piątek, 30 sierpnia 2013

Odc. 33: Demony przeszłości



Ale te tygodnie mijają! Nie zdążę się obejrzeć i już piątek :) Pewnie część z was rozpacza z powodu końca wakacji. Pocieszę Was, że mi został jeszcze miesiąc pracy, nim wrócę do nauki ^^
Tygrysek :3, Rogogon, BlackAngel, Skylar, GlamtasticGirl, Little Vampire, Glamqueen, Till, dziękuję, że naskrobałyście pokrzepiające komentarze, zawsze czytam je co najmniej dwukrotnie :) Mocno tulę na ten tydzień!
Skylar: Masz rację, tekst Undisclosed Desires ma wiele wspólnego z relacją głównych bohaterów :)
Dla moich piątkowiczów odcinek 33. Zapraszam :)

33. Demony przeszłości

Gdyby miał spisaną listę najbardziej przygnębiających miejsc w jakich gościł, szpital psychiatryczny w San Diego trafiłby do pierwszej dziesiątki.
- Ten plan nie jest aktualny. Wejście bloku E zamknęli trzy tygodnie temu.
- W takim razie zostają nam skrzydła D i F. Możemy rozważyć także przejście kanalizacją, ale to rozwiązanie nie jest rekomendowane. Nigdy nie wiadomo, czy nie trafimy na deszcz.
Ryan wziął głęboki oddech i oparł się o ścianę – Nie wniesiesz broni, musimy jeszcze przemyśleć sprawę ochrony i monitoringu.
- Wiele przed nami – Odparł Adam – Muszę poznać ten budynek. Mam wstęp tylko do hallu głównego  i korytarza z twoim pokojem.
- Przejście przez świetlicę prowadzi do kuchni. Tam mamy wstęp, kiedy dostajemy swoje zdania. Sektor za kuchnią jest wolny od kamer. Czasami krząta się tam ogrodnik. Emerytowany nauczyciel.
Lambert wpatrywał się w chłopaka. W końcu kiwnął głową.
- Mam prawo towarzyszyć ci w codziennych obowiązkach. Chodźmy na dół, zaraz będzie pora karmienia.
Adam wziął ze sobą jedynie teczkę. Szli ramię w ramię w stronę schodów. Podążyli w stronę świetlicy, gdzie Lambert został zatrzymany przez jednego z opiekunów.
- Możesz mi towarzyszyć? Czasem trudno nad nimi zapanować, a nie znaleźliśmy ludzi na zastępstwo. Wszystkim nagle zabrakło samochodów.
- Jasne, nie ma sprawy – Odparł brunet spoglądając na tworzącą się przed nimi kolejkę.
Obserwował tych wszystkich ludzi, których zmącone chemią umysły ślepo prowadziły ich przed siebie. Stali w należytym porządku, kiwając się i rozglądając dookoła, jakby spodziewali się usłyszeć upragnioną komendę. Ukłucie w sercu nie mogło zelżeć; rozumiał ten stan poczucia bezsilności i brak chęci do podjęcia walki o upragnioną wolność, z tym, że on sam zachował zdrowe zmysły.
Miłość, wyobcowanie, traumy i najzwyklejsze uwarunkowania demograficzne czy genetyczne to główne powody, dla których mieli widywać się pod dachem jednego ośrodka. Koleje losu zmusiły tych wszystkich niewinnych do życia w labiryncie, gdzie każde z ostatecznych wyjść oddzielone jest od świata grubym murem.
Oszołomienie i dziwna nostalgiczna melodia uderzyły do umysłu Adama, który ujrzał znajome uczucia na jednej z twarzy, której początkowo nie rozpoznał. Niezmącony spokój przyćmiony został niepewnym uśmiechem, oczy leniwie błądziły dookoła, szukając właściwego punktu zaczepienia. Kolor włosów, zapamiętany jako złoty brąz wypłowiał; pojedyncze, siwe pasma przeplatały się ze zgaszonym kolorem jesiennych liści. Zbliżała się, skubiąc krawędź pobrudzonego mąką i ciastem fartucha.
