Linki uzupełnione! Jeśli pominęłam
opowiadanie którejś z Was, bardzo przepraszam. Upominajcie się, dodam :)
Little Vampire: Kilka odcinków temu pisałam,
że planuję jeszcze ok 15. Trudno mi to przewidzieć, na pewno więcej niż
dziesięć i mniej niż miał Gołąb :)
GlamtasticGirl: Hej, nie chcę mieć na
sumieniu Twoich nieprzespanych nocy! :D
Till: Jestem wielką fanką Harrego ^^ łapię
wszystkie hugi!
Dziękuję wszystkim komentującym! Wiem, że to
wymaga czasu i zaangażowania, stąd moja wielka wdzięczność, kochane! Zapraszam Wszystkich do odcinka :)
32. Szpital dla dusz
Boję się zbliżyć, a nienawidzę być sam
Tęsknię za tym stanem, by nic nie czuć
Im wyżej się wznoszę, tym niżej upadam
Nie mogę utopić swoich demonów, one wiedzą
jak pływać.
- BMTH, Can
you feel my heart?
Adam rzucił swoje rzeczy na łóżko niedużego pokoju,
skąpanego w ciepłych światłach stojących lamp. Hotel z zewnątrz nie prezentował
się obiecująco, ale według zapewnień miał być spokojnym oraz bezpiecznym
miejscem. Lambert podszedł do okna i odchylił zasłonę. Nie zwracał uwagi na to,
co dzieje się za szybą. Skupił się na chaosie, który wywołał burzę w jego
głowie.
Tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Dlaczego Alma
się tam znajduje, kiedy tam trafiła? W jakim jest stanie? Miała próbę
samobójczą, wpadła w depresję, oddała się w ręce ludzi, którzy pomogą jej
prochami? Żaden z tych scenariuszy nie brzmi prawdopodobnie. Dlaczego nikt jej
stamtąd nie wyciągnął?
- Cholera…
Z pewnością zmieniła tożsamość. Pewnie ktoś
jej w tym pomógł. Ktoś…
Zacisnął wargi i spuścił głowę, opierając się
ramieniem o jedną ze ścian.
To miejsce gorsze od samego więzienia. W jaki
sposób mogła się tam odnaleźć? Tamten świat nie zna litości. Nie daje prawa
głosu.
- Jak mogłem stracić kontrolę nad tą
sytuacją, jak mogłem to schrzanić… - Osunął się po ścianie, wplatając palce w
czarne kosmyki włosów. Zacisnął powieki, a spomiędzy ust wydobył się zawodzący
pomruk.
Skąd oni o tym wiedzieli? Od kogo dowiedziała
się Jane? Dlaczego, do jasnej cholery nawet Brad nie wycedził choćby słowa…
Wspominał, że nie miesza się do wewnętrznych spraw, ale o Almie wiedzieli
wszyscy. Wszyscy, oprócz mnie. Musiał słyszeć choćby słowo na ten temat.
Rozległo się pukanie do drzwi. Adam nerwowo
podniósł głowę i wstrzymał oddech.
- To ja, Tommy – Rozbrzmiał znajomy głos.
Brunet pokiwał głową, po czym skrył ją w kolanach.
- Wiem, że tam jesteś. Nie zajmę ci wiele
czasu.
Adam wstał i powolnym krokiem zbliżył się do
drzwi. Nacisnął klamkę i uchylił skrzydło.
- Zakładam, że nieszczególnie masz ochotę
mnie widzieć.
- Wypatroszyłbym cię gołymi rękami.
Blondyn wziął głębszy oddech – Mogę wejść?
- Po co tutaj przyszedłeś? – Odpowiedział
pytaniem na pytanie Adam, opierając się ramieniem o framugę – Co chcesz mi
powiedzieć?
- Nie powinienem…
- Czuję nienawiść, gdy widzę twoją twarz –
Wycedził przez zaciśnięte zęby Lambert – Dostałeś ode mnie wszystko. Zaufałem
ci, Tommy. Ale dla ciebie to wszystko gówno znaczy – Rzekł, zamykając drzwi.
- Czekaj – Blondyn powstrzymał go przed
gestem kończącym rozmowę – Znaczy wiele. Ja wiem, że to wszystko zaszło za
daleko, w niewłaściwym kierunku, ale…
Adam szerzej otworzył oczy – Zmarnowanie
życia kilku osobom nazywasz niewłaściwym kierunkiem? Tu nigdy nie chodziło o
mnie. Jestem dla ciebie jedynie odhaczonym numerem na liście celów do
realizacji. Kto będzie następny?
