W końcu odetchnęłam na dobre! Z wyników egzaminów jestem
zadowolona, dzięki za wsparcie i cierpliwość. Teraz będę nadrabiać blogowe
zaległości :) W dodatku – wkręciłam się w Dextera. Seriale to straszne
pożeracze czasu.
Jeśli Wasz blog nie znajduje się po prawej stronie layoutu,
podrzucajcie adresy. Czasem coś mi umykało.
Koniec tego gadania, zapraszam do odcinka!
25. Idaho
Czy nie powinienem
teraz cierpieć? Mieć świadomość, że muszę nosić to brzemię do końca swoich dni?
Czy jestem aż tak nieczuły, czy po prostu wypełniam się złem, którym karmi mnie
Tommy?
Brunet zwrócił twarz w stronę Ratliffa, który spał, co kilka
minut poprawiając swoją głowę, niewygodnie ułożoną na masce czarnego forda.
Świt miał nadejść wkrótce.
Kim ty jesteś, Tommy?
Psychopatą, za którego wszyscy cię mamy? Nie potrafiłbyś kochać, czuć,
współczuć. Przecież psychopaci są wypłukani z jakiejkolwiek empatii. Krew w ich
żyłach jest lodowata. Popychasz ludzi do krawędzi i każesz im skakać. Ale
widziałem łzy na twojej twarzy i to cię zgubiło.
Zsunął się z samochodu, by rozprostować kości. Od północy
drogę przeciął tylko jeden samochód.
Mam wierzyć słowom
notorycznego kłamcy czy ufać własnej intuicji – mam ufać sobie, kiedy zawiodłem
i złamałem cały system zasad? Uczucia są tobie tak obce, że moje wyznanie
niczego nie zmieni. Czy ja cię kocham?
- To dziwne uczucie – Wypowiedział na głos.
Miłość kojarzy mi się
z beztroskim, górnolotnym stanem uniesienia. Z tym co pierwsze i niezapomniane.
Z uśmiechem i szczęściem. Czy jestem szczęśliwy? Co za bzdura. Boję się. Jestem
przerażony wszystkim, co dzieje się dookoła, uciekam jak wystraszony pies,
taranując wszelkie przeszkody, a ty trzymasz moją smycz. Czasami czuję się pionkiem
w twojej grze. Nawet gdybym chciał, nie zbudowałbym z tobą normalnego życia. Z
resztą jeśli nie potrafisz czuć, to… niech to szlag…
Westchnął pod nosem i kopnął pustą butelkę whisky. Za jego
plecami rozbrzmiał cichy pomruk.
- Co to za „dziwne uczucie”? – Tommy podparł się na łokciach
i rozejrzał dookoła. Po raz pierwszy od czterech dni poczuł głód.
- Nic takiego. Potrzebowałem obecności swojego głosu –
Odparł z nikłym uśmiechem Adam.
- Jasne. Zdrzemnę się jeszcze na kilka minut – Odparł
blondyn i zmrużył powieki.
To musi być bardzo
męczące spać na ciągłym czuwaniu. Przy stałym stosowaniu valium zanika zdolność
do wejścia w fazę REM. Tommy potrafi naturalnie kontrolować swój sen. Niesamowite.
Przez dłuższy czas patrzył na blondyna. Wcisnął ręce w
kieszenie swoich spodni.
Musiał mi zaufać.
Przecież mógłbym go teraz zabić. Wie, że jestem do tego zdolny. A jeżeli on ma
uczucia, tylko skrywa je przed światem? Jeżeli nie wie czym jest miłość, może
mimowolnie jej spróbuje? Mówią, że miłość polega na wzajemnym czynieniu dobra.
A czym nazwać wspólną potrzebę czynienia zła?
Uśmiechnął się pod nosem i obszedł samochód, otwierając
klapę bagażnika. Sięgnął po dwie puszki konserw i kawałek chleba. Jeszcze nigdy
nie jadł śniadania przed wschodem słońca.
***
- Żadnych poszlak, panie Allen.
Kris westchnął i przetarł dłońmi zmęczone powieki. Druga
doba bez snu. Katy już nawet przestała dzwonić, gdy zbyt dosadnie poprosił ją o
spokój.
- Przyjmijmy, że Adam potencjalnie mógł wyruszyć z Tommym.
