Mam nadzieję, że nie macie mi za
złe późnych godzin dodawania odcinków :) Wkrótce przedstawię wam newsa, który –
mam nadzieję bardzo Was ucieszy. Pozdrawiam cieplutko <3
46. Przestrzeń
Noc dłużyła się niemiłosiernie.
Młody chłopak siedział na krawędzi łóżka, obserwując przez ramię śpiącą Jane.
Zastygł w bezruchu na długi czas, wsłuchując się w miarowe tykanie zegara.
Często słyszał, że nocą czas się zatrzymuje; sam twierdził, że jest na odwrót.
W ciągu dnia dzieje się zbyt wiele, by usłyszeć dźwięk sprawnego mechanizmu, za
to po zmroku każde „tik” i „tak” stają się wyraźne.
Wstał i rozmasował obolałe
mięśnie, wolnym krokiem kierując się w stronę balkonu. Otworzył duże drzwi i
postawił stopy na chłodnej terakocie. Ta noc nie różniła się od poprzednich,
które spędzał w tanich motelach. Każdy dzień przynosił mu coraz więcej
ukojenia.
- Nie możesz
spać? Męczy cię bezsenność? Mam trochę prochów, jeśli chcesz sobie pomóc. –
Rzekła Jane, wychodząc na balkon. Poklepała kieszenie szlafroka, w poszukiwaniu
papierosów. Wyciągnęła nową paczkę Chesterfieldów, podsuwając ją w stronę
chłopaka – Chcesz?
- Nie palę –
Odparł Nut, opierając ręce o barierkę – Nie potrzebuję dużo snu. Pięć godzin mi
wystarczy. W dogodnych warunkach nawet cztery.
Brunetka uśmiechnęła się pod
nosem – Chyba nie narzekasz na łóżko?
- Nie
przeszkadzają mi nawet karaczany w zlewie. – Odparł z uśmiechem, spoglądając w
stronę roześmianej dziewczyny. Obdarzył ją ciepłym spojrzeniem, powracając
wzrokiem do widoku panoramy miasta.
- Niewiele
mówisz. Zupełnie jak twój brat. – Rzekła, przypalając koniec papierosa.
- Mówią, że
milczenie to szlachetna cnota.
- Zgadza się. Tak
mówią – Odparła, zaciągając się dymem – Chyba lubisz obserwować nocne widoki?
Rozchylił wargi, by zacząć mówić,
jednak zawiesił głos i zaczerpnął powietrza. Poczuł na swoim nagim ramieniu
delikatną dłoń.
- Nie mogłem
zasnąć. Musiałem czekać na opiekuna. Wtedy każdej nocy patrzyłem na wieżowce,
wyobrażając sobie, że stoję na dachu jednego z nich. Od zakończenia tego
wszystkiego dzielił mnie zaledwie jeden krok. A potem zdałem sobie sprawę, że
to nierzeczywiste.
- Nie chciałeś
zginąć?
- Wolałem
nigdy się nie narodzić. – Odparł łagodnym głosem – Każdego kolejnego dnia trudno
mi uwierzyć, że jestem w innym miejscu. Trudno uwierzyć, że jesteś prawdziwa.
Jane uśmiechnęła się łagodnie –
Możesz się o tym przekonać.
Chłopak obdarzył ją krótkim
spojrzeniem, po czym nerwowo przeciągnął językiem po swoich – jak mu się
wydawało suchych wargach. Pod wpływem pozytywnych emocji odwrócił się i wykonał
krok w jej stronę. Przeczesał drżącymi palcami gładkie włosy, których czerń mieniła
się kolorami wielkomiejskich neonów. Próbował opanować bicie swojego serca, gdy
nachylił się nad jej twarzą.
- Hej! –
Zawołała, kładąc palec na jego ustach – Nie to miałam na myśli… - Odparła,
czując za plecami chłodną belkę.
Blondyn patrzył na nią łagodnie
zmrużonymi oczami. Nie cofnął się nawet na krok. Chwycił barierkę po obu
stronach jej ciała. W końcu zdobył się na odwagę, by okazać dominację, której
zawsze mu brakowało.
- Nut! –
Przechyliła głowę – Do jasnej cholery, kończyłam szkołę, gdy ty szykowałeś się
na świat. To po prostu nie przystoi. Jesteś bratem faceta, któremu z chęcią
wydłubałabym oczy. Mam się tobą opiekować, nie pieprzyć w tanich hotelach.
Jesteś jeszcze gówniarzem.
- Sama mówisz
o pieprzeniu. Nawet cię nie dotknąłem. – Odparł pretensjonalnym tonem – Ciągle przypominasz
mi o tym, kim jestem. Może po prostu masz mnie za dziwkę i to jedyny powód, dla
którego się mnie brzydzisz?