Tommy po raz pierwszy tego wieczoru spojrzał
Adamowi w oczy. Czuł jednocześnie wstyd i strach, choć nie okazywał żadnych
emocji.
- Chcę wiedzieć tylko jedną rzecz.
Brunet z zaciekawieniem przechylił głowę – Ja
chciałbym wiedzieć co najmniej pięćdziesiąt związanych z tą sprawą. No dalej,
zaskocz mnie, Ratliff.
Blondyn wziął głębszy oddech i przez chwilę
wstrzymał go w płucach – Czy ty i Brad macie romans?
Adam roześmiał się głośno – Słucham? Nie masz
żadnego wyczucia sytuacji. Nie, nie pieprzyliśmy się i nie zamierzamy. To tylko
bezinteresowna przyjaźń, której ty nigdy nie doświadczysz. Nie wchodź mi w
drogę, czeka mnie trudny dzień.
- Zaczekaj.
- Co jeszcze, do cholery?
Tommy podał Adamowi kartę – Jeśli będziesz
potrzebował, korzystaj z moich pieniędzy.
- Nie potrzebuję ich.
Blondyn ze złości zacisnął zęby – Nie próbuję
cię przepraszać, to mój obowiązek, jestem teraz twoim opiekunem.
- Dziękuję za wskazanie drogi życia, mój
mentorze – Odparł oschle Adam, po czym zatrzasnął drzwi.
Zegar wskazywał trzecią dwadzieścia. Świt był
bliski.
***
Kris był już w drodze do domu. Obraz przed
oczami stawał się coraz bardziej niewyraźny. Zmęczenie dawało mu się we
znaki.
Wjechał na podwórze swojego domu, nie dbając
o zamknięcie bramy. Wysiadł z samochodu i ruszył w stronę domu.
- Katy? – Spytał, zamykając za sobą drzwi. Po
drodze do sypialni zdjął buty. Odruchowo spojrzał w stronę salonu, gdzie ujrzał
drobną kobietę, śpiącą na rozłożonej kanapie. Telewizor nadal był włączony.
Wszystko wskazywało na weekendowy maraton komedii romantycznych.
Kris podszedł powolnym krokiem i zapalił
nocną lampkę. Kucnął obok dziewczyny i pogładził jej włosy.
- Wróciłeś? – Wymamrotała, łagodnie unosząc
powieki.
- Śpij, porozmawiamy jutro… - Odparł Allen,
całując ją w czoło.
- Jakiś
postęp w sprawie Adama i Almy? – Spytała, podpierając się na łokciu.
- Dzieciaki zaczynają
rozkradać dom. Powinniśmy go wystawić na sprzedaż, nim zostaną puste ściany.
Zadecydowaliśmy, że musimy zamknąć sprawę.
- Co? – Katy
przechyliła głowę – Nie możesz do tego dopuścić. To takie wspaniałe miejsce,
jeśli Adam kiedykolwiek się pojawi, zechce do niego wrócić…
- Mi też nie
jest łatwo, Katy, ale nie jesteśmy w stanie dłużej spłacać ich kredytu. Grożą
nam cięcia budżetowe, nie wiem, czy utrzymam wysokość swojej pensji.
Katy ze
zrozumieniem pokiwała głową – Odłóżmy tę rozmowę na jutro. Mam dla ciebie
wiadomość, która nie może czekać.
Mężczyzna
uśmiechnął się i zajął miejsce na kanapie – Co to za rewelacja?
- Będziemy
mieć dziecko. Jestem w dziewiątym tygodniu – Odparła z łagodnym uśmiechem.
Kris z
niedowierzaniem szeroko otworzył oczy. Roześmiał się i mocno przytulił
blondynkę. To były najpiękniejsze słowa, jakie usłyszał na przestrzeni
ostatnich kilku miesięcy.
***
Elewację
budynku tworzyły czerwone cegły. Ogrodzone podwórze pełne było barwnej
roślinności. Nad kamiennymi schodami wysiał szyld pisany prostym krojem pisma.
Szpital
psychiatryczny San Diego.
Adam poczuł
jak zawartość jego żołądka powoli przesuwa się ku górze. Przycisnął dłoń do
ust.