Adam trzymał tacę pełną medykamentów czując, że drżenie rąk przybiera na sile. Zbliżała się, a wraz z nią najtrudniejszy moment zarówno w życiu Lamberta jak i losów jego bractwa. W niczym nie przypominała siebie sprzed kilku miesięcy; dziś zdawała się być cieniem, strzępem starego prześcieradła, wrzuconego do szopy dla przybłędnych kotów. Tak jak demony wcielają się w fizyczne materie, tak teraz Przeszłość przeistoczyła się w ciało człowieka.
Stanęli przed sobą twarzą w twarz, a spojrzenia spotkały się. Obdarzyła Adama nieczułym wyrazem twarzy i omiotła wzrokiem sufit, poprawiając krawędź fartucha. Złapała za kieliszek ampułek i połknęła je, nie próbując pomóc sobie nawet szklanką wody. Kiedy utkwiła wzrok w jednym z okien, uśmiechnęła się pod nosem i bez żadnego gestu zaczęła iść w stronę szyby, za którą krajobraz nie zmienił się ani przez chwilę.
- Podaj jej to – Rzekł opiekun, sięgając ręką do kieszeni – Numery od trzydziestego pierwszego do pięćdziesiątego szóstego działają w nieco innym trybie.
- Innym trybie? – Powtórzył Adam, przyjmując na dłoń bladoróżową pastylkę. Nie przypominała żadnego ze znanych mu leków.
- Wiesz – Odparł mężczyzna – Dwie jaźnie, dwa trybiki.
Lambert zacisnął wargi, by nie pozwolić sobie na złośliwy komentarz.  Ostrożnym krokiem zbliżył się do dziewczyny, dotykając jej ramienia
- Jeszcze jedna.
Choć w pierwszym momencie zupełnie go nie poznała, tym razem żwawo odwróciła się na pięcie i skoczyła, jakby gotowała się na atak od pierwszej chwili.
- Zabrać ją! – Krzyknął opiekun, zwołując wszystkich obecnych na sali stróżów porządku. W przeciągu tych kilku sekund leżeli na podłodze; koszula Adama straciła kilka guzików w szamotaninie, której nie potrafił powstrzymać.  Para oczu patrzących na niego wyrażała nieopisany żal, który przeistoczył się w gniew i tęsknotę. Kiedy silne ramiona pary mężczyzn oderwały drobną kobietę od Lamberta, ciszę rozerwały krzyki.
- To mój mąż! Mąż! – Krzyczała w amoku, wyciągając ręce w kierunku bruneta. Ten siedział, łapczywie chwytając powietrze, czując jak zawartość żołądka przesuwa się ku górze.
- Mąż, Adam! – Wrzaski zaburzyły skoordynowaną pracę opiekunów.
- Zimny prysznic powinien pomóc  - Rzekł jeden z nich, wyprowadzając dziewczynę  przy pomocy wspólnika. Zimny prysznic równoważny był z podtapianiem w lodzie o takiej temperaturze, że na powierzchni zaczynały tworzyć się tafle lodu. Lambert nie mógł ich powstrzymać, choć zrobiłby wszystko, by nie narażać jej na cierpienie.
- Panie Harrison? – Na świetlicy pojawiła się najbardziej szanowana postać ośrodka – Proszę wybaczyć całe to zajście. Niestety nie możemy odpowiadać za wszystkie incydenty. Czy wszystko w porządku?
- Jak najlepszym – Odparł Lambert, słysząc drżenie własnego głosu – Wrócę do swoich obowiązków zaraz po przebraniu się – Dodał, wstydliwie zasłaniając nagi tors. Spiesznie skierował się w stronę hallu głównego, aż w końcu w kierunku schodów wiodących do pokoju Ryana. Przyspieszył kroku, by zamknąć się w niedużym pomieszczeniu. Zaraz po zatrzaśnięciu drzwi uderzył w nie głową, wymierzając sobie karę za wszystko, czego dopuścił się za życia.