- Nie mów o
sobie w ten sposób. – Syknęła przez zaciśnięte zęby. Jego oczy odbijały w sobie
światła lamp, ustawionych za oknem. Skóra młodej twarzy wyglądała na aksamitnie
gładką. Był piękny i nie potrafiła temu zaprzeczyć.
- Za kogo mnie
masz? – Spytał, cofając się na krok, by dać jej trochę przestrzeni.
- Za dziecko,
które mam karmić aż do dnia, kiedy twój zasrany brat przekroczy próg tego
pokoju. – Rzekła surowo, odpychając chłopaka, by powrócić do łóżka – Kładź się.
O szóstej rano jedziemy na zakupy.
***
Tommy dał sobie dwie próby.
Odtwarzał w głowie zaplanowane sceny i rozważał wszelkie możliwości na
niepowodzenie. Nie twierdził, że będzie łatwo, ale jednocześnie nie gotował się
na porażkę. Wciąż przyświecała mu wizja wspólnego życia z Adamem, a opuszczenie
murów tego więzienia miało być pierwszym krokiem do osiągnięcia sukcesu. Zakuty
w kajdanki szedł do gabinetu Krisa, o co sam poprosił. Zawiesił leniwe
spojrzenie na strażniku, który trzymał go za ramię, a drugą rękę trzymał na kaburze.
Uśmiechnął się pod nosem.
Drzwi otworzyły się, a przestępca
i policjant stanęli przed sobą twarzą w twarz.
- Nie
zamierzam poświęcać ci więcej czasu, Ratliff. Mam ważne sprawy, a ty nie jesteś
jedną z nich.
- Moglibyśmy
zawrzeć pewien układ.
- Jeśli
próbujesz mnie sprowokować, nie uda ci się to. – Odparł chłodno Kris, zbliżając
się do blondyna. Stanęli w cieniu spowitego w mroku gabinetu.
Tommy wpatrywał się w czekoladowe
oczy Krisa, próbując okazać mu choć trochę szacunku. Stwierdził, że koniec
końców mógłby go polubić, ale na pewno nie w zastanych okolicznościach.
- Chciałbym,
żeby twoja żona urodziła mi dziecko... – Rzekł poważnym tonem.
Kris parsknął śmiechem,
przykładając dłoń do czoła – Ty chory popaprańcu. Jedno dziecko masz już w
drodze i szczerze mu współczuję takiego ojca.
- …zarżnąłbym
ją w każdy możliwy sposób.
W niczyich oczach nie widział
większej nienawiści. Syknął z bólu, gdy poczuł silne szarpnięcie za swoje
włosy.
- Wiedziałem,
że nie ma sensu dawać ci jakiejkolwiek szansy ty chory dupku. – Rzekł brunet,
trzymając głowę Tommy’ego na poziomie swoich kolan. Szedł przed siebie, ciągnąc
go za czuprynę. Próbował panować nad swoimi emocjami, więc z podniesioną głową
i spokojem na twarzy doszedł aż na koniec korytarza, gdzie znajdywało się kilka
klatek. Do jedynej wolnej wepchnął Tommy’ego,
zamykając drzwi na kartę magnetyczną. Nie musiał użyć nawet siły. Z
nadszarpniętymi nerwami powrócił do swojego gabinetu, zatrzaskując drzwi. Nie
miał ochoty widzieć się tego dnia z nikim więcej.
***
Nie potrafił się odnaleźć w
otaczającej go ciemności. Temperatura powietrza oscylowała pomiędzy
dziesięcioma a piętnastoma stopniami, co wprawiło jego ciało w drżenie. Już
kilka razy próbował uważać na igłę, gdy odszukiwał jej na betonowej podłodze,
jednak któryś raz ukłuł się w palec. Przygotował małą saszetkę z płynną substancją,
którą otrzymał od Jane. Przytrzymując ją zębami przygotował strzykawkę, by
wypełnić ją właściwym roztworem. Zdał się jedynie na swoje zmysły, które w tej
chwili nie mogły go zmylić. Jedyne czego się obawiał to zbyt mała zawartość
środka, by uśpić pierwszego, który zajrzy do izolatki.
Ułożył się na podłodze przyjmując
pozycję embrionalną. Wysunął igłę z rękawa, by być w stanie gotowości.
Pozostało jedynie czekać.
***
- Nie możemy
przyjąć, że rzeczywistość, w której żyjemy jest prawdziwa. Być może to jedynie
wykreowany w naszych głowach świat, który…
Adam opierał głowę o ścianę, przy
której siedział i co kilka chwil wyłapywał pojedyncze frazy rzucane przez
wykładowcę. Zatracił się w świecie swoich myśli.