- Wszystko w
porządku panie Harrison? – Spytał taksówkarz, parkując przed główną bramą.
- Tak,
wszystko gra… - Wycedził Adam, zostawiając na desce rozdzielczej kilka
banknotów. Spojrzał w lusterko; długie, brązowe włosy związane w kucyk i ciemny
zarost czyniły go znacznie starszym niż był w rzeczywistości. Uważał, że
kamuflaż na bazie peruki i nie golenia twarzy należy do banalnych rozwiązań,
ale według Samuela to najlepsza obrona przed ujawnieniem wizerunku. Komu ufać
bardziej niż przywódcy prawdopodobnie największej grupy przestępczej,
działającej na terenie Stanów Zjednoczonych?
Wysiadł z
samochodu i wziął głębszy oddech. Ławki zajęte były przez pacjentów oraz ich
opiekunów. Najbardziej obawiał się chwili, w której ujrzy Almę, a jeszcze
bardziej tego momentu, gdy zostanie przez nią rozpoznany.
Ruszył w
stronę głównego wejścia, mijając personel. Przy drzwiach powitała go młoda
kobieta.
- Dzień
dobry.
- Dzień dobry
– Rzekł z czarującym uśmiechem – Justin Harrison. Jestem opiekunem Ryana,
przydzielonym z ramienia sądu karnego.
- Za mną,
proszę – Odrzekła, zmierzając w stronę schodów.
Wszędzie
panował ciężki zapach wilgoci i nieświeżego mięsa. Kurz zalegał na każdej
barierce i szafce, rzucony na drewniane deski dywan pokrył się skorupą ciemnego
błota. Adam podążył za dziewczyną, starając się nie tracić uwagi. Weszli na
pierwsze piętro i zbliżyli się do drzwi oznaczonych numerem 215.
- Proszę
wejść.
Adam zapukał
i po chwili nacisnął klamkę. Ujrzał przed sobą dojrzałą kobietę ubraną w
fioletową garsonkę. Gęste pukle włosów upięte były w kok, a na nosie opierała
się para okularów.
- Pan Justin
Harrison, jak domniemam? – Spytała, wstając ze swojego miejsca. Wyciągnęła rękę
w kierunku Adama. Czarnowłosy uścisnął łagodną dłoń i uśmiechnął się pod nosem.
- W rzeczy samej.
- Ryan
zaszedł za skórę ostatniemu opiekunowi. W Panu nadzieja.
- Powinienem
wypełnić dokumenty, zgadza się?
Kobieta
przecząco pokręciła głową – Zaledwie trzy podpisy. Wszystkie dokumenty
dostaliśmy od zakładu karnego z San Diego.
Jasna cholera, Hummingbirds potrafią
zadbać o najdrobniejszy szczegół.
- Ryan ma
swój pokój na górnym piętrze. Tam znajdują się pacjenci, którzy na co dzień
przebywają w więzieniach i aresztach. Piętro jest strzeżone przez parę
strażników. Numer 469. Proszę nie zapomnieć identyfikatora – Rzekła, kładąc go
na biurku – Powodzenia, Panie Harrison.
Adam z
uśmiechem pokiwał głową, sięgnął po identyfikator i opuścił pomieszczenie.
Otarł pojedyncze krople potu, które zrosiły skórę jego czoła. Czuł się jak
obnażony głupiec i przestępca, który wkracza pośród ludzi, gotowych za wszelką
cenę zniszczyć jego życie. Żwawym krokiem ruszył w stronę schodów, mając
nadzieję, że nie natknie się na Almę. Widział ją niemal w każdej kobiecie
niskiego wzrostu i drobnej postury. W głębi serca był śmiertelnie przerażony. Przyspieszył
kroku, by jak najszybciej znaleźć się w pokoju Ryana. Sięgnął po klucz do
jednej ze swoich kieszeni.
Strażnicy
bacznie mu się przyglądali, dopóki nie wkroczył do pokoju.
- Mogę
nazywać cię Mesjaszem? – Rozbrzmiał niski ton głosu. Drzwi zatrzasnęły się
momentalnie.
Ryan był
podobnego wzrostu, co Adam. Wszelkie odsłonięte fragmenty ciała pokryte były
siatką tatuaży, wyłączając jedynie twarz i fragment szyi.