- Wybacz mi Almo, wybacz mi… - Szeptał pod nosem, czując jak wszelkie rany na sercu otwierają się, wypuszczając na powierzchnię  soczyste krople krwi. By powstrzymać krzyk i łzy zagryzł wargi, czując bolące mrowienie. Ramiona rytmicznie unosiły się i opadały. Osunął się po pionowej linii drzwi i skulił się w sobie, skrywając uczucia pośród czterech pustych ścian.
***
- Żeby było jasne, nie jestem tutaj dla ciebie.
- Powtarzasz to od godziny.
- Jesteś jakiś przesrany.
- Och Chryste, zamknij się wreszcie.
Jane opuściła samochód wraz z Tommym. Szli ramię w ramię w stronę dwupiętrowego budynku z czerwonej cegły.
- Ile jeszcze miejsc przed nami? – Spytała, zbliżając się do głównych drzwi, nad którymi wisiał neonowy szyld.
- W tym Stanie nie więcej niż dwadzieścia pięć.
Wzięła głęboki oddech, opuszczając krótką spódnicę. Zmierzyła surowym wzrokiem starszego mężczyznę, który ochoczo kusił ją kiwaniem głowy.
- Budynek ma ponad czterysta metrów kwadratowych. Wiele światła nie ma. Musisz mieć oczy szeroko otwarte.
- Jeśli twój brat został wciągnięty siłą w takie miejsce to wierz mi, nie wyciągniemy go z łatwością, na jaką liczysz – Rzekła, spoglądając na parę rosłych ochroniarzy, pilnujących wejścia do klubu.
- Przekonajmy się, gdzie go szukać – Rzekł Tommy, podając sfałszowaną kartę, uprawniającą do przekroczenia drzwi. Kiedy weszli do środka ogarnęła ich gra łagodnych świateł, rozlewających się po czerwonych ścianach. Subtelna muzyka wygłuszała wszechobecne rozkoszne odgłosy. Pomieszczenia takie jak łazienka czy toaleta nie były podpisane. Takie miejsca na ogół żyją swoim życiem.
Tommy wodził palcami po ścianie, by nie zgubić się pośród ciemności. Korytarze były wąskie i niskie, wprawiające w poczucie klaustrofobii. Ratliff przyspieszył kroku, by rozpocząć samotny spacer pośród dziesiątek nagich ciał, spowitych we wszechobecnej orgii.
***
Tego dnia Adam skończył pracę wcześniej, niż powinien. Wytłumaczył się potrzebą wizyty u lekarza z powodu obrażeń odniesionych po utarczce z pacjentką. Otworzył drzwi taksówki, wrzucając na tylne siedzenie swoją teczkę. Zajął miejsce tuż obok i po chwili ruszyli we właściwym kierunku.
Skrył twarz w dłoniach, był roztrzęsiony. Sam nie wiedział co czuł, co powinien czuć w tej sytuacji. Pragnął obecności Tommy’ego. Jego ciepłych objęć, których zaznał jedynie kilka razy, ale to nie miało znaczenia. Z drugiej strony za wszystko mógł winić jedynie jego. Uznał, że bezpieczniejszym miejscem będzie mieszkanie Brada.
***
Po prawie godzinie spędzonej w klubie, Tommy zaczął szukać drogi wyjścia. Papierosowy dym i  ogólna atmosfera wywołały doszczętne znużenie.
- Co za chore miejsce – Mruknęła Jane, która niespodziewanie znalazła się tuż obok niego  - Żadnego tropu?
Blondyn przecząco pokiwał głową. Wsunął palce w ciasne kieszenie spodni, biorąc głębszy oddech. Chwilę później znaleźli się na zewnątrz budynku.
