głową – To nie wchodzi w grę.
Kris złapał go za ramiona – To twoja jedyna szansa, doceń
fakt, że dostajesz ją ode mnie. Przyjdą po ciebie o trzynastej. Przyjmę twoją
sprawę i rozpocznę poszukiwania od północy. Zniknij stąd czym prędzej. Tylko
tyle jestem w stanie zdziałać – Rzekł, poklepując przyjaciela po twarzy.
- Mamy się pożegnać? – Spytał Adam.
- Nie lubię pożegnań. Jeśli stchórzysz, jutro się zobaczymy.
Mam jednak nadzieję, że mieszkanie będzie puste. Decyzja należy do ciebie.
Zostawię cię z nią. Już raz złamałeś swoją zasadę, nic nie stoi na
przeszkodzie, byś zadziałał wbrew swoim przekonaniom po raz drugi.
- Ja naprawdę nie…
Kris objął przyjaciela z całych sił – Wykorzystaj swoje
doświadczenie. Nie zginiesz. Wierzę w ciebie.
***
Dochodziła dwudziesta. Adam spędzał ten wieczór w
samotności, pogrążony w przytłaczających go myślach. Był niemal pewien, że Alma
nie żyje, jednak płomień nadziei nadal tlił się w jego sercu. Nie zniósłby
myśli, że jest odpowiedzialny za czyjąś śmierć.
W szybach rozbłysły oślepiające światła reflektorów.
Podwórze spowiło było w ciemności, gdy blask osłabnął.
Śmieciarze. Zaraz
odjadą.
Pukanie do drzwi.
Już po mnie
przyjechali? Kris nie pozostawił mi zbyt wiele czasu. Nie tyle, ile obiecał.
Wziął głębszy oddech i powolnym krokiem skierował się w
stronę drzwi. Przekręcił klucz, nacisnął klamkę i przyciągnął ją do siebie.
Stał twarzą w twarz z Tommym. Chłopak dopalał właśnie
chesterfielda, którego zgasił o ścianę budynku.
- Nie będę długo czekał. Pakuj się.
Adam był zbyt słaby, by zareagować emocjami, które mu
towarzyszyły. Stracił wolę walki.
- Zostaję tutaj.
- Myślisz, że bycie sprawiedliwym cię uszlachetni? – Spytał
blondyn – Jesteś zdany na mnie. Wróciłem po ciebie.
Lambert westchnął, zamykając drzwi. Powstrzymał go przed tym
gest chłopaka.
- Wolisz spędzić resztę życia w tych cuchnących celach? Czuć
na sobie pogardę w oczach ludzi, którzy mieli cię za autorytet? Stać na równi z
tymi, których uczyłeś, jak godnie postępować?
- Zniszczyłeś mi życie… - Wycedził przez zaciśnięte zęby
Adam.
- Ty moje także – Odparł Tommy – Pozwól mi odpokutować i
pomóc.
- Nie – Rzekł Adam – Zostaję tutaj. Odejdź.
Ratliff westchnął cicho – Zaczekam w samochodzie piętnaście
minut. Jeśli nie wyjdziesz z domu, zostawię cię tutaj samego. Przemyśl, czy
chcesz mieć kontrolę w swoich rękach, czy wolisz oddać ją ludziom, którzy do
tej pory byli twoimi przyjaciółmi – Rzekł, odwracając się powoli. Leniwym krokiem
ruszył w stronę starego forda. Przysiadł na masce, przypalając kolejnego
papierosa. Wypuścił z ust szary dym i rozejrzał się dookoła.
Lambert wrócił do salonu, po czym usiadł na kanapie. Decyzja
zapadła – zamierzał postąpić z honorem. Ponieść karę za drogę, którą poszedł. Nie
wiedział jak będzie wyglądało przesłuchanie z ludźmi, którzy byli jego
partnerami w pracy. Jak zwierzy się ze zdrady przed Simonem. Jak będzie
rozmawiał z więźniami, którzy widzieli w nim autorytet. Nie potrafił wyobraź
sobie życia zza metalowych krat. Nie chciał spojrzeć tym wszystkim ludziom w
oczy.