- Czeka nas
poważnie trudna lekcja – Odparł cicho Adam, wyjmując z walizki plik dokumentów.
- Nie rozpakowuj
się. Za dziesięć minut będą nas
faszerować prochami.
Lambert
przeniósł wzrok na chłopaka – Wiesz, czym was karmią?
- Sylpiryd rano, diazepam i zoloft po południu.
Adam szeroko
otworzył oczy – Przecież takie połączenie robi wodę z mózgu. To
niedopuszczalne.
- Ich jest
dwudziestu, nas stu pięćdziesięciu. Jak
najłatwiej poradzić sobie z takim stadem wariatów? Zaćpać ich. To i tak lepsze
od elektrowstrząsów i kąpieli w wodzie z lodem.
- Te metody
zniesiono w latach osiemdziesiątych.
- W takim razie
tutaj czas się zatrzymał – Odparł Ryan, opierając się o jedną ze ścian – Muszę
się przygotować do spotkania. Przyjdź jutro o dziesiątej. Zaczniemy planować
naszą drogę.
Adam znacząco
pokiwał głową. Wrzucił pliki do teczki i wstał podając rękę Ryanowi.
- Nowy tu
jesteś. Pierwsze zadanie?
- Można tak
powiedzieć – Odparł Adam – Nie zawiodę. Mam doświadczenie.
- Jako
złodziej?
- Jako
detektyw i psychoterapeuta – Rzekł Lambert, widząc zmieszanie na twarzy
chłopaka.
- Jezu
Chryste –Ryan wstał ze swojego miejsca – Nie wystraszyłeś naszych?
Adam machnął
ręką – Ten temat został już dawno zamknięty. Właściwie przez waszą grupę
straciłem każdy możliwy status.
Ryan pokiwał
głową – Powiedziałbym, że mi przykro, ale każdy musi nosić swój krzyż.
- Sądziłem,
że będziemy dziś rozmawiali kilka godzin.
- Przyjdź
jutro. Wiesz już jak wygląda budynek i które miejsca lepiej omijać. Im mniej
mówisz, tym lepiej. Będę czekał o dwunastej.
- Nie spóźnię
się, masz to jak w banku. Do jutra, Ryan – Rzucił spiesznie Adam, opuszczając
pomieszczenie. Zdecydowanym krokiem ruszył w stronę schodów i zbiegł z nich
najszybciej, jak tylko potrafił. Korytarze były całkowicie puste i to
przerażało go jeszcze bardziej. Jeżeli pospieszy się, minie świetlicę jeszcze
przed porą karmienia.
Wyszedł drzwiami
ewakuacyjnymi i zwolnił kroku. Zacisnął powieki, czując chłodne powietrze na
swojej twarzy. Po chwili obezwładniło go uderzenie w okolicy lędźwi; zgiął się
w pół, odwrócił prędko i cofnął na kilka kroków.
- Wiem, czym ty jesteś – Starsza kobieta szła
w jego kierunku. Jej ciało trzęsło się i drżało, jakby parzone żywym ogniem –
Zapłacisz za swoje grzechy, niewierny… pomazaniec… - mamrotała pod nosem,
trzymając w dłoni narzędzie zbrodni – grubą gałąź, której koniec opadł na
ziemię. Brunet przyspieszył kroku na drodze do głównej bramy. Taksówka jeszcze
nie odjechała.
***
Opadł na
fotel, trzymając w ręku pełną butelkę wódki. Wziął głęboki oddech, ocierając
spocone czoło. Gdy tylko zdołał zmrużyć powieki, rozległo się pukanie do drzwi.
Nie zareagował; starał się wyciszyć swój oddech.
- Hej, tu
Jane! Musiałam wyciągać adres od tego dupka dobre pół godziny, więc bądź na
tyle łaskawy i otwórz mi!
Przeklął pod
nosem i ruszył w stronę drzwi, spełniając prośbę dziewczyny – Jest już późno…
- Nie szkodzi
– Odparła, trzymając dwie papierowe torby – Niedługo kości policzkowe przebiją
ci skórę. Może nie jesteś fanem azjatyckiej kuchni i niezdrowego żarcia, ale
musisz żywić się czymś więcej niż konserwami.
Adam
roześmiał się pod nosem – Zrobiłaś dla mnie zakupy? Po co?
- Niektórym jeszcze
na tobie zależy, weź to pod uwagę.