Jeżeli tak się stało, szukamy grupy.
- To tylko przypuszczenie.
- Wiem – Odparł Kris – Tommy nie potwierdził, że działa z
zespołem, ale nie możemy tego wykluczyć. Znikają ludzie, nie mamy ani śladów,
ani nazwisk. Chłopak dwukrotnie zwiał, raz z więzienia i raz z aresztu. Ktoś
musi mu pomagać i nie sądzę, by była to jedna osoba, działająca bez profitów.
To musi być grupa, spotykająca się w określonym czasie. Działają na terenie
całych Stanów, albo wędrują wspólnie.
- Jak wataha wilków – Rzekł Jack – Obierają kurs i zmierzają
w podobnym kierunku, by sobie pomagać.
- To nie ma sensu – Westchnął James – Adam i Tommy mogą
tworzyć duet i działać bez pomocy. Znają się na rzeczy i nie zostawiają po
sobie śladów. Jeden to recydywista i genialny psycholog, a drugi detektyw i
psychiatra. Tam nie ma miejsca na pomyłkę, dlatego nie możemy ich znaleźć.
- To również bez sensu – Odparł Jack – Tommy zawsze działał
sam. Szukał swojej ofiary i wchodził z nią w kontakt. Adam nie nadaje się na
ofiarę i Ratliff dobrze o tym wie.
- Będziemy czekać na jakiś znak – Rzekł Kris – Na razie mamy
związane ręce.
Pamiętał, że w szufladzie wciąż trzymał list od Adama. Choć
kariera zawodowa była dla niego priorytetem, chciał pozostać wierny swojemu
najlepszemu przyjacielowi. Musiał go chronić jak najdłużej.
***
- Znasz to miasto? – Spytał Adam, rozglądając się dookoła.
- Wystarczająco dobrze, bym znalazł to, czego szukam –
Odparł Tommy, skręcając w długą ulicę. Mieściły się przy niej restauracje i
hotele. Z pewnością była to jedna z uboższych, lecz najbardziej tętniących
życiem dzielnic.
Samochód zaczął zwalniać, a Tommy zwrócił wzrok za szybę.
- O nie – Zaprotestował Adam – Nawet nie mów, że o tym
myślisz.
- Tylko patrzę – Odparł Tommy, spoglądając na prostytutki,
stojące przy krawężniku. Bacznie obserwowały samochód.
- Tylko spróbuj… Ratliff! – Warknął Lambert, gdy chłopak
zatrzymał samochód i pociągnął za klamkę. W ostatniej chwili chwycił go za
nadgarstek – Zwariowałeś?
- Spokojnie – Uśmiechnął się blondyn – Może coś wiedzą na
temat mojego zaginionego kuzyna. Kręcił się w tej okolicy. Idziesz ze mną?
Brunet przewrócił oczami – Załatwimy to szybko, jasne?
- Nie ma sprawy – Odparł Ratliff, wysiadając z samochodu.
Rozejrzał się dookoła, lecz nie odnalazł wzrokiem nikogo z mundurowych. Tuż po
chwili obok niego i Adama zjawiły się dwie nastolatki.
- Za dwadzieścia zrobię wszystko, czego sobie zażyczysz –
Rzekła jedna z nich. Lambert z całych sił pragnął mieć teraz przy sobie odznakę
i wylegitymować pół tego miasta. Przeklął pod nosem.
- Szukam dzieciaka – Odparł Tommy.
- Och, co za perwersja – Uśmiechnęła się rudowłosa – Na
końcu ulicy powinieneś znaleźć to, czego szukasz. Gdybyś jednak zmienił zdanie,
to czekam.
- Jasne – Tommy kiwnął głową i poklepał Lamberta po plecach
– Chodź. Chcę byś towarzyszył mi w rozwiązaniu jednej sprawy. Zaginął mój
przyrodni brat – Mówił blondyn, gdy szli wzdłuż ulicy – Podejrzewam, że zwinęli
go handlarze. Mieszkał w tej okolicy, stary zupełnie go nie pilnował. Któregoś
wieczoru po prostu wyszedł i nie wrócił.
- Nie sądzisz, że może po prostu chciał uciec? – Spytał
Adam, spoglądając na restauracje – Zjedzmy coś. Niedobrze mi na myśl o
cholernej szynce z puszki.