- To ja wracam do siebie – Rzekła Jane- Na razie.
- Czekaj – Westchnął Tommy – Dzwoniłem do hotelowego pokoju Adama, ale nikt nie obiera. Nie wiesz, gdzie może być?
- Widocznie ma powody ku temu, by zerwać z tobą kontakt.
- Nie bądź złośliwa. Muszę się z nim zobaczyć.
- Teraz się martwisz? – Parsknęła śmiechem – Daj mu żyć, póki się nie pozbiera. A jeśli faktycznie ci na nim zależy, to uspokoję cię. Jestem na bieżąco i wszystko gra.
- To powiedz mu, że… - Nerwowo przeplótł palcami kosmyki włosów – Z resztą… do zobaczenia – Mruknął pod nosem, zmierzając w stronę swojego samochodu.
***
- Alkohol czasami pomaga efektywniej niż ludzie – Powiedział z uśmiechem Brad, nalewając kolejną lampkę wina – Nie wolisz wyjść na balkon?
Lambert przecząco pokiwał głową. Wpatrywał się wciąż w jeden punkt, raz po raz biorąc głęboki oddech. Musiał przyznać, że spędzenie nocy na miękkim dywanie było jedynym planem dotyczącym przyszłości, co do którego miał pewność.
- Adam – Wyszeptał Cheeks, kucając obok bruneta – Wierz mi, gdybym wiedział, nie ukrywałbym tego. Wiem, że jest ci ciężko i trudno mi to wszystko znosić… - Rzekł łagodnym głosem, kładąc dłoń na dłoni Lamberta – Ale jesteś bezpieczny. Sam wiesz, że myśli dotyczące przeszłości są teraz zbędne. Nie przywrócisz tego, co minęło.
Brunet podniósł wzrok – Czułem się tak cholernie winny… Tak podły, niewdzięczny. Miałem wrażenie, że Alma widzi we mnie demona. Zniszczyłem kobietę, z którą dzieliłem życie. Gdybyś ją widział… - Wymamrotał, zaciskając powieki, pragnąc za wszelką cenę przywołać obraz sprzed kilku godzin.
- Myśl o tym, co jest tu i teraz – Powiedział Brad, muskając palcami miękką skórę dłoni – Możesz zostać u mnie tak długo, jak tylko zechcesz.
- Dziękuję… - Wyszeptał Lambert, pochylając się w stronę przyjaciela, by mocno go przytulić. Poczuł przyjemne ciepło rozlewające się w jego sercu, gdy uścisk został odwzajemniony. Powoli gładził przyjemny w dotyku materiał koszuli Cheeksa. Zaczął się cofać, aż ich policzki zetknęły się ze sobą. Wzajemnie poczuli przyjemnie drapiący zarost. Nadal nie mogli się zobaczyć, gdyż ich twarze znajdywały się idealnie obok siebie. Brad spuścił głowę.
- Włączyć muzykę? – Spytał półgłosem.
Adam uchylił powieki, widząc że jasne włosy, pokrywające przedramiona zaczęły się unosić. Czuł podekscytowanie, które drzemało w ciele, znajdującym się tuż obok niego.
- Nie trzeba. Wolę wsłuchiwać się w ciebie – Wyszeptał Adam, wprost do ucha Brada.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Zupełnie go zignorowali.
- Tommy pytał, czy mamy romans.
- Co odpowiedziałeś? – Spytał po dłuższej chwili milczenia szatyn. Zacisnął wargi, czując jak zaczynają wysychać.
- Że to absolutnie niemożliwe.
- Właściwa odpowiedź – Cheeks znacząco pokiwał głową, pewniej unosząc wzrok w kierunku oczu Adama.