Przecież rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza. Dlaczego nie
poczułem się przy nich wyjątkowo i szczęśliwie? Dlaczego mój wzrok śledził
Tommy’ego, który rozmawiał z Jane? Patrzyłem na matkę, na brata, którzy
prawdopodobnie przeżywali jeden z najgorszych dni w swoim życiu i nawet nie
potrafiłem odwzajemnić ich uścisku. Boję się, że uwierzyłem w prowadzenie
życia, które wyklucza obecność ludzi, z którymi związany byłem przed godziną
zero mojej przeszłości. Czy to możliwe, że będąc wśród tych, którzy mnie
kochają, mając pieniądze, dach nad głową i stabilizację czułem się mniej
szczęśliwy, niż jestem teraz?
Sala, w której odbywały się
wykłady była jedynym pomieszczeniem pozbawionym krat w oknach. Adam napawał się
widokiem nieposzatkowanych drzew, które smutno kołysały się na spokojnym
wietrze. Późny wieczór spowił w swoim mroku również kolorowe San Diego.
Jestem najlepszym przykładem na pojęcie względności. Bo czym jest szczęście?
Stanem, wobec którego unosimy się ponad głowami innych ludzi. Jak mogę mówić o
unoszeniu, skoro jestem zamknięty w cholernej klatce, jak ptak…
Nagle głos prowadzącego został
stłumiony przez wyjące syreny. Adam podniósł głowę i zmarszczył czoło. Na salę
wpadła grupa policjantów, którzy zaczęli odprowadzać więźniów.
- Raz, raz! –
Zawołała młoda policjantka, szeroko otwierając skrzydła dużych drzwi – Zamknąć wszystkich
i przeliczyć stan!
Adam wstał i zaczął nerwowo się
rozglądać. Zaczepił strażnika, który zakuł w kajdanki jednego z agresorów.
- Co się
stało? Michael, wiesz coś?
- Straciliśmy
dwie osoby – Rzekł nerwowym głosem – Naszego i więźnia. Karetka zabrała Petera,
jakiś gówniarz uciekł. Stąd? Uciec? Co najlepsze, udało mu się to już drugi raz
w tym samym zakładzie. Niech to szlag!
Lambert rozchylił wargi,
wycofując się w stronę okna. Oparł ręce o parapet i spuścił głowę, czując w
skroniach narastające pulsowanie. Tommy?
To niemożliwe. Niemożliwe. Ilekroć
powtarzał w myślach to słowo, tym bardziej w nie wątpił.
***
25 minut wcześniej
Miał wrażenie, że jego połowa
jego ciała całkowicie odmarzła. Co kilka minut poruszał palcami, upewniając
się, że nadal są sprawne. Po raz trzydziesty usłyszał kroki na korytarzu;
opuścił powieki, a pomimo tego dostrzegł strumień światła, który oblał jego
twarz. Czyjaś pięść dwukrotnie uderzyła w pancerne drzwi.
- Żyjesz?
Nie odezwał się ani słowem. Co
więcej – próbował wywołać chwilowy bezdech. Światło zostało stłumione, a na
ramieniu Tommy’ego spoczęły dwie dłonie.
- Halo? Śpisz?
To był jedyny właściwy moment.
Kiedy mężczyzna nachylił się, by sprawdzić oddech Ratliffa, ten złapał go za
kark, zaciskając dłoń na ustach, z których niemal wyrwał się zdradliwy krzyk.
Nie był pewien, czy trafił w tętnicę, ale zatopiona igła wypuściła z siebie
ostatnie krople środka usypiającego.
- To tylko
kilka sekund, cii… zamknij się, nie utrudniaj… - Szeptał Tommy, trzymając w
uścisku mężczyznę, który na darmo próbował sięgnąć do swojego pistoletu czy
krótkofalówki. Chwilę później opadł na tors blondyna, a jego bezwładne ciało
zaczęło tracić nawet najprostsze odruchy obronne.
Ratliff rozejrzał się dookoła,
wykorzystując nieduży strumień świata, który ułatwił mu dalszą pracę. Zrzucił z
siebie wszystkie ubrania i zdarł z mężczyzny koszulę. Zaczął się przebierać w
możliwie najszybszym tempie. Wyciągnął z kieszeni notes wraz z długopisem;
przypiął kaburę z pistoletem. Nałożył czapkę, chowając pod nią jasne włosy.
Jego palce drżały, gdy zapinał guziki koszuli; rozmiar był trochę za duży, ale
nie stanowiło to większego problemu. Nie szukał już strzykawki; rzucił ją w
kąt, by przypadkowo się nie ukłuć.