Zmrużył
powieki, opierając się o ścianę. Wcisnął dłonie w kieszenie spodni – Przysłał
cię tutaj Tommy, przyznaj.
- Oszalałeś?
Wzruszył
ramionami – Nie widzę powodu, dla którego… - Obserwował jak zmierza w jego kierunku
– Miałabyś odwiedzać mnie z…
- Za dużo
pijesz.
- Sama ledwo
trzymasz się na nogach – Odparł z uśmiechem – Nie powinnaś chodzić sama. To nie
jest najbezpieczniejsza okolica -
Podszedł do aneksu kuchennego, by wyjąć sztućce.
- Ale dziś
chyba nic mi nie grozi? – Spytała, przechylając głowę – Chciałabym poznać
Brada. Powinniśmy go odwiedzić. Wygląda na świetnego gościa.
Brad. On jeszcze o niczym nie wie.
Adam
westchnął głośno – Dziś oczekuję jedynie ciszy i spokoju. Z resztą… nim cię z
nim zapoznam, będziemy musieli odbyć długą rozmowę na osobności.
Brunetka
zatrzymała wzrok na poziomie oczu Lamberta – Ty i Bell? Mam nadzieję, że szybko
to załatwisz.
Mogłabyś
wyjąć… - Kiedy odwrócił się, Jane stała tuż przed nim. Zaniemówił, bawiąc się
parą noży.
- Skaleczysz
się – Rzekła, powoli sięgając ręką ku jego dłoni – Z resztą nie będą ci już
potrzebne.
Adam wziął
swoją torbę i wyciągnął z niej pudełko pełne makaronu z mięsem. Powoli zmierzał
w stronę łóżka.
- Co
robiliście z Bradem przez tyle czasu?
- Załatwialiśmy
swoje sprawy, rozmawialiśmy, piliśmy.
- Sprzedajesz
mi wersję oficjalną? – Jane po chwili dołączyła ze swoją porcją chińszczyzny.
Lambert
pokręcił głową – A jak według ciebie brzmi wersja nieoficjalna?
Brunetka
wzruszyła ramionami – Oglądaliśmy seriale, pieprzyliśmy się pod gwiazdami,
podbiliśmy świat.
Roześmiał się
pod nosem – Nic z tych rzeczy.
- Żałujesz?
Uniósł wzrok
i omiótł nim pokój.
- Smacznego –
Rzekł, urywając temat.
Pierwsze : Marono, kocham Cię jeszcze bardziej za cudowny początek zaczynający się ukochaną piosenką BMTH <3
OdpowiedzUsuńDrugie : odcinek jak zawsze fenomenalny i nic więcej chyba dodawać nie muszę :3
Trzecia : wybacz mi, że nie komentuję, ale nie lubię tego robić, nie mam do tego weny. Czekam na kolejny odcinek <3
Pozdrawiam.
Podobał mi się Tommy pytający o Brada. Zazdrość, ciekawość... jedne z najbardziej ludzkich uczuć wreszcie przez niego pzremawiają. zbyt silne, aby mógl je ukryć.
OdpowiedzUsuńAch, Baby Allen w drodze! Czy to źle, że mój ulubiony fragment odcinka to właśnie ciąża Katy? :D I'm hopeless.
świetnie napisana scena w szpitalu, właściwie pierwszych kilku scen w budynku. stres, pot, wyrzuty sumienia. czułam ten stres razem z nim. czy ktoś odgadnie, czy nic się nie posypie.
Mam wrażenie, że scenami w szpitalu, zwłaszcza tą starszą kobietą, mogłaś inspirowac się Amercan Horror Story. fantastycznie dla opowiadania, dla mnie gorzej ;p nie wiem, czy będę mogła po nich zasnąć ;p
Jane jest przekochana. Nie byłam do niej zbytnio przekonana, nie ufałam jej, ale teraz zaczynam ją wprost uwielbiać. Cieszę się, że Adam ją tu w tym wszystkim ma. naprawdę przyda mu się teraz przyjaciel.
Ciekawa jestem samego końca. Tego, że nie odpowiedział na pytanie, czy żałuje. Intrygująca reakcja, jakby nie chciał mówić, bo sam nie był pewny.