- Chyba się pomyliłem – Odparł brunet, zbliżając się do twarzy Brada. Przesunął nosem po jego policzku, wyznaczając drogę aż do konturu ust. Nie musiał długo czekać, aż spragniona para warg zaczęła na niego nacierać w geście pełnym niepewności i nieśmiałości. Kojąco miękkie usta składały drobne pocałunki na jego wargach, wywołując stopniowo narastający stan euforii. Zmrużył powieki, biorąc płytszy niż dotąd oddech. Odwzajemnił gest, spotykając się z zawahaniem. Oparł dłonie na biodrach Brada, pochylając się nad nim i sprawiając, że drobne ciało oparło się o kanapę. Czując, że ma pod sobą całkowicie bezbronnego chłopaka, odważył się dotknąć czubkiem języka jego warg. Brad wzdrygnął się i zachłysnął powietrzem. Nigdy wcześniej nie obcował z człowiekiem, obdarzonym taką wrażliwością na dotyk. Kimś tak pełnym niewinności, że najzwyklejsze spojrzenie było  w stanie go onieśmielić. Obie dłonie powędrowały na kark Adama, pozwalając mu na więcej śmiałości. Para oddechów uzupełniała się wzajemnie, gdy czarnowłosy podparł się krawędzi kanapy. Kiedy Brad uchylił powieki dostrzegł napięte mięśnie, które powstrzymałyby go każdą próbę ucieczki. Czuł się zniewolony i spodziewał się, że właśnie tak zareaguje na pierwszy pocałunek z człowiekiem, którego prawdziwie kochał.
- Do jasnej cholery, otwierać! – Rozbrzmiał poirytowany, kobiecy głos.
Zupełnie się nim nie przejęli. Adam otworzył oczy, cofając się na nieznaczną odległość.
- Nie zrobiłem niczego złego?
- Nie – Wymamrotał Brad, nie mogąc skupić się na własnych myślach, które wywołały burzę w jego głowie – Nie spodziewałem się…
Adam ponownie przytulił szatyna, czując bijące od niego ciepło. Zastanawiał się, jak to możliwe, że wcześniej nie dostrzegł w nim tylu pięknych cech, których inni ludzie po prostu nie posiadali.
- Otwórz, ja muszę ochłonąć – Brad uśmiechnął się pod nosem, uwalniając spomiędzy ramion Lamberta. Serce wciąż biło równie mocno co przed chwilą. Udał się w stronę korytarza.
Adam otrząsnął się i podszedł do drzwi, otwierając je na oścież.
- Słyszałem twoje rozpaczliwe krzyki.
- To nie dziwne w sytuacji, gdy jestem pewna, że właśnie tutaj się ukrywasz – Rzekła Jane – Zaprosisz mnie do środka czy mam nocować na wycieraczce?
- Wchodź… - Adam przewrócił oczami, wpuszczając dziewczynę do środka.
- Sam mnie z Bradem nie poznasz, więc postanowiłam zatroszczyć się o to i owo. Oczywiście nie przyszłam z gołymi rękami – Uśmiechnęła się, zmierzając w stronę stołu – Mam nadzieję, że wybaczycie mi nieskromność. Byłam w cholernie dziwacznym miejscu i potrzebuję waszego wsparcia. Adam, wszystko gra?
- Jasne, że tak – Odparł krótko, zajmując miejsce obok dziewczyny. Zamiast poczuć miarowo wyciszające się podniecenie po minionej ulotnej chwili, czuł jeszcze silniejsze przygnębienie, zdając sobie sprawę, że prawdziwego, choć patologicznego szczęścia potrafi zaznać jedynie u boku niewłaściwej osoby. Żywił jednak nadzieję, że ta sytuacja może się odmienić.
W końcu wszyscy jesteśmy masochistami, uciekającymi od rzeczywistości, szukającymi szczęścia tam, gdzie najłatwiej je stracić.
- Dobrze wiedzieć, że cię mam – Rzekł do Jane, wpatrując się w pełną lampkę wina. Klepanie po ramieniu ku jego zdziwieniu było wyjątkowo pokrzepiające.