- Wybacz. –
Szepnął do nieprzytomnego strażnika, odliczając w głowie czas, który mu
pozostał. W najgorszym wypadku mężczyzna miał obudzić się za dziesięć minut, w
najgorszym – za dwadzieścia. Serce w piersi Tommy’ego jeszcze nigdy nie biło
tak mocno. Opuścił swoją celę, zamykając ją na kartę magnetyczną. Wziął głęboki
oddech i przysunął do twarzy notes, by zacząć w nim notować. Okulary, które
należały do policjanta skutecznie utrudniały mu wzrok; musiał podnosić go ponad
szkła, by wyznaczyć drogę do wyjścia. Przed nim snuł się prosty korytarz, a
wkoło prócz więźniów kręcili się też stróżowie prawa. Spuszczał głowę w dół,
niby wczytując się w notatki, przewracając kartkami, w poszukiwania ważnego
numeru telefon; zignorował „dzień dobry”, które usłyszał od sprzątacza.
Każdy metr sprawiał wrażenie
długich mil, a droga do wolności była pełna uśpionych, groźnych i wygłodniałych
wilków. Nie mógł się temu dziwić; był najsprytniejszym i na swój sposób jednym
z najbardziej niebezpiecznych przestępców w tym Stanie. Nastała pora, w której
więźniowie na ogół odpoczywali, co zmniejszało szanse na rozpoznanie jego
twarzy. Czuł się bogiem; otrzymał więcej, niż inni, sam po to sięgnął i udało
mu się. Zasłużył na to.
Przy bramkach liczba strażników
była znacznie większa. Zabrakło czasu na opracowanie metod i sposobów; mogło
się udać, albo nie. Szanse były wyrównane. Przybił kartę wymeldowania i minął
przejście służbowe, mając przed sobą ostatnią drogę. Czuł pod stopami kruchy
żwir, zacisnął zęby podkurczając palce. Buty były o dwa i pół rozmiaru za małe.
Dziwił się, że w ogóle zdołał je założyć.
- A pan na
służbowo? – Spytała wdzięczna, uśmiechnięta sprzątaczka. Ukłonił się jej,
poprawiając czapkę.
- Tylko do
samochodu. – Rzekł z uśmiechem, zmierzając w stronę bramy głównej. Coraz
bardziej docierała do niego świadomość, że życie, które prowadził do tej pory
za chwilę zostanie wpisane na karty przeszłości. Mijając kolejne kamery
umieszczone wokół budynku nacisnął klamkę głównej bramy i wyszedł, zamykając ją
za sobą. Zatrzymał się na moment, zastanawiając, jak sarkastycznie zabrzmiał
metalowy szczęk. By nie wzbudzać zainteresowania ruszył główną aleją, wiodącą
na wschód miasta. Przyspieszył kroku, nie odwracając się za siebie. Wewnątrz
niego rozbrzmiał gromki i szyderczy śmiech. Nienawidził kobiet, a teraz dzięki
jednej z nich dostał kolejną szansę na ułożenie życia według swojego scenariusza.
Wytyczał własne ścieżki i teraz on był drapieżnikiem, który mógł schwytać
drobne kolibry.
Światło, zapach spalin, gęste
mgły, duże przestrzenie i anonimowi przechodnie. Tak smakowała wolność, której
przyszło mu zasmakować po raz kolejny.
Nowy odcinek to miła przerwa w nauce. Dzięki! :)
OdpowiedzUsuńTommy jest wolny, wszystko fajnie, ale teraz jeszcze Adam. On też musi być wolny! (Wiem, wiem, na pewno go uwolnią - no chyba, że się mylę i Tommy jest dupkiem, ale nawet jego postać nie może być, aż tak płytka i fałszywa :)).
Ciekawe jaki news dla nas zgotowałaś,hmm? :)
Do następnego.
Weny! :)
E.
Udało mu się uciec :D odcinek był świetny, miło sobie tak przeczytać na początek tygodnia :)
OdpowiedzUsuń~Skylar
OdpowiedzUsuńJeśli piszesz książkę, to zamawiam dwa egzemplarze!
Odcinek świetny jak zawsze :)
~Czekolaaada
Dosłownie: czytałam z zapartym tchem!
OdpowiedzUsuńKobieto, jesteś genialna, potrafisz tak rozkręcać akcję, że miejscami nie moglam spokojnie usiedzieć :D
Wreszcie Tommy uciekł, czas na Adama. Dobrze mi się wydaje, że Kris będzie miał w tym swój udział?
Ciekawe co też takiego nam powiesz? Teraz przez cały tydzień będę czekać jak na szpilkach, jak zwykle zresztą :D
Boskie.. Kiedy kolejna notka? ^o^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:
~ Kushina