No i fantastyczne zdanie: "Oglądaliśmy seriale, pieprzyliśmy się pod gwiazdami, podbiliśmy świat." Bomba! :D
No to co, czekam na następny odcinek i pozdrawiam! do zobaczenia w poniedziałek!!! <3 :D
Muszę wypunktować mój komentarz bo znowu z wrażenia zapomnę co miałam napisać albo zacznę się powtarzać, a więc:
OdpowiedzUsuń1. Nawet nie najgorzej mu poszło jak na pierwszy dzień zadania.
2. Fajny wątek z ciążą:)
3. Tommy zazdrosny? Coraz ciekawiej się robi, chyba zaczyna do niego docierać, ile może stracić.
4. Jane jest dla Adama teraz najbardziej przyjazną duszą:) przyjdzie, pocieszy, nakarmi :D 5. Jesteś genialna Marona
6. Wielbię twój styl pisania.
7. Powinnaś zrobić karierę jako pisarka.
8. "Klatkę..." powinni zekranizować haha:) podobnie jaki inne twoje fanfiki:)
Chyba niczego nie pominęłam, jak zwyklę masa hugów i dużo weny życzę:)
~ BlackAngel
Podoba mi się, że Tommy jest zazdrosny. Tylko żeby nie zrobił niczego głupiego...
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny odcinek :)
~Skylar
Jestem pod wrażeniem jak zwykle. Wróciłam sobie z pracy i weszłam na fejsa a tu powiadomienie od PG. Świetnie, zaraz sobie zaczęłam czytać. Podpisuje się pod wcześniejszymi komentarzami - wszystko już zostało powiedziane i wypunktowane :-D . Odcinek jest lajcikowy, czekam z utęsknieniem na next. Hugsy i całuski ode mnie.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOczywiście komentuję ostatnia i wszystko zostało już napisane :( W każdym razie super rozdział. Życzę ci duużo weny i czasu i czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńDawno nie komentowałam, ze względu na ciągły brak czasu, ale czytam wszystkie odcinki w miarę systematycznie i muszę powiedzieć, że mi się coraz bardziej zaczynają podobać.
OdpowiedzUsuńTommy się zmienia. Wydaje mi się, że na lepsze. Popełnił błędy, a teraz być może, zda sobie sprawę, jak duże one były. Ratliff okazuje, a jeśli nie okazuje, to widzimy, że rodzi się w nim coraz więcej uczuć. Adam jest dla niego ważny, choć jeszcze nikomu tego tak naprawdę nie pokazał.
Jednym słowem, świetny odcinek. Widzę, że BMTH zainspirowali cię w nadaniu tytułu odcinkowi :) Również doskonały wybór co do Can you feel my heart :)
Pozdrawiam i życzę dużo weny.
I oczywiście czekam na nowy odcinek z niecierpliwością :)
Tak bardzo zapminieć o skometowaniu ;-; Przepraszam.
OdpowiedzUsuńStrasznie podobała mi siezazdrość Tommyego o Brada c:
Widzę, że dziecko Krisa i Katy jest w drodze, słodko :D
Tak jak już mówiła ... KOCHAM JANE. Jest urocza i strasznie miła dla Adama, a mu się teraz bardzo przyda przyjaciel c:
Tak jak Rogo ; to zadnie jest świetne : "Oglądaliśmy seriale, pieprzyliśmy się pod gwiazdami, podbiliśmy świat. "Oglądaliśmy seriale, pieprzyliśmy się pod gwiazdami, podbiliśmy świat." <3 Ojeny zadnie odcinka !
Stres odczuwałam razem z Adamem. Cały czas miałam wrażenie że za chwile ktoś wykosczy i powie "ŁAPCIE GO" albo coś takiego. Ale oni zadbali o wszystko :3 Perfekcyjni są ci Hummingbirds.
I to będzie chyba mój najkrótszy kometarz ... tak mi nawet głupio ;-; bo zapomniałam o skomentowaniu araz jak przeczytałam a oczywiście przeczytałam kilka minut po dodaniu .-. Więc czelkam na Ciebie i życzę weny, *huug* <3
Sprawdzałam, czy nie ma nowego odcinka, ale skoro jeszcze nie, to przeczytałam ten jeszcze raz i przyszło mi do głowy, że piosenka Muse "Undisclosed Desires" pasuje do tego, co Adam czył w stosunku do Tommy'ego zanim się dowiedział, co się stało z Almą :D
OdpowiedzUsuń~Skylar
*czuł (za szybko pisałam xD)
Usuń~Skylar