8 komentarzy:

  1. Już miałam iść spać, tylko jescze ostatni raz tu zajrzałam, a tutaj taka miła niespodzianka :) To sraszne, co oni w tym szpitalu robią z ludźmi... I biedny Adam. Mam nadzieję, że on i Tommy jakoś to naprawią... Wiem, że Tommy narozrabiał, ale kocham happy endy ;)
    ~Skylar

    OdpowiedzUsuń
  2. W dalszym ciągu szkoda mi Tommy'ego :c przecież on nic złego nie zrobił, to oni, a on przecież nie chciał. Biedny Tommy :c nie lubię Jane, idk co ona kombinuje, ale wiem, że jest zła i lepiej, żeby zostawiła Adasia w spokoju. Fajnie by było, jakby Alma uciekła ze szpitala i chciała się na nich zemścić (najlepiej jakby urządziła krwawą masakrę i zabiła Jane) c: ale oczywiście to tylko moje chore pomysły

    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! Najlepsze Adommy jakie czytałam razem z 'Piaskowym..', chociaż tamto zakończenie mnie przybiło :c Jednak nikt nie potrafi pisać tak genialnie jak ty c: tak się wciągnęłam w opowiadanie, że sprawdzam codziennie po kilka razy czy może przypadkiem nie dodałaś czegoś wcześniej c: I tak się zastanawiam, co zrobię jak skończy się 'Klatka dla kolibrów' :c cały tydzień czekam tylko na nowy rozdział. Możemy liczyć, że po zakończeniu KDK będzie kolejne wspaniałe Adommy Twojego autorstwa? Bardzo ładnie proszęęę!! c:

    I czytam KDK od samego początku, ale przepraszam, że wcześniej nie komentowałam (z telefonu jest naprawdę trudno dodawać komentarze) Jednak dzisiaj musiałam coś powiedzieć c: (dziękuję mojemu telefonowi, że mi na to pozwolił) ❤ ♡ ❤ ♡ ❤ ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Poprostu nie mogłam czytać sceny na stołówce, biedny Adam, biedna Alma, przecież jeszcze kilka miesięcy temu była jedną z najważniejszych osób w jego życiu a teraz siedzi zamknięta w psychiatryku przez człowieka, który rzekomo kocha jej męża! Ops, ale to zabrzmiało O_o Kocham to opowiadanie, nie wiem co będę robić po ostatnim rozdziale. Pozdro i jak zwykle dużo weny :*

    ~BlackAngel

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże. Jak to się dzieje że ty tak świetnie piszesz!? Po prostu kocham twoje opowiadania są tak wciągające i ciekawe że piaskowego przeczytałam przez niecałe dni a teraz co piątek czytam KDK . Haha już sobie wyobrażam jak wyczekuje każdego piątku nie dość że odpoczynek po całym tygodniu szkoły to jeszcze nowy rozdział opowiadania. Kurdę przy akcji w stołówce mało się nie poryczałam tak szkoda mi Adama a jeszcze bardziej Almy bidula ;C I przepraszam że nie skomentowałam w piątek a teraz dopadły mnie wyrzuty sumienia więc komentuje C: Pozdrawiam i życzę weny i czasu :*
    P.S.czekam na twoje dzieła w księgarniach :*

    OdpowiedzUsuń
  5. To bylo takie smutne :( biedny Adam. Almy troche mi zal, ale od początku mnie irytowała, taka kompletnie bez wlasnej woli, wiec tylko troche.
    Jejciu, ty tak przepieknie piszesz, masz swietny styl, nie przynudzasz, naprawde musisz zrobic wersje książkową.
    Mam pytanko: to Adam z Almą w końcu byli małżeństwem? Bo wydaje mi sie, że tylko ze sobą mieszkali, ale co głupia ja moge wiedziec;)
    Pisz dalej, i broń Boże nie zawieszaj bloga jak wrócisz do nauki, bo sie powiesze, podetne zyly i skocze z mostu dla pewnosci
    Całuski
    ~Czekolaaada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się zdawało, że nie byli małżeństwem, ale może Almie się pomyliło przez to czym ją tam faszerują...
      ~Skylar

      Usuń
    2. Dokładnie, mnie też się wydawało, że nie byli małżeństwem, Marona ty wiesz najlepiej zatem wyjaśnij nam :D

      ~ BlackAngel

      Usuń