Szybkim krokiem podszedł do drzwi, otworzył je i wyszedł na
dwór. Chłodne powietrze zmroziło jego prawie nagie ciało. Podszedł do Tommy’ego,
powstrzymując się przed wymierzeniem ciosu w jego twarz.
- Co mam ze sobą zabrać?
Ratliff uniósł brew – Napisz list pożegnalny i skieruj ich
na rzekę. Nie bierz ze sobą niczego.
- Mam opuścić dom z dziesięcioma dolarami w kieszeni?
- O to nie musisz się martwić. Wsiadaj do samochodu. Mamy
niewiele czasu, by opuścić stan.
Adam spojrzał na swój dom, w którym spędził wiele lat
spokojnego życia. Nie mogło do niego dotrzeć, że odtąd zdany jest na człowieka,
którego mógł przekreślić jednym, właściwym dokumentem. Nie wierzył, że wróg ma
stać się partnerem w walce o przetrwanie.
- Opowiem ci o zasadach – Rzekł Tommy, zajmując miejsce
kierowcy. Podwinął rękawy czarnej bluzy i położył portfel na desce
rozdzielczej. Zaczekał, aż Adam usiądzie obok i zamknie drzwi – Zrywasz z całą swoją przeszłością. Zapominasz
o ludziach, z którymi kiedykolwiek miałeś styczność. Nie możesz wykonać żadnego
telefonu, nawet do rodziców. Nie możesz z nikim się kontaktować, jasne? Od tej
pory znikasz. Przepadasz i jesteś uznany za zaginionego samobójcę.
Adam przygryzł wargi, czując pod językiem świeżą krew.
- Skrzywdziłeś Almę?
Tommy spojrzał w kierunku Lamberta – Nie. Sądzę, że nie
powinieneś się o nią martwić. Za czternaście godzin zatrzymamy się w
bezpiecznym miejscu. Będziemy mieć kilka chwil na omówienie zasad i planu.
- Mamy cel? – Spytał Lambert.
- Bez niego nie warto byłoby po ciebie wracać – Rzekł Tommy,
przekręcając kluczyk w stacyjce – Jesteś silnym facetem. Znieś to godnie.
Adam oparł skroń o szybę. Kilka sekund później samochód ruszył,
a oni opuścili podwórko dużego domu. Trudno było wyobrazić sobie, że widzi to
miejsce po raz ostatni. Gwiazdy rozświetliły granatowe niebo, a jedynym
towarzyszącym im dźwiękiem był rzężący silnik. Brunet wpatrywał się w czerń
nieoświetlonych dróg. Nim pojedyncza kropla zdążyła spłynąć po bladym policzku,
zmrużył powieki i spróbował zasnąć. Wciąż miał nadzieję, że to jedynie koszmar
jednej nocy, która właśnie się kończy.
10 godzin później.
Zamrugał, przecierając zmęczone oczy. Jęknął, czując spięcie
wszystkich mięśni oraz promieniujący ból w okolicach kręgosłupa. Syknął cicho i
otworzył drzwi ciasnego samochodu. Postawił stopy na żwirze, osłaniając się
przed oślepiającym blaskiem wschodzącego słońca. Czuł w ustach nieprzyjemny
posmak, a skóra nieprzyjemnie się spięła pod wpływem chłodnego podmuchu wiatru.
Kiedy postanowił wyjść z samochodu, ze zdumieniem otworzył oczy.
Tommy siedział na wysłużonej masce swojego samochodu. Trzymał
w dłoni butelkę napoju z czerwoną etykietą. Łokcie opierał o kolana,
spoglądając w malującą się przed nim przestrzeń. Słońce spowiło w swoim blasku
cały widnokrąg wielkiego kanionu, a oni, stojąc przy jego krawędzi czuli się
panami świata.