- Gdy będziemy wracać. Nie, nigdy nie skarżył się na warunki
w domu.
Adam czuł coraz bardziej dokuczające mu burczenie w brzuchu.
Pragnął zacząć kontrolować swój głód, tak jak Tommy robi to ze snem. Kilka
minut później atmosfera miejsca zmieniła się na co bardziej cichą i spokojną.
Ratliff podszedł do młodego chłopaka, opierającego się o mur. Wyciągnął z
kieszeni zdjęcie.
- Widziałeś tego chłopaka?
Nieletni zerknął na zdjęcie, po czym zrobił krok w stronę
blondyna – Nie, ale widziałem wiele innych rzeczy. Podzielić się nimi z tobą?
Adam zachrząkał. Chłopak przeniósł na niego wzrok – Nie
widziałem. Nie obsługuję gówniarzy.
Tommy westchnął pod nosem – Podobno są tutaj ludzie, którzy
mają dostęp do dzieciaków.
- Dolly! – Zawołał w stronę bruneta, dopalającego papierosa
– Pozwól na moment. Coś dla ciebie.
Nieznajomy zbliżył się do Tommy’ego i Lamberta – W czym mogę
pomóc?
- Szukam nastolatka – Blondyn pokazał fotografię – Wiem, że
mógł tutaj trafić.
Dolly zaciągnął się papierosem, po czym podniósł wzrok – Nie
przypominam go sobie. Jeśli nie chcesz mieć kłopotów, to szybko załatw co masz
do załatwienia i znikaj stąd. Ci w oknach widzą, gdy ktoś zaczyna węszyć.
Ratliff dyskretnie uniósł wzrok – Wracamy. Nic tu po nas –
Rzekł, odwracając się na pięcie – Nic sami nie wskóramy. Potrzebujemy wsparcia.
- Mieliśmy zgłoszenia z podobnych miejsc. Jeżeli twój brat
został porwany, niełatwo będzie do niego dotrzeć. Zapewne już zmienił swoją
tożsamość – Odparł Adam, gdy szybkim krokiem wracali do samochodu.
- W Hummingbirds są ludzie, którzy rozwiążą każdą sprawę,
ale najpierw muszę zasłużyć na ich pomoc. Jeżeli nie chcesz zaliczyć swojego
zadania poprzez minione wydarzenia, to zrealizujesz zadanie, które będzie
przepustką do odnalezienia Cody’ego.
- Dlaczego ci na nim zależy? – Spytał Adam.
- Nieważne – Uciął Tommy, po czym pchnął drzwi restauracji –
Chodź. Zmieść się w pięciu dolcach.
Brunet wziął głębszy oddech i pokręcił głową – Weź
cokolwiek. Zajmę miejsce – Rzekł i skierował się ku wolnym stolikom z dala od
okien. Blat pokryty był powierzchnią okruchów i rozlanego sosu, ale w tym
momencie nie miało to znaczenia. Zjadłby nawet surowe mięso kojota, gdyby miał
je w zasięgu ręki. Tommy wrócił tuż po chwili i usiadł naprzeciwko Lamberta.
- Cholerny tu syf – Mruknął pod nosem – Żarcie będzie za
dziesięć minut. Pewnie muszą je rozmrozić, albo wyjąć psu z gardła.
Brunet przewrócił oczami – Wszystko smakuje lepiej od tego,
co trzymasz w bagażniku. Hektolitry whisky, konserwy i suchy chleb.
- Mi to wystarcza. Z resztą czuję się zdrowo na
niskokalorycznej diecie.
Lambert mruknął coś pod nosem i podniósł wzrok, gdy ujrzał,
że Tommy nawiązał z kimś kontakt.
- Musiałbyś nisko upaść – Rzekł, komentując szczupłego
chłopaka, który najwyraźniej zapraszał go do toalety.
Blondyn uśmiechnął się szeroko – Mam kilka minut.
- Cholerny tu syf – Chrząknął Lambert – Syf – Powtórzył – On
rżnie wszystko, co się nawinie.
- Jakoś mi to nie przeszkadza – Odparł Tommy, spoglądając w
oczy Adama – Za pięć minut wracam.
- Stop – Adam złapał go za rękę – Nie zrobisz tego.
- Słucham? – Tommy parsknął śmiechem.
- Ty narzuciłeś mi pewien kodeks, a teraz, gdy jesteśmy
partnerami, też mam coś do powiedzenia. Nie będziesz pieprzył się z dziwkami.
- Skarbie, jaki ty radykalny… - Uśmiechnął się Ratliff –
Chcę się pieprzyć i nie widzę żadnych przeszkód.
Lambert rozejrzał się dookoła i nachylił nad blondynem –
Obiecuję ci, że nie będziesz mógł się ruszyć, gdy pozwolisz mi na to, czego
oczekujesz od tego sukinsyna przy drzwiach. Zgadzasz się?
- Brzmi nieźle… - Odparł Ratliff – Mam nadzieję, że mnie nie
zawiedziesz.
Do stolika podeszła kelnerka, kładąc tacę z dwoma talerzami.
- A woda?
- Skończyła się.
- Do jasnej cholery, zapłaciłem za nią.
Kobieta oddaliła się w mgnieniu oka. Tommy przewrócił oczami
– Smacznego – Rzekł, łapiąc za swoją porcję. Musiał przyznać; nawet najtańszy
fast food w obskurnym lokalu był lepszy od zimnych kawałków wieprzowiny w
galarecie, którą karmił się od kilkunastu miesięcy.
***
- W końcu normalne łóżko, wiesz ile czasu na to czekałem? –
Westchnął Tommy, przekręcając klucz w zamku – Zapraszam – Rzekł z uśmiechem,
przekraczając próg pokoju.
Adam trzasnął drzwiami i zamknął je na klucz. Złapał
blondyna za ramiona i przycisnął go do ściany.
- Zaśniesz o poranku – Rzekł, spiesznie rozpinając klamrę
paska jego spodni.
- W tym tempie już za godzinę zapomnę, co się działo –
Odparł Tommy, sięgając do krawędzi koszulki Adama. Ściągnął ją jednym ruchem,
odsłaniając umięśniony tors.
- O to się nie martw – Odparł z uśmiechem brunet, zbliżając
swoje rozchylone wargi do miękkiej skóry szyi. Rozpinał guziki koszuli jeden po
drugim, by pozwolić zachłannym dłoniom dostać się do szczupłego brzucha i
wąskich bioder. Objął chłopaka w pasie i ruszył w stronę łóżka, na które nagle
runęli.
Silna, długo skrywana żądza zaczęła całkowicie ich
pochłaniać. Podniecenie sięgało zenitu, gdy dwa pragnące siebie ciała czekały
na moment, by znów się połączyć. Migocząca żarówka zupełnie zgasła, zamykając
przestrzeń pokoju w neonowych blaskach szyldów wiszących na sąsiednich
budynkach.
- Nie mogę się doczekać – Wyszeptał Tommy, kładąc dłonie na
ramionach Adama, gdy zostali absolutnie nadzy. Ich ciała ocierały się o siebie,
wytwarzając kurtynę ciepła, osłaniającą ich skórę.
Adam wypuścił z ust powietrze i zacisnął powieki. Czuł jak
uda chłopaka łagodnie się rozchylają. Serce biło niesamowicie szybko, jakby
miało zaraz wyrwać się z piersi. Lambert zaczął całować klatkę piersiową,
brzuch, biodra, wodząc wargami po udach i wracając znów do góry. Miękkie włoski
przyjemnie łaskotały jego nos, gdy zatrzymywał się co kilka centymetrów, by
złożyć kolejny pocałunek na wilgotnej skórze.
- Co ty robisz…
Uśmiechnął się pod nosem. Tommy próbował wyrazić dezaprobatę
i znów wyjść na sukinsyna, któremu zależy tylko na pozbawionym czułości seksie.
Teraz prężył się i dawał pociągać za sznurki niczym marionetka, reagująca na
najdrobniejsze ruchy palców Lamberta.
Chciałbym pocałować
każdy fragment twojego ciała, nim w pełni będziesz mój. Jestem taki szczęśliwy,
gdy cię mam. Jesteś mój. Zasługujesz na to.
- Adam… - Wysyczał, gdy poczuł, że przezroczysty płyn zaczyna
sączyć się z jego męskości. Czuł, że traci kontrolę. Nie wiedział co się
dzieje, ale nie chciał tego przerywać.
Miękkie pocałunki przesunęły się w górę ciała, aż zaczęły
trafiać wprost na rozchylone wargi. Adam ujrzał szeroko otwarte brązowe oczy. Kurczliwy
dreszcz przeszył jego ciało, gdy chude ręce oplotły kark.
Powolnym, lecz zdecydowanym ruchem wtargnął w drobniejsze
ciało, które wygięło się w łuk, w geście skropionego rozkoszą bólu.
- Bądź delikatny – Wyszeptał Tommy, ufnie patrząc w
niebieskie oczy.
Co? Adam ledwo
powstrzymał się przed zadaniem tego pytania. Masochista oczekuje ode mnie delikatności?
Przeniósł trochę śliny z ust między ich ciała i mocniej
przylgnął do chłopaka, podpierając się na łokciach. Wykonał pierwszy, głęboki
ruch, co spotkało się z donośnym okrzykiem. Każde kolejne pchnięcie
przychodziło im łatwiej. Tommy, chciwie łapiąc oddech uniósł powieki, by
spojrzeć w niebieskie tęczówki. Lambert nachylił się, całując czoło, policzki,
wargi chłopaka, jakby robił to pierwszy raz. Szczupłe palce zaciskały się
kurczliwie na beżowej narzucie wąskiego łóżka, a ciała pokrywały się kolorowymi
światłami migoczących neonów.
- Adam… - Wycedził Tommy, przełykając ślinę, zbierającą się
na końcu języka – Mocniej…
Czarnowłosy przycisnął swoje wargi do ust chłopaka, tłumiąc
głośne odgłosy wydobywające się z jego gardła. Wzajemnie spełnienie było coraz
bliżej. Czuł kolejne fale mrożących skórę dreszczy, gdy brązowe oczy patrzyły
wprost na niego, pozwalając na wgląd w głąb duszy. Nigdy wcześniej nie czuł, że
zbliżenie może być tak górnolotne. Gdy paznokcie przesunęły po jego plecach,
poczuł silny impuls, który dotarł aż do jego męskości. Kilka sekund później
runął plecami na twardy materac, a Tommy usiadł na jego biodrach, naprowadzając
pulsującą męskość na siebie. Czarnowłosy zmrużył powieki. Docierał do niego
obraz ciała, ginącego w grze cieni. Torsu, prężącego się bezwstydnie na jego
oczach. Przesunął dłońmi po nagiej klatce piersiowej i zsunął ręce na biodra,
by móc kontrolować ruchy, które stawały się coraz głębsze. Po chwili palce
zawędrowały na drobne pośladki i zacisnęły się na miękkiej skórze. Złapał blondyna
za ramiona i przycisnął do siebie, czując, że za moment ogarnie go fala
konwulsyjnych dreszczy. Seria krótkich, pełnych ekstazy odgłosów wypełniła
hotelowy pokój, a ciążące, gorące i duszne powietrze nie pozwalało na
zaczerpnięcie choćby jednego, sycącego oddechu. Pojedyncze krople potu spływały
po zlepionych kosmykach jasnych włosów wprost na twarz Adama. Ich wzajemny
uścisk zaczął słabnąć.
***
Brunet zbudził się w środku nocy. Poczuł ciepło ciała,
leżącego u jego boku.
- Tommy? Nie śpisz? – Wyszeptał, przysuwając palce do
twarzy.
- Pamiętasz, co mówiłem? Żadnych uczuć…
Czarnowłosy uśmiechnął się – Ale kto tu mówi o uczuciach? To
był tylko seks.
Wiedział, że tymi słowami wywoła burzę w głowie Tommy’ego. Blondyn
zmrużył oczy.
- Nie wyglądało na to… Nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego.
- Sam mówiłeś – Rzekł Adam – Żadnych uczuć, tak? Gdybym miał
cię kochać, musiałbyś mnie zabić.
- Tak – Odparł zgodnie Ratliff.
Widocznie nie masz nic
więcej do powiedzenia. Chyba sam zaczynasz się gubić w swoich postanowieniach.
- Dobranoc – Rzekł Adam, odwracając się plecami. Dopiero
teraz zauważył, że czerwono-niebieskie poblaski neonów wypełniają przestrzeń
pokoju. Nie było to ani trochę czarujące; to obraz podrzędnego motelu w mieście
Burley.